Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2017, 00:58   #35
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 4 - Przyczółek na kraterze

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; lądowisko awaryjne; 3800 m do Checkpoint 1
Czas: dzień 1; g 30:25; 175 + 60 min do Checkpoint 1




Parchom z większymi lub mniejszymi problemami udało się opuścić rozbity w bardzo awaryjnym lądowaniu prom. Zdołali wydostać siebie i swój sprzęt mimo gryzącego dymu z jakiegoś na razie tlącego się pożaru który wykrywały wciąż resztki systemów lądownika alarmując wyciem alarmów. Uszkodzenia były jednak zbyt duże by pokładowe systemy, wypalone przegrzaniem się niewłaściwie ustawionego kadłuba, dobite jego przebiciem i zdruzgotane ostatecznie przy ponaddźwiękowym zderzeniu z gruntem zdołały go zlokalizować i ugasić. Mogli to zrobić jeszcze ludzie ale ci mieli w tej chwili inne priorytety niż ratowanie skazanego na zagładę pojazdu. Ten trzeszczał i chwiał się niebezpiecznie balansując na coraz bardziej usuwającej się pod wpływem dymiącego, rozgrzanego metalu popękanego poszycia. Ile wytrzyma na krawędzi nie było wiadomo ale musiał osunąć się w przepaść na dno krateru raczej prędzej niż później.


Rain o kodzie wywoławczym Black 9, która wylądowała i łagodnie i chyba pierwsza z grupki Black zdołała ostrzec resztę przed zbliżającymi się stworami. Biegnąc a potem przemykając pomiędzy rozsianymi po tej przykraterowej równinie głazami widziała jak po kolei przez wyrwane przez jeden z pancerzy wspomaganych drzwi lądownika kolejne Parchy po kolei wydostają się na zewnątrz. Nadlatujące stwory jednak poruszały się bardzo szybko i gdzieś z kilometrową przestrzeń pokonały kilkukrotnie szybciej niż gdyby ludzie mieli pieszo pokonać taką odległość. Poruszały się na tyle prędko, że wydobywające się z wraku Parchy, wciąż zbierające siebie i swój sprzęt miały poważnego konkurenta w wyścigu do niej.


W ostatniej prawie chwili za wrak wybiegli Bradley, Owain i Krunt. We czwórkę zdążyli zareagować na tyle szybko, że przyjęli na siebie główny ciężar odparcia napastnika. Black 4 pierwszy zajął pozycję za kamieniem i pierwszy z powypadkowych Parchów mógł razem z Rain dostrzec obce stwory. Na jego zwiadowcze oko leciały już w zasięgu karabinków choć wciąż nie broni krótkiej jaką dysponowała Black 9. Leciały jednak bardzo szybko i gdy po chwili obserwacji dołączyli do nich Bradley i Krunt stwory już były cholernie blisko!


Black 1 z ponownie podpiętym zestawem broni ciężkiej tym razem skorzystała z kompaktowego granatnika do odparcia ataku. Jako profesjonalny operator broni ciężkiej w mgnieniu oka wzięła niezbędne poprawki i w ostatniej chwili zmieniła pocisk w granatniku ze odłamkowego na zapalający. Posłała go precyzją jaka zdarzała się na symulatorach ale w realiach prawdziwej walki dość rzadko. Pocisk eksplodował niecałą setkę metrów od nich i wraku. Rozległ się błysk, huk i prawie od razu w powietrzu pojawiła się kula ognia która rozszarpała stado na boki jak rozbity o chodnik balonik z wodą. Efekt był natychmiastowy. Nawet z tej odległości doszedł do ludzkich uszu przeszywający skrzek agonii latających straszydeł. Wiele płonących fragmentów ciał i nawet całych ciał spadało w chmurze płonącego deszczu na jałową przykraterową równinę.


Idealnie dobrana do taktyka, broń i ich praktyczne zastosowanie sprawiły, że stado znacznie stopniało. Pojedyncze sztuki, nawet te które ocalały nietknięte kulą eksplozji zostały rozrzucone w przestrzeni. Te które zdołały wyrównać lot znów zaczęły pikować w stronę celów na ziemi. Rzucany ręcznie granat miał wielokrotnie mniejszy zasięg niż ciśnięty przez mechanizmy granatnika ale to nadal był taki sam granat. Black 4 z zimną krwią wyczekał do “odpowiedniego momenty” i cisnął w przestrzeń ręczny pocisk gdy uznał, że “to już”. Jego trafienie na o wiele mniejsze już stado również okazało sie skuteczne. Obydwa granaty na tyle zmasakrowały lecące stado, że co prawda pojedyncze sztuki doleciały do lądownika i obsadzających okolicę Parchów ale pojedyncze sztuki nie były realnym zagrożeniem dla uzbrojonych i gotowych do walki ludzi. Poradzili sobie z nimi pojedynczymi trafieniami czy w z broni palnej czy ręcznej. Choć nie uszło uwadze, że pojedyncze stworki była małe, ruchliwe i dość trudne do trafienia. Jednak po powitaniu ogniowym parchatych grenadierów było ich zbyt mało by coś zdziałać. W efekcie po chwili dziewiątka Parchów była już wolna i nadal mniej więcej w jednym kawałku. Do pełnego składu jaki wsiadał na pokład promu kilkadziesiąt kilometrów wyżej na orbicie brakowało tylko Zcivickiego. Skany Obroży wskazywały, że wciąż żyje tak samo jak jego komunikaty.


W tym czasie Vaugh i Terance zdołali wynieść drona. Jak szybko obejrzał go na zewnątrz dr. Percival był uszkodzony ale nadal powinien być zdatny do lotu. Obaj też osłaniani przez Diaz i Ortegę zdołali użyć środków medycznych, Black 3 preferował medpaki a 6 klasyczne bandaże. W obu wypadkach jednak te działania okazały się skuteczne. Gdy dotarły do nich pierwsze i jak się szybko okazało ostatnie stwory ze zmasakrowanego granatami zapalającymi stada jako ostatnia wyczłapała się na zewnątrz Nash i wsparła ich w zbożnym dziele odpierania latającej inwazji. Mało który przebił się przez zasłonę jaką dawała im para Latynosów w sojuszu ze Złotooką. Choć stworów było już zbyt mało i były zbyt blisko by mogła użyć z sensem i bez ryzyka przygotowanego granatnika.


Po chwili gdy ostatnie stwory zostały dobite mieli chwilę na ogarnięcie sytuacji. Wyszli ze starcia właściwie bez szwanku. Byli na pograniczu zewnętrznej korony krateru. Więcej stworów w zasięgu wzroku nie było. Prom się zachwiał ostatecznie i ze zgrzytem i jękiem dartych blach przegibał się ostatecznie i runął w przepaść zostawiając za sobą wyryty w ziemi i wypalony w trawie rów ozdobiony mniejszymi i większymi fragmentami poszycia i innych elementów jakie oderwały się przy zderzeniu i potem oddarły w brutalnym procesie hamowania awaryjnego. Vaugh w końcu zdołał uruchomić swojego drona który wzbił się w powietrze.


Zcivicki w tym czasie próbował zniknąć. Kamuflaż egzoszkieletu zwiększał jego szanse na sukces w tym przedsięwzięciu. Ale zwiększał go w porównaniu do standardowych środków pola walki nie miał pojęcia czy na te nadciągające stwory też zadziała tak jak na ludzi i ich sprzęt. Ci w górze chyba uporali się tam u siebie z tym co tam mieli. Na pewno wszyscy jeszcze żyli i byli raczej cali. W tym łomoczącym i odbijającym się po zboczu krateru ich nie było. Przynajmniej to mówiły czujniki Obroży. Sam wrak lądownika z coraz większym impetem osuwał się majestatycznie po zboczu niczym jakieś olbrzymie sanie. Aż potem gdy fragment zbocza był prawie pionowy ucichnąć na moment gdy swobodnie spadał w ciszy. By po chwili zderzyć się ze skalnym występem i buchnąć płomieniami w zgrzycie zgniatanego i rozpadającego się metalu. Wreszcie zaczął odbijać się i koziołkować po kolejnych, niższych partiach zbocza. Gdzieś przy tych uderzeniach płomienie musiały sięgnąć do czegoś łatwopalnego lub eksplodowały ładunki wybuchowe z systemu autodestrukcji i w połowie zbocza eksplodował. Eksplozja rozerwała wrak na niezbyt rozpoznawalne fragmenty które nadal płonąc, osuwał się w lawinie płonących szczątków metalu, plastiku i strąconych pomniejszych lawin kamieni.


Black 0 w trakcie taktycznego odwrotu w stronę ściany krateru miał chwilę na zebranie myśli i wstępne szacowanie strat i ich sytuacji. Po pierwsze nie mieli jeszcze strat bezpowrotnych i wszyscy nadal nadawali się do walki. To wiedział z czujników Obroży nawet bez rozmów z innymi Parchami tak samo jak oni wiedzieli to o nim. Po drugie lądowanie było bardzo awaryjne ale Krunt wyprowadziła lądownik z kompletnej katastrofy. Gdyby nie wyhamowała pędu tak bardzo nawet spadochrony by im nie pomogły. Pęd przy pewnych prędkościach po prostu by je zniszczył i nawet po katapultowaniu spadliby na dół jak kamienie. Mimo to zniosło ich mniej więcej na południe o jakieś pół kilometra od oryginalnej LZ. W efekcie zrobiło się do przebycia do Checkpoint 1 o te pół kilometra dalej. Co więcej i LZ i Checkpoint 1 były prawie idealnie na północ od ich pozycji o te prawie 4 km. Ale 4 prawie 4 km to pokazywała Obroża w linii prostej bez uwzględnienia tego jaki teren i przeszkody są na tej linii prostej. Ani nie zawracając sobie głowy tym, że po tej linii może nie da się iść i trzeba nadłożyć drogi. Czas uciekał a odległość nie skracała się.


Zdołał zorientować się, że stwory jakie dostrzegł maszerują właśnie z północy. Całe cholerne stado. Główny trzon stada poruszał się bliżej krawędzi dżungli niż ściany krateru. Widział tam te skakuny co go powitały. Co najmniej z kilkanaście. Po parchowej terminologii były z pogranicza kategorii małej czyli “sierżantów” i średniej czyli “poruczników”. Podobnie jak te z fortpoczty powinny być na jedno, karabinkowe trafienie choć szybsze i zwinniejsze od ludzi. Dostrzegł też jednak z kilka wyraźnie większych sztuk. Te już pewnie podpadały pod klasę “major”. Już zdecydowanie większe i cięższe od człowieka i bardziej od niego odporne na wszelakie ataki. Ich też musiało być chyba z pół tuzina. Na pograniczu dżungli dostrzegł jednak większy kształt. Naprawdę wielki, na dobre pół tony. To już mógł być nawet i “pułkownik”. Ta klasa była już sporym wyzwaniem nawet dla uzbrojonych o dobrze wyekwipowanych i Parchów i żołnierzy. Walka z nim przypominała już bardziej walkę z lekkimi pojazdami czy ruchomym punktem oporu niż pojedynczymi żołnierzami. Otaczały go niektóre pomniejsze poczwary. Zaś przez trawę i nad nią przesuwała się poza tymi policzalnymi sztukami także rój małych, zwinnych stworzeń, cała chmara drobnicy. Czasem widać było jak skazą na czy z krzaków lub pojedyncze drzewa, ale od większości po prostu uginała się trawa która w zdecydowanej większości kryła je przed wzrokiem Zcivickiego. Choć pewnie reszta jego grupy z wyższej pozycji mogła już mieć na nie namiar i lepszy od niego punkt widokowy.


Zauważone stado było spore. Pełnowymiarowe. Powinno mieć swojego lidera, swojego alfę podobnie jak każde ziemskie stado zwierząt. Zazwyczaj był nim największy lub któryś z większych osobników bo inteligencja u potworów najczęściej była proporcjonalna do wielkości. Te najmniejsze miały inteligencje i zachowanie zbliżoną do ludzkich insektów czy drobnych zwierząt. Średnie już bywały cwane jak zwierzęta uważane w ziemskiej faunie za cwane właśnie. Ale dużym osobnikom zdarzały się już zachowania zdradzające przebiegłość graniczącą w pobliżu świadomości i inteligencji w ludzkiej skali. Niesprawdzona plota głosiła, że królowe w swoich ulach mogą być już nawet świadome i zdolne do planowania. Ponieważ jednak walka z bestiami niezbyt sprzyjała obserwacji w naturalnym środowisku większość danych o potworach dotyczyła ich zdolności bojowej i zachowania się w walce. Niemniej tak duże stado jakie obserwował Zcivicki mogło się już pokusić o lidera klasy “generał”. Taki stwór potrafił mieć już gabaryty oscylujące wokół tony a zdarzały się i większe. Żadnego takiego stworzenia Black 0 jednak nie dostrzegał. Stado jednak pędziło pewnie i bez wahania minimalnie dekoncentrując się eksplozjami i strzelaniną na szycie korony krateru czy eksplodującymi przed chwilą resztkami wraku lądownika.


Czoło stada dotarło już prawie do podnóża ściany krateru. Zboczyło z pierwotnego kierunku mniej więcej równoległego do tego zbocza i teraz celowało wprost na nią. Zupełnie jakby wabił je albo wrak albo Parchy na koronie krateru. Część lataczy poderwała się od pędzącego przez wysoką trawę stada i ruszyła pionowo w górę. Zcivicki jak na razie został albo nie dostrzeżony albo zignorowany. Bez żadnego liczenia wiedział, że jest zbyt blisko i przeciwnik jest zbyt liczny by w pojedynkę jakikolwiek człowiek miałby szansę przetrwać ewentualną walkę z tym stadem.


Grupka dziewięciu osób w zbliżonych uniformach i takich samych Obrożach przetrwała upadek z orbity, awaryjne lądowanie, gorączkowe wydostawanie się z wraku i atak latających maszkar. Ale nie był to koniec atrakcji. Mimo, że pogoda była bezchmurna i można było w ten tropikalny ukrop podziwiać swobodnie gigantyczną tarczę planety Yellow którą obiegał księżyc na jakim wylądowali to jednak okoliczności niezbyt temu sprzyjały. W oddali, w centrum krateru widzieli budynki i eksplozje. Dobiegało z stamtąd wytłumione ale nadal słyszalne odgłosy walki z licznym użyciem broni ciężkiej. Śmigały tam smugi rakiet, eksplodowały pociski artylerii i broni zespołowej piechoty, waliły kreski broni maszynowej a budynki były trawione pożarami i dymem lub zdradzały różny stopień dewastacji i ruiny. Niektóre wydawały się całe a gdzieniegdzie płonęły żywym pożarem lub ziały po nich wyrwy kraterów i sterty gruzów.

Grupka Parchów miała zajęcie jednak o wiele bliżej. Z góry korony dostrzegli w dole stado potworów. Mieszanina drobnicy, średnich i kilka większych sztuk. Najbliżej nich były znane już im latacze. Poderwały się od dna krateru i były już gdzieś w połowie wysokości urwiska. Urwisko nie sprzyjało wspinaczce ale dla ludzi. Choć ostrożny i sprawny wspinacz pewnie dałby radę pokonać kilkuset metrowe zbocze w obie strony więc i dla stworów było to możliwe. Nawet tych które nie umiały latać. Najbliższe latacze były na tyle blisko, że powinny do nich dotrzeć w ciągu kilkunastu sekund, może góra pół minuty. Te stado było liczniejsze od tego które właśnie zlikwidowali albo było bardziej rozciągnięte i sprawiało takie wrażenie. Pozostałe osobniki które jeszcze były gdzieś na dnie krateru u podnóża zbocza też były liczne na jakieś kilkanaście policzalnych sztuk i całą chmarę drobnej, rozpędzonej biomasy. Zagrożenie, zbliżało się nieuchronnie a odległość od Checpoint 1 nie spadała. Nadal pokazywała 3800 m. W przeciwieństwie jednak do odległościomierza stoper działała poprawnie i odmierzał czas do uruchomienia ładunków wybuchowych w Obrożach. Pozostało im 175 min + 60 min rezerwy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline