Eryk, korzystając z zamieszania przy rozbijaniu obozowiska, podszedł z ociąganiem do Silke, gdy nikt nie był za blisko.
- Słuchaj, ja… ja przepraszam - zająknął się cicho. - Nie przewidziałem tamtego zagrożenia z Urgothem… Gdybym przewidział, nigdy bym do tego nie dopuścił... - zagryzł nerwowo wargi.
- Nie szkodzi. Zupełnie - Silke naprawdę nie wyglądała na przejętą czy obrażoną. - Plan był wspólny. A wyrywanie się z objęć obmierzłych amatorów mam nieźle przećwiczone… Mój ojciec prowadził karczmę w Everlund.
Eryk długo, głęboko odetchnął z ogromną ulgą.
- Dziękuję… I no właśnie, chciałem z tobą jeszcze o czymś pomówić. Może gdzieś tu usiądźmy, żebyśmy mogli porozmawiać w spokoju - zaproponował Eryk.
Gdy już usiedli, Eryk kontynuował:
- Najpierw może jedna sprawa bieżąca. Tam, gdzie znaleźliśmy ten nieszczęsny orkowy list, Louie znalazł też mapę fragmentu Srebrnego Lasu z zaznaczonym miejscem… Bo tobie chyba nikt jeszcze o tym nie mówił. W końcu ciągle coś się dzieje. A poza tym...Chciałem z tobą porozmawiać o Everlund - zaczął temat. - Nie było mnie tam, gdy miasto zostało zaatakowane. Możesz mi powiedzieć cokolwiek o tym, co działo się po upadku miasta? Albo i w trakcie walk. Słyszałaś coś o władzach? Wiadomo, czy przeżyli, czy był taki chaos, że nikt nic nie wiedział?
- Przykro mi, ale wiem niewiele więcej niż ty… Jeszcze przed atakiem wielu cywilów zaciągnęło się do hufca pomocniczego przy zebranej w okolicy Srebrnej Armii - ja też, służyłam jako sanitariuszka, chyba już wiesz - Silke niechętnie wracała do tych wspomnień, ale czuła że jest winna odpowiedź - Tak naprawdę gdy miasto padało byliśmy już w pełnym odwrocie, więc jedyne co widziałam to ognista łuna. Sama nie wiem nic o swoich bliskich.
Eryk wziął leżący obok kamień i rzucił go z wściekłością.
- Ja o swoich bliskich już się dowiedziałem… - powiedział z goryczą. Zamilkł na chwilę, po czym znów się odezwał. - Nie żyją… - mruknął. - Nie chcę wracać do tego myślami. Myślę, że powinnaś jeszcze o czymś wiedzieć… jeśli jeszcze nie wiesz. Znajomy setnik z Everlund mówił, że spora grupa uchodźców z naszego miasta ruszyła na południe, w okolice Yartaru… Nie wiem, co dalej się z nimi stało, ale jeżeli trafisz do Everlund i nie znajdziesz tam swojej rodziny… to jest jeszcze nadzieja - powiedział cicho.
W twarzy dziewczyny coś jakby drgnęło. Do tej pory była raczej wycofana i nieobecna, ale teraz zaświeciły się jej oczy gdy westchnęła - Moja rodzina… Naprawdę nie byłeś nigdy Pod czarcim kosmykiem? Może i racja że nie byłeś, bo tacy jak ty mogli spodziewać się tam niezłego łupnia… - Silke uśmiechnęła się kończąc, by Eryk nie zrozumiał jej źle.
Eryk uśmiechnął się smutno.
- Kto wie… Jeszcze przed wojną może bym tam pasował… albo może bym wrócił z kolegami oddać… - uśmiech stał się krzywy. Widocznie Eryka ukłuł jego własny żart. - Co zamierzasz, tak w ogóle? Znaleźć rodzinę? A jeżeli się uda… Myślałaś, co potem? - zapytał.
- Jakby to ująć… Jeżeli mój ojciec i jego chłopaki żyją, to prędzej oni znajdą mnie niż ja ich. To po pierwsze - dziewczyna lekko żachnęła się, zniecierpliwiona wyznaniami - Po drugie, śmierć zajrzała mi w oczy pod Yartar i wtedy zjawił się ten kruk, a z nim cała magia. Jeżeli myślałeś, że przed wojną udawały mi się takie sztuczki, to nie, tak nie było. To coś się do mnie przyczepiło i pojęcia nie mam, czego może ode mnie chcieć… Myślę że mam większe problemy niż układanie strategii - dodała niezbyt pewnie i spojrzała z ukosa na Pogwizda, który akurat zataczał kręgi nad ich głowami.
- Rozumiem… - zamyślił się Eryk. - A właściwie… to nie rozumiem. Ale chyba wolisz już zmienić temat? - dodał.
Silke odpowiedziała kiwnięciem głowy i oddaliła się w stronę obozu. Eryk przez chwilę siedział w zamyśleniu, aż poczuł, że jeszcze chwila, a zaśnie. Wstał więc i ruszył w stronę reszty grupy. |