Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2017, 20:35   #20
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Około 3 nad ranem Sophie została odwieziona do hotelu przez tajemniczego kierowcę i Jamesa, który bezczelnie poszedł spać zaraz jak wsiedli do pojazdu. Nie uchylił nawet powieki, gdy wysiadała, choć była gotowa przysiądz, że nie spał. Znalazła się więc oto przemoczona, szczekająca zębami, mokra i śmierdząca mułem przy wejściu do 5-cio gwiazdkowego hotelu.

Westchnęła ciężko, przez chwilę wpatrując się w piękne przeszklone drzwi. Wiedziała jedno. Jej wygląd nie poprawi się od stania na zewnątrz, a zdrowie może się pogorszyć. Spokojnym krokiem weszła do środka i ruszyła w stronę wind. Uznała, że lepiej ubrudzić jedną windę niż schody na wszystkich kondygnacjach.

Przeszła obok recepcji wzbudzając coś na podobieństwo obrzydzenia w oczach jej ulubionej recepcjonistki. Napompowane usta zacisnęły się ale w ogóle nie zmniejszyły przy tej okazji. Sophie uznała to za swego rodzaju fenomen. Weszła do windy i tylko usłyszała, że recepcjonistka woła sprzątaczkę.

Już na korytarzu trzeciego piętra zdjęła kurtkę. Czuła jak zimna woda z włosów płynie po jej i tak przemoczonych plecach, wzbudzając tylko kolejne fale dreszczy. W butach jej chlupotało. Będzie musiała sobie kupić porządniejsze buty i strój. Tylko kiedy.
Wykończona weszła do pokoju i nie zapalając światła zaczęła przy drzwiach zrzucać z siebie mokre rzeczy. Ciepły prysznic to jedyne co miała w głowie. Strumienie gorącej wody ogrzewające jej ciało. Ciekawe czy Andre lub Ankh przewidywali urlop zdrowotny. Dygocząc przeszła do łazienki. Dopiero gdy poczuła na skórze gorącą wodę jej ciało uspokoiło się lekko.
Nago wróciła do pokoju. Zgarnęła broń i wrzuciła ją do szuflady. Jak nigdy, owinęła się szczelnie kołdrą. Normalnie pewnie władowałby w siebie jakąś aspirynę, ale nie miała pomysłu skąd niby miałaby ją wziąć w Wiedniu. Po dłuższej chwili zasnęła.

***

No i stało się. Przeziębiła się. Tak zwyczajnie, po ludzku. Nawet Eliottowi chyba było jej żal, bo gdy tylko ją zobaczył, poza śniadaniem przyniósł też paczkę lekarstw. Póki co jednak z nosa ciekło jej jak z kranu, a ciało, które trawiła gorączka, raz po raz przechodziły dreszcze. Sophie zajęła miejsce w jednym z foteli w saloniku, owinąwszy się wcześniej jakimś,wyproszonym u obsługi hotelu, kocem. Elliott załatwił jej herbatę. Z wielkim opakowaniem chusteczek i książką, ubrana w chyba wszystkie swoje ciepłe rzeczy, czuwała pod pokojem Andre. Miała spore obawy, jeśli chodzi o jej wieczorny trening.

Z każdą godziną czuła się gorzej. Bolały ją w dodatku wszystkie kości. Co gorsza, uświadomiła sobie, że z jakiegoś powodu wczoraj nie czekała na nią fiolka z krwią Andre. Czyżby zapomniał? Jego prawo, szkoda, że akurat w taki dzień. Wreszcie nadeszła upragniona godzina 16. Sophie, nie mając siły by zejść na dół, zamówiła obiad do swojego pokoju. Właściwie to tylko zupę, bo czuła, że więcej i tak by nie przełknęła.

Chciała zjeść szybko gorącą potrawę i złapać choć odrobinę snu. Po cichu liczyła też, że jeśli nie odbierze wezwania na trening, to może tego dnia jej odpuszczą. Nic jednak bardziej mylnego. Pod talerzem z zupą leżała serwetka, a na niej wyjątkowo czytelnie napisane drukowanymi literami: BĄDŹ PRZED HOTELEM O 18:03.

***

Sophie spróbowała się chwilę zdrzemnąć licząc na to, że to odrobinę poprawi jej stan. Ustawiła najgłośniejszy budzik i jakoś zwlokła się z łóżka tuż przed 18-tą. Założyła kilka warstw ubrań i resztkami sił doprowadziła siebie na parter. Czekała w środku i dopiero punkt 18:03 wyszła na zewnątrz.
Tym razem to James po nią podjechał.Mężczyzna uśmiechał się jak zwykle promiennie.
- Ślicznie wyglądasz - zagadał, otwierając drzwi.
Sophie zajęła miejsce pasażera. Miała gdzieś czy go zarazi, czy nie. Jej ciało przeszyła kolejna fala dreszczy.
- Za to ty wyglądasz jak zwykle. - Skrzyżowała ręce, trąc dłońmi swoje ramiona. Po chwili sięgnęła i podkręciła ogrzewanie w aucie, nie pytając trenera o pozwolenie. - To gdzie dzisiaj?
- Dziś będzie ostateczny test. - odpowiedział Rossell, a uśmiech z jego ust zniknął - Dokonasz egzekucji.

Sophie przeszły dreszcze. Nie była pewna czy przez gorączkę, czy przez to co powiedział James. Zerknęła na mężczyznę, ale nic nie powiedziała. Miała złe przeczucia… bardzo złe przeczucia.

Mężczyzna nic więcej nie tłumaczył, za to podgłośnił radio jakby chcąc przegnać myśli, które krążyły po jego głowie. Ku lekkiemu zdziwieniu Sophie zaparkowali pod budynkiem Filharmonii, gdzie w ogóle poznała swojego trenera. Tym razem weszli jednak od strony zaplecza do budynku.
- Wiesz, jak to wygląda. Eliminujemy tych, którzy zagrażają Radzie lub Maskaradzie jako takiej. Twój cel stanowi zagrożenie. Więcej się nie dowiesz i dowiedzieć się nie musisz. Jeśli masz jasne rozkazy, działasz jak na żołnierza przystało. A że masz doświadczenie, to liczę, że będzie to dla ciebie bułka z masłem. - uśmiechnął się lekko, otwierając drzwi przed kobietą.
Co zastanawiające, nie sprecyzował jednak czy chodziło mu o doświadczenie służenia w armii, czy w zabijaniu.

Sophie w ciszy podążała za mężczyzną. Szła z dłońmi w kieszeni, powstrzymując ich drżenie. To nie był dobry dzień na cokolwiek. Między innymi na zabijanie. Teraz bardzo niepokoiło ją, że Andre nie dał jej krwi. Jeszcze bardziej to, że niedawno zabiła na jego polecenie wampira. Czy jest szansa, że Burth stał się tym samym zagrożeniem dla Rady?
- Kto jest moim celem? - Jej głos był spokojny, lekko zachrypnięty od kataru. Nie powstrzymywała tego. Oszczędzała siły na to co miała zrobić.
- Nie słuchałaś mnie? - pytanie Jamesa było z pozoru zadane beztroskim tonem, ale wyczuła w nim ten sam chłód, gdy nie wykonała jego polecenia od razu przy beczkach.
~Słuchałam ale warto było zaryzykować.~

Powstrzymała westchnienie.
- Nie było pytania. - Weszła przez otwarte drzwi, wyostrzając wszystkie zmysły. Wyjęła ręce z kieszeni i rozpięła kurtkę by mieć łatwy dostęp do kabury. W tych ciuchach w operze, mogła pomarzyć o prostej robocie.

Widząc jej gest, Rossell położył dłoń na jej dłoni.
- Zrobisz to bez brudzenia. I na bogów... nie wykonuj takich gestów w pomieszczeniu, gdzie jeszcze mogą być kamery.

Mężczyzna poprowadził Sophie do przebieralni, lecz tym razem nie do tej, gdzie rozbiła lustro, lecz innej, wyglądającej na nieużywaną praktycznie. Tutaj za ogromnym kontuarem okazało się być ukryte zejście do podziemi.
James podał latarkę kobiecie, po czym sam włączył swoją i ruszył jako pierwszy.

Jakich gestów? Powstrzymała się od grymasu. To normalne że rozpina się kurtkę w pomieszczeniu. Chwyciła latarkę i ruszyła za trenerem.

Zeszli po schodach, by stanąć przed okutymi drzwiami.
- Tutaj cię zostawiam i tylko przypomnę, że jedyne co masz zrobić, to dokonać egzekucji. Ciało ma pozostać nietknięte, dlatego użyjesz tego - wcisnął w dłoń kobiety nieduże pudełko - Mieszanina toksyn i środków przeciwbólowych. Może nie będzie ładnie wyglądać, jak będzie umierał, ale nie powinien cierpieć. Twoje zadanie to wejść do środka, wykonać robotę i wyjść.
- Potem wrócisz do hotelu. Beze mnie. Jeśli uznamy, że się nadajesz, dowiesz się. Jeśli nie... lepiej byś nigdy o nas nie wspomniała nikomu spośród żywych. - spojrzał na nią znacząco, po czym dodał nieco łagodniej - Powodzenia, Sophie.

Kobieta chwyciła pudełeczko i bez słowa weszła do pomieszczenia, które okazało się długim korytarzem. Dopiero za kolejnymi drzwiami znalazła się w pomieszczeniu, do którego ostatnio zeszła przez szyb. To tutaj spotkała Jamesa po raz pierwszy. Tym razem jednak nie było stolika z jedzeniem, nie było świec. Było tylko jedno krzesło a na nim związany mężczyzna z workiem zarzuconym na głowę.

Kobieta wyjęła strzykawkę z pudełka i podeszła skazańca. Drżała, ale zwaliła to na gorączkę. Jednym ruchem zerwała z jego głowy worek. Tak jak się obawiała... znała go. A jednak w pewnym sensie poczuła ulgę. To nie był Andre tylko Martin.
- Abi? - zdziwił się, widząc kobietę, a po chwili na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. - Abi! Co ty tu robisz? Też o nich wiesz?

Mężczyzna rozejrzał się skonsternowany. Schudł nieco od ostatniego czasu gdy... się widzieli.
Kobieta chwyciła jego twarz. Był taki uroczy. Czy złapali go wtedy na przyjęciu, gdy zwróciła uwagę na blond czuprynę? Patrzyła w te błękitne oczy, przypominając sobie moment gdy widzieli się po raz ostatni. Jego uśmiechnięta twarz i wysportowane ciało rozciągnięte na łóżku. Jego ciepło w niej, gdy się kochali. Czyli odkrył ich i musiał zginąć?

Patrzyła na niego spokojnie. Kim był dla niej? Nikim. Ciepłą i przyjemną przygodą.
- Nawet nie wiedziałeś ile będziesz miał do stracenia. - Nie dając mu odpowiedzieć, wbiła strzykawkę w jego szyję.

Powoli odsunęła się, obserwując mężczyznę.
Przyglądał się jej, próbując zrozumieć, a potem się zaczęło. Wyglądało to jak atak padaczki z charczeniem i toczeniem piany włącznie. Nie było to jednak długie widowisko. Po pół minuty ciało mężczyzny zwiotczało zupełnie, a jego głowa zawisła bezwładnie ponad przytrzymującymi go na krześle więzami.
Sophie poczuła jak jej ciało przeszyła kolejna fala dreszczy. Chwilę obserwowała zwiotczałe ciało. Przymknęła oczy wyobrażając sobie jak blondyn się do niej uśmiecha i opuściła pomieszczenie drogą, którą tu przyszła. Czuła jak robi się jej zimno. Dreszcze nie dawały jej spokoju. Zabiła bo taki był rozkaz. Jednak cały czas myślała czy jest ktokolwiek kogo nie byłaby w stanie zabić… ktokolwiek przy kogo egzekucji by się zastanowiła. John… Elliott… no i Andre. Tego wampira nie mogłaby zabić, prędzej sama wbiłaby sobie tą strzykawkę. Nagle zalała ją fala gorąca, a chwilę po niej zaatakowały dreszcze. Musiała się oprzeć o fasadę budynku. Chwilę zbierała siły po czym ruszyła dalej, na piechotę w stronę hotelu. Musiała iść. Czuła, że tyle jest winna Martinowi. Czemu czuła, że jest mu cokolwiek winna.


Nie była pewna, o której dotarła do hotelu. Było ciemno, chyba niezbyt późno bo miasto było pełne ludzi. Niektórzy pytali czy jej nie pomóc, ale wymijała ich i szła dalej. Wparowała do hotelu i na oczach przerażonej recepcjonistki zaczęła się wspinać po schodach. Szła na autopilocie, już nie do końca rozumiejąc co robi. Gorączka trawiła ją. Jej wzrok był coraz bardziej zamazany. Gdy weszła na trzecie piętro nie skierowała się do swojego pokoju tylko do saloniku, w którym pewnie czuwał Elliott. Wparowała tam nie pukając i zemdlała.
 
Aiko jest offline