Wątek: Strefa Junty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2017, 00:59   #7
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Aż do przedmieść Kampong Cham jechali bez dalszych przeszkód, poruszając się wzdłuż rzeczki, przez coraz bardziej zaludnione obszary. Miasto z przeprawą było trzecim co do wielkości w Kambodży co brzmiało dobrze dopóki nie dowiedziało się, że to ciągle jedynie sto czterdzieści tysięcy mieszkańców. Osiemnastomilionowy kraj skupiał się ciągle głównie na wsi, w ciągnących się wzdłuż dróg osadach oraz stolicy. Mimo to stolica regionu zaludniona była gęsto, choć domy były głównie pojedyncze, stawiane na palach, głównie zbudowane z drewna. Przejechali przez przedmieścia z prawej strony rzeki, nie będące jeszcze na dobrą sprawę miastem i musieli zastanowić się co dalej. W Kampong Cham znajdowała się jedyna w okolicy samochodowa przeprawa na drugą stronę rzeki. Przeprawa mocno zaludniona - częściowo cywilami, częściowo sprzętem wojskowym i żołnierzami. Trwała jakaś mobilizacja i przemieszczanie wojsk. Na zachód ciągnęło tylko wojsko, jego przepływ kontrolowali żołnierze ustawieni na i przy drodze. I było jasne, że według każdego rozkazu to nie cywile mieli pierwszeństwo.
- Skontaktujmy się z przewodnikiem może nam podpowie jak najszybciej przeprawić się na tamtą stronę rzeki. - Stwierdziła Valerie sprawdzając na mapie całe miasto i ewentualne inne możliwości przeprawy w okolicy.
- Nie zbudowali tu za dużo mostów, to miasto wygląda na strategicznie cholernie ważne. - Crack zatrzymał samochód, zdejmując noktowizor. Nie był już potrzebny, w okolicy było sporo świateł. - Sądząc po tym, jak nie boją się robić takiej przeprawy, ta druga strona nie dysponuje lotnictwem. Umówię go przy tych domach na północ od mostu.

Musieli trochę na niego poczekać. Lloytz przeparkował tam samochód, zatrzymując się nieco za osadą. Ruchy wojsk wcale nie zmniejszyły ciekawości tutejszych, ale najemnik wydawał się ich ignorować. Tu już nie wszystkie domy miały wygaszone światła, pomimo stanu zagrożenia i późnej pory. Minęła mniej więcej godzina, kiedy na drodze pojawił się skuter. Siedział na nim mężczyzna w klasycznym słomkowym kapeluszu. Nie miał na sobie nawet koszuli, jedynie spodnie w kolorach dżungli oraz solidne buty. Przez plecy przewiesił sobie dużą torbę na pasku. Wiedział dokładnie gdzie jedzie, bo zatrzymał się przy ich samochodzie i zeskoczył z siodełka, gasząc skuter i wpychając go w krzaki.
- Samay Veha - przedstawił się, podając im rękę. - Jeszcze dwie godziny temu miasto nie było zablokowane, inaczej od razu bym oponował przed wyznaczeniem tam spotkania.
Dobrze mówił po angielsku, niemal bez tutejszego akcentu, choć wyraźnie wywodził się z tych stron. Wzrostu Shade, miał ciało nawykłe do ruchu, ale nie podnoszenia ciężarów. Jego wzrok przesunął się po ich obojgu i nie wykazał zdziwienia na widok kobiety.
- Cóż - zwiadowczyni wzruszyła ramionami - Jak nam powiedziano, sytuacja na froncie zmienia się co godzinę. - Valerie Rusht, ale mów mi Shade - przedstawiła się pierwsza.
- Desmond Lloytz. Albo Crack - drugi najemnik uścisnął dłoń przewodnika. Ten krótko przecząco potrząsnął głową.
- Przez ostatnie trzy dni panował chwiejny rozejm. To co się tu dzieje zaraz go zniszczy - Veha obejrzał się na przesuwające się po moście wojskowe pojazdy. Zdjął z pleców torbę i wyciągnął z nich podkoszulek, zakładając go na siebie. - Ciągle można się wydostać, ale wjechać do miasta już nie. Na północny-wschód stąd jest ciągle szansa na prom. Wyłączcie holofony, albo przynajmniej zablokujcie komunikację z sieciami telefonicznymi. Jedni i drudzy mogą z tego skorzystać. Musimy korzystać ze sprzętu na krótki zasięg.
- Nigdy nie trzymam włączonego holofonu w czasie akcji. - Stwierdziła Valerie. - Dostaliśmy krótkofalówki, ale osobiście wolę mikronadajniki douszne.Desmod masz dodatkowy dla Samay'a?
Crack wyciągnął plecak, pogrzebał w nim chwilę i rzucił przewodnikowi małe urządzenie. Ten obejrzał je i włożył do ucha.
- Pamiętajcie, żeby to wyjąć kiedy natrafimy na patrol po drugiej stronie rzeki. Sytuacja jest taka, że tamci twierdzą, że walczą o prawa ludzi. Im bardziej na północ, tym więcej ich popiera. Część wojska stanęła po ich stronie, reszta to uzbrojeni cywile. Drogi są kontrolowane, nie ma mowy, abyśmy wozem prędzej czy później nie zostali zatrzymani. Historia, jaką ich mamimy? Oficjalnie pochodzę z północy, jestem po ich stronie. I lepiej rozmawiajmy w drodze, zanim jakiś nadgorliwiec się nami zainteresuje.
- Też tak myślę - odezwał się Crack, wsiadając ponownie za kółko. - Znasz jakiś sposób na przekroczenie granicy?
- Coś się znajdzie - Samay wybrał tylną kanapę. - Ale żaden nie będzie bezpieczny. Najpierw trzy słowa o was.
- Ostatnio głównie zajmuję się zdobywaniem informacji. - Powiedziała Shade z lekką autoironią. - To nawet pasuje do naszej przykrywki. Ja jestem reporterką z Reutersa. Pozwól, że przedstawię ci się jeszcze raz - odwróciła się do niego wyciągając rękę - Pauline Anthons, Amerykanka, a on jest moim operatorem z Niemiec i nazywa się Hans Gruber. Na zlecenie gazety mamy nakręcić reportaż o tym jak walczycie o prawa ludzi, przeciwko wewnętrznemu uciskowi. - Ostatnie zdanie wypowiedziała z klasycznym bostońskim akcentem, a w stronę przewodnika posłała prawdziwie "bananowy" uśmiech.
- Ja, natürlich! - potwierdził Crack, wsadzając sobie kolejnego skręta do ust i zapalając. Poczęstował przewodnika, ale ten pokręcił głową. - Mają tu inne międzynarodowe lotnisko?
- Nie, jedyne jest w stolicy. Inne obsługują loty tylko małych samolotów - odpowiedział Samay, na co Lloytz kontynuował.
- No to dlatego musieliśmy wjechać samochodem.
- Dobra - Veha potwierdził tę historyjkę. - Ale przez ich chwiejną granicę i tak nie przejedziemy. Łatwiej byłoby wyjechać z kraju i wjechać przez granicę. Możemy też wybrać rajd terenowy po nocy, znam kilka ścieżek. Trzecia opcja to rzeka.
- Podoba mi się pomysł z rajdem - Powiedziała Shade. - Zdecydowanie bardziej wolę poruszać się nocą.
- Dwa pozostałe także można pyknąć nocą - zauważył Veha, szczerząc się do Valerie. - Zwłaszcza w podróży rzeką to dobry pomysł.
- Rajd to znaczy, że najwięcej roboty po mojej stronie - mruknął Crack, wypuszczając dym za otwarte okno. - Jak w coś przypieprzę to wina wasza. Jak rozwalimy ten wózek to małe szanse na nowy.
- Odległości nie są tu aż takie duże, a po dżungli bezpieczniej - Samay ciągle się uśmiechał, nie widząc problemu. - Jedź dalej tą drogą. Najpierw musimy znaleźć prom.
- To mi przypomina, że nie mamy za dużo lokalnej gotówki - Lloytz spojrzał na Shade. - A za darmo to nas raczej nie przewiozą.
- Mam trochę, ale jak uważasz że warto wziąć więcej na wyprawę może da się coś wypłacić w mieście - Valerie popatrzyła na przewodnika.
- Do miasta już nie wrócę, ale mam wystarczająco gotówki na transport - powiedział Veha. - W obecnych czasach miejscowi więcej zrobią za żarcie. Dobra, to skoro mamy chwilę powiedzcie mi więcej o naszych celach i o swoim planie, jeśli już jakiś macie.
- Mamy do zaliczenia pięć celów w obszarze pomiędzy Sandan, Boeng Peae, Rovieng oraz Phaav. Podobno to byłe rezydencje klienta, z których mamy odzyskać kilka drobiazgów. Możesz sobie potem dokładnie obejrzeć mapę. - Zaczęła najemniczka wychodząc z założenia, że dokładna informacja na temat samych przedmiotów nie jest dla przewodnika istotna. Raczej nie będzie wchodził do środka. To było zdecydowanie zadanie dla niej. - Jedziemy tam starając się unikać patroli. Nie wahamy się usuwać po drodze problemów na wszelkie dostępne sposoby. Rozpoznajemy teren i odzyskujemy co trzeba. Decyduj jaka według ciebie byłaby najlepsza trasa naszego przejazdu. Plan modyfikujemy na bieżąco w miarę rozwoju sytuacji.
- Zaczynając od zachodu, przy ostatnich celach mamy najwygodniejszy teren do ewentualnej ucieczki i najbliżej do bezpiecznej strefy - zasugerował Crack, kiedy przewodnik przyglądał się otrzymanej mapie.

- Ale rozpoczynając od Phaav najłatwiej nam się ukryć - Samay podał kontrargument. - Do Phaav dojedziemy wozem, problem będzie później. Pomiędzy nim a następnym celem nie ma bezpośredniej drogi o ile mi wiadomo. Trzeba robić okrężną. Jak nie będziemy do tego czasu wykryci to damy radę, jeśli będziemy, na przykład po zaczęciu od zachodu, to przyjdzie nam zasuwać po dżungli pieszo. Ucieczka spod sanktuarium będzie jednak trudniejsza. Na drogach pojawia się wojsko, ale rzadko na tych przez dżunglę oprócz głównych. Żeby się jednak dostać z Sandan na północ, trzeba użyć krajówki lub butów. Tamtejszy teren zbyt podmokły i zarośnięty, aby dało się samochodem. Gdybyśmy chcieli użyć pojazdu do wszystkich, to najbezpieczniej byłoby zacząć od E, potem C, A, B i na końcu D, kończąc na ucieczce na nogach - zaproponował, dając pod rozwagę swoje przemyślenia.
- Dobrze. W takim razie zacznijmy od wschodu. Jedziemy do Phaav, potem będziemy się zastanawiać co dalej. - Podsumowała ich rozważania zwiadowczyni. - Życie zazwyczaj mocno modyfikuje zbyt długoterminowe plany.
Crack skinął głową na znak, że także nie będzie oponował. Veha rozsiadł się swobodniej, co jakiś czas tylko kierując Lloytzem. Wjechali na naprawdę małe, nierówne dróżki.
- Ten kraj byłby o wiele piękniejszy, gdyby nie kolejni watażkowie skaczący sobie do gardeł - westchnął. - Powiedz, co piękną kobietę skłoniło do wybrania takiej pracy? - zagadnął pogodnie Shade.
- Ależ drogi przyjacielu, to najlepszy sposób na świecie, na stałe dawki najczystszej adrenaliny. - Powiedziała z wyraźnym rozbawieniem. - Wiecznie na haju i jeszcze ci za to świetnie płacą. Nie mogłam się oprzeć.
- Z tym świetnie płacą to bym nie przesadzał - wtrącił ze śmiechem Crack. Samay wyszczerzył się. Wydawał się bardzo przyjaźnie usposobionym człowiekiem.
- Darmowe narkotyki dla pięknych pań, mi też to pasuje - dołączył do ogólnej wesołości. - Nie ma nic lepszego jak podniecona zabójcza piękność!
 
Sekal jest offline