| Rozmowy przy ognisku u stóp wzniesienia z widokiem na - Dwalin, chodź. - powiedział Rond. - Co będziesz sam siedział? Zjemy coś i pogadamy z Abalem. - Zatem chodźmy bracie. Ogrzejemy się przy ogniu i coś zjemy. - Dwalin szybko przyszykował ognisko. Potem podszedł do Abala. - Zapraszam do ognia towarzyszu. - po tych słowach sam przysiadł wyjął z bandoletu (Wilderness Harness) ostrzałkę i miarowymi ruchami zaczął ostrzyć miecz, czekając z rozmową, aż Abal się do nich dołączy. - Zdolnyście, tak szybko rozpalić ognisko, kiedy powietrze wilgotne - nowy znajomy przysiadł się do kuzyństwa. - Abal, jestem... byłem woźnicą, nim ta udręka się zaczęła - wyciągnął zapracowaną dłoń na powitanie.
Dwalin pokiwał głową, krzepko uja podaną dłoń i uścisnął, potem ujął symbol Chantueai. - Dwalin kapłan i wojownik Chauntei, to mój kuzyn Rond wojownik. Z ogniem zaś musiymy umieć się doskonale obchodzić. Obaj zajmujemy się rozgrzanym metalem. Prowadzimy zakład płatnersko-zbrojmistrzowski. Co myślicie o tej zasranej sytuacji. Zawsze niszczyliśmy hobgobliny i gobliny, a teraz oni chcą nas wyrżnąć, lecz mówię wam, tak się nie stanie, póki choćby jeden krasnolud żyje na tych ziemiach. - Przydałby się nam teraz porządny płatnerz - Abal obrócił gwardyjny buzdygan w dłoniach - ta broń nie wydaje się zła, jednak nie chciałbym rzucać się z czymś tak krótkim na cały szereg goblinoidów. - Dlatego potrzebna ci kusza - pouczył Rond. - Każdy w tej grupie powinien mieć kuszę. Jak nie umie strzelać, to przynajmniej nosiłby bełty dla mnie! Ha, co nie? - szturchnął Dwalina. - Przepraszam, jeżeli zasmucam - dodał Abal, zanim Dwalin zdążył odpowiedzieć - ale... zostawiliście coś za sobą, zanim trafiliście do obozu nad klifem?
Zgodnie z obawami, twarz jednego z krasnoludów wyraźnie posmutniała. Rond wziął kawałek pieczonego mięsa i zaczął przeżywać, żeby nie musieć odpowiadać.
Dwalin wzruszył tylko ramionami. - Każdy z nas coś zostawił, lecz nie czas i miejsce by o tym rozmyślać.
Kapłan tylko pokręcił głową. Skończywszy ostrzyć miecz zajął się po kolei sztyletami wyjmowanymi z bandoletu. - Jeśli będzie potrzeba możemy przygotować broń i pancerze, o ile znajdziemy kuźnię lub ją nam wybudują. Wszak jesteśmy krasnoludami i wyrób broni idzie nam, dzięki łasce bogów, szybciej niż ludzkim zbrojmistrzom.
Potem pokręcił głową i szybkim sprawnymi ruchami skończył ostrzenie pierwszego z sztyletów - W chwili obecnej, przy mule w obozie, mam tylko najpotrzebniejsze narzędzia, pozwalające na naprawę bron i zbroii, oraz niewielką ilość materiałów. - Bardzoście pewni swojej profesji - zaśmiał się Abal. - Ja nie potrafię nawet gwoździa wykuć, co dopiero broń czy pancerz. Dobrze, że chociaż tyle mamy, co narzędzia i trochę materiałów. Znaczy, że Tymora się do nas życzliwie uśmiechnęła i wciąż dostrzega. Jeżeli będziecie potrzebowali pomocy przy swoich pracach, powiedzcie, ostatecznie też żem krasnolud - ponownie się zaśmiał, najwyraźniej żarciki się go trzymały tego dnia. - Lepsze to, niż bezczynność. Plątać się wam pod nogami nie będę, o to się obawiać nie musicie.
Abal wyciągnął niewielki bukłak z wnętrza którego wydobył się zapach piwnej goryczki. Wziął łyk, po czym wręczył go Dwalinowi. - Zdrowie. Golnijmy sobie, póki możemy.
Dwalin przyjął bukłak pociągnął, podał Rondowi. Przeciągnął jeszcze kilka razy po ostatnim sztylecie i wsunął go bandoletu. Potem podniósł się znad ognia. - Nie lubię takiej bezczynności. Idę do tego niby dowódcy. Zamelduję - przy tych słowach splunął - że idę na patrol wzdłuż obozu by przepatrzyć teren. Nie ma co siedzieć tu jak zające w bruździe. Może lepsze miejsce na obóz znajdziemy. Idziecie ze mną? Kapłan wojownik podszedł do Albina. - Nie ma co siedzieć tu jak zastrachane trusie. Idę przepatrzeć teren na południe od tego miejsca, może znajdzie się lepsze miejsce na obóz. - Nie. Za chwilę ruszamy dalej w stronę wioski - odparł Albin spoglądając na rysujące się w oddali zabudowania. - Chciałbym dotrzeć tam jeszcze dziś przed zachodem słońca. Jeżeli nam się to uda, to tam założymy obozowisko. Trochę forsownego marszu i będziemy mieli bezpieczne miejsce na noc. Jeżeli opadniemy z sił przed wioską, to trudno, ale to nie zrobi nam większej różnicy.
Dwalin pokręcił tylko głową. - Nim czarodziej z niziołka zlezą z tej górki będzie zmierzchało. Wszak czarodziej miał chyba posłać chowańca na przeszpiegi do wioski. Oni tak lubią szpiegować dobrych ludzi swymi chowańcami. - Nie znam się na tym. Ale wiem na pewno, że jeszcze daleko do zmierzchu. Jak wyruszymy w ciągu kilku minut, to powinniśmy dotrzeć tam na styk - odparł Albin. - Jak tylko tamci wrócą to wyruszamy. Nie wolno nam marnować czasu jeżeli chcemy jutro dotrzeć z powrotem do Bastionu.
Kat skinął na stojącego nieopodal gwardzistę. - Nie wychylając się za bardzo, sprowadź tych naszych zwiadowców. Coś długo ich nie ma, a nie mamy za wiele czasu. Postaraj się zawołać ich tak, by nie zwrócić na nas przypadkiem uwagi jakiejś bandy hobgoblinów.
Gwardzista przytaknął i poszedł po trójkę.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Ostatnio edytowane przez Cedryk : 03-02-2017 o 17:09.
|