Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2017, 23:11   #12
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Kolejne chwile mijały dostarczając coraz to nowych pytań, skąpiąc jednak odpowiedzi. Co stało się z mieszkańcami wioski, jaka przyszłość czekała tych, którzy przeżyli? Te i inne zajmowały umysły tych ostatnich, gdy wraz z towarzyszami, których zrzucił na ich głowy los, wędrowali po cichych jego ścieżkach. Cichych, jednak zdawać się mogło, bynajmniej nie wyludnionych. Wioska może i była martwa w oczach tych, którzy mieli okazję zajrzeć do więcej niż jednej chaty, jednak najwyraźniej ktoś zapomniał jej o tym powiedzieć. Życie bowiem zdawało się kwitnąć w najlepsze, czy to w oborach, czy ogródkach, czy wreszcie w samych domostwach. Okiennice stały otworem, pierzyny grzały się w porannym słońcu i nawet czuć było w powietrzu woń świeżo upieczonego ciasta. Jakby na to nie spojrzeć, święto było świętem. Nawet śmierć, najwyraźniej, nie była wystarczająco silna by stanąć mu na przeszkodzie.
Kim jednak byli ci, którzy odpowiadali za owe działania?

*****


Pytanie to, w sposób szczególnie uciążliwy, kołatało się w głowie Arii. Hugo w końcu pożarł swą przekąskę i wraz ze swym ludzkim wierzchowcem, ruszyła ona dalej, by do końca wykonać polecenie bardki. Melfis, z każdą kolejną, odwiedzoną przez nich chatą, stawał się coraz bardziej milczący. Śmierć witała ich na każdym kroku. Ciała, czy to w łóżkach, czy na podłogach, niezaprzeczalnie były martwe. Tymi, z których ran wciąż płynęła posoka, zajmował się towarzysz wróżki, który najwyraźniej nie miał zamiaru zostawiać ich na deskach ich własnych chat. Nawet jeżeli owa pomoc nie mogła już niczego zmienić. A może mogła? Każdy wszak wiedział, że trupy nie krwawiły. Na te zagwostki nie było jednak odpowiedzi. Podobnie jak nie było jej na coraz częściej spotykane objawy życia.

*****


Na podobny problem natknęła się również Larissa gdy wraz z Zamirem odwiedzała te chaty, które znajdowały się po przeciwnej stronie wioski. Nigdzie nie spotkali żywego mieszkańca, za to na każdym kroku mieli okazję ujrzeć działalność wskazująca na to, że ktoś jednak żyje, ktoś pracuje, nawet, że ktoś się bawi. Kim jednak były osoby odpowiedzialne za owe znaki? No bo w duchy to raczej ciężko było uwierzyć. Nie dość że dzień był to jeszcze, to o ile było im wiadome, duchy zwykle nie gotowały, nie sprzątały ani nie doiły krów. Zamir zdawał się być coraz bardziej zdeterminowany, z każdą chatą, która zbliżała ich do domu Silli. Gdy do niego dotarli zastali jednak tylko trupy. Dwa trupy, należało podkreślić, żadne z nich nie należący do młodej wychowanki Taurusa i Syrii.
- Musieliśmy się rozminąć - stwierdził, sprawiając wrażenie człowieka, któremu kamień właśnie spadł z serca, ale i którego barki przygniótł nowy ciężar niewiedzy co do tego, w jakim stanie znajdowała się jego, o ile plotki prawdę mówiły, wybranka.

*****


I faktycznie, pech chciał, a może po prostu złośliwość losu, że ścieżki obu par nie zetknęły się ze sobą. Maelar, wraz ze swoją towarzyszką, która, nim opuścili chatę posprzątała wpierw ze stołu, dotarli w końcu do domu Milli. Drzwi stały otworem, ukazując obszerną izbę, w której królował solidny, dębowy stół. Gdy weszli do środka, uprzednio oznajmiając swą obecność stukaniem, nie zastali nikogo. Nie znaczyło to jednak, że chata była całkiem opuszczona. W sypialni, która znajdowała się na pięterku, znaleźli bowiem zwłoki Marcusa, a w sąsiadującej z nią, ciała ich dwóch córek, Sarin i Kallisy. Tym jednak, co w sposób szczególny zwróciło uwagę elfa i kotołaczki, był stan, w jakim znajdowała się chata. Okna były otwarte, stół wyglądał jakby dopiero co trzy osoby zjadły przy nim swój poranny posiłek, a w piecu piekły się małe bułeczki orzechowe, z których słynęła Sarin. Co prawda, Milli nigdzie widać nie było, podobnie jak jej ciała, to jednak wątpliwym było, by ona sama ponosiła odpowiedzialność za owe oznaki życia. Pozostawało także pytanie o to, gdzie podziała się bardka.
- Tinder - stwierdziła w końcu Silli, stając na powrót w głównej izbie. - Zawsze się do niej udają, gdy nie wiedzą co robić.
Coś w tym stwierdzeniu prawdy być musiało bowiem nawet Illisir często o wróżce wspominał gdy miał jakiś problem. Nie dało się ukryć, że zielarka była kobietą może i niewielkich rozmiarów za to obdarzoną dużym zaufaniem, a co za tym szło - wpływami.

*****


Powoli, jedno za drugim, z pytaniami kotłującymi się w głowach, zaczęli schodzić się pod rozłożyste drzewo będące domostwem wróżki. Jak zwykle, gdy kłopoty przerastały członków rady, z jakiś powodów zbierali się oni właśnie u Tinder. Tym jednak razem, wróżka nie mogła nikomu pomóc. Jak się wkrótce okazało, nie mogli także pomóc członkowie rady. Ci bowiem, ku zaskoczeniu zarówno Larissy, jak i Arii, wyparowali.
- Może sprawdzają resztę chat? - zasugerował Zamir, wyraźnie będąc w nieco weselszym nastroju odkąd zobaczył Silli całą i zdrową. Ona z kolei nie wykazywała żadnych zmian w swym zachowaniu, jak zwykle stając z boku i zdając się kompletnie nie interesować całą sprawą. Melfis z kolei, wyraźnie zaniepokojony, rzucił spojrzenie swej małej towarzyszce.
- To niepodobne do Milli i Tohara - stwierdził, z czym bez wątpienia mogli się zgodzić stali mieszkańcy wioski. - Nie odeszliby ot tak, nie zostawiając informacji gdzie i po co. Nie w tej sytuacji. Nie…
- Odeszli - przerwała mu Silli, zdradzając iż wcale tak całkiem obojętna na to co się działo nie była. - Żniwa jeszcze się nie skończyły.
- Jakie żniwa? - Dobry humor Zamira zaczął gasnąć z każdym wypowiedzianym przez nią słowem.
Dziewczyna zignorowała go jednak, przyglądając się wilkowi, który towarzyszył Arii i Melfisowi.
- Słychać jej muzykę - odparła, rozglądając się wokoło z zadumą widoczną na twarzy. - Millii gra wesołą melodię, świętują. On twierdzi, że ty wiesz co dalej - zakończyła swój, nie do końca zrozumiały wywód, wskazując palcem na Arię. - Zwierzęta nie kłamią - dodała, gdy oczy zebranych spoczęły na wróżce. Następnie zaś powróciła do obserwacji morza, którego błękit zlewał się z kolorem nieba.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline