Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2017, 22:09   #83
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Czterej ochroniarze wymienili między sobą niepewne spojrzenia, które chwilę wcześniej skupiały się na Berncie. Czarny Max też już nie był taki pewny siebie, cofnął się o krok, ale jego ręka nadal spoczywała na rękojeści tasaka. Tylko obaj szlachcice wydawali się zupełnie nieprzejęci tym co się właśnie działo.
- Gdzie to piwo, parchu? - darł się Henryk.
- Jeszcze tu stoisz, pozorancie? - von Tossel wymachiwał paluchem w kierunku Essinga. - Panie Max, czemuż on jeszcze tu stoi?

Max zamiast odpowiedzieć, skinął ochroniarzom i rąbnął opancerzoną rękawicą von Tossela w skroń. Paniczyk momentalnie zwiotczał i upadł na stół. Henryk zerwał się na równe nogi, które w komiczny sposób mu się poplątały, tak że rymsnął obok swojego kompana. Ochroniarze momentalnie chwycili obu pijanych młodzieńców pod pachy i pod przewodnictwem Maxa, omijając szerokim łukiem Zinggera, ruszyli do drzwi. Henryk miotał się, pluł i klął, ale dryblasy go trzymające nie popuściły.

- Nie miejcie urazy, panie szlachcic - powiedział jeszcze na odchodnym Max, w geście przeprosin pochylając głowę. - Nie moje w tym wina. Wszystko ustawione było przez tych dwóch nieodpowiedzialnych młodzieńców. A że z czegoś żyć trzeba, a w mordę lubię dać, to i takie zlecenia przyjmuję. Wybaczcie i nie żywcie urazy...
 
xeper jest offline