Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2017, 07:24   #13
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Zasadzka na zasadzkę

Podróż godzin: 9.5/8, odległość od obozu: 20km / 10 godzin (stromo pod górkę od połowy drogi)
odległość do Pegate: 0km / 0 godziny (jesteście w Pegate)

Testy forsownego marszu pierwszy test drugi test (+4) stan końcowy
Albin zdany zdany ok
Dwalin zdany zdany ok
Sadrax oblany oblany zmęczony
Szafran zdany oblany l.zmęczony
Rond oblany zdany l. zmęczony
Gwardzista zdany zdany ok
Klucha oblany zdany l. zmęczony
Błyskotka oblany oblany zmęczona
Mikro-wiedźmin zdany zdany ok
Abal, ex “Mikołaj” oblany oblany zmęczony
Mroczny oblany zdany l. zmęczony
Włochata zdany zdany ok




Za rozkazem Albina, wszyscy niezwłocznie ruszyli do Pegate. Minęło już prawie dziesięć godzin, odkąd opuścili obóz. Na dalszą wędrówkę nie mieli zapasów; jeśli nie znajdą czegoś w wiosce, drogę powrotną spędzą z pustymi brzuchami. Sprej części grupy forsowny marsz dał się odczuć, szczególnie dając w kość Abalowi, bogato ubranej kobiecie oraz iluzjoniście, których wyraźnie już bolały nogi i pod koniec musieli zwolnić. Kobieta nawet skarżyła się, że dostanie odcisków, ale nikt się tym zbytnio nie przejął, gdyż co tak naprawdę mogli uczynić? Postój miał nastąpić za chwilę, trzeba było zacisnąć zęby i przeboleć ten ostatni kawałek tak, jak zrobili to inni.

Grupa dotarła na krawędź Pegate. Wyglądało równie spokojnie, co z góry, a nawet ponuro, powoli spowijane w nieubłaganie zbliżającą się noc. Śpiew świerszczy komponował nutę, która jako jedyna dawała oznaki życia. Nie dało się zauważyć śladów walki, wszystko zostawione było tak, jakby mieszkańcy mieli za chwilę wrócić.

Albin skrzyżował ręce, wpatrując się przez chwilę w opustoszałą wioskę. Przez chwilę nawet zaczął zastanawiać się, czy aby na pewno było tu bezpieczniej niż pod tamtym wzgórzem. Niemniej, kat nie należał do osób, które przejmowały się zbytnio swoimi decyzjami, starając się być ciągle obecnym myślami w teraźniejszości.

- Potrzebuję trzech ochotników, którzy pójdą ze mną sprawdzić czy w wiosce jest bezpiecznie. Reszta niech zostanie tu i czeka w gotowości.
- Kat omiótł spojrzeniem zebranych. - Jacyś chętni?
- Rond idziemy do wioski, nie ma co tu sterczeć na widoku. Reszta niech się schowa i pogasi pochodnie. Po co ma światłem zdradzać swoje pozycje. Zresztą nam też światło niepotrzebnie co nie braciak.. - Dwalin przesunął tarcze z pleców potem oparł się o trójząb czekając na trzeciego ochotnika.
Czarodziej usiadł gdy tylko mógł. Ciężko oddychał. Był wyraźnie zmęczony. Z drugiej strony, kot, niesiony przez większość drogi przez niego, miał się znacznie lepiej. - Będę waszymi uszami. I oczami w sumie też, światło jemu niepotrzebne - powiedział Sadrax pokazując na czarnego kota - na nic więcej się nie zdam w tym stanie.
- Toż masz chowańca. Zapomniałem o nim, jak tak cicho siedział w plecaku. - Dwalin wyraźnie się ucieszył.
- Poślij go między chałupy i do nich. Będziemy wiedzieli czy aby ktoś nam tam nieprzyjemnej zasadzki nie przygotował. Z góry nie mogłeś go puścić, bo zanim by dobiegł i wrócił my dawno bylibyśmy na miejscu. Teraz wioska jest pod nami. Zawsze to lepiej wiedzieć czy wróg nie siedzi w chatach. Zawsze też można na nich zastawić pułapkę wiedząc o ich zasadzce. - Dwalin wskazał na pobliska wioskę.
- Przekazuje mi, że chętnie pomyszkuje - czarodziej uśmiechnął się głaszcząc kota. Po chwili patrzył niewidzącym wzrokiem przed siebie, a kot przebiegł równie szybko jak bezszelestnie pod ścianę najbliższego budynku. Uważny obserwator, znający kocie sztuczki, mógł zauważyć, że zwierzę co chwilę zatrzymywało się, łapało zapachy i nasłuchiwało uważnie. Jak każdy kot, ma umiejętność precyzyjnego określania źródła dźwięku, potrafi też selektywnie wyławiać dźwięki, co pozwala mu np. ustalić miejsce w którym znajduje się jego ofiara, nawet jeśli w pobliżu znajduje się inne źródło dźwięku. Tym razem jednak używał tych umiejętności nie do polowania, a do zwiadu. Kiedy poczuł się bezpiecznie, przemykał od zasłony do zasłony, zwinnie wskakiwał na parapety i wspinał się na dachy, zaglądał do domów przez szczeliny, by po chwili znów czujnie przyczajać się w cieniu. Kilka razy spłoszył się, wtedy Sadrax starał się go uspokoić nadając spokojne myśli i uczucia, zachęcał też chowańca do skupienia się na śladach zapachowych, nawet jeśli nie były przyjemne, poza jednym razem, gdy wyczuł, że coś kotu bardzo ale to bardzo się nie spodobało.

Chowaniec po węszeniu bliższej okolicy, zagłębił się w ciemności, znikając z oczu całej grupy. Jedyną osobą, która wiedziała o jego obecności, był sam iluzjonista, połączony mentalną więzią z kotem. Sadrax czuł to samo, co chowaniec, jednak nie dzielił jego percepcji. Na szczęście zwierzę było znacznie inteligentniejsze od reszty swojej rasy i potrafiło pojąć koncept zwiadu, chociaż wielokrotnie instynkt kierował je w inną stronę.
Czarodziej czuł niepokój zwierzęcia, jakby spostrzegło dużego drapieżnika. Jakieś inne zwierzę znajdowało się w okolicy i kot spłoszył się, gdy zdał sobie sprawę, że drapieżnik próbuje go wywęszyć. Czmychnął do innego domu, ale najpierw przeszedł się po płocie, kąpiąc futerko w blasku wyłaniającego się księżyca. Wreszcie dotarł do skraju miasta, gdzie poczuł odurzający fetor, przy którym długo nie przebywał, oddalając się pośpiesznie z obrzydzeniem.
Zanim wrócił do pana, odwiedził jeszcze kilka budowli, dostrzegając wyraźne i liczne zagrożenie w każdym z nich. Pojawił się przy właścicielu, usiadł i zamiauczał. Dla Sadraxa była to kocia mowa, którą dobrze rozumiał. Meldunek składał się z informacji o dużej ilości brzydkich istot o dwóch nogach, jeszcze dwóch większych brzydalach, jednym bardziej włochatym i wyższym oraz ogromnym psie
- Dużo humanoidów, w tym dwa ponadwymiarowe. Jeden z tych dwóch dużych jest bardzo włochaty i jeszcze wyższy. - Sadrax tłumaczył z kociego reszcie grupy - I ogromny pies. Kot jest nieduży, więc ciężko powiedzieć jak wielki jest pies, ale wydaje mi się, że większy od typowego burka. Postaram się jeszcze wypytać czy pachną jak ludzie czy inaczej oraz czy jak żywe istoty czy trupem, ale to może chwilę potrwać. Postrzegamy świat trochę inaczej niż on. Aha - dodał - na skraju wioski coś okropnie śmierdzi. Obawiam się, że mogą to być mieszkańcy. - powiedział drapiąc za uszami i głaszcząc po grzbiecie swojego dzielnego przyjaciela. Skupił się na przekazaniu pytań chowańcowi w zrozumiałej dla niego formie.
- Mhm - mruknął Kat, starając się nie okazać jak w bardzo złej sytuacji się właśnie znaleźli. Wszyscy byli zbyt zmęczeni by iść dalej, zaś pozostanie w tym miejscu naraziłoby ich na wielkie niebezpieczeństwo od strony tych istot. - Musimy zaatakować. Nie mam innego wyjścia. Po naszej stronie mamy zaskoczenie. Możemy spróbować wywabić te istoty na otwarty teren i wystrzelać. Jeżeli to nieumarli, to bez problemu wlecą w pole rażenia naszych strzał. Wszyscy mają ze sobą broń dystansową?
Dwalin ujął w dłoń medalion.
- Chantuea nas obserwuje. Dzięki jej mocy mogę odgonić nieumarłych, jeśli taka będzie jej wola. To zaś zmiesza szyki atakujących, o ile są to nieumarli.
- Mam procę. A zaklęcie “sen” może zadziałać, jeśli nie będą to nieumarli. Tylko jestem zmęczony i nie wiem czy wyjdzie - wtrącił Sadrax, chwilę po tym, jak zakończył mentalną rozmowę z kotem - A sądząc po tym, co mój pieszczoch podaje, to mogą być goblinoidy. Więc pewnie głównie gobliny, te dwa większe były różne od siebie, może hobgoblin i ork? Albo gobliny i hobgobliny jako te “mniejsze”, a te większe to, nie wiem, ork i co? - zastanawiał się głośno licząc na to, że któryś z wojowników ma większą wiedzę o stworach, z którymi będą walczyć.
- Ja łuk. - potem uśmiechnął się do czarodzieja. - a sen dobrze by było skierować w kierunku tych dwóch odróżniających się od reszty. Jeśli to gobliny to często towarzyszą im wargi. Gobliny często wykorzystują je jako wierzchowce. Są większe od wilków, piekielnie sprytne i złe. Jeśli to goblin, hobgoblin i orkowie, to zadamy im bobu. Krasnoludy od wieków walczyły z nimi. Potrafimy z nimi walczyć jak nikt inny.
- Na te największe zaklęcie “Sen” może nie zadziałać - ostrzegł czarodziej.
- Wszystko zależy co to jest to duże włochate. Bo może to być zarówno ork jak ogr, które często się w takich watahach znajdują. - Dwalin w zamyśleniu zaczął podwijać brodę.
- Pokażcie mi, gdzie strzelać, to się nimi zajmę, czy to zdechlaki, czy zielone. Dla mnie to mała różnica. Chociaż w goblinoida więcej satysfakcji wpakować bełt - Rond nie krył zainteresowania nadchodzącym konfliktem.
Nie wszyscy jednak podzielali entuzjazm. Siwy niziołek, niedawno narzekająca kobieta oraz gwardzista nie palili się do walki, wspominając rozkazy konstabla.
- Nad zatoką zgromadzono materiał na budowę portu. Musielibyśmy tylko przemknąć się tam. Szkoda, że nie jest to dzień, gobliny słabo widzą w świetle dnia. Sandraxie posiadasz w swoim zasobie czar światło, Nim można oślepić głównego przeciwnika dając jednocześnie światło. - wtedy to usłyszał słowa gwardzisty.
Dwalin pozostawiwszy wbity w ziemię okutym końcem trójząb. Podszedł do gwardzisty szarpnął obiema rękoma za obojczyk zbroi przyciągając twarz gwardzisty do swojej twarzy.
- Słuchaj młodziaku. Kwestionujesz rozkazy dowódcy oddziału. Taki z ciebie tchórz. Widzisz oddział wroga, który można niewielkim kosztem zniszczyć i chcesz uciekać z podkulonym ogonem.
Potem pchnął gwardzistę.
- Słuchajcie mnie wszyscy. Tam, przed nami w wiosce - dramatycznym gestem ręki wskazał na zabudowania wioski - kryją się potwory, które mordowały, paliły, gwałciły, kobiety i dzieci, przed których hordą musieliście uciekać. Wtedy nie mieliśmy szans by z nimi wygrać, teraz mamy szansę zmiażdżyć je jak robaki, którymi są. Co powiedzie duchom pomordowanych gdy spotkacie je po śmierci? Co powiecie ich rodzinom i sierotom? Co? - odłożył na ziemię plecak z którego wyjął tabard, tunikę na zbroje z symbolem Chantuai.
Albin nie sądził, że wymienianie okropności, jakie są w stanie zrobić im gobliny było dobrą drogą do podnoszenie ludzi na duchu. Zadziałałoby to zapewne, gdyby zamiast bandy zmęczonych ocaleńców, mieli do czynienia z oddziałem krasnoludów.
- Nikt nie zginie i nikomu się nic nie stanie - odezwał się Kat. Przez krótką chwilę wahał się nad ciężką decyzją, którą musiał podjąć. Następnie westchnął i sięgnął do plecaka po spory kawałek suszonego mięsa ze swoich prywatnych racji żywnościowych. - Potrzebuje jednego ochotnika, który wraz ze mną będzie robił za wabik. Musi to być człowiek. Reszta legnie w trawie w półkolu kawałek stąd i nie będzie się stamtąd ruszać dopóki nie dam wam znaku. Ja i jeszcze jeden ochotnik, o ile się taki znajdzie, pójdziemy do wioski i ściągniemy stamtąd gobliny. Ludzie są szybsi od nich, więc nie powinniśmy mieć kłopotu z ucieczką. Macie się nie wychylać dopóki nie dam wam sygnału. Obetnę głowę pierwszemu, kto złamie się i zacznie strzelać wcześniej, zrozumiano? Jeżeli gobliny przedwcześnie wyczują podstęp, to zasadzka na nic się zda. A jak oberwą naraz ze wszystkich stron, to ich morale powinny się szybko załamać. A wtedy reszta będzie już dziecinnie prosta. Krasnoludy zasadzą się na obu końcach tego półkola, a kiedy wszyscy zaczną strzelać, one odetną goblinom drogę ucieczki. Musimy wybić je wszystkie, inaczej nie będziemy spać spokojnie. Iluzjonista niech skryje się w trawie jak najbliżej wyjścia, którędy będziemy biegli. Jeżeli część goblinów będzie miała łuki, to będzie musiał je uśpić. W wiosce raczej nie będą miały możliwości oddania dogodnego strzału, ale jak wybiegniemy na otwarty teren to może zrobić się nieciekawie. Jedna osoba z tobą zostanie, tak na wszelki wypadek. Tak wygląda plan. Teraz potrzebuję jeszcze jednego śmiałka na ochotnika. Byle szybko, z każdą kolejną chwilą robi się coraz ciemniej…

Kapłan tylko pokręcił, głową. Wiedział, że kłamstwa nie podnoszą morale oddziałów, tylko zmniejszają zaufanie do dowódców, lecz niech Albin robi co chce, tylko jego autorytet ucierpi, gdy ktoś zginie, lub gdy jak groził kogoś zabije. Zresztą szybko zapłaci sam za to głową, jeśli spełni taką groźbę. W końcu karać na życiu miał prawo tylko i wyłącznie konstabl a nie chwilowo wybrany dowódca.
- Plan jest dobry, lecz trzeba go zmodyfikować jakiś krasnolud wojownik musi zostać w centrum dla wzmocnienia. Tam zapewne pójdzie główny atak. Zgłaszam się do centrum, zresztą nie bardzo jest wybór. Abal nie jest wojownikiem.
Albin kiwnął głową.
- Niech będzie. No to na obwód, zamiast ciebie, niech idzie ktoś, kto umie sprawnie posługiwać się bronią w razie czego..
- Kto jeszcze ma przeszkolenie milicji. W środku potrzeba co najmniej dwóch dobrych wojowników. Potem, o ile znajdziemy jeszcze znających się na walce to dobrze byłoby ich ustawić na przemian z słabiej walczącymi. - Dwalin nieśpiesznie przygotowywał się do walk. Poluzował sztylety by łatwo wychodziły. - Popatrzył na gwardzistę.
- I jak? Odważysz się młodziaku stanąć w środku by przyjąć główny atak.
Kapłan szybko rozejrzał się po okolicy.
- Po co mamy ułatwiać przeciwnikom poruszanie się w środku okręgu. Naciąć gałęzi i zrobić z nich krótkie kołki zaostrzone z dwóch stron. Wbijamy je jednym końcem do góry w ziemię. Gobliny nie noszą obuwia. Spowolni je to i porani im kulasy.
- A przy okazji ja biegnąc wywrócę się i wbiję to sobie w brzuch. A poza tym nie mamy na to czasu. Nie ma co kombinować, bo za chwilę nas zauważą i będzie po planie - rzek Albin.
Szybko podszedł do krzaka dla zobrazowania odciął gałąź, szybko pociął ją i zaostrzył. Końce kołków zaostrzonych z obu stron wbił je w środku planowanego okręgu zasadzki.
- Kiedy mówiłem, że zgłaszam się do samobójczej misji żartowałem - powiedział mag - ale bez tego zginie jeszcze więcej osób - dodał z rezygnacją. Ciężko westchnął - Dobra. Położę się na płasko i będę udawał martwego, póki nie usłyszę krzyku “Sanamma Noillitoc!”. Wtedy wstanę i rzucę czar “sen”, a przy odrobinie szczęścia wrogowie będą spodziewać się maga przed sobą, w szeregu, a nie za sobą.
- Krzyknę “uśpij ich”, zanim wypowiedziałbym tamto, to już miałbym dwie strzały w plecach - odparł Albin. - Oddaj komuś swoją proce, ktoś inny zrobi z niej na pewno lepszy użytek. Ja oddam swój łuk.
- Skoro chcesz dokonać samobójstwa biegnąc pod ostrzałem do środka zasadzki, to owszem patyki pomogą w nim. W końcu środek zasadzki ma być polem śmierci, na które nikt z naszych nie powinien się zapędzać żeby nie dostać strzałą, bełtem, nożem czy też trójzębem rzuconym. -wzruszył ramionami Dwalin
- Przecież ktoś musi ich do środka tej zasadzki zaprowadzić, prawda? Muszę przebiec przez to pole. Na tym polega cały plan - skwitował Albin.
- To nie biegnij na centrum szyku tylko odbij w bok. Pozycje przed centrum się zapalikuje zamiast środka - odparł Dwalin
- Gobliny to nie byki z płachtą na głowie. Ja skręcę, one też skręcą. A przez to możemy całkiem załamać nasz szyk.
- Jeszcze lepiej jak skręcą wystawią się bokiem na strzały. Nienawidzimy goblinów one nas też nienawidzą więc jeśli ujrzą tylko krasnoluda ruszą ku niemu. - Dwalin pokręcił głową
- Wy macie się nie wychylać. Zobaczą jednego krasnoluda, zaczną zastanawiać się czy nie ma ich więcej. Plan jest prosty po to, by nie było szansy na spieprzenie go - odpowiedział Kat, którego zaczynała denerowawć przepychanka słowna z krasnoludem.
- To kiedy ty chcesz strzelać? Jeszcze nie znalazł się taki, który leżąc potrafił by szyć z łuku.- Dwalin był wkurzony bo zdarzyło mu się mieć kretynów za dowódców, lecz ten bił ich wszystkich na głowy.
- Jak dam sygnał i nie wcześniej. Jak wystarczająco dużo z nich będzie w zasięgu. Hobgobliny wejdą w zasadzkę dużo wcześniej niż gobliny.
- Ja szarżę strzymam, lecz czy inni wytrzymają bez najdrobniejszej osłony. Zasadzka jest dobra, gdy ma się osłonę. Tu jest gołe pole bez najdrobniejszej osłony
. - Dwalin pokręcił tylko głową.
- Głośniej panowie. Na drugim końcu wioski jest goblin w śpiączce, jeszcze go nie obudziliście krzykami. - Sadraxa zaczynała już męczyć ta “walka kogucików” - Albinie, Ty krzyknij “uśpij ich”, ale ktoś z szeregu albo zza szeregu musi udać, że jest magiem i krzyknąć to co mówiłem, inaczej łucznicy zaczną się rozglądać i nafaszerują mnie strzałami w połowie inkantacji.
- Możesz inkantować leżąc? Gobliny raczej będą zainteresowane czymś innym w tym czasie - odparł Albin. - Dobra, ja idę. Plan jest jasny. Jeden idzie ze mną. Wy się ustawiacie. Już.
Dwalin słysząc pomysły ich wodza zachichotał. “Toż to niemożliwe by aż tak się na magii nie znać. Bo któż to widział maga czarującego na leżącego. Może jeszcze ma przy tym ruchać dziewkę i zabawnie dupcią ruszać.” Pomyślał kończącą ostrzyć kolejną gałąź.
- Muszę widzieć cel i mieć wolne ręce. Na leżąco się nie da, chyba, że centrum czaru ma leżeć tuż przed moim nosem.- odparł czarodziej.
- Kucając dasz radę? Jak rzucisz czar to po prostu uciekaj - powiedział Albin. - Dobra, koniec dyskusji. Ochotnik. Już. Szafran?
Tym razem Dwalin już tylko uśmiechnął się pod wąsem. “Mag rzucający czar jakby miały nie przymierzając srać. Toż oni nawet w zbroi i z tarczą nie potrafią rzucać czarów, w większości przypadków, a ten chce by robił jakieś błazeńskie sztuczki.”
- Nie uczę Ciebie taktyki, Ty nie ucz mnie czarowania, proszę. Usłyszę z szeregu “Sanamma Noillitoc!”, wstaję i rzucam czar. Choć połowę tego. Po pierwszej sylabie zacznę wstawać i zanim skończy, już zacznę czarować. Ja wiem, ja rozumiem - dać mi samobójcze zadanie to prawo dowódcy. Ale dać niewykonalny rozkaz… Muszę mieć choć chwilę spokoju i pewności, że nie dostanę strzałą. Wystarczy odruch ciała i po czarowaniu. Musi być stabilna pozycja. Kucając, jak zacznę machać rękoma to zaraz się zachwieje i tyle z czarowania. Jak zaczną na mnie biec, a ja ze strachu się cofnę tak samo. A w bitwie nie uczestniczyłem nigdy i nie wiem jak się zachowam - przyznał ze wstydem.
Albin klepnął maga po ramieniu.
- Ja też nie - powiedział, a na jego twarzy zakwitł uśmiech. - Będziemy z ochotnikiem krzyczeć w niebogłosy, więc nie powinni cię usłyszeć. Ani nawet nie powinni spojrzeć w twoją stronę.
- Jeśli potrzebujecie pewnej osłony starczy byście stanęli za mną Sandraxie, Nikt przeze mnie nie przejdzie do was bo by miał najpierw ze mną do czynienia. - Dwalin poluzował miecz
Sadrax uśmiecha się słysząc słowa Albina. Oddycha z widoczną ulgą, że zrzucił to z siebie i że Albin go nie wyśmiał. Do krasnoluda mówi natomiast: - Dziękuję za propozycję. Doceniam. Mam już swoje zadanie i wykonam je najlepiej jak umiem. Wy musicie wykonać swoje, a nie osłaniać mnie. Ale jak już rzucę czar, będę uciekał za Ciebie.
- Jaki ma zasięg wasz czar na ile stóp możecie go rzucić? Ważne to jest, bo jest nas za mało, za luźno rozstawieni damy im miejsce by umknęli pomiędzy nami jak małe rybki z sieci rybaka. - Dwalin przestał myśleć nad głupotą dowódcy tylko zaczął dumać jak rozstawić ludzi.
- Zasięg - trzydzieści jardów (ok. 27 metrów) ode mnie. Ofiary też muszą stać nie więcej niż trzydzieści stóp od siebie nawzajem, co daje nam koło o promieniu piętnastu stóp (niecałe pięć metrów), ale to ja decyduję, gdzie jest jego środek. - Kiedy nie było już więcej pytań odszedł na pozycję i zaczął naradzać się z kotem, który po chwili gdzieś odbiegł.
Dwalin rozejrzał się po okolicy zauważył też sporej wielkości pniak.
- Ten pniak to środek naszej zasadzki rozstawcie się po łuku w odległości od niego piętnastu, dwudziestu jardów, zaś od kolejnego uczestnika zasadzki siedmiu, dziesięciu jardów. - Dwalin wybrał sobie miejsce na wprost wioski mając za punkt odniesienia pniak. Przed sobą ułożył tarcze i trójząb, w ziemię wbił sześć strzał dla szybkiego strzelania.
Szafran stał i wsłuchiwał się w tę szaloną wymianę zdań ze zdumieniem. Kto by pomyślał, że tacy wprawieni w bojach wojownicy będą się przekomarzać ze sobą jak przekupki na targu? Zaśmiał się pod nosem, może nawet trochę za głośno, choć chyba wciąż nie wystarczająco głośno, by usłyszały go potwory, na które mieli przepuścić atak. Niemniej zwrócił na siebie uwagę wykłócających się mężczyzn, więc wyprostował się i obdarzył ich serdecznym i jednocześnie nonszalanckim uśmiechem.
- No, panowie, widzę, że ciężko jest wam podjąć właściwą i ostateczną decyzję, a czas ucieka, my nie stajemy się młodsi, a i istnieje szansa, że prędzej zostaniemy spostrzeżeni przez potwory i tyle będzie z tej waszej zasadzki.
Dwalin wzruszył tylko ramionami on już był gotowy. Czekał tylko na ochotnika do biegania lub by w końcu ich pożal się Chantuea dowódca wyznaczył tego ochotnika.
- Ja pójdę! - wyrwało się Szafranowi, czego od razu pożałował. Co się stało, to się jednak nie odstanie, a Szafran był słownym człowiekiem. Czasami. Bardzo sporadycznie. Właściwie to nigdy. Nie chciał jednak stracić swojej publiki, a była to okazja na doskonały występ.
- Dobra. Trzymacie się planu, który zaznaczyłem na początku. Krzyknę “Strzelać”, to strzelacie, krzyknę “Szarża” to szarżujecie, krzyknę… “Sanamma Noillitoc” to usypiasz. Strzelajcie tylko do tych, goblinów, które nie są z nami w zwarciu - następnie Albin sięgnął po łuk i strzały i wcisną je pierwszej lepszej osobie. Następnie spojrzał na Szafrana. - Jak masz broń dystansową, to też ją lepiej komuś oddaj. Idziemy.

Kata zatrzymała niziołka, która przez cały czas przyglądała się - tak samo jak zresztą większość - z równym zdumieniem, co Szafran.
- To jak już przestaliście się kłócić, to może posłuchacie, co mam do powiedzenia? Dajcie mi kociaka, to mogę zajść ich od tyłu, zrobię trochę spustoszenia. Tylko kot mi musi pokazać, gdzie iść.
Oprócz tej jednej uwagi od włochatostopej, nikt nie miał nic więcej do powiedzenia. Nastroje pogorszyły się, gdy doszło do sprzeczki i niektórzy pogubili się, kogo właściwie powinni w tym bałaganie słuchać. Tylko krasnoludy zachowywały rezon, Rond wraz z Abalem stanęli przy Dwalinie w wyrazie rasowej wspólnoty.
- W jaki sposób chcesz tego dokonać? - zapytał wyraźnie zniecierpliwiony Albin.
- Oj, się już nie przejmujcie tym. Mówię, że mogę i chcę, to pewnie potrafię. Przecież głupia nie jestem i bym się nie pchała do wioski na pewną śmierć.
- No ale czy w ten sposób pozbędziemy się wszystkich goblinów? Czy ty ich tu tylko nam sprowadzisz?
- dopytywał w dalszym ciągu niezbyt przekonany.
- No, jak ta partyzancja, coś wymyślę. Pozbędę się jednego czy dwóch, nie wiem sama jak wyjdzie. Trzeba czasami działać na żywioł.
- Jak się zorientują, że coś jest nie tak, to mogą nie dać się nabrać na zasadzkę. Zaskoczenie jest naszą jedyną siłą w tej sytuacji, więc trzeba wykorzystać je jak najlepiej - powiedział Albin. - Plan jest prosty, ja i Szafran sprowadzamy ich tu na otwarte pole, a potem wy atakujecie je ze wszystkich stron.
- Tak, tak - niziołka wyraźnie przestała słuchać gdzieś od połowy. - To poczekam, aż zacznie się coś dziać. Powiedziałam, że nie jestem głupia.
- Rób co chcesz, byleby nie zniszczyć naszego planu - powiedział Albin, który zaczął się zastanawiać, czy towarzystwo goblinów nie będzie mniej uciążliwe, niż pobyt z tą zgrają. - Reszta, zająć pozycje i czekać na sygnał. My ruszamy.
- Dajcie mi chwilę. Dosłownie, zniknę i idźcie - skwitowała niziołka i szybko odeszła od dowódcy.

Ochotnicy poszli na swoje pozycje, niziołka zaś zaczepiła iluzjonistę, by poprosić go o pożyczenie chowańca. Mieli nerwy napięte jak struna, cały plan nagle zaczął być wprowadzany, a potyczka na śmierć i życie stała się bardzo realna.
Rond ustawił się obok kuzyna, szykując z niezadowoleniem kuszę. Chyba tylko Dwalin rozumiał, że był zdenerwowany na topornie działający mechanizm; we Fridze wszystko chodziło gładko i z gracją karczemnej dziewki. Z boku, niedaleko Sadraxa, ustawił się gwardzista. Chociaż nie wydawał się zbyt bystry, patrzyło mu z oczu pewnie.

Kiedy tylko niziołka zniknęła w oddali, Albin wraz z Szafranem wyszli naprzeciw niebezpieczeństwu, nie zdając sobie sprawy, w co dokładnie się pakują...
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 03-02-2017 o 17:08.
Cedryk jest offline