Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2017, 09:20   #14
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Chłodny poranny wiatr muskał jego pióra. Orzeźwiał i odpędzał senność, lecz nawet on nie był w stanie wygrać ze słabością jaka ogarniała Utnapisztima. Z góry wypatrywał miejsca w którym mógłby choć chwilę odpocząć, choć na chwilę zasnąć bezpieczny. Jednak wszędzie gdzie nie spojrzał widział tylko hordę, lub jeśli nie samą hordę to tlące się zgliszcza przez nią pozostawione. A przecież nie tak miało to wyglądać, nie tego oczekiwał po swej podróży.
Wyprawa na północ była nie lada wyczynem, od dawna jego kraju nie przeprawiał się przez pustynię ani morze za nią, więc zmiany jakie zaszły były dla prostego adepta wstrząsające. Nie zobaczył jak się spodziewał potężnych miast hyperboreanów, wspaniałych cudów magii i inżynierii. Jedynym co zastał była niemalże barbarzyńska cywilizacja (choć unikał tego określenia w rozmowach z miejscowymi). Największym jednak zaskoczeniem było dla niego to jak niewiele legend zachowało się o ludzie którego poszukiwał.

Gnany desperacją dotarł do niewielkiej jaskini na wschód od Złotego Kłosa. Z niej to pochodził amulet, tak prznajmniej twierdził kupiec usilnie starający się wmówić Utnapisztimowi, że bezwartościowa pieczęć kupiecka hyperborean jest starożytnym amuletem potężnych smoczych czarnoksiężników.
Sama jaskinia nie rozczarowała badacza, tak jak przypuszczał były to w istocie ruiny starego magazynu win. Zarośnięte i częściowo przysypane ziemią, z jednym niewygodnym wejściem. Wewnątrz prócz resztek amfor znalazł też kilka tabliczek. Większość była zwykłym spisem magazynowym lecz na jednej prócz odciśniętej pieczęci kupca znajdował się też niekompletny opis drogi jaką miała podążyć karawana z winem. Niby nic wielkiego ale słowem które rzuciło się w oczy Utnapisztimowi było “miasto”. Pech chciał, że ten właśnie dokument ukruszył się i badacz dysponował jedynie połową.
Spędził więc kolejne dwa dni przeszukując centymetr po centymetrze ruiny. Grzebał w ziemi, tak metodycznie jak i starą dobrą metodą na przeczucie. W końcu odnalazł brakujący fragment, lecz był już wtedy praktycznie bez jedzenia które zabrał na wyprawę (nie spodziewał się przecież, że zajmie mu to aż tyle czasu). Wodą na szczęście z łaski Enkiego dysponował w ilościach dużych, a to dzięki małemu strumykowi płynącemu w ruinach, najpewniej pozostałości dawnej instalacji sanitarnej, rzeczy dość powszechnej u hyperborejczyków od którym jego rodacy przejęli tą wiedzę. Zmęczony poszukiwaniami rozłożył się na płaszczu i postanowił odpocząć jeszcze przez noc nim powróci do tego, co obecni właściciele tych ziem nazywali miastem.

Jakże fatalną okazała się ta decyzja przekonał się rankiem kiedy zbudziły go dźwięki maszerującej armii. Wychylił się by sprawdzić kto też tak hałasuje, jeszcze szybciej niż się wychylił, schował się z powrotem w najgłębszym zakamarku ruin. Nawet w najgorszym koszmarze nie przypuszczał, że jego stanowisko badawcze (jak lubił je nazywać w myślach) zostanie najechane przez hordę zielonoskórych.
W strachu przed tym, że mogą go odkryć starał się nie ruszać i w ogóle robił jak się da naj mniej hałasu. Jednocześnie obmyślał jak można by się wydostać z tej nieciekawej sytuacji, a wiele opcji nie miał. Jak okiem sięgnąć otaczały go zastępy orków, goblinów, czy innego tałatajstwa z którym rozmowy kończyły zawsze tak samo, z siekierą w głowie retora.

Czekał więc dzień, i noc całą. Niewiele przy tym robił, a desperacja w nim narastała. Wylecieć z kryjówki nawet nie próbował, w najlepszym wypadku skończyłby na ruszcie jako kolacja (a może śniadanie?), o najgorszym wolał nawet nie myśleć.
W końcu o poranku, kiedy słońce jeszcze nie wzeszło lecz jest już na tyle widno, że można dostrzec kontury postaci, w momencie o którym sądził, że zielonoskórzy (choć po prawdzie skóra nie wszystkich była w tym właśnie odcieniu) najgorzej widzą, zebrał całą odwagę i z gracją zniedołężniałego hipopotama wyczołgał się z ruin. Czujnie się rozglądając wybrał miejsce mniej więcej bezpieczne po czym rozłożył skrzydła i wzleciał w przestworza.
Radość zebrała w jego sercu kiedy wznosił się w górę, niezauważony, bezpieczny, a już niedługo daleko od tych śmierdzących barbarzyńców. Wtedy jego prawe skrzydło przeszył ból, tępy obezwładniający ból. Niewiele brakowało a żywot badacza zakończyłby się w tym właśnie momencie, lecz chęć przetrwania była w nim silna. Rozpaczliwie zamachał zranioną kończyną i z ulgą odkrył, że pocisk nie połamał kości ani nie przebił żadnej z delikatnych ptasich arterii. Szarpał się i wściekle uderzał skrzydłami, lecz w końcu wyrównał lot i znów wznosił się ku bezpiecznym niebiosom.
Rana na skrzydle już nie krwawiła, pocisk na szczęście przeszedł na wylot. Utnapisztim uważał się za szczęściarza, że uszedł z zaledwie tak drobnymi obrażeniami. Niestety, walcząc z bólem i upływem krwi, umysł mu się zmącił i przez pewien czas badacz leciał na wschód. Z początku sądził, że to żadna różnica, ot znajdzie bezpieczną stanicę na wschodzie poprosi o pomoc i opowie zbrojnym o bandzie orków grasującej na zachodzie. Jednak już po kilku minutach, gdy słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, a jego szkarłatny blask padał na ziemię. Wtedy też przed filozofem ujawniona została straszliwa prawda, jak okiem sięgnąć widział tylko ślady działalności zielonoskórych a w wielu miejscach i ich samych.
Przerażony zawrócił szerokim łukiem i gnany strachem przyspieszył, pędząc na ile pozwalały mu skrzydła. O tym, że był to wielki ład przekonał się już niedługo potem. Zmęczony utratą krwi i szaleńczą prędkością musiał walczyć by nie zasnąć a w efekcie nie spaść i nie skręcić sobie karku. Chłodne powietrze poranka nieco pomagało lecz to tylko odwlekało nieuniknione. Więc kiedy w oddali zobaczył Bastion czuł się jakby właśnie objawił mu się sam Enki proponując miejsce po swej prawicy.

Ulga jaką poczuł sprawiła, że trzymające go dotąd przy świadomości napięcie niemal całkowicie zniknęło, a Utnapisztim runął dziobem w dół na ziemię. Jedynie ostatni zryw świadomości i heroiczny wysiłek sprawiły, że nie rozbił się na ziemi. Nawet mimo tego upadek był bolesny, tym bardziej, że w jego trakcie, tracąc przytomność zaczął się przemieniać z powrotem w swą ludzką formę.
Jeden Enki raczy wiedzieć jak długo trwał sen, lecz gdy się skończył, przerażenie powróciło. Wstał a jego ciało natychmiast zareagowało sprzeciwem i ostrymi wymiotami. W głowie mu szumiało a otoczenie z jakiegoś powodu postanowiło udawać karuzelę. Chwiał się na nogach, kolana miał miękkie i ledwo był w stanie ustać, mimo tego odnalazł wzrokiem pulchną elfkę, najwyraźniej zajmującą się tu chorymi. Przeszedł kilka niepewnych kroków w jej stronę nim zwróciła na niego uwagę.
- Horda… zielonoskórzy nadchodzą… miriady orków… - jedynie tyle przeszło przez wyschnięte, obolałe gardło.
 
Googolplex jest offline