Śmierć nigdy nie wpływa dobrze na nastrój w załodze, szczególnie gdy chodzi o śmierć bliskich i znajomych. A przecież załoga "Smoka" była jakby jedną rodziną...
Ci, którzy odeszli na wieczną wachtę, mieli na zawsze pozostać w pamięci pozostałych, ale należało zrobić wszystko, by pamięć ta nie spoczęła trwałym cieniem na tych, co pozostali przy życiu. Najlepszym ze sposobów było rzucenie załogi natychmiast w kolejny bój, ale dopóki ta metoda była niedostępna, należało zabrać się za coś, co było pod ręką. Z tego też powodu Leila i Couryn zapędzili swoich ludzi do ćwiczeń.
* * *
- Wiecie, co robić. - Couryn powiedział do Smoków swoich i Leili. - To nie jest zemsta. Macie zwyciężyć, a nie dać się niepotrzebnie zabić. Róbcie to, czego was nauczyliśmy, a będę zadowolony. Jestem pewien, że dacie sobie radę, nawet jeśli na moment spuścimy was z oczu.
Odpowiedział mu śmiech Smoków i żartobliwe zapewnienia, że dadzą sobie radę.
* * *
Gdy przyszedł czas do abordażu Couryn trzymał się tuż za plecami swej małżonki, by mogli, jak zawsze, służyć sobie wzajemnie pomocą.