Towarzystwo opóściło lokal i wybrało się do portu by zalokować się na barce, niestety nie było im dane zaznać spokojnego spaceru bo kolejne zdarzenie zatrzymało ich w trasie. Jego towarzysze zaczeli jak głupki ciągnąć do trupów jak muchy do wiadra z gnojówką i zdawało się, że jak narazie tylko Szkiełko i Wolfgang okazali odrobinę rozsądku. Maximilian złapał za ramię stojącego opodal Bernarda i przytrzymał go w miejscu.
- Nie wszyscy na raz - powiedział cicho.