Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2017, 03:44   #10
Ziutek
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Przyznawał się szczerze, spodziewał się czegoś lepszego i bardziej widowiskowego po tym całym Kryptopolis. Ale nie należy przecież oceniać książki po okładce. Pożegnawszy się z pielgrzymami bo przeczuwał, że tutaj ich drogi się rozchodzą postanowił udać się do tego całego biura powitań. Oczywiście poinformował swoich towarzyszy. W sumie teraz zaczynała się jego działka, czyli znalezienie filtrów. Czując się bardzo niepewnie otworzył drzwi wspomnianego budynku i rzucił krótkie “Dzień dobry!” oczywiście jeśli za drzwiami znajdowali się jacyś ludzie. Ciekawe czy będą wiedzieli, że poniekąd jest ich tak jakby współplemieńcem, w końcu musieli mieć takie kombinezony... A przynajmniej tak sądził.
Kombinezony, niebieskie i przylegające do ciała, miał na sobie mężczyzna oraz kobieta. Kobieta pochylała się nad sprawnym terminalem, pisząc coś na klawiaturze. Mężczyzna zauważył Henry’ego od razu i odpowiedział równie szybko.
- Dzień dobry. Witam w Kryptopolis. Znajdujesz się w Biurze Powitań, pierwszy raz w mieście?

A więc jednak! Ciekawe jak wyglądało ich nastawienie do obcych z innych krypt.
- Tak. Niedawno przybyłem tutaj z moją karawaną - złożył dłonie jak do modlitwy - Poszukujemy filtrów powietrza do systemu wentylacji zastosowanych w kryptach - jego kombinezon chyba zdradzał od razu jego przynależność - Chciałbym się tylko upewnić, czy coś takiego tutaj znajdziemy. Zależy nam na czasie.

Mężczyzna zasępił się, tak jakby dopiero teraz dotarło do niego że Fields strój krypty, aczkolwiek ich kombinezony nie miały numeru na plecach.
- Hmm... Mógłbyś spróbować w Biurze Udogodnień, ale do Miasta Wewnętrznego mogą wejść tylko obywatele lub osoby posiadające Przepustki Dzienne. Przebyłeś pewnie długą drogę ze swojej krypty, prawda?

Pokiwał głową, ale ciekawiła go nagła reakcja mężczyzny - Na tyle daleko, że nie opłaca nam się wracać i iść w inną stronę. Więc jak zdobyć chociaż tę przepustkę dzienną?

- Należy udać się do Urzędu Celnego, to ten budynek na prawo od bramy. Przepustki dzienne wydaje nasz celnik, Wallace. - odpowiedział tak płynnie, jakby coś recytował.

- Dziękuję. Jest coś o czym powinienem wiedzieć o tutejszych zwyczajach prócz tego, że do centrum muszę mieć przepustkę?

- Przepustka dzienna uprawnia na wejście do miasta od godziny 8 do 20, wyjątkiem jest Krypta. Ale to powinien wyjaśnić Ci Wallace. Może masz jeszcze jakieś pytania na temat miasta?

Henry roześmiał się.
- Zapytałbym o historię miasta, jak wam udało się przetrwać w tej dziczy zwanej pustkowiem, ale to chyba może potrwać, tak sądzę? Chyba, że macie przygotowaną krótszą wersję dla zabieganych ludzi. To mogę chwilę wygospodarować. W sumie dla mnie taka osada to ewenement pośród zwałów piachu.

- A, historia naszego miasta? Oczywiście, skrócę Ci ją do niezbędnego minimum. Nasza krypta została otworzona w 2091, po czym przy pomocy naszego G.E.C.K'a utworzyliśmy nasze miasto. Zaraz po utworzeniu miasta znieśliśmy rolę Nadzorcy na rzecz Rady Miejskiej, którą kieruj Pierwszy Obywatel. Aktualnie jest to Pierwszy Obywatel Lynette.

- G.E.C.K dał wam niezbędne warunki, żeby żyć tutaj? Chciałbym zobaczyć jak on działa... - rzekł bardziej do siebie. W końcu urządzenie, które zamienia pustynię w żyzną glebę i pozwala na zbudowanie dobrze prosperującej wioski musiało być wspaniałe i ciekawe - No i jak wrażenia z życia poza kryptą? Lepiej? Gorzej? Bez znaczenia? - on sam nadal był dzieckiem we mgle jeśli chodzi o Nowy Świat. Ale bezpieczna krypta na razie wydawała się o wiele lepszą opcją mimo wszystko.

Mężczyzna jakby się zachłysnął.
- To nie jest jedno ze standardowych pytań. - sięgnął po jedną z leżących książek, która leżała obok, na okładce widniał napis "Przewodnik po Kryptopolis". - Nie, nie mam tutaj takiego pytania. Może chcesz wiedzieć coś innego?

Jego brwi opadły w wyrazie konsternacji - Skoro tak to jaki mam zakres bezpiecznych i standardowych pytań do wykorzystania?

- Możesz pytać o miasto, głównie tylko o miasto. I Kryptę. Yyyy… - tutaj spojrzał na kobietę przy komputerze. - Melinda?
Kobieta spojrzała tylko, po czym wróciła do klepania klawiszy na terminalu.
- On jest nowy. Możesz zadawać pytania tylko o miasto oraz nasze zwyczaje, historię itd. Nie mamy prawa udzielać informacji o naszych odczuciach i własnych obserwacji. Tylko suche fakty.

Chyba zaczął rozumieć. W jego krypcie również nie rozmawiano na wiele tematów w ogólnym gronie, bo nie. I nauczył się to szanować. Tak więc nie zadawał już więcej niestandardowych pytań. W sumie to na tę chwilę chciał tylko załatwić sprawę przepustki. Dlatego więc pożegnał się z dwójką ludzi zapewniając, że przyjdzie zapewne jeszcze podpytać o kilka spraw. Udał się tym razem do owego Wallace'a do kanciapy przy bramie tak jak mu polecono. Zapytał oczywiście o tą przepustkę jak i wspomniał imię człowieka, który je wystawia.

W Urzędzie Celnym, pierwszy napotkany człowiek za którego Henry wziął Wallace, okazał się jego asystentem.
- Jestem Skeev. Wallace jest w biurze za tymi drzwiami, ale nie mam sensu tam iść. Po pierwsze nie będzie Cię stać na przepustkę, a po drugie nie dostaje jej byle kto. Słuchaj, za 200 dolarów obejdziemy trochę system. Zrobię Ci pierwszorzędną przepustkę za połowę ceny i w dodatku umieszczę Cię w spisie ewidencyjnym miasta.
Mężczyzna oczekiwał reakcji technika.

Żeby to jasny szlag trafił. W sejfie jaki znaleźli przed miastem były setki, a on jak imbecyl wziął te mniejsze nominały. Ale skąd mógł wiedzieć, że te papiery będą aż tak wartościowe. Na logikę obstawiałby amunicję czy leki jako dobrą walutę: - A co powiesz na sto pięćdziesiąt? - zaczął spokojnym głosem negocjacje, gdyż tylko tyle wynosiła suma numerków na papierkach.

Skeev tylko się uśmiechnął.
- Nie, za tyle nie warto nadstawiać karku. Zrozum, jeżeli wpadnę przez twoją nieuwagę będzie krucho. Za 150$ nie warto nadstawiać karku. Proszę, idź do Wallace’a, zobaczysz ile sobie zaśpiewa.

Przewrócił oczami - A przyjmujesz złoto? Diamenty? Na pierwszy rzut oka rzeczy bezwartościowe, ale wiesz mi, że jak znajdziesz odpowiedniego kupca to może Ci za to dać przynajmniej tę cholerną pięćdziesiątkę.

- Rzadko opuszczam Miasto Wewnętrzne, a tam to nie jest wiele warte. Ale idź na Podmurze, może uda Ci się to jakoś zarobić. Co prawda "tamci" - wypowiedział te słowa z widoczną odrazą - nie są obywatelami i nie pomogą Ci się dostać do miasta, ale może uda Ci się coś zarobić w jakiś sposób.

Westchnął głęboko przecierając twarz dłonią. To będzie trudniejsze niż sądził.
- W porządku, ale umawiamy się na ostateczną i niezmienną cenę dwustu dolarów, jak spróbujesz mnie oszukać to nic Ci nie dam - w końcu z ludzką podłością zderzał się już we własnej krypcie dlatego w swoim zachowaniu nie widział nic dziwnego. Zapytał jeszcze o dokładniejsze namiary na Podmurze by rzeczywiście trafił na to jedno konkretne Podmurze. Przy okazji wyposażony w nową wiedzę o wartości tych zielonych papierków postanowił zbunkrować te oszczędności w rzeczach swojej ekipy ich samych ostrzegając, żeby nie ruszali i w razie możliwości pilnowali bo inaczej będą mieli przestój w misji. Sam zaś już tylko ze złotem, diamentem i bronią jaką miał ze sobą udał się na Podmurze szukając jakiegoś miejsca, które mogłoby służyć za linię startu. Pierwszym miejscem jakie mu podpasowało był sklep Szczęśliwego Harry’ego.

***

Sklep wielobranżowy, cóż, nie był zbyt bogaty. Ale półki uginały się od przedwojennego żarcia oraz żarcia wytworzonego po wojnie, na stojaku stało kilka sztuk broni (w tym pięknie zachowany rewolwer magnum .44), na innej półce amunicja do nich czy też skórzany pancerz. A wszystkiego pilnował Szczęśliwy Harry, sprzedawca. Ów uśmiechnął się do potencjalnego klienta i pomachał do niego z daleka.
- Witam w moim sklepie! Co mogę podać?!

- Cześć, mam tylko małe pytanie… - podszedł bliżej lady i samego sprzedawcy po czym niczym rasowy złodziejaszek wysypał na blat złoto i diament wyciągając owe fanty spod kombinezonu - Jesteś w stanie mi dać za to dolary? - zapytał spoglądając uważnym wzrokiem na Szczęśliwego Harry’ego. Tak jakby chciał sprawdzić czy ten nie będzie próbował wywijać numerów.

Szczęśliwy, zapewne z powodu nie znikającego mu z ust uśmiechu, popatrzył na fanty z uwagą.
- Diament mogę kupić w ramach ciekawostki za dziesięć dolców, za złoto dam dwadzieścia. Po przetopieniu na dolary może być coś warte, ale nie dam więcej niż trzydzieści, nie chcę stracić. - od razu przeszedł do interesów. - Albo mogę to wymienić na przykład na amunicję lub jedzenie.

Henry zastanowił się. Sumka w zielonych jaką zaproponował sprzedawca nadal nie pokrywała wydatku lewej przepustki. Niby mógł zaryzykować i liczyć, że Skeev zgodzi się na dwadzieścia mniej. Ale ostatecznie po chwili namysłu rzucił - Jaki kaliber za to możesz dać? - pomimo, że w jego krypcie był zakaz posiadania broni to dzięki swojemu tatusiowi poznał się co nieco w tym zakresie. Większośc popularnych pestek mógł mniej więcej rozpoznać - Ale z mojego inżynierskiego punktu widzenia diament powinien być bardziej cenny. Przynajmniej o tę dyszkę w górę. Nie wiem czy masz pojęcie co z takiego kamyczka można mieć.

Harry z politowaniem się uśmiechnął.
- Tutaj nikomu to nie jest potrzebne, rozejrzyj się. Ludzie starają się związać koniec z końcem, przeżyć, ledwo im starcza na jedzenie, albo na trunki w Spitoon. Nie dostaniesz lepszej ceny, przynajmniej nie w Kryptopolis, ale może w Gecko? - głośno się zastanowił. - Te cholerne mutanty mogłyby go chcieć, ale też nie wiem po co by im był. Podobno jest tam gorzej niż na Podmurzu… - zrobił chwilę przerwy, by rozejrzeć się po półce z amunicją. - Jakiej byś potrzebował? Mogę Ci dać każdą, ale zależnie od kalibru, ilość kul się zmniejszy lub zwiększy. Mogę obejrzeć ten twój rewolwer? Coś się powinno znaleźć.

- Przecież zachodzą do was jacyś handlarze. Któryś na pewno kupiłby ten kamyczek za nieco więcej - uznał jednak, że Harry w tej kwestii rzekł ostatnie słowo. Podał handlarzowi swój rewolwer z którego nie zdążył jeszcze wyjąć łuski, tej która przetrzymywała jego jedyną i zarazem pierwszą, celną oraz śmiertelną kulę. Przy okazji wyjął swego PipBoya i przygotował go do dodania nowej lokacji na swej mapie - Wskaż mi te całe Gecko jeśli możesz - ukazał handlarzowi odświeżający się co chwilę ekran komputera - A jakie kalibry są najpopularniejsze tutaj?

Harry chwycił pewnie rewolwer i otworzył bębenek. Po raz drugi dzisiaj uśmiechnął się z politowaniem, kiedy zorientował się że w bębenku znajduje się tylko łuska.
- Potrzebujesz amunicji znacznie bardziej niż pieniędzy. - stwierdził - .32 cala, mogę Ci dać 15 naboi, to całe pudełko. Sądzę że przydadzą Ci się jeśli chcesz iść do Gecko. To będzie dzień drogi na południe, na pewno zauważysz. To będzie chyba dokładnie tutaj. - popukał palcem po ekranie nieco ponad Kryptopolis. - Dziesięć milimetrów, to są najpopularniejsze kule. Ale też i magnum jest w modzie, dwieście dwadzieścia trzy FMJ oraz pięć milimetrów. Ale to już poważniejsze bronie, niż ten rewolwer. No i loftki, one też są popularne. To co, robimy interes? - Harry się uśmiechnął, cóż, nie po raz pierwszy.

Podrapał się po brodzie patrząc na swoje fanty jakie chciał wymienić - Robimy. Ale piętnaście kulek to dla mnie chyba za dużo. Daj mi z osiem trzydziestek dwójek, a z reszty weź odlicz równowartość do dziesięć milimetrów. Akurat tak się składa, że ten rewolwer nie jest jedyną lufą. Nie jestem sam tutaj. I bierz w cholerę ten kamyczek - machnął już na diament ręką. Jeśli w Kryptopolis mieli mieć ten cały filtr to wyprawa do Gecko nie będzie konieczna. Odebrał od handlarza pipboya i rewolwer i czekał na sfinalizowanie całej transakcji.

Harry pogrzebał na regale, koniec końców wyłożył na ladę dziesięć kul .32 cala i dwanaście kul 10 mm. Były to dwa pełne magazynki do rewolweru i pełen magazynek do pistoletu. Po czym ściągnął z lady to, co należało teraz do niego, wrzucając to do szuflady i zamykając szybko.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? Może skórzany pancerz, świetna jakość. Albo ktoś z twoich przyjaciół może by go chciał? Albo jakieś inne ubranie? W tym niebieskim kombinezonie tutaj, na Podmurzu ludzie niechętnie będą chcieli się z tobą bratać. Ja widzę że nie jesteś z Kryptopolis, oni nie pojawiają się na Podmurzu, nie licząc strażników i patroli, ale reszty nie będzie to obchodziło. Niektórzy… Niektórzy mogą być nawet do Ciebie wrogo nastawieni, a z pewnością w Gecko. Ghule wiele wycierpiały od krypciarzy.

Spojrzał na nieco za duże zamówienie jakie sobie zażyczył. Potem na Harry’ego. Ten zaś nie widział niczego podejrzanego więc po prostu zgarnął swoje nowe pestki i powciskał je do kieszeni tak by się nie wymieszały. Następnie spojrzał na proponowany przez handlarza pancerz. Nadal nie widział większego sensu w takim dozbrajaniu się. Skoro Kryptopolis było takim prosperującym miastem to wychodzi na to, że ich podróż właśnie dobiegła końca. Na drodze powrotnej chyba nie spotkają już nic groźnego - Popytam ich, może któryś wpadnie tutaj później i poogląda towary. Ja osobiście nie potrzebuję tego pancerza chociaż cenę możesz jeszcze rzucić, liczę że potrzebne sprawy załatwię tutaj i podróż do Gecko nie będzie potrzebna. Z mojej strony to chyba wszystko. Miło się z Tobą robi interesy - nie był pewny czy Harry go nie orżnął na tym wszystkim. Ale podał mu na pożegnanie rękę - Dzięki za informacje i ogólnie. Trzymaj się.

***

Czyli miał już wszystko czego potrzebował. Postanowił wrócić do Skeeva z tym wszystkim uprzednio zabierając ukryte banknoty.
- Załatwiłem co miałem załatwić. Nie dostaniesz pełnej sumki w dolcach, ale mam do zaproponowania nieco pestek dziesięć milimetrów - rzucił do asystenta gdy upewnił się, że są sami. Położył przed nim wszystkie zielone i dołożył cztery pestki wspomnianego kalibru po czym spojrzał pytająco na mężczyznę.

Asystent Skeev popatrzył na to co Henry ułożył na stole, potem popatrzył na niego, a potem znowu na fanty. I zaczął się śmiać, potem coraz głośniej aż w końcu przerodziło się w to histeryczny rechot. Pomiędzy spazmami śmiechu wyrzucił z siebie - Ale ja nawet nie mam pistoletu, z resztą po co mi broń w Kryptopolis?!
Nagle otworzyły się drzwi za jego plecami, a histeryczny rechot ucichł. Skeeb obrócił się, w drzwiach stał starszy mężczyzna.
- Skeev, z czego się tak śmiejesz? Kto to?
- To… To… To jest petent do Pana. Przybył z daleka, podzielił się kilkoma świetnymi opowieściami ze swojej krypty. - Skeev skłamał jak z nut.
- Doprawdy? Przybysz z innej krypty? Zapraszam do biura! - w oczach Wallace mignęła iskierka rzewnego zainteresowania, obrócił się i nie zamykając drzwi skierował się za swoje biurko. Skeev przycisnął wskazujący palec do ust i wydał z siebie ciche “Ciiii”.

Przez cały ten napad śmiechu stał zirytowany z rękami na torsie i czekał, aż Skeev przestanie odwalać tę całą szopkę. Już miał mu odpowiedzieć, że przecież może sobie tę amunicję wymienić na upragnione dolary, kiedy drzwi się otworzyły. Pamiętając, że ich akcja z asystentem miała być tajna pewnym ruchem zebrał pieniądze i te kilka łusek po czym wcisnął niedbale do kieszeni kombinezonu jakby cały czas dłonie się w ich wnętrzu znajdowały. Ale reakcja Wallace’a nieco zbiła go z tropu. Gdy został zaproszony do pokoju obok łypnął na Skeeva morderczym wzrokiem i nie mówiąc nic więcej wszedł do tego całego biura.
- Mam rozumieć, że pan nazywa się Wallace? Przysłano mnie do pana w sprawie przepustki dziennej.

Mężczyzna nałożył na nos okulary.
- Niech Pan siada. Przepustka to czysta formalność, normalnie pobieramy od handlarzy chcących wejść do miasta pięćdziesiąt dolarów, ale jest Pan z innej krypty, nie mógłby Pan nigdzie indziej zdobyć tego stroju w takim stanie, toteż jako że jeszcze nie udało nam się nawiązać kontaktu z innymi Kryptami, Pierwszy Obywatel z pewnością będzie chciał z Panem porozmawiać. Proszę mi dać chwilę na wydrukowanie przepustki, a w tym czasie może Pan powtórzyć tą historyjkę która rozśmieszyła Skeeva.

Już wiedział co zrobi jak stąd wyjdzie. Przywali Skeevowi w tą parszywą mordę raz, a potem drugi. Tymczasem spoczął sobie na siedzisku i cierpliwie słuchał starszego mężczyzny. Miał już parę obiekcji co do tego wszystkiego. Po pierwsze nie miał czasu z nikim rozmawiać, nie jest cholernym posłem dyplomatycznym czy innym takim. Ale wolał staruszka na razie nie strofować skoro ten jest taki hojny i daje mu przepustkę za darmo. Ale nieco się zestresował jak poprosił o powtórzenie historii, której nigdy nie było. Oparł łokieć na podłokietniku swojego siedziska i zakrył twarz dłonią zaczynając samemu się śmiać z beznadziei całej sytuacji. Choć z perspektywy Wallace’a mógł wyglądać jakby na wspomnienie o tym wydarzeniu ogarniała go radość.
- Wie pan… To była głupia sprawa… Miałem takiego kolegę. Straszny kobieciarz… I… I próbował przespać się z taką jedną dziewczyną. Cholernie śliczna i w ogóle. Okazało się, że ona była również nim zainteresowana… No i przyszła noc. Oboje umówili się na schadzkę gdzieś w dolnych partiach krypty, gdzie raczej nikt nie chodzi w czasie ciszy nocnej… Ona miała zorganizować jakąś kołderkę, wie pan. Żeby było miło… Więc biedak schodzi zadowolony na dół, widzi w zaciemnionym kącie jakieś pierzyny, ślini się bo wie, że za chwilę sobie na niej poużywa o czym marzył od dłuższego czasu... Przed wejściem pod kołderkę rozbiera się do naga, prawda… I ten… Wchodzi pod tą kołderkę, obejmuje tę ślicznotkę. Ale coś mu nie gra. Czuje że maca drobny biust, ale pod palcami czuł gęste męskie włosy. Przejechał ręką na krocze i wyczuł to czego panienki raczej nie mają - tu się roześmiał nieco żeby nadać prawdziwości swoim słowom - Okazało się, że babeczka go wystawiła. Wysłała tam swojego starszego grubawego braciszka! Przez dłuższą chwilę obmacywał się i mruczał do uszka sprośne rzeczy innemu facetowi! Potem przez tą sytuację nie miał już życia i przestał już podrywać każdą kobietę w krypcie. I dostał na zawsze ksywę “Pederasta” - klepnął się ze śmiechu w kolano zadowolony, że jakoś wybrnął. Cóż. W każdym kłamstwie jest ziarenko prawdy. Ale przecież nie powie, że owym nieszczęśliwcem był on sam? Co prawda cała sytuacja wyglądała nieco inaczej, ale to już historia na inną okazję.

Wallace pokiwał głową z uznaniem, nawet zaśmiał się szczerze przez krótką chwilę.
- Wyborna historyjka, ale proszę jej nie opowiadać Pierwszemu Obywatelowi. Czasami się zastanawiam czy ta kobieta ma w ogóle jakiekolwiek poczucie humoru… Jeszcze tylko mój podpisik… - mężczyzna wyciągnął rękę z pomiętym dokumentem w stronę Fields’a. - Proszę bardzo. Upoważnia ona do wchodzenia do miasta od ósmej rano do dwudziestej wieczorem. Do miasta jest zakaz wnoszenia broni, amunicji, leków, narkotyków oraz alkoholu. Nie upoważnia też do wejścia do Krypty, co przysługuje tylko obywatelom. Życzę miłego pobytu w naszym mieście.

Cóż, nie mógł się nigdy pochwalić jakimś specjalnie wyszukanym humorem, z resztą teraz był pod silną presją, więc i tak czuł się bohaterem - Jak rozpoznam dom Pierwszego Obywatela? Skoro będzie chciała mnie widzieć to wypadałoby przyjść najpierw na spotkanie. A jej brak humoru może wiąże się z jej funkcją jaką tu wypełnia. W końcu zarządza całym miastem. W każdym razie dziękuję za pomoc. Do widzenia - przepustkę zabrał ze sobą i wyszedł do pomieszczenia ze Skeevem. Stanął przed nim odczuwając na jego widok cholernie dużą złość. Momentalnie wystrzelił swoją prawą ręką w stronę jego głowy jednak w ostatniej chwili się rozmyślił. Zamiast tego pokazał mu zaciśniętą pięść po czym wyprostował środkowy palec. Nie powiedział już nic więcej tylko czym prędzej ruszył oddać zakazane przedmioty do przechowalni u Franka i reszty ekipy, a sam skierował się do bramy mającej wpuścić go do rzeczywistego, prawdziwego już Kryptopolis okazując wszystkim odpowiednim ludziom swoją przepustkę. I jak zaplanował udał się najpierw do owego Pierwszego obywatela.

Urzędnik wyjaśnił że za dnia Pierwszy Obywatel urzęduje w Urzędzie Miasta, po czym pomachał na pożegnanie nowemu gościowi. Skeev nie zrobił nic. Nie musiał, klient mu uciekł. A potem przed młodym technikiem otworzyła się brama do prawdziwego Kryptopolis…

Miasto wewnętrzne wprawiło Fields'a w zdumienie, bowiem od Podmurza różniło się tak jak inna planeta. Schludne, czyste i oświetlone uliczki, a przy nich równie zadbane domki, a przede wszystkim mnóstwo zieleni i drzew, których próżno szukać w powojennej północnej Kalifornii. Jedynym nie pasującym do tego idyllicznego obrazka elementem byli snujący się tu i tam ludzie w biednych ubraniach, wykonujący swoje obowiązki ze spuszczonym wzrokiem.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline