Bełt w czaszce nigdy nie oznaczał śmierci z przyczyn naturalnych. Wprost przeciwnie - za bełtem stał zawsze strzelec, który albo denata nie lubił, albo też i złoto dostał za to, by kogoś wysłać do Ogrodów Morra.
Żaden z zabitych to nie był dla Axela ni brat, ni swat, dlatego też strażnik dróg po śmierci tamtych nie rozpaczał, chociaż - nie da się ukryć - zaniepokojony był śmiercią, jaka nagle zaczęła się szerzyć w jego otoczeniu.
* * *
Śmierć młodego von Tossela również by Axela nie obeszła (jeden szlachetnie urodzony dureń mniej na tym świecie, to dla owego świata czysty zysk), gdyby nie to, że Axel, wraz z kompanami, znalazł się w gronie podejrzanych o to zabójstwo.
Młyny sprawiedliwości, jak powiadano, mielą powoli, ale gdy już się kto dostał w ich tryby, to niewielkie miał szanse, by na wolność się wydostać. A tu gardłowa była sprawa i Axel złudzeń żadnych co do wyniku tej sprawy nie miał. Z tego też powodu z ochotą zabrał się do zwijania cum, chcąc jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od Altdorfu.
I w żadnym wypadku nie miał zamiaru znaleźć się w rękach sprawiedliwości. Essing być może by się i wywinął, ale zwykły szaraczek Mayer już nie. Gdyby więc strażnicy dróg mieli zamiar zawieźć go z powrotem do Aldorfu, Axel miał zamiar bronić się rękami i nogami.
Sam jednak nie miał zamiaru rozpoczynać konfliktu, powitania pozostawiając w gestii bardziej wygadanych kompanów. Tudzież Josefa, kapitana barki.