Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2017, 00:20   #6
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
- Nie pierdol - odwarknęła sarkastycznie. On, kurwa dostanie skrętu dupska, a co ona niby miała powiedzieć?! O mały włos nie skończyła jako pieprzona karma dla kotów, a temu się na jęki zbiera. Czasami nóż sam się otwierał i błagał na kolanach by go wpakować w czyjeś bebechy.
Życie jak nic się jej popierdoliło ostatnio. Odgarnęła luźne kosmyki wiśniowych włosów, które widać chcąc jej dokopać, opadły na oczy gdy pochyliła się by pogłaskać Kasteta po łbie. Trzeba będzie wykombinować jakieś lokum na tą nockę. To z kolei oznaczało, że nie mogła się zachlać w cztery dupy dopóki nie zapewni sobie i psu godziwego miejsca na zwalenie zwłok. Po tym trzeba będzie zająć się mieszkaniem. Nie wspominając o tym cholernym spotkaniu z bankowym dupkiem, od którego wszystkie jej kłopoty brały początek. Że też skusiła się na tą robotę…
Klientela w “Lush” jak zwykle prezentowała się nader ciekawie. Niektórzy z nich mieli szczęście, że miała obecnie ważniejsze sprawy na głowie. Nie omieszkała jednak uzupełnić bazy danych o dodatkowe informacje o tych, którzy już się tam znajdowali. Nie zapominając też dodać notki o tym, by wybadać tych, którzy takowego miejsca w niej nie mieli. Huj wiedział kiedy takie info okaże się pomocne w robocie. Czasem byle gówniana, rzucona czy wypatrzona przypadkiem rzecz, okazywała się kluczowym elementem sprawy. Tacy jak ona musieli być drobiazgowi i mieć ślepia dookoła głowy jeżeli chcieli utrzymać się na powierzchni.
Na myśl o tym, co powinna teraz robić, a co tak kurewko odbiegało od tego co właśnie robiła, zgrzytnęła zębami. Nadepnięto jej na odcisk, a to oznaczało osobiste podejście do sprawy. Należało nadmienić, że Cherry nieczęsto wchodziła na tą stopę w trakcie wykonywania zadania. Trzymanie robocizny z daleka od własnych czterech ścian pozwalało te cztery ściany zachować. Nie mogła jednak darować tego, że naruszono jej prywatną przestrzeń. Istniały pewne granice, których się nie przekraczało. Byłaby w stanie wybaczyć atak poza jej safe zone, jednak w niej… O nie, tego darować nie mogła. Przed oczami pojawiły się jej obrazy, które wyświetlały ekrany, zanim wszystko poszło w drobny mak. Ostrzeżenie czy kpina? Czego chciał ten pojeb? Po której stronie barykady stał? Nie mogła zignorować możliwości bycia wrabianą oraz tego, że jej hacker stał jednak po jej stronie, nie ważne jak absurdalne by się to nie wydawało. Dopóki nie udowodni inaczej, wszystko było możliwe, a teraz wszystko sprowadzało się nie do zadania, a do prywaty. To już zdecydowanie nie była kwestia zgarnięcia sumki od klienta i zapomnienia o sprawie gdy tylko się z nią upora.
Najpierw jednak…

Ruszyła za nader niecierpliwym gliniarzem, kręcąc przy tym głową. Do czego to doszło, żeby ona szlajała się po takich miejscach z pieprzonym panem władzą. Przybył jej jednak na ratunek, więc wsadziła własne jęki i sarkastyczne docinki, do tylnej kieszeni. Kastet posłusznie człapał przy jej nodze, rozglądając się wokoło i chłonąc nieznane sobie otoczenie. Raczej nie wydawał się szczególnie zadowolony, przynajmniej jednak żył, więc i narzekać nie powinien. Nick skierował się w stronę baru, co akurat niekoniecznie Madison odpowiadało. Nie, żeby miała coś przeciwko baron, skądże znowu, całkiem dobrze się przy nich dupsko usadawiało, jednak chwilowo cierpiała na lekką paranoję i wolała mieć coś za plecami i widok na całą salę. Szczęście jednak chyba się wyczerpało dla niej na czas obecny, bo niczego takiego nie wypatrzyła. Zostało więc dorwanie w miarę osłoniętego miejsca przy barze i liczenie na to, że nikt jej kosy nie wpakuje w plecy. Naiwności…
- Cokolwiek, byle mocne - złożyła swoje nader dokładne zamówienie, po czym dorzuciła do niego kolejne. - I miskę z wodą.
Zarówno mina, jak i ton głosu jasno sugerowały, że nie jest w nastroju do usłyszenia odpowiedzi w stylu “nie mamy” albo “to nie miejsce dla zwierząt”. Coś takiego mogłoby się w tej chwili niekoniecznie dobrze skończyć dla czyjejś facjaty. Na szczęście zdążyła Kasteta nakarmić więc przez jakiś czas nie musiała się szczególnie martwić o jego potrzeby żołądkowe. Skoro jednak przylazła tu by pić, nie wypadało odmawiać tego samego zwierzakowi.
- Dla mnie to samo - zażyczył sobie Nick opadając z nieszczęśliwą miną obok Cherry. Młody, łysy barman ostentacyjnie żujący gumę spojrzał na nich, po czym bez słowa odwrócił się plecami do gości. Nalał do dwóch szklanek alkoholu z przypadkowej butelki, jak się zdawało, po czym postawił je na ladzie. Otworzył również wodę gazowaną i wlał do pustej popielniczki.
- Razem czy osobno? - zapytał ciamkając gumę.
- Pierwsza na mnie - odpowiedziała mu Cherry, krzywiąc się na gazowaną. Kastet z pewnością do zadowolonych czworonogów należeć nie będzie, co bez wątpienia odbije się na niej. Ale walić, przynajmniej będzie miał do czego pysk wsadzić. Zgarnęła popielniczkę i postawił przed pyskiem zwierzaka, po raz kolejny gładząc go po łbie. Niewinna ofiara całego tego bagna, którym stało się jej życie. Po raz pierwszy pomyślała o możliwości oddania go w dobre ręce, jednak szybko tą myśl odrzuciła. W końcu nawet jej należy się ktoś, dla kogo warto było brudzić sobie ręce.
- Rozchmurz się - poradziła towarzyszowi, podnosząc głowę i szczerząc zęby. - Pić mi się odechciewa jak widzę tą twoją radosną twarzyczkę.
- Taaa... Skurwysyn śmieje mi się w twarz, a ja gówno mogę zrobić - przechylił szklankę i skrzywił się, ale w chwilę później uśmiechnął się prawie szczerze.
- Ale to twój wieczór, więc niech będzie, że chuja przełknę.
- Po chuju mój - przewróciła oczami i przechyliła szkło. Ciekawiło ją kim jest ten elegancik, na którego wścieka się Nick. No chyba, że szło mu o Fresbee, ale jakoś wątpiła by pienił się tak z jego powodu. Luka w aktach nieco ją drażniła, jednak ciężko by było mieć każdego popaprańca na liście, aż tak długo w tym fachu nie robiła.
- I nie ogłaszaj tego tak głośno bo może ci się jakiś przywali - mrugnęła do niego, drażniąc się bo sprawiało jej to przyjemność. - Nie wiedziałam że ciągnie cię w tą stronę, stary. Następnym razem jak będę planować wizytę w “Żołnierzu” dam ci znać, zaliczymy sobie mały trójkącik to może trochę pary z ciebie zejdzie. Coś mi się zdaje, że długo na taką wyprawę nie trzeba będzie czekać.
Rozgadała się i wiedziała o tym. Do tego pieprzyła trzy po trzy ale miała to głęboko w dupie. Znowu pociągnęła solidny łyk. Na tyle solidny by przyszła kolej na dolewkę. Gardło paliło jak diabli. Była z tego powodu nad wyraz szczęśliwa. W końcu po to przytaszczyła tu swój tyłek.
- No dobra… to o kogo chodzi?
- Jak masz na mnie ochotę, to trzeba było powiedzieć od razu, to nie zaliczalibyśmy niepotrzebnego przystanku, tylko pojechali bezpośrednio do mnie - mrugnął.
- Chodzi o Frisbee. Słyszałaś za co skierowali mnie za biurko? - zapytał.
Czyli nie elegancik. Cherry była nawet zadowolona z tego faktu. Nie lubiła być przyłapywana na brakach informacji.
- Obiło mi się o uszy - odmruknęła, dłonią ponaglając barmana. - I wiesz… Akurat nie mam gdzie dupy położyć, więc i tak pewnie ci się wpakuję do wyra.
Uniosła szkło w toaście. Ta opcja co prawda dopiero się jej wpakowała pod czuprynę, jednak nie była taka znowu zła. Lepsza z pewnością niż szukanie jakiegoś hotelu, który byłby odpowiednio zabezpieczony. Nie mówiąc już o tym, że zdecydowanie tańsza, a na kasę będzie musiała uważać jak chce znaleźć nowe cztery ściany.
Spojrzał na nią szukając żartu lub drwiny w wyrazie twarzy oraz tonie głosu, lecz nie znajdując niczego stuknął własną szklanką o jej.
- W takim razie zapraszam. Chyba będziesz potrzebowała lokum na więcej niż jedną noc. Komu tak za skórę zalazłaś? - zapytał również wskazując głową na dolewkę. Tymczasem w głowie Cherry zaczął odzywać się ocean. Whiskey i trzecia szklanka rumu zaczęły dawać o sobie znać w rozgrzanym bawiącym się tłumem lokalu.
- Prześlij co masz. Rzucę okiem - dodał Sanderson.
Skinęła głową, szczerząc zęby na efekty działania trunków. Lubiła ten stan. Głowa stawała się wtedy tak rozkosznie lekka, a idiotyczne opory, które zawsze tkwiły w przytomnej głowie, szły się pierdolić. Niezły pomysł, musiała im przyznać.
Korzystając z tego, że wciąż jeszcze wiedziała dokładnie co robi, przerzuciła dane które miała odnośnie kradzieży, banku, podejrzanego, a na dokładkę walnęła mu relację z wydarzeń poprzedzających prace budowlane z wykorzystaniem c4, na jej terenie.
- Nie mogę się zdecydować jak traktować te pieprzone urywki - zdradziła mu, co bez wątpienia miało co nieco wspólnego z poziomem promili w jej krwioobiegu. - Ta sprawa zaczyna mnie przerastać, wyobrażasz sobie? Szlag mnie trafia. Teraz jednak leci do działu osobiste. Dorwę skurwysynów, nie ma innej opcji…
Odchyliła się i uniosła twarz do sufitu. Falowanie wzmogło się na chwilę więc przymknęła oczy. Urżnięcie się miało swoje dobre strony. O złych jakoś nie miała ochoty chwilowo myśleć.
Oczy Nicka latały we wszystkie strony, przez co wyglądał, jakby dostał jakiegoś ataku. Prawie w ogóle nie mrugał. Czyli standardowe objawy bardzo aktywnego przeglądania rozszerzonej rzeczywistości. Siedział tak kilka minut, po których skrzywił się.
- I dlatego ja jestem jebanym policjantem, nie łowcą nagród. Nawet nie mam się czego chwycić. Jedyne co, to zastanawia mnie kwota. Dlaczego właśnie tyle? Przecież jak się podpieprza kasę, to wbija się jedynkę i dusi zera do oporu. A tutaj? Dziwna jest - podrapał się po brodzie i zmrużył oczy.
- O bombie nic ci nie powiem, ale dam to kumplowi. Niech się wykaże. I zwolnij, bo się uchlejesz w trzy dupy - uśmiechnął się pociągając z własnej szklanki.
- Taki mam właśnie plan, słodziutki. - Znowu zaliczył pokaz uzębienia, gdy skupiła na nim wzrok. Czynność ta była nieco problematyczna, jednak Cherry specjalnie nie zależało na ostrości konturów. - Urżnąć, przerżnąć i zlec trupem - roześmiała się, na co Kastet uniósł łeb. Poklepała go po pysku. No tak, całkiem urżnąć się nie mogła.
- Ta kwota pójdzie się pieprzyć i to już za parę godzin - westchnęła. - Nie mam ochoty o tym teraz myśleć, Nick. Zajmę się tą sprawą jutro, jak tylko się pozbieram. Teraz pijamy - na potwierdzenie własnych słów wlała w gardło zawartość szkła. - I spokojnie, nawet zalana w trupa będę w stanie cię zajechać - bardzo wymowne spojrzenie spoczęło zdecydowanie niżej, niż miejsce, w którym znajdowały się oczy policjanta.
Noga policjanta zaczęła ruszać się w górę i dół.
- Nie obiecuj - mruknął zdecydowanie niższym głosem.
- Ciekawe kto kogo by zajechał - dodał popijając własny rum, gdy jego wzrok spoczął na dłużej na piętrze. Znajdował się tam na tyle długo, że Cherry również spojrzała w tamtym kierunku. Mocno nieostra, kołysząca się postać Fahrenheita opierała się o barierkę na piętrze. Zdawał się obserwować salę.
- Nalej nam czegoś specjalnego - polecił barmanowi.
- The double team?
- Może być.



Na ladzie wylądowały w kilka chwil później dwa wysokie kieliszki z bursztynowym płynem. Nick natychmiast złapał jeden z nich i wzniósł.
- Za co pijemy?
- Źle mnie zrozumiałeś - zaprzeczyła. - To była groźba, a nie obietnica - uściśliła, notując w pamięci obecność właściciela tej budy. - Za co pijemy? - Powtórzyła pytanie, podążając za nim i biorąc szkło w dłoń. - To trzeba mieć jakiś powód żeby pić? Możemy polecieć po patosie i wlać w gardło za pieprzone życie, pasuje jak ulał do okazji.
Nie czekając na niego wlała w siebie to, co łaskawie jej podano. Światełko ostrzegawcze jaśniało niczym pieprzona, czerwona lampka na choince. Jeżeli zamierzała spełnić swoją groźbę, trzeba było przystopować. Nie byłoby za dobrze, gdyby się jej film urwał w niewłaściwym momencie. Bo że jej się w końcu urwie, to było pewne. Ile już czasu siedzieli przy barze? Nie wiedziała i gówno ją to obchodziło. Jej place wystrzeliły w górę zamawiając kolejną kolejkę. Tym razem zamierzała ograniczyć się do sączenia. Robiąc to postanowienie kompletnie zignorowała fakt, że powinna się do niego zastosować od samego początku. Kurwa, uszła z życiem, trza było to uczcić. Pysk Kasteta wylądował na jej kolanie, zmuszając by spojrzała w wierne, czarne ślepia. Konkretnie w dwie ich pary, które wirowały wokół siebie jakby im się, cholera, tańczyć zachciało. Uśmiechnęła się leniwie, poklepując zwierzaka po pysku, chociaż czynność ta w pełni udała się jej dopiero za drugim razem.
- Niańka - mruknęła do psa z lekkim wyrzutem, chociaż przede wszystkim ze śmiechem, który też zaraz w pełni rozbrzmiał, zlewając się z hałasem jaki panował w lokalu, a który nazywano tu muzyką. Pieprzenie… Muzyką to nawet w przybliżeniu nie było. Była święcie przekonana, że nawet w obecnym stanie byłaby w stanie stworzyć lepszą kombinację dźwięków. Co, niejako, mogło być dowodem na to, że się koncertowo zalała.


Gdzieś niedaleko za nią narastał hałas. Jakiś facet śpiewał razem z wokalistką podchodząc do baru. Usadowił się tuż za jej plecami. Żeby tak jeszcze nie fałszował, to byłoby to nawet całkiem znośne, ale… kwiczał jak zarzynane prosię. Tylko po słowach spójnych z tym, co wydostawało się przez głośniki dało się rozpoznać co stękał.
Kiedy odwróciła się, by zobaczyć jaki nieszczęśnik został pokarany tak baranim głosem, jej oczom ukazał się pospolity szczurek z rudawym, przyciętym zarostem.


- Szkocką pro… - zaczął, lecz kiedy spojrzał w twarz River… przewalił się razem ze stołkiem barowym.
- Nie, nie, nie, nie, nie, …! - rzucił się do ucieczki, dość nieporadnie gramoląc się z podłogi.

- Co do cholery? - Cherry wpatrywała się w idiotę zastanawiając co mu odjebało. No jak nic gościa nie poznawała, chociaż sądząc po jego reakcji powinna. Nie sądziła także żeby wyglądała aż tak do dupy żeby go wystraszyć do tego stopnia. Przez jej zamroczony alkoholem umysł przetoczyło się jakieś podejrzenie, jednak szybko pomknęło sobie dalej. Nie była w najlepszym stanie do wysnuwania wniosków, szczególnie mając taką mizerną ilość informacji. Przynajmniej jego “nie” brzmiało lepiej niż jego próby śpiewania, które sprawiały że jej się mózg lansował.
- Czekaj no, kochaniutki… Czekaj - zawołała za nieporadnie zbierającym się gościem, próbując przy tym zsunąć dupę ze stołka i nie wylądować na podłodze. Ta, jakby za wszelką cenę chciała jej życie uprzykrzyć, kołysała się niemiłosiernie sprawiając, że utrzymanie pionowej pozycji zdawało się ponad siły River. Koniecznie jednak chciała się dowiedzieć o co gościowi chodziło, co świadczyło o tym, że niechybnie włączyło się jej zboczenie zawodowe. Tego w końcu nawet litry trunku nie były w stanie powstrzymać, szczególnie gdy przed oczami widziała, nieco się rozdwajający, obraz podlany ostrzegawczą czerwienią. No bo… No coś było nie tak…
- Nick weź go za graty, co…? - Zwróciła się o pomoc do gliny, który jej towarzyszył. Przez króciutką chwilę rozważała nawet wykorzystanie Kasteta, ale nie chciała robić sceny. No, większej niż już się zrobiła. Szkoda jej też było zwierzaka. Jeszcze by się później nabawił jakiejś psychozy związanej ze zidiociałymi palantami co to zachowują się jakby zobaczyli swój najgorszy koszmar.
Sama też ruszyła, a przynajmniej próbowała ruszyć w stronę próbującego uciec. Na twarz nałożyła swój najmilszy uśmiech, który pewnie nie wyszedł najlepiej ale kto by się tam tym przejmował? Ona z pewnością nie.
- Zawsze, kurwa, na służbie. Stój, chuju! Policja! - zawołał i popędził za podejrzanym Przynajmniej próbował. Tamten próbował uciekać, ten próbował go gonić. Obaj realizowali swe zamiary w podobnym stopniu. Sanderson już po kilku krokach koncertowo prześlizgnął się brzuchem po posadzce, gdy nie zauważył wystającej obręczy krzesła barowego, które również poleciało na podłogę. Z jeszcze większym hukiem. Podnosił się przy akompaniamencie “skurwysynów” i innych “pojebów”. Szczurek tymczasem zaplątał się we własne nogi i wpadł w mały tłumek rozmawiających mężczyzn i kobiet. Wywalił się razem z niczego nie spodziewającymi się ofiarami. Gonił pijany pijanego.
I dziwić się, że potrzebował pomocy skoro nawet jednego pijaka złapać nie potrafił. Cherry prychnęła pod nosem i zaraz wybuchnęła śmiechem bo sytuacja, nawet przy tak zalanym umyśle, prezentowała się cholernie komicznie. Nie mogąc się powstrzymać pstryknęła zdjęcie, co by mieć pamiątkę po tym całym wydarzeniu i później dręczyć tym zdjęciem Nicka, przy każdej możliwej okazji. Właśnie noc stała się dla niej o wiele przyjemniejsza. Nie zmieniało to jednak faktu, że trzeba było złapać tego typka i zadać mu parę pytań. Delikatnie, oczywiście. No, chyba że się stawiał będzie albo mącił… Te rozważania mogła jednak zostawić na chwilę, w której zaciśnie dłoń na jego szmatach i stanie z nim twarzą w twarz. O ile uda się jej ustać.
Starając się nie iść w ślady gliny zdecydowałą się na wolniejsze tempo pogoni. Tamten w końcu musiał się teraz wyswobodzić z tej grupki, która w taki ładny sposób powalił, a to przecież trochę mu zająć musiało. Jakaś sprawiedliwość istniała na tym pojebanym świecie i River zamierzała właśnie na nią się zdać. Po drodze uznała za stosowne przynajmniej spróbować postawić Nicka na nogi. W końcu jego odznaka mogła się okazać przydatna, chociaż Cherry wolałaby nie musieć z niej korzystać. Kurwa… Czemu to się nie mogło stać ze dwa drinki temu? Albo zaraz jak tu wparowali? Wtedy poradzenie sobie z tym gnojkiem nie przysporzyłoby żadnych kłopotów.
- Wstaaawaj kurwa… - Ponagliła Sandersona, próbując utrzymać wzrok skupiony na uciekinierze. Jak jej ta gnida zwieje to się chyba potnie… Albo zaliczy jeszcze kilka kolejek i zdechnie przy barze. Względnie jebnie tym wszystkim i na pocieszenie zaciągnie Nicka do łóżka co i tak miała zamiar zrobić.
Szalona” pogoń za uciekinierem wychodziła jej całkiem nieźle. Wstała i choć raz była bliska powtórzenia wyczynu Sandersona bez pomocy krzesła, to jednak zwyciężyła w tej walce. Ruszyła do przodu zawrotnym marszem, dzięki czemu udało jej się dotrzeć do zbierającego się z podłogi policjanta. Szło jak z płatka. Problem w tym, że szczurkowaty już się podniósł. Choć takie określenie było pewnym nadużyciem. Jeden z przewróconych pomógł mu i… jebnął z backhandu jak zawodowy tenisista. Szczurkowaty przeleciał przez barierki, wpadając na stolik z miziającą się parką. Żadne z nich nie było szczęśliwe, zaś mężczyzna wręcz podniósł się. Madison zarejestrowała jakimś cudem, że jego twarz była równie czerwona jak jej włosy. Nie wróżyło to dobrze uciekinierowi próbującego z gracją spaść z owego stolika.
Trzeba było się spieszyć. Nie żeby jej zależało na zdrowiu faceta, ale pasowałoby by był w stanie mówić, co mogło okazać się problematyczną sprawą gdyby się za niego zabrał Czerwony, jak w myślach nazwała faceta od mizianki. Przynajmniej jednak Nick znalazł się w końcu w pozycji stojącej, co powinno raczej ułatwić sprawę. Raczej, bo cholera wiedziała czy się zaraz znowu nie rozłoży na podłodze niczym zawodowy dywanik z odznaką.
Nie czekając na gliniarza ruszyła przodem aż natrafiła na cholerną przeszkodę w postaci barierki. Nie, żeby takie gówno miało jej przeszkodzić, tyle ze to by było w normalnych warunkach. W chwili obecnej miała pewne wątpliwości co do właściwości podjętej decyzji, jednak wątpliwości te nie były wystarczające by powstrzymać ją przed próbami sforsowania owej przeszkody. Obchodzić bowiem jej nie zamierzała bo nie dość że byłoby to stratą czasu, to jeszcze na dokładkę zwyczajnie się jej nie chciało.
Dotarła do barierki w chwili, w której ścigany stał już na własnych nogach. Ledwie udało mu się uchylić, a raczej zatoczyć do sąsiedniego stolika, przed pięścią, gdy niespodziewanie dla niego, towarzyszka wściekłego faceta trzasnęła go metalową tacą przez łeb. Zasłaniając się rękami przepychał się przez gąszcz mebli z ludźmi siedzącymi wokół nich i na nich. Tymczasem Cherry podniosła jedną nogę, wspierając się o barierkę, przełożyła ją. Ten sam wyczyn powtórzyła z drugą nogą. Triumfalnie stanęła na blacie stołu… lecz ten uciekł jej spod nóg. Plasnęła tyłkem o podłogę. Obok leżał przewrócony mebel na jednej, centralnej, szerokiej nóżce.
- Ja pierdooole - jęknęła, oceniając przy tym wzrokiem sytuację. Skurwiel się jej wymykał z łap i do tego dupa ją bolała. Nie wspominając już o tym, że zrobiła z siebie pośmiewisko. Nie, żeby jej szczególnie zależało na opinii zebranych w klubie. Czy opinii kogokolwiek, tak po prawdzie. Była jednak pewna, że Nick nie przegapił okazji do strzelenia fotki, tak samo jak ona nie przegapiła by uwiecznić jego rozwalenie się. Pierdolona karuzela… Raz coś dobrze, zaraz źle…. Jakby nie mogło chociaż raz być tylko dobrze. W końcu los powinien dać sobie spokój z dawaniem jej w dupę tego dnia, nie? Ale nie, bo po co, bo można więcej…
Klnąc sobie pod nosem i nieco bardziej w myślach, zaczęła się zbierać z podłogi. Czas uciekał, a wraz z nim jej ofiara. Co tego dupka tak w niej przeraziło? Jak cholera, musiała się tego dowiedzieć bo jak nie to ją szlag trafi. Jej zaparcie w dążeniu do celu zwiększyło się tak o co najmniej 100%. Gość miał przejebane… Gdy go w końcu dorwie, bo w to że dorwie nie wątpiła. I gdzie do cholery podziewał się jej prywatny glina?
- Nick!! - Wydarła się na całe gardło, nie przejmując się tym, że jej darcie się może komuś przeszkadzać. Dla ich własnego dobra byłoby dobrze, jeżeli nawet gdyby przeszkadzał, to powstrzymali się od komentarzy.
Jego jednak nigdzie nie było widać. Dźwignęła się z podłogi tylko po to, by zobaczyć jak szczurkowaty wchodzi w tłum tańczących. Podążyła za nim i już po chwili była na parkiecie. Obijający się o nią ludzie skakali i wykonywali rozmaite nieskoordynowane ruchy przypominające kliniczny obraz padaczki. Gdzieś w oddali mignął znajomo wyglądający czerep. Niemal natychmiast jednak zniknął ponownie. Byłoby prościej, gdyby miała ten pieprzony moduł targetujący. Ale nie. Przeciskała się obok dziewczyny wyglądającej trochę jak rozjechana żaba. Z resztą głos miała podobny. Niedaleko stał Frankenstein. Aż chciało się zakrzyknąć: “To żyje!”.

Nagle dostrzegła uciekiniera. Pospiesznie wychodził spomiędzy tańczących ludzi wprost w kierunku wyjścia. Przynajmniej na tyle pospiesznie, na ile pozwalała mu lekko opuchnięta twarz i nieznacznie plączące się nogi.
Być może na ulicy będzie miała większe szanse. Również wypadła z tłumu w chwili, w której tamten przekraczał próg klubu “Lush”... trafiając na pięść. Uciekinier padł na ziemię jęcząc tak głośno, że nawet River go słyszała, wciąż pozostając wewnątrz budynku. Za pięścią na ziemię poleciał Nick, który wgramolił się na swoją ofiarę.
- Masz... prawo... zachować... milczenie! - darł się okładając szczurkowatego po pysku.
- Wszystko… wszystko… co powiesz… może… być… użyte… przeciwko… tobie… wszędzie… chuju! - początkowo leżący na ziemi próbował jeszcze się zasłaniać. Obecnie leżał bezwładnie pod policjantem robiącym mu z twarzy tatara.
- Nick! Do cholery! Stój! - Madison zaczęła się wydzierać gdy tylko zobaczyła, że jej glina ani myśli przestać masakrować faceta. Potrzebowałą gnojka żywego, a nie w formie miażdżonej. Zaraz też żwawiej ruszyła w stronę parki by stanąć w obronie dupka, którego po raz pierwszy widziała na oczy. Gdzieś tam z tyłu głowy tłukła się jej myśl że powinna podziękować Nick’owi za dorwanie drania, jednak uznała za stosowne ową myśl zignorować. Będzie na to jeszcze czas, a przynajmniej taką miała nadzieję. No, o ile nie zapomni o tym że podziękować miała… Pamięć o takich drobnostkach była u niej niekiedy nad wyraz dziurawa.
- Kurwa… - Westchnęła, szczerząc się do Sandersona, gdy już do niego dotarła. - Niezła robota - pochwaliła, wbrew wcześniejszym planom zignorowania jego udziału w schwytaniu padalca. Jakby jednak nie spojrzeć, podziękowanie to nie było, więc wszystko było ok. Wszystko poza facjatą gostka. Miała nadzieję, że typek będzie w stanie mówić. Jakoś nie widziało się jej czekanie na to, aż dojdzie do siebie wystarczająco by wyjaśnić sprawę. Nie… Na to była zdecydowanie zbyt pijana. Do tego powoli dochodziło zmęczenie, a przecież miała jeszcze całkiem porządne plany na resztę nocy. Za cholerę nie pozwoli by jakiś wymoczek wepchnął się w nie butami i wszystko rozpierdoli. Ale po kolei… Najpierw trzeba było sprawdzić czy skurwiel jeszcze dycha, a później doprowadzić go do stanu pozwalającego na wymianę zdań.
Sanderson trzymający swą ofiarę za czerwoną od krwi twarz wyglądał, jakby miał zamiar uderzać jego głową o bruk. Zatrzymał się jednak. Spojrzał nieprzytomnie na River i szybko zamrugał.
- Kuuuuuurwa… Poniosło mnie - wypuścił twarz szczurkowatego z garści. Czaszka stuknęła o podłoże.
- Nie gapić się! Bo zatrzymam do wyjaśnienia! - krzyknął do wnętrza klubu, z którego wyglądały dziesiątki ciekawskich twarzy, jednak po ostrzeżeniu policjanta na wyścigi zaczęły znikać. Ten z kolei przełożył nogę przez leżący korpus, siadając na brzuchu delikwenta.
- Wykonc… Wykonsy… Wykoncypowałem! - pokiwał głową z zadowoleniem.
- Że będzie uciekał do wyjścia. I zamiast go gonić, poszedłem prościuśko do celu - dodał dumny z siły własnej dedukcji.
Madison pochyliła się nad zmasakrowaną twarzą. Musiała podeprzeć się dłonią o chodnik i ostatecznie usiąść, by nie przewrócić się na człowieka. Żył, ale wyglądał jak manekin do crashtestów po szczególnie nieudanym eksperymencie. Cała jego twarz była czerwona od krwi buchającej z nosa. Ciekła również z ust, wymieszana ze śliną. Jak nic nos pogruchotany, zaś zęby powybijane. Oby tylko nie miał pękniętej czaszki czy wstrząsu mózgu.
- Po czym rozkwasiłeś go tak, że ledwie da się go rozpoznać - sarknęła, zastanawiając się co dalej. Gostka trzeba przepytać, to pewne. Tylko jak do cholery ma go przepytać gdy ten ledwie zipie? Kuuuurwa… Podparła dłońmi głowę licząc na to, że pomoże jej to w myśleniu. Pasowałoby wezwać karetkę czy coś. Na pewno nie zaszkodzi chlusnąć mu w pysk wodą. No i chyba powinni go posadzić… A może to było żeby nie ruszać? Nie była w tej chwili pewna, którą z opcji powinna wybrać.
- Może byś z niego zlazł, co? - Zamiast wybierać uchwyciła się tego czego była pewna, a mianowicie tego, że na ofierze pobicia nie należy siedzieć. No chyba że się tą ofiarę samemu pobiło, a i wtedy najlepsza pozycją była ta na jeźdźca, a nie takie posadzenie dupy jakie demonstrował Nick.
- Hej… Koleś… Żyjesz? - Zapytała trącając gostka czubkiem buta w ramię. Najpierw delikatnie, jednak szybko doszła do wniosku, że użycie silniejszego środka perswazji mającej za zadanie skłonić go do mówienia, było tu wskazane. Szczerze mówiąc nie liczyła na odpowiedź.
Zgodnie z oczekiwaniami nie wykazał najmniejszego objawu powrotu świadomości. Za to Sanderson mamrocząc coś z niezadowoleniem pod nosem podniósł się.
- Hej! Pani chce z tobą porozmawiać! - powiedział głośno i w ramach pobudki kopnął go w bok. Trzasnęło. Nieprzytomny facet nie zareagował. Nick za to przekręcił głowę jak zaciekawiony kot.
- Ups… - powiedział.
Cherry przez chwilę wodziła wzrokiem od rozkwaszonej gęby do Nicka i z powrotem, po czym wybuchnęła śmiechem.
- Ups… - powtórzyła za gliniarzem, gdy tylko się nieco uspokoiła, po czym parsknęła znowu. Sytuacja była tak absurdalna, że nie dało się inaczej. Jak nic gość dorobił się właśnie pękniętego żebra. River nie była nawet pewna czy jeszcze dycha. Istniało prawdopodobieństwo że nie, ale biorąc pod uwagę nieco nieostry obraz, mogła tylko zgadywać. I tyle by było z jej wypytywania…
- Coś mało rozmowny - wyszczerzyła się do Sandersona, unosząc nieco głowę by spróbować zogniskować wzrok na jego facjacie. Cały czas, pomimo gównianej sytuacji, chciało się jej śmiać.
- Trza po kogoś zadzwonić, Nick - poinformowała partnera, nie paląc się przy tym jakoś szczególnie do tego by być osobą, która wykona telefon. Nie, najchętniej by się wtoczyła z powrotem do klubu, strzeliła kolejnego drinka, a później dała zawieźć do jakiegoś milutkiego miejsca… No tak, mieszkanie Nicka powinno się załapać do definicji milutkiego. Uparcie jednak, a przynajmniej jakaś część jej umysłu, liczyła na to, że leżący dupek się ocknie i zacznie gadać.
- Ano wypadałoby - do rozmowy dołączył trzeci głos. Kiedy odwróciła się, zobaczyła Jona Lee. Za nim znajdowała się pięcioosobowa obstawa klubu “Lush”.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline