-
To biuro, o którym mówisz jest nieużywane w lecie i wiosną. Służy Thedipidesowi jesienią i zimą. Kupiec gdzieś musi trzymać utarg z stoisk, jakie ma przy dworze. Ale nigdy nie udało mi się zaobserwować gdzie on trafia. Thedipides dużo czasu spędza w bibliotece, więc może tam... Większość mojego czasu spędzałam w jego łożu - czyżby się zaczerwieniła? -
A gdy go nie było w posiadłości pozwalałam sobie myszkować tu i tam, oraz wyprawiałam się na długie spacery do miasta, stać mnie na to było.
W przypadku Numalii miejscem, w które udał się Theo wraz z towarzyszącym mu Makharem było Cures. Zbiorowisko tanich karczm, karawanserajów, burdeli i sklepów z towarem o podejrzanym pochodzeniu leżało tuż na południe od miasta, za jego murami, ale tuż przy Drodze Królów. Dwóch awanturników spędziło tu, wśród pyłu, potu i krzykliwych straganiarzy niemal cały dzień wypytując, myszkując i rozglądając się. Dobre, tanie lokum, z widokiem na bramę miasta udało się znaleźć jeszcze w obrębie murów. Theo od razu uiścił gospodarzowi opłatę za trzy noce z rzędu, nawet nie targując się zbytnio. Trochę gorzej poszło ze zdobywaniem informacji, gdyż żadnych specjalnych szczegółów nie udało się odkryć, a może Thedipides był zwyczajny do bólu? Otóż kupiec handlował tkaninami, tak jak jego ojciec, po którym odziedziczył majątek, fach i dom. Zawsze otaczał się pięknymi kobietami, a ostatnimi czasy była to Zamoryjka Catalina, która jednak właśnie straciła swoją pozycję u boku krezusa, a jej miejsce zajęła jakaś jasnowłosa Brythunka. Mówiono też, że poza handlem złotogłowiem, jedwabiami i lnem Thedipides obraca innymi towarami, przeznaczonymi dla zupełnie innych odbiorców. I nie robi tego w świetle dnia, jednak czym dokładnie owe dobra były, nikt Theo nie był w stanie powiedzieć.
Dom Thedipidesa położony był w najzamożniejszej części miasta, Inodoro. Ulice były szerokie i brukowane, a każdej towarzyszył pas zadbanej zieleni, na którym rosły wypielęgnowane drzewa. Wieczorną porą ruch był znikomy. Niewielu było przechodniów, jeśli już to posłańcy biegnący gdzieś z wiadomością. Co pewien czas miarowy tupot stóp oznajmiał przejście patrolu straży lub lektyki, niesionej na ramionach kilku niewolników. Z łatwością można było uniknąć spotkań z nimi, co awanturnikom się udało i wszyscy, gdy słońce kryło się za horyzontem, oblekając mury w karminowej poświacie spotkali się na tyłach domu należącego do kupca.
Przed nimi wznosił się kamienny, wysoki na dziesięć stóp mur, w którym, po lewej stronie widoczna była drewniana, solidnie okuta żelazem furtka.