Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2017, 21:10   #26
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Trening kondycyjny okazał się ciężki, ale nie niewykonalny dla Sophie. Oprócz siebie naliczyła sześciu kadetów i 5 żołnierzy. Był też jeszcze oficer, który trening prowadził - czarnoskóry olbrzym - John zwany Morgensternem.


Nie było żadnych kobiet, lecz Sophie nie czułą się szczególnie obserwowana przez resztą żołnierzy. Każdy tutaj robił swoje po prostu. Dziewczyna przyjrzała się wszystkim przy powitaniu, a podczas treningu starała się ocenić skąd mogli się wziąć i jak sobie radzą. Cieszyła się, że może skupić się na treningu i wyrzucić niepotrzebne myśli z głowy. Na wszelki wypadek starała się oszczędzać co nieco sił, gdyż nie wiedziała czego może się spodziewać po manewrach. Ciężko jednak było nadążyć za pozostałymi. Była zdecydowanie jedną ze słabszych, jeśli nie... najsłabszym ogniwem.
Sophie starała się robić wszystko jak najlepiej, ale musiała ocenić swoje siły. Nie wiedziała kiedy dostanie krew i czy będzie w stanie nienaturalnie szybko się zregenerować. Nie wiedziała jak cieżkie będa treningi.

Nie była zdziwiona, że jest najgorsza, liczyło się tylko by na koniec być najlepszym. By dać z siebie wszystko i wygrać. Nie była tylko pewna na czym a Ankh polega dawanie z siebie wszystkiego. W wojsku wiedziała, że musi być najsilniejsza, najzwinniejsza… Ale czy James taki był? Ciężko było jej ocenić.

Wsłuchiwała się w rozkazy Morgensterna, starając się jak najlepiej wykonać polecenia. Czegoś jej jednak brakowało - nikt jej nie oceniał. Nikt nie mówił, że lami, nikt nie czuł potrzeby, by trochę pognębić “kociaka”. Po prostu, gdy oficer odgwizdał koniec ćwiczeń i wytłumaczył, gdzie mają się spotkać na nocne manewry, wszyscy się rozeszli. Nikt nawet nie podszedł, by zagadać Sophie. Każdy wydawał się tu zajęty własnymi sprawami.
Sophie ruszyła w stronę swojego pokoju. Powinna zdążyć wziąć prysznic przed kolacją. Nie była zadowolona z treningu. Z jednej strony super było znów zacząć coś robić, a z drugiej jeśli ktoś nie wytyka jej błędów, skąd ma wiedzieć co robi nie tak. Zirytowana weszła do pokoju, zgarnęła swoje rzeczy i ruszyła do łazienki. Musiała się odświeżyć, ochłonąć i pójść na kolację.
Tymczasem okazało się, że w łazience nie jest sama. Przy lustrze, jedynie odziany w czarne bokserki stał mężczyzna. Ich spojrzenia spotkały się. Sophie znała go!


To był Martin!
Sophie otworzyła oczy szeroko… po chwili szerzej. Co tu się niby działo?
- Ekhym… zajęte? - Uważnie przyjrzała się mężczyźnie szukając charakterystycznej blizny na udzie. To było niemożliwe… Zabiła Martina.
Blizna była tam. Wszystko było tak, jak zapamiętała, choć skóra stała się jakby jaśniejsza. No i ta blond czupryna - teraz jeszcze mokra po prysznicu.
- Cześć. - powiedział z niepewnym uśmiechem - Już wychodzę.
Podszedł bliżej, by ją wyminąć.

Sophie zagrodziłą mu drogę ręką.
- Możesz zostać. - Spojrzała na niego poirytowana. Musiała gdzieś popełnić błąd… gdzieś. Musiała go popełnić w rozumowaniu. - Popraw mnie jeśli się mylę. Przedstawiłeś mi się jako Martin, kochaliśmy się trochę ponad tydzień temu… miałam. - Zamilkła patrząc na mężczyznę. - Zabiłam cię kilka dni temu.
- Tak... to się zgadza. - stanął, górując nad kobietą - Zabiłaś mnie, a Andre mnie przemienił. Taka jest skrócona wersja wydarzeń. I nie musisz dziękować za tę fiolkę krwi, gdy byłaś chora. - uśmiechnął się lekko i dotknął wierzchem chłodnej dłoni jej gorącego policzka.

Zadrżała ale nie odsunęła się od jego dłoni. To nie tak… martwi nie powinni chodzić. Ale… wampiry są martwe. Czemu Andre to zrobił? Jaki miał interes w spokrewnieniu Martina? Delikatnie oparła się o jego dłoń, jakby upewniając się, że on rzeczywiście tu jest.
- Czemu cię … - przygryzła wargę, nie wiedziała czy powinna o to pytać. Ale toż on był w Ankh skoro był jej partnerem. - Czemu cię skazano?
- No cóż, nie powiedziałem ci wszystkiego... Sophie. Tak, wiem teraz, że masz na imię Sophie i ty też wiele przede mną zataiłaś. - uśmiechnął się lekko - Mamy chwilę, bym zaspokoił twoją ciekawość, jednak przyznam, że nie czuję się komfortowo w tym stroju - wskazał bokserki - No chyba, że do mnie dołączysz. - mrugnął do niej.

Sophie opuściła rękę i weszła do łazienki.
- Planowałam wziąć prysznic. - Zdjęła przepoconą koszulkę i rzuciła ją na podłogę.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, to chętnie posłucham, bo zgaduję że Andre ci co nieco, o mnie, opowiedział. - Nie czekając na jego odpowiedź zaczęła zrzucać kolejne części garderoby. Martin i tak widział ją już nagą, więc nie zamierzała się tym przejmować.

Wampir faktycznie nie wydawał się tym speszony. Przysiadł na blacie koło zlewu.
- Cóż, powiem tyle, nie okłamałem cię. Po prostu nie mówiłem wszystkiego. Wiedziałem, że ten zabójca, o którym chcę pisać był wampirem. Wiedziałem też że Wiedeń jest ważny dla... dla rodziny. Szukałem więc spokrewnionych. Udało mi się ustalić, że sprzęt, który sprowadzono dla Andre - wiesz, grube kotary, osłona UV na łóżko i takie tam - pasują do wampira. Musiałem tylko ustalić kto z was nim jest. Ty przeszłaś test, bo nie zareagowałaś, gdy się zraniłem. Domyślałem się więc, że to twój szef... tylko brakowało mi dowodów. - zrobił pauzę, przyglądając się Sophie.

Kobieta obejrzała się na wampira. W sumie… chyba nawet cieszyła się, że Martin żyje. O ile bycie pijawką można nazwać życiem. Weszła pod prysznic i odkręciła wodę.
- Hm… też nie powiedziałabym, że cię okłamałam. - Sięgnęła po szampon i zaczęła nakładać go na włosy. - A czemu Ankh?
- Taki był warunek Andre. Wiesz, oni naprawdę chcieli się mnie pozbyć. Teraz rozumiem, nie mogli puścić wolno śmiertelnika, który tyle się dowiedział o Camarilli. Chcieli więc wymazać mi pamięć czy coś, ale ja ich prosiłem żeby przyjęli mnie na służbę, cokolwiek... no i wtedy twój szef powiedział, że mnie przemieni... jeśli odegramy tę scenkę z zabijaniem. A potem się tobą zaopiekuję, gdy on nie będzie mógł. - zakończył Martin.

Sophie spłukała pianę i wyszła spod prysznica. Powoli zaczęła się wycierać uważnie przyglądając się wampirowi. Co Andre sobie myślał? Przydzielił jej opiekunkę do treningów w Ankh. Westchnęła ciężko, owijając się ręcznikiem. Sophie podeszła do niego.
- To urocze, że kazali przechodzić testy znosić te treningi, a ciebie przyjęli bo masz się mną opiekować. - Mówiła spokojnie, lekko oschle.
- Też to przeszedłem. Wola Andre to jedno, ale pewnych rzeczy nie da się ominąć. Po prostu... miałem warunki - spojrzał znacząco na swoje ciało.

Sophie przeszła do pokoju i wydobyła z szafy, jakieś ciuchy na manewry. Rzuciła ręcznik na sofę i podeszła do łóżka by wydobyć ze swojego plecaka bieliznę.
- To co ci powiedziałam nie do końca było kłamstwem. To mój oficjalny życiorys, na który mam papiery. - Mówiła cicho, trochę niezbyt interesując się tym czy Martin jej słucha. Wampir mógł zauważyć, że kobieta w naturalny sposób tworzy wokół siebie nieład. Po dłuższej chwili wydobyła jakieś majtki i sportowy stanik. - Nie wiem ile Andre ci opowiedział, ale zmieniałam tożsamość po wojnie… idiota powinien raczej załatwić kogoś sobie do pilnowania, a nie mi.

Uchwyciła kątem oka ruch, lecz był zbyt szybki, aby zdążyła zareagować. Wampir przyparł ją ciężarem swojego ciała do ściany, nim zdążyła się ubrać.
- W tym jednym się zgadzamy. - powiedział - Andre jest idiotą, że to mnie kazał się tobą opiekować. Ale... rozkaz to rozkaz, zaopiekuję się tobą lepiej niż ktokolwiek - powiedział, wyciskając na ustach Sophie pocałunek. Co gorsza, poczuła, że wampir wcześniej musiał przegryźć sobie język, bo do jej gardła spłynęła słodka, lepka krew z jego ust... przepyszna!
Sophie Resztkami siły woli obróciła głowę. Czuła jak zakrwawiony język przesuwa się po jej policzku. Zapach wampirzej vitae podniecił ją. Cała zadrżała od pragnienia, ale… miała nie pić krwi innych wampirów.
- Po co to robisz, Martin?

Zaśmiał się i odsunął. Powoli zaczął masować przez materiał bokserek swojego członka, który rósł w oczach.
- Nie zadawałaś takich pytań, gdy przyszłaś do mnie do pokoju hotelowego. - powiedział z uśmiechem - To chyba dobrze, jak między partnerami nawiązuje się więź i można powiedzieć, że nie mają przed sobą tajemnic…

Sophie wytarła policzek. Jego tempo było przerażające. Najpierw ten trening, teraz to. Była zmęczona. Tamta choroba, potem wszystkie te uczucia, którymi nagle obdarzyła Andre. Chciała wrócić do swojego wampira. Osunęła się pod ścianą, patrząc zrezygnowana na dotykającego się Martina. Była ciekawa czy ją zgwałci, tak jak tamci faceci. Poczuła jak całe ciepło znika.
- Jako ghul powinnam pić tylko krew Rady. - Przeczesała dłonią włosy. Czuła, że są jeszcze wilgotne. Odwróciła wzrok od wampira. - Tamten, pokój… tamten seks, to był zupełnie inny świat Martin. Jeśli jesteś czegoś we mnie ciekaw spytaj, jak chcesz nawiązać ze mną więź to ją wypracuj.
- Właśnie pracuję... - pieścił się coraz śmielej, odchylając materiał bokserek. Ten facet był naprawdę wspaniale zbudowany... - A co do twoich słów, sikorko, może to był inny pokój, inny ja, inny świat, jak to ślicznie powiedziałaś, ale... twoja gorąca cipka była ta sama. I oboje o tym wiemy. - Nagle przerwał pieszczoty i jak gdyby nigdy nic skierował się do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Sophie odetchnęła i oparła się o ścianę. Chwilę patrzyła na drzwi od pokoju wampira.
~Co Andre sobie wyobraża?~

Podniosła się i wróciła do przerwanego ubierania się. Zapowiadał się wspaniały trening. Jest tu chyba najsłabsza. Większość osób ją olewa, a jedyna, która zwraca na nią uwagę będzie się nad nią znęcać. Napisała na karteczce swój prawdziwy numer i zostawiła ją na stole. Po chwili namysłu podeszła do drzwi.
- Idę coś zjeść, na stole leży karteczka z moim numerem, jakbyś mnie szukał, partnerze. - Nie czekając na odpowiedź ruszyła na kolację.
 
Aiko jest offline