Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2017, 17:03   #27
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
***


Nie widziała Martina aż do wieczornych manewrów. Gdy wszyscy zaczęli zbierać się na placu, okazało się, że jest ich około dwudziestu paru osób. Były nawet dwie kobiety, z których jedna - Emilia podeszła nawet do Sophie, by się z nią przywitać. Piegowata kobieta o figurze atletki była w parze z wysokim, chudym brodaczem. Mężczyzna imieniem Tom tylko skinął głową powitalnie, najwyraźniej będąc przyzwyczajonym, że to jego partnerka prowadzi większość rozmów. Emilia zapytała Sophie jak się czuje po treningu i chyba chciała coś więcej zagadać, kiedy na ramię dziewczyny opadła ręka Martina.

- Cześć sikorko - zagaił wesoło, ignorując parę, która teraz dyskretnie się odsunęła - Nic się nie martw. Jak sobie nie będziesz radzić, pomogę ci. Będziemy najlepsi! - zaśmiał się.

Sophie grzecznie odpowiadała Emilii, pomachała nawet parce gdy poczuła na ramieniu dłoń Martin, początkowo go ignorując.

- Cześć kanarku. - Obejrzała się na Martina z uśmiechem. Widząc złote włosy wampira i doświadczywszy już jego charakterku momentalnie nasunęło się jej skojarzenie z pewnym trudnym ptakiem z kreskówki.
- Oh z pewnością będziemy najlepsi. Twoje ego po prostu przytłoczy całą resztę. - Nachyliła się do wampira. - Pamiętaj, że partnerstwo polega na współpracy, a nie odwalaniu roboty za kogoś.
- A ty pamiętaj, że partnerstwo zaczyna się tam, gdzie każda ze stron może coś dołożyć do wspólnej puli, a nie gdy jedna jest tylko rozkosznym szczeniaczkiem jakiegoś wysoko postawionego typa.
- wyszeptał jej do ucha, po czym polizał ją po policzku.
- Oboje jesteśmy szczeniakami tego samego wysoko postawionego typa. - W ogóle nie zareagowała na dotyk wampira. Spoważniała i obróciła wzrok. - Dam z siebie wszystko, choć wiem, że pewnie będzie to za mało, ok?
- W porządku
- odparł poważniejąc - Spotkamy się w pokoju po manewrach, liczę na ciebie i twoje zaangażowanie, sikorko!
- Uważaj na siebie.
- Powiedziała to już odruchowo. Bardzo cicho. Co by się nie działo był jej partnerem.

Nagle wszyscy umikli, bo na plac weszła blondyna z długim warkoczem, w pełnym oporządzeniu.

[MEDIA]http://img02.deviantart.net/72b5/i/2014/197/3/7/female_universal_soldier_stock_ii_by_phelandavion-d6oc1u1.jpg[/MEDIA]

- Zbiórka! - krzyknęła.

Sophie zajęła miejsce w szeregu ustawiając się już odruchowo na baczność. Kobieta była trenerem… jednak co nieco było tej płci pięknej w Ankh. SKupiła na niej wzrok, oczekując rozkazów.

- No dobra, ekipa - powiedziała blondyna - Dla tych, którzy mnie nie znają, jestem oficer Sharka. Dziś pobawimy się w wyścigi rzędów... z maczetami. - uśmiechnęła się krzywo, po czym z pomocą dwóch żołnierzy rozwinęła na stole mapę.


- Zostaniecie rozlokowani na terenie leśnym, średnio zarośniętym na planie okręgu w odległości 2,34 km między drużynami. Waszym zadaniem jest dotrzeć do środka okręgu, oddalonego o 4 i pół kilometra w ciągu dwóch godzin od 21.30, kiedy to wystrzałem ogłosimy start. Żeby jednak nie było tak wesoło, co druga drużyna, oznaczona na planie kolorem czerwonym, dostanie do ochrony pijawkę - taką o.

[MEDIA]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/2/29/Count_von_Count_kneeling.png[/MEDIA]

Kobieta podeszła do bagażnika stojącego obok jeepa i wyjęła z niego sporej wielkości pluszową maskotkę. Kilka osób zachichotało. Martin jednak skrzywił się.

- Pozostałe drużyny - te na niebiesko - mają za zadanie pijawki zabijać. Tak, żeby straciła dla was głowę. - Sharka zmarszczyła nos i po chwili z satysfakcją oderwała łeb pluszaka.
- Drużyny, które ochronią swoja pijawkę lub analogicznie - jedną ubiją, dostaną jutro prawo wyboru broni w Mortal Kombat. No... i przy okazji zdradziłam plan na środę. - zaśmiała się, lecz szybko spoważniała. Spojrzała na Sophie i Martina - Nowi, wasza drużyna dostaje kryptonim wywoławczy 11-L. Odnajdźcie się na planie, a potem wsiądźcie na wóz z waszym oznaczeniem. Jakieś pytania?
Sophie zerknęła tylko na mapę czy jej drużyna ma kolor czerwony czy niebieski.
- Brak pytań. - Dziewczyna znalazła swój wóz i ruszyła w jego stronę. Po drodze mrugnęła do Martina.
~Zabawy w podchody z zabójcami, nie mogę się doczekać~

Na pace pickupa dostali wspomniane maczety. W sumie było ich sześcioro. Zespół 12-R tworzyło dwóch mężczyzn - rudzielec o wyglądzie irlandczyka i łysy, podstarzały kulturysta. Kolejny team, oznaczony jako 51-R tworzyli bracia Enrico i Emanuel - obaj cechowali się ciemną karnacją i nieprzeciętną urodą, robiąc tym samym poważną konkurencję Martinowi. Wampir zresztą od początku zachowywał się wobec wszystkich arogancko. Nie było więc mowy o zawieraniu jakichkolwiek przyjaźni. Przy okazji jednak Sophie zauważyła, że mężczyźni z dwóch pozostałych teamów mieli na strojach własne naszywki z numerami własnych zespołów - naszywki 12-R były nieduże i składały się jedynie ze znaków, podczas gdy 51-R mieli swoje logo z głową węża i tułowiem, oplecionym wokół oznaczenia.

Sophie przedstawiła ich. Niepokoiło ją zachowanie wampira. Nie czuła by był to też dobry moment na gadanie o naszywkach. Podejrzewała, że byli dobrzy, Martin będzie brak doświadczenia nadrabiał wampirzymi talentami, a ona… zważyła maczetę w ręce. A ona będzie musiała się bardzo postarać.
Zostali wysadzeni jako ostatni. Do momentu startu, który miał zostać obwieszczony wystrzałem, pozostało niecałe 10 minut. Martin usiadł na pniu i zaczął bawić się pluszakiem, wykręcając mu głowę.
Sophie podeszła do wampira, stając tuż przed nim.

- Jak go zniszczysz, przegrywamy. - Dziewczyna była zaniepokojona tym jak Ankh odnosi się do wampirów, Nie podobało się jej też arogancja Martina. Do tego nie wyglądało, na to że ktoś z bardziej doświadczonych żołnierzy przejmie dowództwo.
- I tak wygram jutrzejszy pojedynek. - powiedział ze znudzeniem Martin - Słaba motywacja. Mogli chociaż dać przepustkę czy coś. Ciekawe w sumie co tu mają w okolicy. Może wyrwiemy się sprawdzić?
- Niestety ja mam sporo do nadrobienia i muszę przyłożyć się do treningów.
- Sophie uśmiechnęła się. - Mógłbyś jednak chociaż spróbować powspółpracować.
- Przekonaj mnie.
- uśmiechnął się szeroko. Był ubrany w czarny, obcisły strój z półgolfem, który w mroku zbliżającej się nocy tym mocniej podkreślał bladość wampira i jego blond czuprynę.
- Będzie mi miło. - Sophie zerknęła na pozostałych, ciekawa tego co robią i czy może, ktoś już zabrał się za planowanie. Cały czas nasłuchiwała sygnału, do startu.

W odpowiedzi Martin tylko prychnął, przekręcając głowę maskotki, kilka szwów trzasnęło.
Sophie spojrzała na niego poirytowana.

- A na co masz ochotę? - Jej głos przeszedł w szept. - Na całusa, seks… - Uśmiechnęła się patrząc na niego z góry. -... bym cię utuliła do snu?
- Zabiłaś mnie. Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie mi to zrekompensować swoją cipą?
- mówiąc to Martin powoli, lubując się dźwiękiem każdego pękającego szwu, oderwał głowę maskotki. Ta potoczyła się po ziemi. Jakby dla podkreślenia doniosłości chwili rozległ się huk wystrzału. Grę rozpoczęto - grę, którą team 11-L już zdążył przegrać.

Sophie przeciągnęła się i ruszyła w stronę punktu zbiórki. Po drodze zgarnęła główkę maskotki i zaczęła nią podrzucać. Po kilku krokach zerknęła na wampira.

- Zabiję jeszcze raz jeśli dostanę taki rozkaz i to nie będzie miało nic wspólnego z twoim zachowaniem. - Zatrzymała się. Była zirytowana. Ale zachowanie Martina niczym nie różniła się od zachowań ludzi z wojska. - Witamy w prawdziwym świecie Martin. Czas dorosnąć.

Ruszyła truchtem. Miała dwie godziny by dotrzeć do celu.
Wampir nawet się nie ruszył.
Zatrzymała się i obejrzała na niego.

~Swoich się nie zostawia~ Czemu miała takie głupie myśli. Wpatrywała się w wampira.
- Nie planujesz nawet dotrzeć na miejsce zbiórki? - Troska, czy w jej głosie naprawdę pojawiła się troska? Westchnęła ciężko. - Nie jestem w stanie zrekompensować ci życia i nawet nie planuję próbować. Chcesz mi to wszystko utrudniać, sprawi ci to satysfakcję? Nie ma problemu.
Ziewnął, po czym przeczesał jasną czuprynę. Mrok wokół gęstniał z każdą minutą.
- Skoro nie ma, to po co wracasz? Idź, dziewczynko. Bądź pierwsza, a potem naskarż pani na tego łobuza. Zresztą, sama nie chciałaś bym cię chronił. Zdecyduj się!
- Swoich się nie zostawia.
- Powiedziała to trochę jak mantrę. Nie drgnęła z miejsca. - Nigdy nie powiedziałam, że nie chcę byś mnie chronił.
W odpowiedzi Martin roześmiał się.
- “Swoich się nie zostawia” - przedrzeźnił głos kobiety. Po czym dodał, rozpinając bluzę pod szyją - No to bierz mnie, sikoreczko.

Westchnęła ciężko. Była ciekawa czy dostanie baty czy zakują ją w dyby. Podeszła do wampira stając między jego nogami i wsunęła dłoń pod bluzę, układając ją na szyi wampira. Nie czuła do niego nic. Był przystojny, jego ciało było wspaniałe. Lubiła ironię w jego głosie. Gdzieś tam czuła, że płynie w nim krew, którą już piła. Był jednak nikim. W tej chwili kimś na równi z ludźmi, którzy się nad nią znęcali.

- Takie to było zabawne? Czemu miałabym cię brać? Jesteś moim partnerem bo przydzieliło mi cię Ankh, nie ważne czy po namowach Andre czy nie. - Wsunęła dłoń w jego włosy, jak wtedy gdy się pierwszy raz spotkali. - Chodźmy na miejsce zbiórki.
Przymknął oczy z rozkoszą.
- Mmmm... nie. - spojrzał na nią i uśmiechnął się szelmowsko - Chyba, że wypijesz moją krew. Będziesz moim małym ghulikiem. - zachichotał.
- Czemu chcesz bym była twoim ghulem? - Jej dłoń powędrowała do tyłu jego głowy, masując ją. Przysunęła jego twarz do siebie, tak by spoczęła na jej brzuchu.
- Bo jesteś nikim, moja słodka Sophie. - wymruczał w jej ciało - Służenie nieumarłemu, który jest od ciebie lepszy we wszystkim, to najlepsze co może cię spotkać.

Nawet nie przejęła się jego słowami. Ta istota nie była w stanie powiedzieć jej nic, czego już nie powiedziała sobie w delirium. Nic czego nie wyrzuciłaby sobie podcinając sobie żyły.

- Już służę jednemu nieumarłemu, chcę służyć całej ich radzie.
- Sophie wsunęła dłoń pod jego bluzę, kładąc ją na jego plecach. Pod palcami czuła gładką skórę i kryjące się pod nią mięśnie. To nie był mężczyzna, który ją zaciekawił, który ją bawił. Przemiana wyciągnęła z niego coś dziwnego. - Po co ci ghul tak bardzo powiązany z innymi? Nie wolałbyś mieć kogoś tylko dla siebie?

Spojrzał na nią, przymykając powieki.

- Sprytne. Wyobraź sobie, że mam powód, ale naprawdę myślisz, ze jestem tak głupi, by ci go zdradzić? Żebyś poszła do Andre na skargę? Daruj. Aha i pamiętaj, kopciuszku. Zegar tyka... - mrugnął do niej.
Sophie uśmiechnęła się.
~Pójdzie do Andre na skargę?~

Wysunęła dłoń spod bluzy wampira. Szkoda, to mogła być nawet przyjemna znajomość.

- Cóż… miałam tylko nadzieję, że cię zniechęcę, partnerze. - Kobieta odsunęła się i ruszyła spokojnie w stronę miejsca zbiórki, teraz już naprawdę zostawiając wampira w tyle. Martin miał rację, zegar tykał. Była ciekawa czy ją ukarają, gdy wampir nie dotrze. Nie oglądała się już za siebie. To było bez sensu.

Zacisnęła pięść na główce pluszaka i ruszyła biegiem. Teraz mogła dać już z siebie wszystko. Zużyć resztki wampirzej krwi, które miała w sobie, krwi Martina.

Spokojnie zdążyła na czas. Był co prawda moment, kiedy czuła się obserwowana, ale kimkolwiek byli śledzący, prawdopodobnie odpuścili, widząc samą głowę wampirzego pluszaka.

Jak można się domyślić, drużyny, które miały szansę na powodzenie misji, czekały do ostatniej minuty z pojawieniem w punkcie zbiórki. Przed 23.30 oprócz Sophie pojawili się jeszcze członkowie teamu 12-R i para azjatów z 09-T.

Kilka minut przed czasem 0 na niewielką polanę wjechały terenowce. Sharka spojrzała bez słowa na zgromadzonych, po czym z zegarkiem w ręku oczekiwała momentu, by wystrzałem z pistoletu dać znać wszystkim o zakończeniu gry.

Tym razem użyła racy, która na chwilę rozświetliła nocne niebo. W jej niknących odpryskach Sophie zobaczyła wracających żołnierzy oraz... wychodzącego z lasu Martina. Kainita wyszczerzył się i pomachał do niej, niesionym w ręce wampirkiem - całym.

Sophie pomachała mu trzymaną w ręce główką. Jej drużyna przegrała, jego - wygrała. Zaczynała mieć złe przeczucie, że konkurować będzie nie z innymi tylko z własnym partnerem. Cóż… teraz już przynajmniej wiedziała na czym stoi.

Teraz tylko wrócić do pokoju i wyspać się.

- To nasz pluszak! - warknął jeden z przystojniaków z teamu 12-R - Wiedziałem, że to pijawka go zabrała! Mówiłem ci! - krzyczał do brata, który tymczasem przytomnie podszedł do Sharki.
- Wnoszę o dyskwalifikację zespołu 11-L. Nie wykonali zadania.
- Nie wykonali?
- zdziwił się Martin, stając za nim - Naszym zadaniem było ocalenie gacka. Nikt nie mówił, którego.

Sophie podeszła do nich, w sumie rozmowa jej dotyczyła, ale i tak nie planowała się wypowiadać. Spoglądała na Sharke, ciekawa jej reakcji.
Blondyna podeszła, żując gumę. Nie wydawała się specjalnie przejęta.

- Martin ma rację. Zadaniem teamu było przynieść na miejsce zbiórki nietkniętą maskotkę. Wszystkie maskotki są takie same, więc nie było mowy którą. Pytanie tylko czy wampir działał samowolnie, czy jako część swojego teamu. Co na to partnerka? Którego pluszaka przynieśliście jako drużyna? - wskazała maskotkę, trzymaną przez Martina, a następnie urwaną główkę.

Oczy wszystkich zwróciły się na Sophie.
Sophie zerknęła na wampira.

~Swoich się nie zostawia.~
Szkoda, że tylko ona zamierza się do tego stosować.

- Martin przyniósł pluszaka zespołu 11-L. - Powiedziała to bez zawahania, jakby od początku to było oczywiste.

Wampir tylko uśmiechnął się szerzej a bracia spojrzeli nieprzyjemnie na Sophie. Tylko instruktorka wydawała się zupełnie obojętna.

- No i super, zatem oficjalnie. Wygrywają zespoły: 12-W, 17-P, 07-K, 64-W, 03-L i 11-L. Jutro to wy wybieracie przeciwników na pierwszym etapie oraz macie pierwszeństwo wyboru broni. A teraz pakować tyłki na wozy.

Było widać, że raczej nikt nie chciał wsiadać do tego samego samochodu, co Martin i Sophie, więc w efekcie jechali tylko z jedną parą - 07-K, czyli poznaną wcześniej Emilią i łysolem.

Gdy tylko samochód ruszył, Martin podsunął się bliżej Sophie i objął ją ramieniem.

- Nie ma za co, sikorko.
- Jesteś wspaniały, jak już z jakiegoś powodu zakują mnie w dyby będę miała całe koszary chętnych do obrzucenia mnie czym popadnie.
- Powiedziała to całkowicie nie przejmując się towarzystwem pary. Wszyscy wiedzieli jak to wyglądało i już wyrobili sobie o niej właściwe zdanie.
Sophie przymknęła oczy i odchyliła się. Chciała chwilę odpocząć. Wątpiła by wampir chciał jej dać spokój w pokoju. Trening prawdziwego życia. Uśmiechnęła się do swoich myśli.

Kiedy wrócili do posiadłości, Martin został od razu wezwany na rozmowę z górą. Okazało się więc, że póki co Sophie miała wieczór wolny... czy raczej noc, bowiem na zegarku dochodziła 1 godzina po północy.

Sophie wzięła prysznic i wykończona padła na łóżko. Zasłoniła ręką oczy i próbowała zasnąć. Myśli wykańczały ją. Zapowiadało się ciężko. Była najsłabsza, wylądowała z zabitym przez siebie facetem w sypialni i to jeszcze jak się okazuje mściwym dupkiem. Teraz jeszcze chyba popsuła sobie relacje z wszystkimi w tym przybytku rozkoszy cielesnych i to przez zasady, które obchodzą tylko ją. Okryła się szczelnie kołdrą.

Westchnęła ciężko, powoli wymazując to wszystko z głowy. Powtarzała sobie tradycje, dyscypliny, jak się przed nimi bronić. A mogła być po prostu martwa.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline