Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2017, 19:07   #55
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Nie musieli czekać szczególnie długo. Wydobycie komponentów potrwało mniej więcej godzinę, po której to zostali powiadomieni i zaprowadzeni przez chłopaka w białym kitlu, z doświadczeniem mniej więcej stażysty. Neurolog się nie pojawił, zresztą trupy to nie była jego działka. Części z głowy netrunnera ułożono na tacy, łącząc je i ustawiając mniej więcej tak, jak włożono je do głowy. Remo bez trudu rozpoznał poszczególne komponenty, większość z nich znali także Mik i Psyche. Procesor, jako podstawa. Klasyczny, bez obsługi kwantów, ale jakości niezłej. Do tego storage, kilka rozproszonych miniaturowych dysków. Trzy wtyki, niezbyt wysokiej klasy, połączone niechlujnie z resztą. Płytka centralna, odrobinę zbyt wysłużona. Kye poznał od razu, że tę część mężczyzna miał w sobie już wcześniej, przed niedawną operacją. Oczy, równie niechlujnie zrobione co wtyki, wyglądało na to, że działać miało tylko wyświetlanie w nich obrazu przekazywanego przez płytkę. I to było wszystko. Coś takiego haker mógłby spodziewać się zobaczyć u garażowego, początkującego netrunnera ze sporą kasą, któremu wsadzał do głowy to doktorek z czarnej strefy. Procesor i dyski należały do wyższej klasy, takiej z linii produkcyjnej Corp-Techu dla ludzi średnio lub bardziej zamożnych.

- Zawsze dziwnie na to patrzeć ze świadomością, że ma się podobny zestaw w głowie - skomentował Mik, nachylając się nad stołem.
Części były oczyszczone z organicznych pozostałości i nie licząc cyberoka, miniaturowe, największa z nich płyta główna miała może centymetr. Kawałki elektroniki na bazie grafenu, o nietypowych kształtach w porównaniu do zwykłych komputerowych części. Musiały być ściśle dostosowane do umieszczenia w konkretnych miejscach mózgu, choć z reguły prawie wszystko wszczepiano najmniej inwazyjnie, tuż pod czaszkę, albo i w samą kość. Wszystkie elementy, niczym sierścią, były pokryte tysiącami ledwo widocznych gołym okiem przewodów - sztucznych połączeń neuronowych, mających łączyć się z organicznymi.
- W sumie wygląda na standard, tyle, że nie od kompletu - stwierdził cyborg. - Interesująca jest zawartość dysków. Myślę, że możesz je zabrać i zbadać. Ułożyli to tak tylko dla nas, do celów medycznych mają dokumentację z sekcji.
- To nie jest standard, a zabawa nastoletniego amatora - Remo oglądał urządzenia na razie bardzo ostrożnie, bez dotykania ich. - Żadnych bezpieczników, dyski podpięte po prostej, fuszerka straszna. Dane w środku nie miały szansy przetrwać. Nie Mik. Tak naprawdę jedyną interesującą częścią jest to - wskazał na małą płytę główną. - Jak coś przetrwało to tam. Wiem, co mogę zabrać i zbadać - haker spojrzał na Maroldo wymownie. - Dajcie mi chwilę.
Zabrał tackę i usiadł na krześle, kładąc ją obok. Z przyniesionego plecaka wyjął całkiem spory komputer i odpalił go. Diagnostyczne urządzenie było większe od standardowych sprzętów, Kye był jednak zwykle ostrożnym człowiekiem. Za pomocą pincety przeniósł jeden z dysków na fragment komputera wyglądający jak stary touchpad. Włączył się skaner. Po skończonym sprawdzeniu zawartości, haker miał zamiar to samo zrobić z pozostałymi nośnikami, w tym pamięcią cache i ram z płyty głównej.

Pierwsze dwa dyski były uszkodzone. Trzeci został wyczyszczony, a jego stan nie pozwalał na odzyskanie danych bez profesjonalnego laboratorium. Pamięć cache nie istniała. Wszystko to efekt albo jego śmierci albo skryptów niszczących albo niskiej temperatury. Stwierdzić na szybko się nie dało. Jedynie jedna miniaturowa kość RAM ciągle zachowała nieco zaszyfrowanych danych. Remo zauważył, że szyfr wydaje się podobny do tego z przejętych plików z uczelni. Dane te nie miały obecnie dla hakera żadnego sensu, potrzebna była maszyna odszyfrowująca i przekładająca ten język na rzeczywiste polecenia. Oprócz tego odnalazł też logi z ostatnich chwil tego człowieka. Wysyłały one ciągle ten sam alert. Na adres mail 3548344fgff_##@oilme.com, na jeden konkretny ipv6. Alert nie docierał do celu, pogrążony w śpiączce netrunner, odcięty przez systemy kliniki, nie miał połączenia z siecią. Alert nie miał też konkretnej treści, pewnie miał wyzwolić jakiś trigger po drugiej stronie.
- Znowu kodowanie - Remo brzmiał na niezadowolonego, kiedy odezwał się ponownie po sprawdzeniu całego sprzętu. - Nie odszyfruję tego bez działającej maszyny. To coś do wykonania na żywych. Znalazłem też alert. Spróbuję prześledzić sygnał bezpiecznymi metodami, ale mam dwie teorie: albo to jego osobiste zabezpieczenie sprzed najnowszych modyfikacji albo to informacja dla twórcy tego syfu w jego głowie. W tym drugim przypadku dałoby to możliwość śledzenia sygnału nawet do źródła.
- To by było coś - Mik uniósł brwi. - Uprzedź nas kiedy będziesz próbował. Powinniśmy być wtedy w śmigłowcu razem z teamem uderzeniowym, żeby szybko dotrzeć na miejsce. Wiesz, na wypadek gdyby źródło zorientowało się, że zostało wyśledzone.
- Nie wierzę, że moglibyśmy mieć takie szczęście - powiedziała Psyche, do tej pory przyglądając się całej procedurze z pewnej odległości. Nie ingerowała w coś, o czym nie miała wystarczającej wiedzy. - Na pewno warto spróbować. Jak to kod podesłany przez twórcę, to powinien być i w pozostałej dwójce, prawda? Idźmy do nich, może uda się ich porównać. Zaczynając od kobiety. To ciekawe, że Felipa zostawiła tak nagle swojego znajomego, za którym uganiała się po całym mieście. I to w klinice znienawidzonej korporacji - kobieta uśmiechnęła się do tych słów.

- Ta niby nienawiść to taka jej poza. - Maroldo wzruszył ramionami. - Sama pracowała dla CT, podobnie jak Wayland. Poza tym Fel wie, że nigdzie indziej nie będzie pod lepszą opieką. Obiecałem jej to, jej i Jin Tieo. Więc Waylanda nie tykamy.
- Poza? - Psyche wydawała się zdziwiona. - Nie sądzę. Zło konieczne, które mogłaby zniszczyć bez mrugnięcia okiem, mając taką okazję. Mnóstwo osób w tym mieście pracuje dla firmy i jednocześnie jej nienawidzi - uśmiechnęła się szerzej i spojrzała na Remo.
- Kocham firmę całym swoim sercem - Kye odpowiedział podobnym spojrzeniem i uśmiechem. Niczym na spotkaniu dyplomatów. Zabrał płytkę, wyłączył komputer i chowając go do plecaka skierował się do wyjścia. - Tak serio to moja nienawiść ulotniła się lata temu. Pozostało coś innego, ale ostatnie miesiące pokazują, że wszędzie można znaleźć ludzi wartych uwagi. Czy to korpo czy nie. Sprawdzimy tę netrunnerkę. Z takim syfem w głowie zwykła pomoc lekarska i tak jej nie wystarczy - skrzywił się na myśl o tym, że na dobrą sprawę podpięciem się do niej może ją zabić. - Załatwcie mi technika, który się na tym zna. Nigdy nie podpinałem się do kogoś w śpiączce.
- Są różne rodzaje śpiączek - powiedział Mik. - W większości przypadków pacjent słyszy co się do niego mówi, tylko nie umie odpowiedzieć. Wszczepy mogą ułatwiać kontakt. W labie robili kiedyś takie badania. Zadrutowany koleś był w śpiączce, ale funkcjonował w sieci jak normalny user...
Poszedł po stażystę czekającego za drzwiami.
Zatopiony w ekranie e-glasów chłopak prawie podskoczył, gdy Mik puknął go w ramię.
- Proszę sprowadzić nam doświadczonego technika medycznego, wyspecjalizowanego w neuro-wszczepach - rzekł cyborg. - To ważne. I pilne.

Technik się znalazł całkiem szybko, młody mężczyzna metalową siatką przyczepioną do ogolonej na łyso głowy. Nie mówił wiele, zaprowadził ich jednakże do osobnej izolatki, gdzie leżała kobieta netrunner. Od jej ciała odchodził szereg rurek, a całe ciało było owinięte bandażami, jakąś taśmą i zasłonięte prześcieradłem tak, że wystawał niemal jedynie czubek głowy. Podobnie jak w martwym oglądanym przez nich niedawno, u niej także z czaszki wystawały niedbale zaimplementowane wtyki.
- Nie łączymy się przez nie, używamy specjalnych kontrolerów - pokazał małe urządzenia. - Przez nie dopiero wpinamy się do pacjenta. Daje to dodatkowy bufor bezpieczeństwa, bo sprzęt ma własne filtrowanie i zabezpieczenia. Możecie użyć też naszych komputerów. Ta kobieta jest w stanie agonalnym, każda ingerencja może ją zabić, stąd przeprowadziliśmy jedynie podstawową diagnozę. Ma wtyk także w szyi oraz dłoni, są starszego typu. Proszę podpisać formularz, że przejmują państwo odpowiedzialność.
Podsunął Mikowi holoformularz.
- Pan Remo będzie przeprowadzał badanie - Mik wskazał technikowi Kye’a.
- Ale to my go tu ściągnęliśmy - wtrąciła Psyche i bez mrugnięcia okiem wrzuciła na formularz swój elektroniczny podpis.

Remo skinął krótko w stronę Psyche. Nie zamierzał nic podpisywać i brać na siebie pisemnej odpowiedzialności. Wystarczyło, że był na tyle szalony, aby spróbować. Te stare wtyki dawały dodatkową nadzieję, nie chciał bezpośrednio tykać tych niepewnych, wsadzonych przez jakiegoś maniaka.
- Wykorzystam swój komputer - mówiąc to ponownie wyciągnął sprzęt z plecaka, tym razem wraz z kablami. - I bez przejściówek, w razie czego i tak nic nie dadzą. Poradzę sobie. Wepniemy się w nadgarstek. Pomożesz? - dał końcówkę kabla Psyche, sam podłączył drugą do komputera. Spodziewał się, że będzie musiał zareagować szybko, więc wolał mieć obie dłonie wolne. I sam się nie podpiął, ryzykować czyimś życiem to jedno, ryzykować własnym to przesada.
Kiedy Psyche wetknęła wtyczkę w gniazdo w ręce netrunnerki, ekran komputera ożył, ukazując czarny ekran. Nic hakera nie zaatakowało, został tylko poproszony o wgranie klucza autoryzującego. Tylko albo aż. Z doświadczenia wiedział, że takie zabezpieczenia miały limit czasowy, a efekt po jego przekroczeniu mógł być bardzo różny, zależnie od preferencji właściciela softu. Taki grunt rozumiał i znał. Haker szybkim ruchem podłączył swój deck do komputera i od razu uruchomił własne skrypty do łamania tego typu zabezpieczeń. Nie wydawało się niezwykle skomplikowane, Remo postanowił nie bawić się więc w podchody. Stawiał, że tę barierę postawiła kobieta kiedy była sobą i w tym akurat nie mieszała żadna marionetka SI.

Metoda brutal force zajęła Remo ledwie kilkanaście sekund. Netrunnerka miała nie za mocne, delikatnie przestarzałe oprogramowanie, które nie mogło się przeciwstawić temu co zaserwował Kye. Dostał się do środka, pojawił się standardowy panel administracyjny, wraz z możliwością zarządzania całym systemem. Rzeczywiście był przestarzały, ale nie to jako pierwsze zwróciło uwagę hakera. Po pierwsze, włamanie sprawiło, że nie został wykryty jako "nosiciel", co zaowocowało zgłoszeniem alarmu. Alarm próbował się dostać na inny adres ip niż ten pochodzący z nieboszczyka. Po drugie, system zaczął próbować automatycznie blokować wszystkie połączenia - których i tak w chwili obecnej nie miał. Nie szło mu to najlepiej z jednego ważnego powodu - obciążenie procesora i pamięci było daleko powyżej wartościami krytycznymi. Odpalony był milion procesów, zupełnie bez sensu pracujących, włączających się i wyłączających. Remo nie był w stanie nawet sprawdzić, co się tu wydarzyło, ale system musiał generować o wiele więcej ciepła niż powinien - co przy takich wszczepach, jakie dołożono do głowy kobiety - mogło mieć paskudne skutki. I w sumie to nawet miało, patrząc na jej stan.

Na szybko podejrzewał, że odcięte od źródła procesy zapętliły się i teraz napędzały same siebie. Zignorował na razie wszelkie alerty i zajął się obciążeniem, zaczynając od próby zabicia tego całego syfu. Gdyby się nie udało, pozostawał ciężki reset całego systemu. Zanim tu nie posprząta i tak nie miał szans nic osiągnąć. Zapętlone procesy nie dawały się łatwo zabić. Szybkość ich wygaszania była o wiele mniejsza od szybkości tworzenia się nowych. Wymuszony restart zadziałał, choć jak tylko system się uruchomił ponownie, procesy od razu wystartowały. Słyszane i widziane na monitorze tętno i reszta funkcji życiowych netrunnerki znacznie przyspieszyły.
- Zbliża się do wartości krytycznych - ostrzegł technik, nie spuszczając wzroku z hakera. Poza nim samym i tak nikt z pozostałej trójki znajdującej się w pomieszczeniu nie miał pojęcia co naprawdę się dzieje.
Tu jednakże Remo pokazał, że nie jest jeszcze tak do niczego i refleks oraz umiejętności posiada. Zdążył zablokować ich tworzenie, a później zabić. Tętno powoli zaczęło maleć, podobnie jak obciążenie procesora i pamięci. Wraz z tym malała temperatura. Uporawszy się z tym, Remo zabrał się za dwie czynności jednocześnie, odpalając dodatkowe konsole. Zależało mu na uratowaniu tej kobiety, więc czyścił system, skanując go również pod względem wszelkiego rodzaju wirusów i innego syfu. Na drugiej konsoli w tym samym czasie starał się zebrać i zgrać wszystkie logi z maszyny. Systemowe i aplikacyjne. To z nich miał nadzieję dowiedzieć się jak najwięcej. W następnej kolejności szła konfiguracja. Stan netrunnerki wracał do pozycji wyjściowej. Kye nie miał pojęcia, czy miało to wpływ na wirusa w ciele kobiety, ale na pewno miało na jej systemy. Miał dużą swobodę teraz w działaniu, oczyszczając system ze wszystkiego, co uznał za groźne lub niewiadome. Dysk na komputerze zapełniał się zaś logami i konfiguracją. Skrypty ściągały jak leciało wszystko, było pewne, że będzie sporo do przeanalizowania.

Zgrał wszystko, co wyglądało na interesujące. Więcej po wyczyszczeniu systemu i tak nie mógł zrobić. Zablokował uruchamianie niepotrzebnych serwisów, wyłączył cały system i odpiął się od niej, resztę zostawiając lekarzom. Wyprostował się i zgasił ekrany.
- Nie wiem ile to da. Może się wam udać zwalczyć wirusa. Jest teraz w pełni biologiczna, dopiero wybudzenie ma szansę uruchomić elektronikę. Nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że teraz możecie jej wyjąć z głowy ten wciśnięty do środka syf.
- Zgłoszę to lekarzowi - odparł technik, nachylając się nad kobietą i sprawdzając jej stan poprzez wszystkie urządzenia po kolei.
Remo wstał, chowając komputer do plecaka i skierował spojrzenie na Mika i Psyche.
- Mam to samo zrobić drugiemu?
- Co właściwie zrobiłeś tej tutaj? - Psyche spytała z ciekawością w głosie. Niewiele zobaczyła na ciągle zmieniających się ekranach, na których pracował Kye. - Jak masz pewność, że się uda, to warto spróbować - zerknęła na Mika. Tak naprawdę to on obiecywał, więc do niego należała ta ostateczna decyzja w tym przypadku.
Gdy Remo pokrótce wyjaśnił o co chodzi, Maroldo pokiwał głową.
- Pewności nie ma nigdy, ale jeśli jest spora szansa, że to mu pomoże, zrób to - odpowiedział.
- Nawet jak umrze, to już bez swojego władcy marionetek w głowie - Remo posłał im krzywy uśmiech i zwrócił do technika. - Proszę mnie zaprowadzić do Waylanda.

Z Waylandem był jeden problem. Nie miał własnych wtyków, należało więc użyć tych niepewnych, zamontowanych bardzo niedawno. Przesył danych odbywał się po wciśniętym w mózg kabelku i tu Remo musiał się mocno spocić, bowiem prawie od razu po podłączeniu się, funkcje życiowe nieprzytomnego zwariowały. Utrzymały go przy życiu bardzo drogie nanoboty, ale lekarz który się pojawił nie potrafił stwierdzić, czy będzie miało to wpływ na jego stan w późniejszym etapie. Tak czy inaczej, udało się wyczyścić system i zablokować go. Był o wiele bardziej ubogi, kolejne potwierdzenie faktu, że znajomy Felipy nie był netrunnerem przed tym całym zajściem. Nie gromadził danych i niewiele się dało z niego wyciągnąć. Kiedy Kye skończył, zbliżała się już godzina druga po południu.
Mik, w napięciu obserwujący tą nietypową operację, odetchnął z ulgą.
- Jak mi ktoś zawirusuje łeb to już wiem do kogo dzwonić. - poklepał hakera po ramieniu. - To jak, jedziesz z nami do naszego jeńca?
- Pojadę. Nie liczę, że coś znajdę, ale będę wiedział z czym się mierzyć i jak do nich najłatwiej się włamywać. No i porównam z tym tutaj - odpowiedział Remo. Przy okazji robił już coś innego, bo w jego oku zabłysł ekran.
 
Widz jest offline