Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2017, 15:57   #8
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Wizja antycznego, podwodnego miasta była taka realna jak gdyby znalazł się tam naprawdę. Jakby ukute z pradawnych kamieni, które tworzyły powłokę planety przed eonami stało tam miasto. Miasto ukryte przed wzrokiem ludzkości, miasto, które nigdy nie było wliczone w żadne ludzkie statystyki. Niepoliczalne. Takowych również miało mieszkańców - kimkolwiek byli to z pewnością nie byli ludźmi, a byli za to tacy jak część dzieci w sierocińcu. Wiele zmieniało się, a przede wszystkim fakt, że... liczby przestały zgadzać się. Sto procent nie było tymi samymi stoma procentami co wcześniej. Do tego ten jeden chłopak, który został zabrany przez wojsko, a Sebastian już miał powoli problemy, żeby sobie go przypomnieć. Wydawało mu się, że nazywał się George, ale równie dobrze mógł się nazywać jakkolwiek inaczej. Podobnie nie wiedział jak nazywały się istoty z miasta, które nieistniało. Nie było niczym więcej niż wytworem chorego umysłu, objawem psychozy, manii, deficytu interakcji społecznych - mirażem niedotlenionego umysłu! Jednocześnie jednak Sebastian dobrze wiedział, że miasto istniało naprawdę, a w stawie znajdują się wrota, które dało się otworzyć kluczem wyobraźni. Za wrotami znajdował się bezdźwięczny, ale jakże widoczny podwodny świat. Dlatego pewnie nie mrugają, prawda? To oni. Nie ma ich. Umysł Sebastiana zaczął powoli popadać w paradoks, który z kolei zawijał się w niewytłumaczalne i z pewnością nieeuklidesowskiej figury obcej geometrii. Myślał jednocześnie dwutorowo zupełnie jak pociąg jechał po dwóch torach ale tory w jego umyśle były od siebie oddalone o całe setki tysięcy kilometrów i setki tysięcy lat. W czasach kiedy...

W końcu wynurzył się. Tak jak dotarł do bluźnierczego miasta tak i powrócił na tereny sierocińca. Sierocińca może i nie mniej bluźnierczego, gdyż prowadzono tu okrute eksperymenty socjologiczne pozwalające ludzkim dzieciom koegzystować z czymś jedynie lekko podobnym. Zamrugał. Trzeba mrugać. Mruganie jest dobre. Nawilżanie oczu w atmosferze pozbawionej nawilżania. Nie byli wszakże w Luizjanie.

Po wygrzebaniu się na pomost zignorował powtarzające się słowa o tym, że zwyciężył. Przodował w tym wszystkim Oktawian. Sebastian natomiast ostentacyjnie położył się na pomoście i powiedział:
- Nie nabijajcie się. Mówiłem, że słabo mi pójdzie, bo źle się czuję. - podbudowana otoczka dramatyzmu miała mu przygotować scenę na kolejną fascynującą sztukę w jego krótkim, acz dość... bezwolnym życiu. Sierociniec był więzieniem dożywotnim z karą śmierci czekającą na końcu podróży. Kara ta była już blisko. Pytanie tylko było czy warto było żyć dalej?

Młodzieńcy na pomoście tym czasem w części śmiali się szczerze, a w części szydzili z jego głupoty. Skandowali, że Sebastian wygrał, ale chyba mu w głowie poprzewracało się od siedzenia pod wodą. Tym czasem Jimmiemu nie było wcale do śmiechu. Przegrał, bo był beznadziejny. Równocześnie na twarzy czarnego rysowało się coś czego wcześniej nie było. Jakby coś go utemperowało. Czyżby również miał wizję starożytnego miasta? Nie był widoczny na miejscu, ale kto wie jak ten portal działa? A może zupełnie coś innego go spotkało. - pomyślał Sebastian, ale śmiał się razem z dziećmi i tłumaczył ze swojej głupoty. Ostatecznie wstał zanim jeszcze Jimmy sobie poszedł i zrobił teatralny gest osoby zapraszającej na przedstawienie:
- Wspaniała woda na kąpiel! Kto następny? - zapytał Sebastian i usiadł na pomoście, żeby trochę wyschnąć. Słońce świeciło, a było dość ciepło. Nie trzeba było się nawet przebierać. Nad stawem pozostał, aż zakończyła się rywalizacja chłopców. Potem poszedł z grupą na posiłek.

W między czasie, najlepiej na osobności (ale niekoniecznie), zagadał do Janusza jak mu się udało, aż tak długo wytrzymać pod wodą. Przy okazji powiedział mu, że miał słabszy dzień i stąd nie udało mu się dłużej niż tyle co wytrzymał. Miał nadzieję, że Janusz powie mu jak to było, a zachęci go mówiąc - Umysł trochę wysiada jak tak się nie oddycha, nie? Miałeś kiedyś zwidy po tym? Mi to się wydawało, że przegrałem z Jimmym...

Zagada również do brata Jimmiego skąd mu przyszła do głowy nazwa stawu Y'ha-nthlei. Zrobi to taktownie, aby nie spotkało się to ze sprzeciwem lub obroną kogokolwiek. Nie miał zamiaru popadać w konflikty z ludźmi i innymi, którzy kręcili się po terenie sierocińca. Każdy mógł się przydać do realizacji kolejnych etapów planu... co jednak było w finale?

Stara się być ostrożny z pytaniami i nikomu nie zdradzić w żaden sposób (nawet gestem!), że widział jakieś podejrzane, podwodne miasta pozbawione ludzkości. Gdyby to się wydało mógłby nie dożyć następnego poranka!
 
Anonim jest offline