Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2017, 16:50   #18
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
W poszukiwaniu niedźwieżuka.

Ślady krwi zdradzały pozycję niedźwieżuka. Chociaż uciekał krętą ścieżką, Albin nie zgubił tropu, pomimo ciemności, wypatrując kolejne plamki krwi. Doprowadziły do dużego, dwupiętrowego domu z widocznym strychem. Musiała to być jedna z najbogatszych posiadłości, wyróżniała się na tle reszty nie tylko bogactwem, ale również wyważonymi drzwiami. Rama głównego wejścia umorusana była świeżą krwią.
- Obejdźcie dom i sprawdźcie wszystkie okna i tylne wyjścia - powiedział Albin. Wyciągnął z kołczanu strzałę i nakładając ją na cięciwę mówił dalej - Ja zostanę tutaj i będę obstawiał drzwi jakby któryś z nich chciał się ulotnić. Miejcie oczy szeroko otwarte. Szczególnie uważajcie na okna na piętrach i dachy. Wchodźcie tylko na mój rozkaz, mam pewien plan…

Dwalin szedł równym tempem. Krycie już nie było potrzebne. Kapłan/wojownik wiedział, iż trzeba przypomnieć zielonym szczurom co to jest strach. Przypomnieć, że nie są w stanie pokonać formacji krasnoludów polu jeśli nie mają nad nią czterdziestokrotnej przewagi liczebnej. Nie było lepszego przypomnienia niż pieśń czy raczej recytacja. “Idziemy” “Trwamy” te dwa słowa były całą treścią, poparte uderzeniami w tarcz w rytm kroków. Były to tez czesto ostatnie słowa, które słyszeli zieloni nim krasnoludzkie tory roztrzaskały im łby. To były jedyne słowa, w karsnoludzkim, które zapamiętały zielone hordy zielonych. Często tylko to wystarczyło by szyki hord zielonych pierzchały, gdy ci wspierali swoich ludzkich sojuszników. To też robił Dwali. Wprawdzie rozkaz, był używać broni strzeleckiej, lecz i uderzając strzałami o łęczysko można było nadawać. W wioskę niósł się głos Dwalina.
- Idziemy -grzechot brzechwy o łęczyco. - Idziemy.
Dom był okazały jak na taką wioseczkę.
- Rond otwierasz wszystkie zamknięte okiennice i łomoczesz w nie. Ja cię osłaniam. Idąc w prawo obchodzimy dom. - powiedział nakładając strzałę na łęczysko i zahaczył o cięciwę tak by był łuk natychmiast gotowy do użycia.*

Gwardzista poszedł w lewo, przeciwnie do krasnoludów, Albin zaś został w miejscu. Przyjrzał się elewacji domu, przeszedł wzrokiem po oknach na parterze i piętrze. Nagle rozległ się łomot.
Po stronie krasnoludów, Rond rozbił okno buzdyganem, a następnie wepchnął je do środka. Poczekał ułamek sekundy na Dwalina, który zajrzał do środka i niczego nie zobaczył. Młodszy krasnolud zrobił to samo z drugim oknem i zresztą z takim samym skutkiem; nikogo nie było w środku. Przez rozchodzący się hałas, Albin ledwie usłyszał żeński głos, który zdawał mu się znajomy. Gdzieś niedaleko na południu, prawdopodobnie niziołka, wydarła się “- Giń wreszcie!”, a zaraz potem rozległ się gardłowy ryk innej istoty, jakby rzucała się do szaleńczego ataku.
- Pilnujcie drzwi! - zawołał do kompanów Albin. Sam natomiast rzucił się pędem w stronę skąd dochodził głos. Równocześnie schował łuk i sięgnął po miecz. Zaczął sobie wyrzucać, że pozwolił niziołce działać na własną rękę…
- Młody pilnujesz tego domu, - krzyknął do gwardzisty Dwalin. Potem po krasnoludzku zawołał do Ronada.
- Rond za nim, ty po lewej stronie drogi ja po prawej. Pilnujesz wszystkich okien, drzwi, studni, poideł i miejsc, w których ktoś mógłby się ukryć po mojej stronie, ja to samo robię obserwując Twoją stronę! - krzyczał biegnąc za Albinem. - Na zimne cycki, czy go nikt nie szkolił jak się przeprowadza marsz po wrogim terytorium. - burczał po krasnoludzku Dwalin.
- Dam sobie radę! Jeśli niedźwiedziożuk ucieknie to będziemy mieli większy problem! - odpowiedział krzykiem do Dwalina Albin.
- Właśnie i może teraz tam walczy z nim, bo nie wiesz z kim. Na ciepłe piwo, nie biega się, bo to najlepszy sposób na wpadnięcie w zasadzkę. Rond robimy tak jak mówiłem! - odpowiedział krzykiem człeczynie, który potwierdził tylko swoim zachowaniem, iż nie potrafi dowodzić. Dwalin przemieszczał się truchtem ubitą drogą wioski lustrując stronę, po której truchtał jego kuzyn.
- Zostańcie gdzie jesteście, to rozkaz! - odparł Albin. - Możesz myśleć o mnie co chcesz, ale w tej chwili, na tej wyprawie, ja dowodzę.
- Rond pierdolić tego durnego człeczynę! Zrobimy co ten kretyn, bez podstawowego wojskowego przeszkolenia mówi! Obstawiam ten dom i niech lepiej tam będzie niedżwieżuk, inaczej już po niziołce! - krzyknął do kuzyna w krasnoludzkim. Wracając pod okazały dom posłał strzałę przez jedno z wybitych uprzednio okien. Dwalin był wkurzony wiedział, że to marnowanie strzał ale pal licho wiedział, że po walce się je odzyska, jak to mają w zwyczaju łucznicy i kusznicy.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 03-02-2017 o 17:05.
Cedryk jest offline