Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2017, 07:38   #503
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację

Żadna przewina nie mogła obejść się bez kary, tak było i w tym przypadku. Kara, nauczka na przyszłość. Lekcja, może bolesna, jednak niezakończona zgonem oponenta. W grupach podobnych Runnerom duże znaczenie miał szacunek i respekt, Pazur zaś nadszarpnął autorytet Guido, porywając jego kobietę. Savage zamrugała i mimo powagi sytuacji, zrobiło się jej cieplej na sercu. Podobne publiczne wyznanie chyba oznaczało, że oficjalnie ze sobą chodzili…
Niesienie Nixowi pomocy okazało się zbędne, San Marino poradziło sobie z tym sama i to w sposób, który zdumiał zgromadzonych na zarobaczonych chodniku ludzi, a u rudej lekarki wywołał uśmiech. Kto powiedział, że to mężczyzna musi zawsze wybawiać kobietę z opresji? W przeciągu godziny Pazur uratował Runnera przed sądem, a Runner uratował Pazura. Przed tym samym.
Poczekała aż Guido zakończy pouczanie i szybko zajęła jego uwagę czymś innym, łapiąc go za rękę i obejmując mocno.
- Chodź do środka, jest zimno. Ogrzejesz się trochę… i tata tam jest - rzuciła lekko, z niewinnym uśmiechem, choć obawiała się spotkania dwóch indywiduów pod jednym dachem… no ale obaj zadeklarowali chęć pokojowego poprowadzenia rozmowy. Należało pokładać nadzieję, że słowa dotrzymają.

Sylwetka łysego najemnika nie dała się przeoczyć. W panującym półmroku jego głowa odcinała się jaśniejszą plamą na tle czerni sypiącego się garażu, niczym tarcza księżyca i tak jak ona świeciła światłem odbitym od reflektorów i wątłych płomieni koksownika. Idąc za rękę z Guido, Alice czuła że się denerwuje. Niby nic niezwykłego, ot spotkanie zapoznawcze dwóch facetów… pośrodku wojny, gdzie jeden był Pazurem, drugi Runnerem i ten pierwszy bezpośrednio odpowiadał za podprowadzenie dziewczyny temu drugiemu. Wspomniana dziewczyna zaś stanowiła kłopotliwą część rodziny pierwszego, dokładniej przybraną córkę, a wiadomo że każdy ojciec chce dla dziecka jak najlepiej - dobrego wykształcenia, wygodnego życia i bezpieczeństwa. Zięć mafioso odrobinę wychodził poza granicę tolerancji zdrowo myślącego rodziciela… z drugiej strony szczęście dziecka było równie ważne, a miłość niczym Temida - pozostawała ślepa.
- Jeszcze nigdy nie przedstawiałam tacie chłopaka. Trochę się denerwuję - próbowała zażartować do idącego obok Wilka, posyłając mu szybki uśmiech.

- Nie przejmuj się ja mam w tym wprawę. Wszyscy za mną nie przepadają. - powiedział spokojnie i nonszalancko i zrobili tak, ze dwa kroki nim obrócił się w jej stronę szczerząc się łobuzersko. Dodatkowo jego ramię przeszło po jej plecach tak, że objął jej kibić jakby chcąc dodatkowo sprowokować swoją postawą “tatuśka”.
- O. I Dalton też tu jest? Co on tu robi? Nie powinien stać na krzyżówkach albo wlepiać mandatów? - o wiele mniej przyjaźnie zareagował na drobniejszego choć przecież nie drobnego mężczyznę w kapeluszu siedzącego na progu vana obok łysego Pazura. Na widok zbliżającej się pary obydwaj powstali. Tony zrobił ze dwa kroki przed burtę furgonetki i zatrzymał się.
Guido też się zatrzymał i tak stanęli naprzeciw siebie oddaleni o jakieś dwa kroki.
- Cześć. Jestem Guido. A Brzytewka jest moją kobietą. Jasne? - szef mafii posłał swój bezczelny uśmiech prosto w łysego giganta. Obaj stali i mierzyli się spojrzeniami w odwiecznej wojnie testosteronu o dominację. Bezczelne przywitanie zirytowało przybranego ojca Alice ale nie była pewna czy Wilk to wyłapał. Olbrzym jednak zachował większy umiar i dał szansę zareagować jej nim komuś zabraknie cierpliwości i dobrej woli.

Lekarka straciła oddech, ledwo padło przywitanie.... niekoniecznie takie do jakiego się przyzwyczaiła przy nawiązywaniu nowych znajomości, z pewnością też pozbawione odpowiedniej dozy dobrego wychowania, savoir-vivre, jakby cholernik na siłę próbował wywołać w Tonym najgorsze skojarzenia i potwierdzić najczarniejsze scenariusze odnośnie własnej osoby. Trzymana na jego plecach piegowata ręka zjechała na pośladek i trzepnęła go dyskretnie.
- Tatusiu… to właśnie major Guido - pod koniec zdania uniosła proszące o zachowanie kultury spojrzenie i zawiesiła je na moment w oczach gangera. Odkaszlnęła i podjęła z uśmiechem, starając się nie wkopać jeszcze bardziej - Dowódca oddziału Sand Runnerów z Detroit, mój bezpośredni przełożony, partner, chłopak… jesteśmy razem. Opowiadałam ci o nim - tym razem posłała proszące spojrzenie do olbrzyma i westchnęła - Kochanie poznaj mojego tatę. Anthony Rewers, “Cass”. Strateg Pazurów iii… bardzo się cieszę, że w końcu możecie się poznać, bo obaj jesteście najważniejszymi mężczyznami w moim życiu. Może… przywitanie warto zacząć od uściśnięcia ręki… - powiedziała i zaraz ugryzła się w język. Było coś o nie łamaniu kończyn, ale kto by to pamiętał w takiej chwili.

- Jaki major?! Jaki oddział?! - sapnął nagle Guido jakby Alice zważyła mu nagle dobry humor. - Jestem Guido. Po prostu Guido. - spojrzał na łysego olbrzyma i wskazał sam na siebie kciukiem. - A to są moi kumple. Po prostu kumple. - kciuk powędrował mu za swoje plecy mniej więcej w kierunku stojącej wszędzie dookoła bandy w skórzanych kurtkach. - Żaden major. Żaden oddział. - burknął jakby się poczuł urażony tym porównaniem czy podejrzeniem.
Mafiozo odwrócił się z powrotem twarzą do stojącego o kilka kroków najemnika. Przez chwilę obaj tkwili nieruchomo po czym pokonał te kilka kroków i wyciągnął rękę do Pazura. Ten również powtórzył gest przyjaźni i powitania. Dłonie rozłączyły się ale obaj stali jeszcze przed sobą. Z bliska ganger jak większość śmiertelnej populacji wydawał się wątły i mizerny w stosunku do przybranego ojca Alice.

- A więc Guido. Nie major. A nie porucznik przypadkiem? - sławny “Cass” Rewers spojrzał z góry na czarnowłosego mężczyznę w skórzanej kurtce. Powiedział ostrożnie i z wahaniem badając reakcję rozmówcy. Reakcja była dość czytelna. Wzrok Runnera zbystrzał, nozdrza poruszyły się w oznace gniewu lub irytacji by po chwili spojrzenie poszukało w tłumie Pittbulla. Obydwaj Runnerzy wymienili krótkie spojrzenia na które Taylor skwitował wzruszeniem ramion więc Guido zwrócił twarz z powrotem w górę na twarz Pazura.

- Guido! Po prostu Guido. Jasne? - wycedził zaczepnie i zdecydowanie agresywnym warknięciem. Wpatrywał się w łysego olbrzyma wzrokiem jaki skierowany na podwładnych wywoływał w nich najczęściej słuszną obawę o nadchodzące chwile. Twarz Rewersa zdawała się jednak być nieporuszona.

- Jasne. Całkowicie jasne Guido. - łysy mężczyzna zgodził się słowami ale nadal nie zamierzał odpuścić tematu co można było wnioskować po nieustępliwym spojrzeniu. - Po prostu zauważam interesującą zbieżność imion. Wybacz taka wada charakteru, wyłapywanie wzorców. - Pazur wzruszył swoimi wielkimi barami jakby w geście przeprosin. Guido trwał nadal nieruchomo czekając aż tamten opuści albo dokończy. Pazur zdecydował się widocznie sprawdzić posiadane informacje.
- Kilka lat temu współpracowałem przy opracowywaniu planów i przeprowadzeniu pewnej operacji wojskowej. Wiele połączonych sił na Froncie a Posterunku, NYA, Teksasu, AA, najemników, milicji i wielu innych. - Rewers mówił spokojnie a po Guido widać było, że się jeżył i jeżył coraz bardziej jakby odgadł już dokąd zmierza rozmówca. Nie odzywał się nadal co rozmówcę nie skłoniło do przerwania. - W każdym razie byli też ludzie z Detroit. Najemnicy z Sand Runners. - łysogłowy strateg kończył dalej swoją relację zdając sobie nie zdawać sprawy z emocji jakie coraz wyraźniej widać było u rozmówcy. Zdecydowanie negatywnych emocji.

- No i? Gdzie ta zbieżność? - spytał zaczepnie Guido widząc, że szef Pazurów przerwał swoją wypowiedź.

- A no taka zbieżność, że w imieniu Sand Runners rozkazy podpisywał niejaki porucznik Guido. Raz o ile pamiętam podpisał się podporucznik Viper. Ale chodziło o ten sam oddział. - Rewers wciąż świdrował Runnera wzrokiem gdy wymieniał imiona i ksywy jakie jego fenomenalna pamięć zdołała zachować z tamtych dni. W miarę jak konflikt między obydwoma mężczyznami stawał się coraz bardziej czytelny i widoczny ludzie wokół cichli w napięciu czekając na nieunikniony wybuch albo rejteradę. W końcu się doczekali.

- Żaden oddział! Żaden porucznik! Po prostu Guido a to są moi kumple! Tamci też byli skurwysynu! - wrzasnął w końcu na cały garaż jawnie rozwścieczony szef bandy celując w pierś Pazura palcem wskazującym. Był wściekły jak podczas swoich napadów wściekłości bywał. Zrobił się czerwony na twarzy, zęby zacisnęły mu się jakby dosłownie je po wilczemu szczerzył a oczy ciskały błyskawice. Mimo to Pazur wydawał się być nieporuszony ani na cal.

- Nikt z was do nas nie wrócił. - powiedział spokojnie Rewers po chwili przerwy. Rozmówca był wściekły ale póki nie miał nowych powodów do zaczepki i szukania zwady ograniczał się do wściekłego sapania na olbrzyma.

- I kurwa nie wróci! - wrzasnął znowu nadal rozwścieczony Guido. Sprawiał jakby słowa Rewersa dotknęły go do żywego.

- Wiem, że pewnie niewiele to zmieni ale wówczas sprawa została wyjaśniona. Wyciągnięto konsekwencje do winnych. Wzywaliśmy was przez radio ale nie było odzewu. - Tony mówił nadal z niewzruszonym spokojem patrząc w dół na czarnowłosego, młodszego mężczyznę w skórzanej kurtce.

- Bo radio było w samochodach! Musieliśmy je zostawić! I chuj mnie obchodzą jakieś konsekwencje w tej waszej wojnie! Jebie mnie to! Słyszysz staruszku!? Jebie mnie ta wasza wojna! Niech was kurwa wszystkich te jebane roboty wyrżną! Wiesz co wtedy sobie przysiągłem?! Co wszyscy przysięgliśmy!? Że jak duchy nas z tego syfu wyprowadzą to nigdy tam nie wrócimy! I nie wrócimy! Żaden z nas! I kurwa konsekwencje?! Co mi kurwa pierdolisz o konsekwencjach staruszku?! Po tamtym Viper wciąż do dziś szcza krwią! Taylor niedowidzi! Mnie kurwa dusi co noc! A reszta nie żyje! Chuj mi z waszymi konsekwencjami! - wydarł się Guido na cały garaż aż jego wrzask odbił się echem od pustych ścian. Runnerzy i nie Runnerzy uciszyli się prawie całkowicie słysząc jak jawnie szef mafii wywrzaskuje prapoczątki zdarzeń które po wielu perturbacjach doprowadziły do utworzenia tej bandy i tego, że właśnie oni stali tutaj w tym starym, częściowo zawalonym garażu na łodzie.

- Przykro mi. To nie powinno się wydarzyć. Popełniono wówczas błąd którego potem już nie dało się naprawić. Cieszę się, że komukolwiek udało się wówczas wydostać. - odpowiedział stonowanym głosem Rewers gdy największy sztorm gniewu faceta w skórzanej kurtce zdawał się minąć. - Jak wam się udało wydostać? - spytał po chwili milczenia nie widząc kolejnego nawrotu wściekłości.

- A wjedź sobie staruszku na parę dych i parę godzin po wybuchu nuki w głąb robocich pozycji to sam zobaczysz. Co tam będziesz jakiegoś mafioza słuchał. I tak, wy mądre głowy, zawsze wiecie lepiej. Jebie mnie to. - Guido zdołał opanować się na tyle, że głos mniej więcej wrócił mu do normy i z dużym przymrużeniem oka można by się nawet doszukać ironii czy pozy lekkoducha jaką często przybierał publicznie zwłaszcza w otoczeniu szeregowych członków bandy. Zajął dłonie rozpalaniem kolejnego fajka wyciągniętego ze srebrnej, eleganckiej papierośnicy.
- Palisz? - spytał częstując papierosem najemnika. Ten sięgnął swoją olbrzymią łapą po zdawałoby się mikroskopijną pałeczkę i przez chwilę obydwaj zajęli się odpalaniem wyrobów tytoniowych. Wokół nadal panowała przeważnie cisza ale widząc, że reakcje szefów wracają do normy w tłum zebranych ludzi też zaczął przebrzmiewać głośniejsze szmery rozmów. Nadal jednak dało się wyczuć głównie wyczekiwanie na to jak to się zakończy.

Najpierw Savage myślała, że skoczą sobie do oczu, a spotkanie zakończy się przelaniem krwi. Otaczali ich Runnerzy, więc w najprawdopodobniejszym scenariuszu to Pazur byłby stroną przegraną w owym starciu. Guido odkąd go znała nie lubił stopni, podchodził do hierarchii wszelkich z pogardą, stawiając na lekkie podejście do tematu bardziej przypominającą stado niż formację wojskową… ale czegoś podobnego się nie spodziewała. Każdy miał jakąś przeszłość, życie nikogo nie oszczędzało. Jego też doświadczyło aż za mocno. Stojąc i słuchając jak wykrzykuje w napadzie szału tłumioną złość, żal, oraz poczucie krzywdy, wreszcie pojęła czemu tak lekką ręką podchodził do przeszłości, czemu się zamykał, odcinał i otaczał skorupą. Metalową zbroją od której odbijały się kolejne negatywy… i skąd wzięła się jego firmowa podejrzliwość. Z pięciu samochodów którymi dowodził, pełnych… kumpli, bliskich i przyjaciół, wrócili z piekła we trójkę: on, Viper i Taylor. Reszta zginęła, a lekarka nie potrafiła sobie nawet wyobrazić ile przed śmiercią wycierpieli. Ile wycierpieli ci, którzy przeżyli. Ile samozaparcia, odwagi i brawury potrzebowali, aby wejść na skażony teren, chwilę po wybuchu… bomby atomowej. Przecież…
- Jezu Chryste - wymsknęło się dziewczynie w którymś momencie. Przed oczami przeskakiwały jej kolejne tabele i wykresy, widziała wyświetlane przez pamięć podręczną dziesiątki filmów na temat działania radiacji na żywe tkanki. Widziała zdjęcia Hiroszimy i Nagasaki, popromienne twory po awarii reaktora w Czarnobylu. Mityczną Słoniową Stopę, której zdjęcie robił sterowany zdalnie robot i spalił się zaraz po jego wykonaniu z powodu niewyobrażalnego poziomu promieniowania. Alice stała niczym posąg: blada, nieruchoma, zdrętwiały jej ręce, a głowa mieliła potok danych, obrazów, dźwięków i statystyk. Na wszystkim zaś kładł się cień trójki ludzi, z czego dwójka pozostawała w promieniu kilku metrów od niej. Taylor niedowidział? Uszkodzenie siatkówki, rogówki… korekta laserowa, okulary… Guido męczyły duszności? Uszkodzenie płuc i układu oddechowego… w najlżejszym przypadku. Viper cierpiała na krwiomocz? Uszkodzenie nerek, układu moczowego… czemu jej nie powiedzieli, że dolega im coś tak poważnego? Mogli dorobić się gamy nowotworów… cierpieli. Czemu Tony nie powiedział, że wie o Guido więcej, niż tylko te parę słów relacji, bądź raportów? Że prawdopodobnie współpracowali niegdyś, zaginęli w akcji jak Rich. Bo ktoś popełnił błąd…
Drobną pierś rozsadzała wściekłość, rozpacz. Żyłami razem z krwią płynęło cierpienie. Tkwiła przy gangerze, odbierając pełną gamę jego emocji, mieszających się z jej własnymi. Posłała pełne wyrzutu spojrzenie Pazurowi, wieszając na łysej głowie nieme dlaczego.
“Dlaczego mi nie powiedziałeś, tato?!”
Mieli czas, poruszali temat drugiej połówki Alice na tej cholernej kanapie w aneksie kuchennym Kate. Dyskutowali, przedstawiali racje, słuchali siebie nawzajem, a on się nawet nie zająknął. Oprócz przynależności do mafii Guido był weteranem z Frontu, pieprzonym bohaterem, którego razem z jego ludźmi skazano na śmierć. Wpisano do rachunku strat wojennych… ale był zbyt uparty, by umrzeć. Przetrwał, wrócił do siebie i chciał żyć. Po swojemu, wyciągając gorzką lekcję z przeszłości. Zapomnieć o koszmarze, mieć jakieś jutro i ludzi na których może liczyć. Takich co nie zawiodą, nie zostawią w potrzebie. Skoczą w ogień jeśli będzie trzeba, nie zdradzą. Będą…
Gniew czarnowłosego wypalił się, na twarz opadła wilcza maska. Nastąpiła chwila niepewności, jednak nie doszło do rękoczynów. Wyciągnął papierośnicę, zapalili wspólnie. On i Tony. Ruda głowa obróciła się w stronę tego młodszego. Znanego raptem parę miesięcy, bliskiego jak nikt inny. Przyglądała mu się uważnie, z powagą i tańczącą na dnie źrenic czułością. Nie litowała się, to by była obraza zarówno dla niego ,tego co przeszedł, jak i tych, co nie zdołali dotrzeć do domów. On też się nad nią nie litował. Nie tędy prowadziła droga do serca drugiego człowieka. Ani do szacunku.
- Guido - zaczęła niewiele głośniej od szeptu i nim rozsądek zdążył zareagować, podjęła decyzję. Głupią, infantylną, tak mało gangerową, że bolały zęby, a współczynnik “szacunu na dzielni” leciał na łeb na szyję. Zignorowała utarte schematy, konwenanse, etykietę i cały ten syf, zwykle zaprzątający niepotrzebnie głowę. Zrobiła te pół kroku, obejmując go ramionami w pasie, gdyż wyżej nie sięgała.
- Wyjdziesz za mnie? - Musiała spytać, tak po prostu. Szczerze, od serca i do diabła z konsekwencjami. Niech ją wyśmieje, spojrzy z politowaniem, walnie w rudy łeb za szerzenie głupot, nieważne. Najmniej istotny z istotnych detali.

Sztywne ramiona otoczyły niewielką kobietę. Wciąż jeszcze nie można było powiedzieć, że wrócił do normy, więc łypnął na nią tylko zaciągając się fajkiem gdy wypowiedziała jego imię. Jednak przy drugiej części wypowiedzi u obydwu mężczyzn wystąpiła reakcja prawie tak synchroniczna, że Bliźniaki by się nie powstydziły. Obydwaj wykonali mało skoordynowane kaszlnięcia, Tony się jakby zachłysnął, Guido jakby przygięło i przez moment biologia zaskoczenia rządziła ich ciałami. Potem obydwaj spojrzeli z góry i jeszcze większej góry na rudowłosą kobietę wczepioną w skórzaną kurtkę czarnowłosego mężczyzny. Runner wpatrywał się w Alice tym swoim wilczym wzrokiem. Potem przeleciał spojrzeniem po otoczeniu, zawiesił na czymś na chwilę wzrok i znów wrócił oczami do zielonych oczu kobiety.
- No kurwa pewnie. - powiedział i wreszcie twarz mu się rozpogodziła. Schylił się i pocałował ją przeciągle w usta, a gdy końcu sie oderwał, powrócił do zwyczajowego zbójeckiego uśmiechu wskazując ją palcem.
- Ale to ty wyjdziesz za mnie, a nie ja za ciebie! - wyszczerzył się do niej i to jakby przełamało impas wśród zgromadzonych ludzi, w większości z jego bandy. Najpierw przeszła fala niedowierzania i zaskoczenia, kiedy zamarłe w oczekiwaniu sylwetki usłyszały albo zrozumiały co właśnie obserwują. Potem to zaskoczenie przeszło w okrzyki, gratulacje, gwizdy i wrzaski gdy do owych detroickich umysłów w pełni zaczęło docierać czego właśnie są świadkami, a oni stali oboje pośrodku chaosu i wrzawy, szczerząc się do siebie po wariacku. Czasy nie należały do spokojnych, świat dawno oszalał. Czego mieli się obawiać, prócz własnego strachu? Nikogo Bóg nie czynił zwycięzcą od kołyski aż po grób, lecz póki człowiek miał siłę oddychać i walczyć, nikt nie mógł mu odebrać nadziei. Na lepsze jutro, szczęście. Życie.
On i ona - dwoje ludzi tak innych, pozornie zbyt różnych, aby trwać wspólnie w jednym czasie i miejscu... nieistotne. Cokolwiek zamierzało się zrobić, o czymkolwiek marzyło, trzeba było zacząć działać, bowiem śmiałość zawierała w sobie geniusz, siłę i magię. Prócz śmierci, przemocy i zła na świecie istniały równolegle piękne materie. Jedną z nich i być może najpiękniejszą była miłość.
Iść razem za marzeniem i znowu iść za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
Nikomu nie robili tym krzywdy.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 06-02-2017 o 10:49.
Zombianna jest offline