Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2017, 21:41   #9
Cooperator
 
Cooperator's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumny
Sebastian siedząc na pomoście, przyglądał się, jak Nathan wraz z jednym z chłopaków przygotowuje się do skoku do wody. Od razu zwrócił uwagę na to, że oprawca Oktawiana zachowuje się dziwnie. Kiedy jego współzawodnik już wskoczył do wody, rozebrany do samych majtek, on, ustawiając się do zgromadzonych chłopców przodem, bardzo szybko zdjął koszulę. Sebastian, będąc bardzo spostrzegawczy, zauważył na plecach Nathana dziwne pręgi, mniej więcej na wysokości krzyża. Poza tym, gdy bardzo ostrożnie zdjął buty, od razu przykurczył palce stóp. Nie uszło uwagi Sebastiana, że między palcami Nathana były jakieś zrogowacenia, jakby było tam więcej skóry niż być powinno. Sebastiana na chwilę zmroziło. Czy podobnie nie wyglądał George, zanim go zabrali żołnierze? Już dwa miesiące minęły, od kiedy nie wrócił.

Od Janusza nie uzyskał większych informacji. Usłyszał od przygłupa tylko pełną chełpliwości informację, że ma po prostu zarąbistą kondycję. Żaden z kolejnych chłopców nie uzyskał wyniku choćby zbliżonego do Janusza i Johnny'ego. Po dokonaniu tej obserwacji, Sebastian udał się na spotkanie Joe'ego i Jimmy'ego.

Gdy już się przebierał, przez okno zauważył, że trzech żołnierzy idzie przez podwórze w kierunku parku, każdy niósł łopatę. Zabrawszy ze sobą młodszego brata, wiedział, gdzie miał się udać, by spróbować jakoś poprawić swoją sytuację.

Siren uspokajała się powoli. Wtulona w korę dębu, płakała rzewnie. Drzewo jednak nie przytuliło jej, nie odgarnęło włosów z policzków, nie uspokoiło, że wszystko będzie dobrze. Natomiast zasłoniło przed wzrokiem idących przez park żołnierzy, którzy w pewnym momencie, bardzo blisko Siren oraz kwietnika założonego przez doktora Arćamę, hinduskiego lekarza z Uniwersytetu Miscatonic, zeszli ze żwirowanej alejki i zapalili papierosy.

-Dawajcie, tu będzie dobre miejsce - powiedział jeden z nich, najstarszy.

-Nie za blisko stawu? - zaniepokoił się drugi. - Podniesie się poziom wód gruntowych i zaraza gotowa.

-A, zapomniałem, że Sammie chciał zostać doktorem - zarechotał starszy. - Co za różnica? Jak będzie po wszystkim, i tak stąd wypieprzymy. Niech se gniją jak bądź.

-Dżuma się przez dwa lata utrzymuje - zauważył doktor in spe, urażony.

-I chuj, kto tu przez dwa lata będzie przyjeżdżał na to zadupie? - zadrwił tamten.- Do roboty.

Trzeci, dotychczas milczący, westchnął. Z ponurą miną wbił szpadel w ziemię i wyrwał trawę.

-Możemy kopać szerzej, a płycej - zasugerował nazwany Sammiem. -Nie potrzeba regulaminowych sześciu stóp, w piwnicy jest od cholery wapna. Szybciej się rozłożą.

-A Arćama to nie chce ich w ogóle spalić? - zastanawiał się starszy. Sammie wraz z ponurym żołnierzem pracowali, ale on wcale nie zamierzał brać się do roboty.-Tamtego żaboluda chyba w końcu spalili, nie?

-Ostatecznie tak, ale planował go zostawić w formalinie. Ale wiesz, bał się, że po niego przyjdą. Jakieś dziwne rzeczy działy się w laboratorium. Arkham leży za blisko oceanu, żeby ryzykować.

-Coś jeszcze ci mówił wujaszek Armitage? - dopytywał się najstarszy. -Jeśli jakieś kurewstwo ma tutaj sobie zrobić wycieczkę, to wolałbym o tym wiedzieć. Po tym pieprzonym dachu już żadnego galaretowatego gówna nie chcę widzieć aż do śmierci.

Rozległ się dźwięk harmonijki. Niedaleko Siren, pod jednym z drzew, rozsiadł się Jimmy i zaczął grać rzewne, patriotyczne pieśni. Obok niego przykucnął jego młodszy braciszek, bawiąc się szmacianą lalką i nucąc coś zupełnie nie do taktu.

-No chłopcy, mamy filharmonię dzisiaj - zaśmiał się najstarszy z żołnierzy.

Spojrzał na czarnoskórych chłopców i zawołał:

-Hej, młody, a może zagrasz "Dixie Land"? - zarechotał z własnego dowcipu. Młodszy, ponury żołnierz przestał kopać i spojrzał na tamtego potępiająco, ale się nie odezwał.

-No co, no co? Nawet Lincoln lubił tę piosenkę...

Ponury żołnierz bez słowa odłożył łopatę, podszedł do pozostawionego chlebaka i wyciągnął z niego dwie tabliczki czekolady.

-Chodźcie, chłopcy... O, ty też. Ty, za drzewem - zawołał do Siren. Dał czekoladę dzieciom, a potem, zrobiwszy niewyraźną minę, odgarnął włosy, które się przykleiły dziewczynce i uśmiechnął się smutno. Wrócił do kopania z ponurą determinacją.

Gdy odchodzili z czekoladą, do parku wszedł Sebastian. Na jego widok, Joe uśmiechnął się promiennie, całym sobą.

-Słyszałem dzwony zatopionego miasta - oświadczył sześciolatek. - To ty je musiałeś widzieć.
 
Cooperator jest offline