Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2017, 02:08   #10
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Drakkar

Przebudził się w mroku tymczasowego schronienia w niewiele lepszym stanie psychicznym niż poprzedniej nocy. Jego jestestwo wciąż przepełniała mieszanina goryczy, żalu i poczucia beznadziei, a w udręczonym umyśle nie było nawet miejsca na wściekłość z powodu swojego położenia, lub nienawiść do Vsevoloda za to co mu uczynił. Co więcej, pierwsze jego myśli powędrowały ku Rusinowi przepełnione tęsknotą i oddaniem. Jednakże po dniu odpoczynku skołatanej jaźni gdzieś w głębi roztlił się na powrót niewielki płomyk. Mizerny. Ledwo dostrzegalny, ale płonący w aftergangerze pozbawionym woli do czegokolwiek, choćby i istnienia. Wcześniejszy apatyczny stan jeszcze większego upadku odgradzał go od wszystkiego wokół. Umysł skatowany wewnętrzną walką z samym sobą po okazaniu nieposłuszeństwa cofał się wtedy i choć skald w takim czasie przypominał żywe zwłoki, to zapadnięty w sobie nie rozmyślał nad sytuacją w jakiej się znajdował.
To dawało ulgę i wytchnienie.
Tlący się ognik gorejący po zachodzie słońca niósł szczątki woli i kolejne dawki bólu, cierpienia i bezsilnej rozpaczy.
Oraz tęsknoty za panem.

W pierwszym odruchu chciał znów stoczyć walkę z samym sobą. Frey podbity, złamany i zamieniony w sługę służącego z radością ku chwale pana. I Frey desperacko uczepiony płomyka własnej stłamszonej woli buzującego w nim.
Walka.
Nieposłuszeństwo.
Błogi stan odpłynięcia w krainę totalnej apatii i jedynie jałowej świadomości.
Może i by to zrobił od razu, ale miał coś do zrobienia nim to uczyni.

Chlo spała z głową na jego piersi, uniósł dłoń i zaczął lekko gładzić jej włosy w całkowitym mroku. Nie budził nachalnie, wiedział że w końcu pod pieszczotą leniwie wybudzi się sama. Westchnęła rozespana, instynktownie wtulając się mocniej i twarz wciskając w załamanie szyi. Ramieniem ciaśniej objęła aftergangera i nogę zaplotła o jego nogi, wczepiając się niemal jak mampa.
Nie odzywała się rozkoszując bliskością Lenartssona i leniwą jego pieszczotą.
- Zrobisz coś dla mnie, Chlo? - odezwał się w końcu cicho.
- Wiesz, że tak - odparła lekko spinając się. Uniosła głowę by zajrzeć Freyowi z bliska w oczy.
- Pewnie nie wrócę z Kraju Franków. Spróbujesz wyrwać mu Bjarkiego, Jorika…? Żeby Vsevolod ich nie zatracił.
- Czemu masz nie wrócić? Samego mam Cię puścić? Dopierom Cię odnalazła… -
z oczu Franki poleciały ciepłe krople, a usta trzęsły niekontrolowanie. - Gdzie Ty, tam ja przecież. Rzekłeś… tak… - Gorączkowe słowa leciały jedno po drugim, gdy dziewka jak kocię wtulała się w skalda.
- Wątpię bym wrócił. W kraju chrześcijan, gdzie napić nawet nie ma z kogo. Bez języka i sług co w dzień ustrzegą. Na łasce wrogów. - Skald pocałował ją w czoło. - Są wyprawy z których się nie wraca i wie się to. Lub podejrzewa. - Wzruszył ramionami. - A zabrać Cię nie mogę, wszak wiesz gdzie płyniemy?
Franka trzęsła się niekontrolowanie jak w febrze:
- Ja… popłynę. Pojadę. Z Tobą. Pomogę i wrócisz. I zemsty dokonasz. I … i… Bjarkiego ocalisz. - Przez łzy lecące gorączkowo tłumaczyła. - Ze mnie pożywiać się możesz, i mowę znam i krzywdy nie dam zrobić. Nie odsyłaj, panie… - Szloch urwał jej zdanie w połowie. - … Nie… - zachłysnęła się i opadła na pierś Freyvinda
- Choćby sama Twa obecność daje odrobinę ulgi, nawet pozostawiając przydatność z boku. Chciałbym Chlo. Wiele mi daje to, że jesteś. - Nie przestawał jej gładzić. - Płynąc Sekvane miniemy klasztor. Ten klasztor. Kraj pełen księży i mnichów, a w Paryżu gdzie nam droga jako posłannicy Vsevołoda obracać się będziemy wśród tamtejszych przeklętych. Czyli wśród szlachty. Ludzi co cię znali i widywali nim brat nie posłał w zamknięcie.
Płakała wtulona nadal, na ciele skalda ułożona. Każde słowo wywoływało mocniejsze drżenie.
- Fu… - chlipnęła przez dzwoniące zęby - ... urda to. - Cytując skalda. - Gdzie Ty, tam ja. - Powietrze wstrzymywała by płacz opanować. - Dam - znowu szloch przerwał jej głos - radę. Pókiś Ty bezpieczny i obok.
- Ech, złota, szalona dziewczyno. -
Frey pokręcił głową. - Związanym. Jak pies na sznurze. Ot sił tyle by czasem walkę ze sobą stoczyć. Rozpoznają cię i na moich oczach zabiorą. A ja stać będę i wyć bo ni ratować ni ruszyć się, gdyby to misji Rusina na przekór stało. Serce mi pęknie, a ciebie zabiorą tam skąd Cię uwolniłem. I może i Ty zdzierżysz, radę dasz słysząc modły i śpiewy na ulicach, kościoły strzeliste widząc i bicie dzwonów słysząc. Kochane struchlałe serce wytrzyma, boś odważna dziewczyna i ducha hart masz wielki. Ale to co w Tobie zamieszkało? Ono może nie wytrzymać.
- To nie jedź. Zostań. Znajdziesz sposób by więzy zerwać. Bjarki wiedzieć będzie jak. On mądry i służy długo. Doświadczony. -
Nos otarła cieknący. - Albo zabij go. Tego co Cię związał - dorzuciła z taką mściwością i nienawiścią okrutną w głosie, że skaldowy duch nieco zadrżał. - Albo powiedz to ja go zabiję. A nie jedź. Nie zostawiaj mnie… błagam…
- Nie mam sił by się oprzeć. Akty nieposłuszeństwa przynoszą niemoc, ale i ukojenie gdym bezwolny jak kukła. Nikt w sobie siły takiej nie ma aby oprzeć się kochana. Jedni trwają przy swoim ulotną chwilę nim jak pies podążą gdzie im się każe. Inni toczą bój długi, kilka świec… a i tak uczynią co im kazano. Jeno kołek w serce i trupi sen tu pomóc może.
- To zakołkuję. I ukryję. I przeczekam sen Twój… -
Chlo poderwała głowę wpatrując się we Freya.
- Gdzie? - Zdobył się na lekki uśmiech. - W chacie jakowej, gdzie wilki tropem mym przyjdą nim księżyc przeminie?
- To pułapkę zastawię. -
Franka zapaliła się do pomysłu. - Znajdę miejsce, co wilków nie przepuści.
- Demon nie pozwoli Ci siedzieć bezczynnie, a Bjarki bez krwi mej zginie w miesiąc. Agvindur dług ma u mnie -
skald zmienił temat. - To w jego sprawie do Aros popędziłem i niewolnikiem Rusina się stałem. Poza tym będzie musiał uderzyć na miasto widząc, że mniejsze misje jak nasza na porażkę skazane. Trzymając się go Bjarkiego, Jorika, Karine ocalić będziesz mogła. A może i mnie pomścić.
- Co ze mną jeśli Ciebie zabraknie? Bjarki w miesiąc zemrze, a ja? -
spytała cichutko pokonana.
- Bjarki na służbę u Agvindura wejść może. Ty zaś… - urwał nie bardzo znajdując słowa pocieszenia jakie mógłby wypowiedzieć. - Żyć będziesz…
- Wiesz, że nie… nie, bez Ciebie. -
Franka zamilkła przerażona, siąpając jeno i chlipiąc.
- Ciiii… - Znów pocałował ją w skroń. - Może… może cud zdarzy się, bogowie pobłogosławią. Freya otoczy opieką, Odyn wyśle Hugina i Munina, aby ich oczyma widzieć mnie, wieszczkę i berserkera. Może wrócimy, choć mało w to wierzę. Wtedy się znów spotkamy. Może jak będziemy w to wierzyć mocno, to się ziści.
Przez chwilę nic nie odpowiadała po czym uniosła się gwałtownie.
- Wiem! Uczyń mnie taką jak Ty. Jak uczyniłeś Svena. Wtedy śmiertelni nic mi nie zdołają uczynić. - Nadzieja znowu zapłonęła w błękitnych oczach Chlo.
- Nie zauważyłem byś bogów naszych czciła. - Skald uśmiechnął się lekko.
- Ryży też nie czci i co? - Wzruszyła ramionami - To zacznę, o.
- Źle się zatem stało, że go ktoś darem naznaczył -
Frey mruknął w odpowiedzi. - Eeee… zaczniesz? - dodał orientując się co właściwie rzekła.
- A co… ? Nie mogę? - spłoszyła się nagle.
[i]- Czemu byś nie mogła? Możesz. Odyn i Freya najmędrsi, zwróć się do nich o radę co czynić, a gdybym ku krajom Franków ruszył, to by łaskawym okiem na nas spojrzeli. Może to pomoże nam przetrwać. Choć Asowie i Vanowie z rzadka odpowiadają na prośby i rzadko losem ludzi się przejmują.
- Czyli podzielisz się darem ze mną? -
dopytywała niepewna odpowiedzi skalda.
- Za wcześnie na to. - Pokręcił głową.
- Jak za wcześnie, panie? Skoro wyjeżdżać w kraj Franków łacno masz.
- Za wcześnie, boś nie gotowa. Poza tym szalona głowo ufna w potęgę mocy Canarla przepełniająca ci żyły ruszyłabyś w pewności siebie do Aros. I zginęła. Mylę się? myśli takie nie przyszły do głowy?
- Nie. Z Tobą popłynę wtedy. I tam nic mi nie grozi wtedy z rąk ludzi. O tem myślałam. -
Łzy na wpół zasychały na wychudłej twarzyczce. A pomóc też zdołam wtedy. Może nawet i lepiej niż jako śmiertelniczka?
- Rozpoznają cię, złapią nawet jak potężniejsza będziesz. Chlo… - Pocałował ją. - Wiem, że każdej myśli się chwytasz, sam mam we łbie mętlik i nawet bzdurne mi się przewijają.

Volva podeszła bliżej i mogli usłyszeć jej nieśmiały głos.
- Przepraszam, że Wam przerywam ale cumujemy już… Trzeba się będzie do zejścia na ląd szykować.
- Nie złapią. Ostrożna będę. Za człowieka nie złapali odkąd mnie wyciągnąłeś. Teraz też nie uda się im.
- Daj nam chwile Elin, Ribe nigdzie nie ucieknie… -
Frey nie odpowiedział na razie France.
- To ja może sama ruszę… - Zaczęła niepewnie. - Wszak Volunda, ktoś musi pilnować.
- Sam też chcę z Agvindurem pomówić, chcemy się tylko z Chlo pożegnać…
- Ale... Wybacz… -
Odsunęła się ponownie i w brzeg wpatrzyła.
- Nie chcę się żegnać. Czemu nie chcesz? dopytywała się Franka nie zwracając uwagi na słowa volvy. - Sam nie musisz ciężaru dźwigać. Wiem jak to jest pod więzami krwi być…
Wieszczka słysząc że na dłuższą rozmowę się zapowiada parsknęła bezgłośnie i ruszyła na brzeg.

- Nie. To potęga ale i strata. Śmierć, potem zawsze zostaje żal, tęsknota za słońcem, życiem. Hemming czekał lat dziesiątki, Sven obudzony został jeno by go z śmierci wrócić i wyciągnąć z niego co wiedział o Leiknarze. Nie zrobię ci tego bez przygotowania, nie zrobię tego póki w sercu Asow i Vanów nie masz. - Ujął ją pod brodę. - Prośbę mam do ciebie… u jarla jak będziemy chciałbym abyś baczenie miała. - Mówił powoli. - Muszę z nim porozmawiać by dla Ciebie opiekę zapewnić, a może i dla Bjarkiego ratunek gdybym z Francji nie wrócił. Zapewne będzie tak, że walczyć będę musiał z samym sobą i jak wczoraj się to może skończyć gdym niczym żywy trup w apatię popadł. Wtedy kierowany wola Rusina na statek wrócę. - Frey ciągnął zamyślonym głosem. - Oprzeć się temu nie zdołam i do Francji wyruszę. Agvindur jednak… on może chcieć mnie powstrzymać. Do walki dojść może. Albo on mnie zabije, albo ja jego? Nie wiadomo. Jak on mnie… to przynajmniej ból minie. Każdego saga kiedyś się kończy i to będzie dobry koniec, chwalebny z ręki jego zginąć. Niech będzie co ma być, pomstę za mnie weźmie na Vsevołodzie... Ale gdybym ja jego ubił… wtedy wszystko na nic. Dania upadnie przed Białym, Ty opieki nie znajdziesz, jakbym przepadł we Francji to Bjarkiemu i ku pomście nikt z Ribe nie ruszy. Sprytna jesteś, wymyślisz coś. Gdyby do walki dojść miało zrób cokolwiek w mocy będziesz mogła, aby nie było ryzyka iż go zabiję. Przyrzekasz?
Franka długo milczała nie chcąc się pogodzić z tym co skald planował.
Pokręciła głową słów dobyć nie mogąc.
- Bez ciebie nie ma dla mnie życia…
- Wielem dóbr z kraju Franków przywiózł po wikingu Lothbroka. Ale tylko jeden klejnot prawdziwy. Tak bardzo mi drogi. -
Objął ją przytulając drobne, ciepłe i żywe ciało dziewczyny.
Leżeli tak dłuższą chwilę żegnając się bez słów.





Siedziba Agvindura

Nogi same ją niosły w stronę halli pana na Aros. Zaskoczone straże nie protestowały przed wpuszczeniem znajomej im wiedzącej, lecz nim zdołała połowę drogi przebyć Bjorna napotkała.
- Nie spodziewaliśmy się tak szybkiego powrotu. - Skłonił się lekko. - Agvindur zmartwion wieści z Aros otrzymał.
Uprzedził tym pytania Helleven. Gdy rozglądała się po osadzie zmian niewiele zauważyła. Prace trwały nad wzmocnieniem cokołu i langhus Agvindura prawie gotowy był, stając na miejscu poprzedniej hali.
Volva brwi zmarszczyła. Posłańcy od Erika? Więcej problemów, jeno. Kiwnęła Bjornowi leciutko głową.
- Muszę pilnie z Jarlem mówić na osobności. Sprawa to wielkiej wagi - odrzekła bez większych wstępów dając do zrozumienia, że czas jest ważny.
Bjorn skinął głową i bez dalszych wstępów poprowadził ją do jarla.

Poczuła jakby z długiej podróży wróciła do domu. Thora krzątała się po izbie, niewolni o porządek dbali, nawet zapachy te same, znajome do bólu.
I w końcu z tyłu domu wynurzył się on.
Zapomniała jak duży był, jak potężny nawet nie samym wzrostem, lecz postawą, spojrzeniem, gestem.
- Elin - rzekł na powitanie postępując ku niej, Thora uśmiechem ja powitała - mów. - obrzucił wiedzącą uważnym spojrzeniem i ku ławie w kącie halli poprowadził.
Postępując w głąb budynku miała ochotę sama z siebie się śmiać. Teraz za dom to miejsce uważasz? Teraz, gdy wszystko na włosku niemowlaka wisi? Klucznicy z szacunkiem głową skinęła i gdy stanęła przed Agvindurem przez chwilę krótką i ona jemu się przyglądała, by głową skinąć.
- Niewiele mam czasu - rzekła na wstępie. - Wysłuchaj mnie więc pierwej niż jakiekolwiek pytania zaczniesz zadawać, jarlu - mówiła formalnie, spokojnym tonem, by wiedział.
Skinął głową z poważną miną i brwiami ściągniętymi w wyrazie co srogości mu nadawał a przykrywką jeno był dla myśli intensywnych.
- Słucham, uszy me dla Ciebie.
- Aros przejęte przez troje nieznanych aftergangerów o mocach, którem pierwszy raz widziała -
zaczęła. - Jedna z nich podszywać się pod innych tak udatnie potrafi, iż zdołała nawet mnie pierwej zwieść. Mąż co jej towarzyszy w szatach bogatych, niemal królewskich i wydawać by się zdało, że dowodzić winien ale on obawia się jej. Towarzyszy jej jeszcze jedna kobieta bądź mężczyzna ciężko stwierdzić po wyglądzie samym, a twarz tak pospolita, iż zaraz z myśli ucieka. Towarzysz ten tworzyć potrafi stworzyć istotę, która winna nigdy nie pojawić się na tym świecie i to ona zaatakowała hird. Einar się temu wszystkiemu przyglądał pochwycony przez tą co oblicza zmienia. Istota ta przerażenie na granicy obłędu nawet u Einara potrafiła wzbudzić… Potem odrzucili go gdzieś… - Pokręciła głową. - Gdzieś w inne miejsce, nieznane mu. A ta zmieniająca oblicza jego miejsce zajęła. W Aros jednakże żadnych plotek o zniknięciu członków hirdu nie było, co może świadczyć iż żyją… Podobnież jak Einar, choć tu pewności nie ma, jedynie domysły na podstawie… tego iż i nas pojmali. Więzami krwi nas spętała i nakazała do kraju Franków się z misją udać. Jesteśmy tu jeno dlatego, iż dziewczyna od Freyvinda na pokład się przekradła i zdołaliśmy zrobić z niej wymówkę, by kurs zmienić. Załoga obca, opłacona, nie wiem co z naszymi ludźmi. Jarla Tisso również złapali, gdyśmy się w Aros znaleźli jego ludzie trzecią noc go szukali, znaleźlim go dopiero wspólnie. Cały, choć czymś otruty był. Nie pozbywają się nas całkowicie stąd i me podejrzenie, że Einar również ciągle żyw być może. Freyvind tu zaraz z nią pewnie przyjdzie i będzie próbował przekonać by mogła u Ciebie ostać… być może zapragnie i szukać wybawienia w Twym gniewie. Volund zakołkowany, by nam nie przeszkodzić się tu znaleźć… - Zawahała się tu na moment. - Wybór jego na tą wyprawę był złym pomysłem. Nasze więzy krwi sprawiły, iżem go nie sprawdziła tak jak należało. Nienawiść do Einara głęboką żywi. Ah… bracia moi myślą, iż ich Panem jest mąż o imieniu Vsevolod, jednakże to ta kobieta ciągle jedna… Nie wiem jak długo będę ostać tu mogła - dodała na koniec i czekała na reakcję Agvindura.
Brat we krwi Freyvinda zacisnął wielkie pięści i zagryzł zęby tak mocno, że szczęki uwydatniły się pod skórą.
- Wiele to wieści, volvo - wycedził powoli - i część zdaje się zlewać w jedno z posłannictwem od Erika.
Opanował się i westchnął ciężko.
- Po kolei raz jeszcze. W mieście władzę sprawuje dwójka kobiet co podszywa się pod mego potomka Einara. Te kobiety złapały Ciebie, Freyvinda, Erika i Volunda, mimo, że mieliście jeno dowiedzieć się co tam się stało. Z tego co posłowie przekazali przez napaść na jarla i wielkie awantury wniecone mimo, że dyskrecja była największą waszą przyjaciółką.
Spojrzał na Wiedzącą przerywając na chwilę.
- Wiedzieli o nas, ludzi nam wyłapywali po kryjomu. Wtedy zdecydowalim, iż spróbuję z Einarem pomówić, bo całe miasto twierdziło, iż jarl spokojnie rządzi ale jeno godi decyduje kto wstęp ma do niego - odpowiedziała spokojnie.

Gdy mówiła to, do halli wszedł Freyvind z Chlothild. Jakże inne było to wejście niźli na czas thingu. Wtedy skald dumnie, z butą i pewnością siebie wmaszerował do halli wzbudzając zachwyt. Teraz skulony nieco niczym cień samego siebie, z zapłakaną Franką obok. Obrzucił beznamiętnym spojrzeniem jarla i volve, po czym przystanął i czekał. Nawet ramion nie splótł na piersi pozostawiając je smętnie opuszczone. Podeszła do nich Thora poczęstunek niosąc dla dziewczyny i dzban krwi i miodu dla aftergangera

- Dwie kobiety te związały was wszystkich krwią. - Agvindur spojrzał na wchodzącego skalda i służkę jego ponad głową volvy. - Nie wiadomo, nadal kim są ni jakie ich imiona. Podszywają się mocami pod Einara. Mają moce co obłęd powodują u ludzi. A co z berserkerem? - spytał trawiąc wiadomości.
- Na statku, z kołkiem w sercu. Sam tak zdecydował bojąc się, że przeszkodzi w rozmowie z Tobą.
- Czemu pomysłem złym był? -
uściślił Agvindur.

Chlo poprowadziła Freyvinda ku pobliskiej ławie, gdy jarl z volvą nadal pogrążeni w rozmowie byli. Kto znał zapalczywego skalda nie uwierzyłby, że za rękę poprowadzony spokojnie ku siedzisku za służka ruszył by w spokoju przeczekać na swoją kolej godząc się z tym. Jak boendr posłuchania u jarla szukając cierpliwie czekający, aż obecność jego kogoś zainteresuje. Bez kolczugi ni płaszcza w koszulinie jeno dziurawej i zakrwawionej w miejscu gdzie kołek przebił jego ciało, prezentował się nadzwyczaj mizernie. Jedynie dzban krwi zainteresowanie w nim lekkie wzbudziło.

- Jakem powiedziała, nienawiść głęboką do syna Twego żywi, tak głęboką, żebym się nie zdziwiła, gdyby nie zależało mu na pomocy.
- Za co? Możliwe, że z kobietami działa wespół?
- Nie pomógłby nam teraz, gdyby z nimi działał, nie pozwolił ostrzec. Za co… Pewnam nie jest. Alem i miłość głęboką wyczuwałam… Być może Einar zabił kogoś kto dla Volunda bliski był.

Widać było, że Agvindur słowa volvy przekłada w myślach.
- Z misją was kobiety ślą ku Francji… co to za misja? Wiecie? I czemu Erika zaatakowaliście? - Skinał dłonią na skalda by ten dołączył do ich dwójki, a Frey na ten gest podniósł się i powoli podszedł.
- Kobieta - poprawiła spokojnie wieszczka. - Niestety nie wiem co za misja, być może brat Twój będzie wiedział… jam pierścień otrzymała. - Zdjęła sygnet by go jarlowi pokazać. - Zaatakowaliśmy? - Zdziwiła się Helleven. - Brata swego pytaj, słów rozsądku słuchać nie chciał… - mruknęła ciszej zła na samą myśl jak fatalnie poszły sprawy z Erikiem.
- Podobnież kołkować go chcieliście, zaatakowaliście przy jego ludziach, mordując ich sami niezaatakowani.
- Kołkować? -
Volvę zatkało tym razem. Na wszystkich Bogów, cóże ten Freyvind najlepszego narobił?! - Wiem jeno o jednym ataku. Próbowałam z mocy swych skorzystać, by zwiedzieć się kto otruł jarla Erika, coś poszło nie tak… Przerażona ukryłam się w mniejszej izbie, a jarl Tisso za mną podążył, choć prosiłam by ostawił mnie w spokoju. Freyvind w obowiązku się poczuł, by mnie wspomóc i odtrącił jarla Erika… Jego ludzie się na to, na Twego brata rzucili. Freyvind jak rzadko kontrolować się próbował i krzywdy im nie zrobić. Niestety… jeden z ludźmi jarla zginął raniony przez własną kompankę, która odepchnięta przez Freyvinda została. Nieszczęśliwy wypadek, proponowałam zadośćuczynienie….
- Nie krzywym na Ciebie Agvindurze, żem spętany jak pies po misji, którą dla Ciebie wykonać miałem -
odezwał się cicho skald. - Sam zdecydowałem chcąc Ci pomóc. Aleś mi winien coś. Wiele. Winieneś mi wiele za to, żeś Erika nam podesłał. Jeżeli, w co nie wierzę, z kraju Franków żywym wrócę, pierwsze o co pana mego wyproszę, choćby na kolanach i buty mu liżąc… aby zezwolił mi na Tisso ruszyć. Zdrajcę tego zabiję, wcześniej niszcząc wszystko co mu drogie. Na pal kurwiego syna nabiję, na słońcu ostawię, wcześniej...
Helleven podniosła się patrząc z dziką wściekłością na skalda.
- Czyś Ty rozum kompletnie stracił?! - wrzasnęła na niego. - Jeśli nie masz nic wartościowego do dodania, co Jarlowi może pomóc, to lepiej zamilknij!

Skald dotąd volvy takiej nie widział.

Zawsze cicha, od ludzi trzymająca się z dala, nieśmiała i delikatna w tym oto momencie okazała jak bardzo i on i Volund jej nie doceniali. Stała władczo, pewnie, dumnie, co sprawiło, że smukła a wysoka sylwetka jeszcze wyższą się zdała. Zdecydowanie w jej tonie głosu i groźba w nim zawarta przedarły się przez ospały umysł pokonanego Freyvinda. Słowa mu w gardle stanęły, gdy zapatrzył się w groźbą przepełnioną twarz Wiedzącej. Skulił się, choć w jego beznamiętnym i nie zdradzającym woli wzroku próżno było szukać zdziwienia, podziwu, lubo innych tak pasujących do sytuacji emocji.
- To jeno chciałem rzec, że - ciszej powiedział unikając wzroku wieszczki - prośbę mam i jeżeli chcesz na kolanach błagał będę. - Nie patrzył na jarla wzrok spuszczając. - Pewnie nie wrócę z kraju Franków… weź pod opiekę Chlothild. Dobra z niej dziewczyna, najdroższa mi na świecie. Niechaj ma opiekę gdy mnie zabraknie, nie krzywdź jej, niechaj żyje szczęśliwie. A gdybyś kiedyś na Aros zechciał ruszyć… wiedz, że i inne drogie mi osoby tam w niewoli pana mego zostały. Jeżeli do Walhalli trafię, wiele pieśni o męstwie Twym i dobroci einherjar usłyszą, jeżeli łaskę te mi uczynisz.
- Z jaką misją jedziecie do Franków kraju? -
Agvindur nie skomentował występu skalda.
- Nie wiem. - Skald wciąż stał ze spuszczoną głową. - Weźmiesz ja w opiekę?
Wiedząca siadła ponownie na ławie widząc, że Freyvind się uspokoił i na Frankę spojrzała.
- Chlo… - Rzekła nad wyraz łagodnie, po swych ostatnich słowach. - Pamiętaj o czym, żeśmy rozmawiały. - Uśmiechnęła się leciutko i ponownie na jarla spojrzenie oka niebieskiego przeniosła zastanawiając się jeszcze co rzec mu winna. Wiedziała, że Elin będzie musiała wywołać wkrótce, gdyż zapewne ma kolejne potrzebne Agvindurowi informacje. Ale co jeszcze ona mogła przekazać?
- Pamiętam. - Dziewczyna głową skinęła, stojąc za skladem pognębionym.
- Do kraju Franków jedziecie nie znając zadania czy rzec nie chcecie? - Agvindur nie dowierzał swym uszom.
Helleven usta zacisnęła na moment po czym uśmiechnęła się leciutko i ku jarlowi nachyliła.
- Znamy się tyle lat Agvindurze i zawszem wiarę w Twą mądrość pokładałam sądzę, więc że zbytnio się nie zdziwisz… - Błękitne oko w oczy Pana na Ribe się wpatrzyło po czym volva pocałowała go zachłannie.
- Nie znam - potwierdził skald. - Podejrzenia mam jeno, acz żadnej pewności czy w nich nie błądzę.

Nim jarl odrzec coś zdołał usta mu volva pocałunkiem zamknęła. Agvindur oczy szeroko otworzył w zaskoczeniu nagłym wybuchem uczuć by zaraz za ramiona ująć aftergangerkę i odsunąć gwałtownie od siebie. W oczach gniew błysnął.
- Na Odyna, cóże to ma znaczyć?! - warknął i z ławy się podniósł górując nad siedzącą.
Głowę spuściła, by skryć zażenowanie. Myśli jej niczym wiatr pędziły, jeśli powie prawdę przyjdzie im pewnie szukać nowego domu, rozejrzała się po langhusie, jeśli będzie milczeć być może, być może jakieś ważne informacje nie zostaną przekazane Agvindurowi. Powinna milczeć ale nie chciała widzieć męża stojącego przed nią w mocy tej która ją więzami spętała. Miała ochotę śmiać się z samej siebie.
- A więc nie wiesz… - odezwała się jednak cicho. - Przez tyle lat i nie dostrzegłeś… - Wstała powoli patrząc spokojnie na jarla. - Dwie nas zawsze były… i choć ja nie wiem… Elin wiedzieć może co za misję dostaliśmy.
- Teraz i tutaj to dobry czas? -
sapnął złość pokonując. - Zatem niech Elin przemówi. Więcej wiedzieć trzeba - rzekł do volvy.
- Ty zaś …. - zwrócił się do skalda - … zaczekaj z dala - dodał z napięciem.
- Na okręt wrócę. Ruszać nam trzeba jak najprędzej. Rzeknij mi jeno czy wedle prośby mej Chlothild w opiekę weźmiesz.
- Nie kazałem wracać na okręt lecz zaczekać z dala. -
Agvindur uściślił cedząc słowa. - Dziewka najmniejszym zagadnieniem teraz. - Odprawił kwestię ruchem podbródka i spojrzał wyczekująco na volvę.
Wieszczka znów bliżej jarla podeszła.
- Nie czas i miejsce. - Zgodziła się. - Tego chciałam przejść od razu do rzeczy. Pomocy Elin Twej potrzebuje…
Dalsze słowa skalda ją powstrzymały przed kontynuowaniem:
- Polecenia jeno od pana mego przyjmuje, a one jasno o podróży mówią. - Freyvind mówił beznamiętnie. - A jesteśmy tu, przybyliśmy do Ribe jeno za sprawą dotyczącą Franki. Ważkim tedy zagadnieniem się zdaje, boć i jedynym.
- W moim domu, moje polecenia przyjmować będziesz -
stwierdził Agvindur. - Szczególnie jeśli prosić o pomoc dla dziewki chcesz - dodał mrużąc oczy.
Skald jakby coś wziął pod namysł, w końcu kiwnął głową. Zrobić zadość prośbie gospodarza i poczekać cierpliwie z nadzieją na przychylność względem prośby nie było naprzeciw poleceniom Vsevoloda, a na Elin i tak trzeba było poczekać.
Odwrócił się i ruszył ku ławie stojącej przy wejściu na której usiadł i wbił wzrok w klepisko.
Volva przyglądała się temu ze spokojem i gdy Lenartsson usiadł wróciła spojrzeniem do jarla.
- Ostatnim razem przywołałeś ją w Jelling. - Rzekła jakby nigdy nic zbliżając się jeszcze bardziej do Agvindura. - To jedyny sposób jaki znam.

Nim słowa jej przebrzmieć zdążyły w ramionach jarla się znalazła i usta twarde choć czułe na swoich. Otoczona ramionami jego szerokimi kruchą i drobną się poczuła. Całował ją z pasją lekko skrywaną, tuląc do siebie, niemal miażdżąc ją o swą pierś.
Zaskoczył ją, musiała to przyznać ale po chwili już z pasją oddawała pocałunek wtulając się w jego pierś, gdy nagle... volva zesztywniała w ramionach jarla. Początkowe przerażenie ustąpiło zdumieniu, gdyż znała te twarde ramiona otulające ją całą. Strach, iż być może to ostatni raz, gdy Agvindur ją tak trzyma dodał jej odwagi by oddać nieśmiały pocałunek i mocniej w niego wtulić. Chciałaby tak zostać, bezpieczna ale nie mogła, szarpiąca tęsknota nie pozwalała jej zapomnieć. Po chwili więc delikatnie spróbowała się odsunąć.
Jarl wypuścił volvę ze swych ramion i pochylając nieco zajrzał z niecierpliwością w oko.
- Elin? - odrobina niepewności odbiła się na jego obliczu.
Wpatrzyła się w jego twarz chcąc ją wyryć sobie pod powiekami i skinęła delikatnie głową.
- Tak? - Zapytała niepewnie spuszczając nagle wzrok zawstydzona. - Słucham Agvindurze. - Starała się zabrzmieć pewniej niż się czuła głowę znów unosząc.
- Wieści masz dla mnie wedle … - głos zawiesił - … niej - dokończył niezgrabnie.
Strach i wyrzuty sumienia się w błękitnym oku pojawiły, pierścień dla uspokojenia musnęła.
- Jeśli z Tobą rozmawiała, większość zapewne już wiesz - odparła cicho stojąc prosto bez buty jednak. - Nie wiem o cóż może jej dokładnie chodzić.
- O Aros, o kobiecie co męża udając Vsevoloda, krwią was związała, o misji waszej… nic nie wiesz? -
Agvindur nie spuszczał z Elin badawczego spojrzenia. - Mówiła, że wiedzieć możesz. Po co do Francji wasz posłali?
- Tak… -
Skinęła głową szybko. - Nasza Pani chciała bym Freyvinda i Volunda do głównej osady w kraju Franków zawiozła. Ambasadorem jej mam tam być - mówiła z leciutką nutką zadowolenia, iż jej tak zaszczytne stanowisko przypadło w udziale. - Nasza Pani pragnie byśmy informacje zbierali wśród naszych, którzy się tam osiedlili, czy pragną wrócić czy resztę swego żywota na obczyźnie dopełnić. Wspomniała, iż z jej posłańcem tam mamy się spotkać, który więcej szczegółów zdradzi i dla mnie dodatkową misję mieć będzie… - Spuściła nagle wzrok zawstydzona własnym zadowoleniem. - Pani… - Zamyśliła się na moment. - Nie wie, iż ja przez jej maskę się przedarłam… Mam nadzieję, że zła nie będzie… Maska… - dodała nagle. - Sygnet, którym od niej dostałam wizerunek maski zawiera, widziałam taką samą za tronem w Aros… - Zgarbiła się tutaj lekko. - I na żaglu Leiknara w wizji… Jeśli pozwolisz… to ją narysuję. Sygnet mam pokazać posłańcu na miejscu, a on nam zapewni bezpieczne schronienie… O glejcie jeszcze Pani wspominała, który miał mi zapewnić bezpieczeństwo w trakcie podróży… Alem go nie dostała… Być może, któryś z mych braci ma. - Rozejrzała się nagle przypominając sobie o berserkerze i skaldzie. Dojrzawszy tego drugiego znów na jarla spojrzała.
- Freyvind… glejt jakowyś masz do Francji? - Agvindur zwrócił się do skalda, tonem co na dyskusje nie zezwalał.
- Sprawy między mną a panem naszym nie są może największą z tajemnic - Lennartsson nie poruszył się - ale wiedza o nich, gdybyś ją posiadł, na niekorzyść Vsevoloda może się obrócić. Nie pytaj mnie zatem o to proszę. Wiem czy nie wiem, nie odpowiem.
Elin niepewnie na Freyvinda pojrzała.
- Ale Pani nam jeno jechać kazała… Nie zabroniła mówić o niczym… - Cofnęła się o krok niepewna, iż znowu zawiodła.
- Pani? Vsevołod to jeszcze mi przykazał abym na życie swe się nie targał. Widno ważnym jest byś mnie Frankom żywym doprowadziła. To jeszcze rzekł, żebym nie czynił nic co na niekorzyść obrócić się przeciw niemu może.
- Volund rzekł, że nas zabić ma jeśli misji zagrozimy… -
Wyszeptała volva patrząc z napięciem na skalda. - Ja… ja nic takiegom nie słyszała od Pani…
Agvindur dyskusji nie słuchał.
- Statek przeszukać. Jeśli glejt jakowyś znajdziecie, mnie przynieść. Protestować zaczną, puścić nago za miasto. Już!
Ludzie zerwali się by rozkaz wykonać. Skald zerwał się z zydla również.
- Ribe dosyć wycierpiało i krwi przelało. - Frey zacisnął dłonie w pięści. Gotów zastąpić drogę wyjścia z halli był, ale patrzył na jarla. - Nie przyprawiaj miastu wdów. Bo kto tego spróbuje z mej ręki zginie - powiedział lekko mocniejszym tonem, choć jakże dalekim od jego zwykłego, w którym pewność i zaciętość zwykle buzowały.
- Ale…. jak nam załogę... - próbowała wejść w słowo Elin.
- Nie Tyś tu jarlem, i nie Ty będziesz mnie uczył jak o ludzi swych dbać. Swoich na zatracenieś już poprowadził. I siebie wiedziesz. Starczy. - Agvindur głową skinął i sam ruszył ku Freyvindowi. - I nie składaj obietnic coś ich wykonać niezdatny, bo słowo twe ścierką się stanie.
Freyvind nie słuchał. Wyszedł za zbrojnymi dając France znak aby szła za nim.

Wieszczka za jarlem ruszyła.
- Agvindurze… jak nam załogę przepędzą, to kto nas do Francji zabierze… - rzuciła nerwowo czując jak grunt jej powoli spod nóg ucieka. Ona chciała go tylko ostrzec! - Przecież musimy tam płynąć...
Za dłoń uchwyt poczuła gdy Chlo pociągnęła ją w głąb z dala od jarla, któren krokami wielkimi za bratem krwi swym podążał. Za nim Thora drobiła, a gdy z chaty wyjścia krok postąpił Bjorn i dwóch hirdmanów.

Freyvind szedł nie zwracając uwagi, skupiony jedynie na celu: przeszkodzić zbrojnym statku przeszukanie. Może to koncentracja, a może co innego sprawiło, że nie dostrzegł doskoku jarla na Ribe. Ramię co jak imadło go uchwyciło wokół szyi, drugie co kark mu łamało. Wierzgnął, zachłysnął się i palce wbił w przedramię zaciskające się z siłą nieludzką. Oczy wyszły mu z orbit gdy czuł jak krtań miażdżoną ma, mięśnie karku napięte jak postronki co ledwo-ledwo się trzymają. Volva zaś ujrzała dwójkę braci siłujących się niczym dwaj olbrzymi. Freyvind czując zacisk na swej szyi sięgnął po moc krwi swej by siłę swą wzmocnić. Poczuł przez chwilę jak pulsuje w jego martwym ciele, jak wypełnia go znowu i miał wrażenie, że Agvindur uścisk swój poluzował. Jednakże ciśnienie krwi wzmogło się mu w uszach. Czerwona mgła przesłaniała spojrzenie!
Elin zamarła na wejściu do chaty ujrzała, że ciało Agvindura oraz Freyvinda od ramion w górę otaczać zaczyna czerwona mgiełka. Zapach krwi stał się mocniejszy. Z głuchym chrupotem, powoli pękały węzły kręgów, ból zadając skaldowi. Jęk boleści, wściekłości niczym charknięcie wydarł się z zaciskanego gardła… by ciemność i niemoc skalda ogarnęła, a ciało jego bezwładnie zwisło.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline