Graba wypił toast w milczeniu, po czym odłożył pusty talerzyk i kieliszek na stół za sobą, nie podnosząc się z krzesełka, co w efekcie było dość widowiskowym wygibasem.
Przez dłuższą chwilę milczał, bujając stopą w powietrzu.
- Ze wszystkich tu zebranych… to tylko my Szamanie jesteśmy dziećmi Gai… urodziłem sie podczas pełni księżyca, a co za tym idzie, moja dusza żyje w harmonii z duchami wokoło… nigdy nie pełniłem roli wieszcza, to wszak bardzo trudne zadanie. Wymagające ogromnych pokładów cierpliwości, czasu i wiedzy nie tylko tajemnej, ale i czysto historycznej… niemniej, postaram się znaleźć skuteczny sposób na załatwienie tego problemu. Potrzebuje jednak na to trochę czasu… i zapewne pomocy. - Tu kiwnął głową ku nowym jak i starym członkom watahy.
- Spróbujemy polubownie, jeśli nie podziała, spróbujemy go zmusić siłą… w ostateczności, zastanowimy się jaką śmierć mu wybrać i dlaczego akurat tę najboleśniejszą… - Franka błysnął zębami w drapieżnym uśmiechu. Zdecydowanie jego ludzka forma była tylko skórą baranka, której zwykli ludzie na pewno nie byliby w stanie przejrzeć, jednakże nikt z tutaj zebranych sie do nich nie zaliczał.
- Jak mniemam, każdy z nas ma dużo zajęć na swojej działce, proponuję dzisiaj odpoczynek a jutro małą naradę i pierwsze kroki w planach… Pasuje?