Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2017, 20:07   #7
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację


Scena 6 - “Skrzypek ze strachu”, czyli gdybym ja był piękny Pan.



- Kto tam?! - powtórzył już nieco spokojniej i jakby przyjemniejszym głosem jaskiniowy maestro.

- To ja! - przywitała się kapłanka, widząc, iż komentarz jej został dosłyszany. - Przybyłam wraz z Miętką. - Oznajmiła skrupulatnie Yola, kładąc rękę na ramieniu Zeda. - Przywitaj się - szepnęła cicho, trącając nogą Khogira by zrobił to samo.
- Nazywam się Yolanda i przybywam z daleka w poszukiwaniu kradzieja beczek z alkoholem. Teraz twoja kolej. Kim jesteś? I co robisz w jaskini? Jesteś bezdomny? - W głosie kapłanki można było wyczuć nutkę troski, ale także sporą dawkę improwizacji, jakby procentowe powietrze zaczynało burzyć porządek pod rudą grzywką.

Krasnolud spojrzał pod nogi szukając tego, co przed chwilą pod nimi przebiegło trącając stopy. W końcu wzruszył ramionami, a kiedy uniósł wzrok, skrzypek stał już do nich przodem.


Wyglądał dziwnie. Niby młodo, lecz jednak znać było w jego twarzy upływ czasu. Kreatura badawczo spojrzała na każdego z nich, nieco dłużej przyglądając się Baryle i łosiowi Delijani Wallance Faleiro Won Mickiewicz W Skrócie Miętka. Czas jakiś nie odzywał się... jakby coś szybko kalkulował.

Chłopina wyglądał dla Yoli jakoś dziwnie. Mizernie. Blado. Choro. Smutno.
- Jesteś niedojedzony. - Kapłanka stwierdziła oczywisty fakt smutnej miny grajka, gdy w końcu oświeciło ją, co takiego jej się nie podobało w posturze mężczyzny. - Ale tak się składa, że zawsze noszę przy sobie coś do jedzenia. - Wyciągając z torby kolejny słoik tym razem z potrawką, odkręciła zassane wieczko z głośnym cmoknięciem, po czym wyciągnęła zza kołnierza srebrny widelec. - Chodź… jeszcze ciepłe, pakowałam prosto z gara. Śpiesz się by nie wystygło bo ciągnie w tej jaskini wilkiem. Chłopcy się trochę pokręcą i powęszą za beczkami, a później wszyscy wrócimy do dworku gdzie zaparzę ziółek i upiekę deser! No już, już nie tracimy czasu panowie, raz, raz, raz! - Klaszcząc w dłonie pogoniła wszystkich do jedzenia i roboty.

Stworzenie otrząsnęło się z zamyślenia, gdy tylko Yola powiedziała coś o dworku
- Nie, nie... nie! Nie jestem głodny. – zaprzeczył, mimo że samo jego spojrzenie mogłoby pochłonąć potrawkę w trymiga. – Tu nie ma żadnych beczek z alkoholem– skrzypek rozłożył swe chude ramiona (w dłoniach wciąż trzymał smyczek i skrzypce) i przez chwilę zastanowił się co teraz powinien zrobić.
Wreszcie, wykonał swymi kończynami wyganiający ruch.
- Sio! - powiedział i znieruchomiał oczekując w napięciu.

Zed całkowicie dał się ponieść magii chwili. Miła atmosfera, widoki, nastrojowa muzyka, wyjątkowe towarzystwo, dużo alkoholu (może własnego, ale zawsze), nawet zapach powodowały, że Zed osiągnął stan zbliżony do nirwany. Chwilę stał razem ze wszystkimi i patrzył na grajka. Nie zastanawiał się jednak jak inni, kto to i po co tu jest, tylko stał z rozanieloną gębą i gibał się w takt muzyki. Taka chwila mogłaby trwać wiecznie. Z tego stanu wyrwał go dotyk na ramieniu. Tak bliski kontakt z płcią przeciwną ostatnio miał ponad dekadę temu, oczywiście nie licząc czarownicy na której leżał, ale to się nie liczyło, bo tylko na nią wpadł, a poza tym i tak nic by z tego nie wyszło.
Z żalem skoncentrował się na tej dziwnej sytuacji. Stojącego grajka otaksował czujnym spojrzeniem.Ukradkowe ruchy w okolicy twarzy skojarzyły mu się jednoznacznie.
~A ten co tam wyrabia? Pije co po kryjomu? Może dzielić się nie chce? - Pomyślał.
- Cham - wymamrotał pod nosem, ale tak cicho, że tamten na pewno nie mógł usłyszeć.
Patrząc na szpetną fizjonomię grajka, Zedowi wydawało się, że ta trochę dziwie się rusza, jakby falowała czy coś takiego... Wrażenie to było chyba jednak spowodowane stanem, do jakiego się doprowadził po drodze. Z drugiej strony, nigdy nie zdarzyło mu się upić w taki sposób. Dodatkowo od kiedy został magicznie uzdrowiony, niejako przy okazji wybitnie poprawił mu się wzrok. Można było powiedzieć, że widzi jak sokół. Wlepił więc ten wzrok w dziwoląga, zupełnie jak dziwoląg wlepił swój w szczerą i szlachetną twarz Zeda. Było to trochę niegrzeczne z jego strony Zed był w końcu starszy, więc tamten powinien raczej patrzeć skromnie w dół. To, że odmówił poczęstunku nawet dobrze o nim świadczyło – nietaktem byłoby obżerać gości. Ale zamiast zaproponować samemu coś na ząb, wyrzucił z siebie tylko to "sio".

Po chwili ciszy Khogir wybuchnął rubasznym śmiechem.
- Ha! Ja bym się przestraszył! - zawołał radośnie Khogir, zaraz jednak zdziwił się na widok smutno obracającego się łosia i Baryłę. Wyglądali jakby…
- Baryła! ...i eee… Mietek… ha! Wy tak na prawdę? Zamierzacie się go posłuchać? - krasnolud spojrzał zdziwiony na Zeda i Yolę szukając u nich zrozumienia. Tymczasem Delijani Wallance Faleiro Won Mickiewicz W Skrócie Miętka i olbrzym rzeczywiście oddalali się powoli idąc z powrotem skąd przyszli.

Zdziwienie krasnoluda osiągnęło zapewne apogeum w momencie kiedy Zed, patrząc tępo przed siebie, odwrócił się na pięcie i ruszył w ślad za Baryłą i łosiem. Nie uszedł jednak dalej niż kilka kroków, gdy nie wytrzymał i zaczął głośno rechotać. Wrócił do Khogira i ciągle zanosząc się śmiechem wykrztusił:
- Wybacz druhu, nie mogłem się oprzeć.
Teraz, kiedy stał tak, ciesząc się z udanego dowcipu, resztki otępienia ustąpiły i twarz skrzypka zafalowała tak bardzo, że nie dało się tego w żaden inny sposób wytłumaczyć, niż ten, że falowała na prawdę. Było w niej jeszcze coś dziwnego. Coś, co na pierwszy rzut oka umykało patrzącemu. Może to że miał troje oczu? Eee…. Chyba nie… Jak mógłby tyle mieć? Na pewno to wina alkoholu. Chociaż nigdy tak po nim nie miał… No dobra, może ten gość ma trzy oczy i już. Co w tym dziwnego? Mieszka w jakiejś jaskini, światła mało, no to ma, żeby lepiej widzieć… A zęby? No… Przecie nie ma tu kowala…
-A dlaczego masz takie duże zęby? - Nie wytrzymał i zapytał tego dziwaka.

Przestraszony grajek wlepił swe patrzajki w staruszka.
- Du… duże? - zająkał piskliwie - ... zwyczajne! Zwyczajne, prawda? - wyglądało na to, że pytanie skierował do pozostałych, lecz ewidentnie stwór nie potrafił dobrze kłamać, zlękniony zaczął cofać się w głąb jaskini, a Zed nabierał coraz większej pewności, że to co na pierwszy rzut oka widać to tylko maska skrywająca jego prawdziwe oblicze.
- Wracajcie! - wrzasnął skrzypek za Baryłą i Delijani Wallance Faleiro Won Mickiewicz W Skrócie Miętką - Wracajcie!
W momencie kiedy do jego policzka znów przylgnęły skrzypce, po jaskini znów rozbrzmiała niesamowita muzyka


- Tańczcie! - zapiszczał rozpaczliwie.

Nagle Khogir poczuł, że jego nogi odmawiają mu posłuszeństwa i na ugiętych kolanach zaczął kierować się ku Yoli.
- Gordul! - zakrzyknął zaskoczony krasnolud nie poznając swoich własnych kończyn. Z przestrachem spojrzał na kapłankę ku której nieuchronnie się kierował.
- Czemu nie tańczysz?!- zakrzyknął znów maestro do Zeda, by zaraz wrócić w pełnym skupieniu do swego instrumentu. Iluzja na jego twarzy zniknęła już całkowicie dla Zeda, lecz Khogir i Yola wciąż widzieli go we wcześniejszej postaci.


W oddali słychać było nadbiegającego olbrzyma i stukot łosia.

Iluzja ustąpiła już całkowicie. To coś wcale nie miało szpetnej mordy. To był pysk jakiegoś demona – więc to coś było demonem! Pokrętna Zedowa logika była jednak żelazną logiką i całe rozumowanie było słuszne. Nawet gdyby słuszne nie było, to właściwie Zed zbytnio by się tym nie przejął. Za stosowne uznał, że profilaktycznie trzeba grajka uciszyć, najlepiej dając mu w łeb, no i przycisnąć w sprawie beczek. Ścisnął mocniej rękojeść kiścienia ukrytego pod płaszczem i tanecznym krokiem - jeśli nazwać by tak można śmieszne podrygi, wykonywane nieco chaotycznie i nie w takt - zaczął zbliżać się do maestro. Żeby wyglądało to wiarygodnie, nie podbiegł do niego od razu, tylko zbliżał się stopniowo, obracając się co jakiś czas i wykonując dziwne figury. Liczył na to, że ten fortel pozwoli na zajście skrzypka z boku, na tyle blisko, żeby ten już nie mógł uciec.
A wtedy z całej siły kiścieniem w łeb mu przypieprzy.

Yola stała w milczeniu i z nadąsaną miną, bo gość, którego uraczyła z dobrej duszy poczęstunkiem, odmówił i jeszcze wyprosił jej łosia.
Zła kapłanka, skrzyżowała więc ręce na piersi, wylewając na siebie odrobinę zawartości ze słoika, którego upchała pod pachą.
Jak to tak nie chcieć jeść? I to jeszcze jej potrawy? Zdenerwowana tupała stópką o kamień, gdy w pewnym momencie załapała, iż stuka w rytm muzyki. Znała te muzyczkę, wesołą karczemną przyśpieweczkę. Rozpromieniona na wspomnienia szalonych tańców z synem karczmarza, zaczeła bujać się na boki, niczym młoda brzózka, a gdy dostrzegła Khogira z wyciągniętymi ku niej ramionami, z radością przyjęła jego ręce w swoje, obracając krasnoluda w piruecie, przy okazji odstawiając weki na pobliski kamień, bo a nuż grajek skusi się na trochę wiewiórczego gulaszu z paprotką.

Zaraz po udanym, choć nieco niezgrabnym piruecie, wciąż nieco przerażony krasnolud przylgnął szczelnie do kapłanki wiedziony jakąś magiczną siłą i napierając lekko to w jedną, to w drugą stronę ruszył w tango. Wiódł kapłankę w najdalsze i najskrytsze zakamarki komnaty, by zaraz wrócić, zwolnić w pełnym napięcia zwrocie. Nawet nie musiał wsłuchiwać się w muzykę. Sama go wiodła w swój takt, podczas gdy jego ucho oparte o pierś Yoli wschłuchiwało się w rytm jej bijącego serca. Czy to co słyszał to było tango?

Gdy nietypowa para, tańczyła właśnie swój namiętny taniec dwóch połkniętych kijów, na scenę wkroczył nie kto inny a Delijani Wallance Faleiro Won Mickiewicz W Skrócie Miętka. Łoś jak to łosie miały w zwyczaju, chwiejnym krokiem bujanego fotela, wyprowadził się na pierwszy plan, tuż przed nos grajka, kłaniając mu się zgrabnie, po czym jak gdyby nigdy nic, jak gdyby była to najprostsza i najnormalniejsza rzecz na świecie, ugiął przednie nogi i… stanął na głowie, a w zasadzie na rozłożystych łopatach, po czym odpychając się kopytami od ziemi, zaczął wirować w akrobatycznym tańcu połamańcu.

Wtem na parkiet wkroczył barczysty Baryła. Szybkim spojrzeniem omiótł salę w poszukiwaniu wolnych partnerek. Jego wzrok spoczął na wirującym w piruetach Zedzie. Ułamał gałęź z drzewa, które ciągle wlókł za sobą i włożywszy ją w zęby niczym różę, ruszył podbijać parkiet.


Zed widząc kątem oka wracających Baryłę i Miętkę przyspieszył swoje pokazy taneczne.


Już prawie miał grajka w zasięgu, kiedy wzrok jego padł na wirującego szaleńczo łosia i od tego momentu nic już nie było takie jak kiedyś. Zatrzymał się nagle wytrzeszczając oczy ryzykując tym dekonspirację i w ogóle, że cały misterny plan diabli wezmą. Na szczęście widok sunącego w jego kierunku Baryły, zmobilizował go do dalszych pląsów, oczywiście solo. W końcowej fazie wykonał nawet kilka podskoków, trzaskając przy tym w powietrzu obcasami. Najwyraźniej było to na tyle przekonywujące, że nie niepokojony dotarł tuż za plecy skrzypka. Mocno zasapany, ale i zadowolony wyciągnął z pod płaszcza kiścień. Już miał go użyć ale tym razem spostrzegł tańczących Yolę i Khogira. Rozczulił się patrząc na nich. Te dzieciaki… Znów zamierzył się i… Nie mógł. Po prostu nie mógł tego zrobić. Schował śmiercionośne narzędzie, poczekał aż zakończy się melodia i dopiero wtedy złapał mocno dziwoląga za jego wyjątkowo długie ucho. Trzymając pewnie przy samej podstawie, wykręcił je, zmuszając posiadacza do obrócenia się razem z nim.
U-HA!!! - ryknął mu prosto w twarz przytupując i wyrzucając w górę wolną rękę.
Nie tracąc go z oczu odnalazł jeszcze wzrokiem Baryłę. Na szczęście ten, przykucnięty z rękoma założonymi na piersi wyrzucał przed siebie na przemian prawą i lewą nogę, czasem nawet obie jednocześnie. Uspokojony skupił się całkowicie na twarzy, której ucho trzymał.
I co powiesz mistrzuniu? Skoro tu nie ma żadnych beczek, to powiedz, z łaski swojej gdzie są?

- Puść! Puść! Wszystko wyjaśnię! Proszę! - zaskrzeczał demonopodobny. Był słaby, a ręce miał zajęte skrzypcami i smyczkiem. Nie chciał ich opuścić, by nic się im nie stało.
- Barył, pomóż mi! - załkał demon łamiącym się głosem.
Olbrzym, który dopiero teraz zauważył brak muzyki zauważył Zeda targającego za ucho maestra. Widać było, że zmaga się z czymś w środku, w końcu jednak podążył na ratunek grajkowi.
- Stój! - zakrzyknął nagle krasnolud.
Kiedy muzyka ucichła za sprawą dzielnego Zeda, czar trzymający ich w swej pieczy prysł. Krasnolud stał teraz z niejakim zakłopotaniem wpatrując się… w to co miał przed oczyma. Odsunął się od kapłanki
- Ekhm… Miło było... - powiedział do Yoli, zaraz jednak zajął się naglącą sprawą. Sięgnął po topór i mierząc nim w Baryłę jeszcze raz powtórzył:
- Ani się rusz! Omamił cię jak jakiegoś jargh! Tfu! - krasnolud wyzywając Baryłę, zdawał się nie zauważać, że przed chwilą i on był pod wpływem czaru. Niemniej jednak groźba najwyraźniej poskutkowała, bo olbrzym zatrzymał się wpół kroku. Krasnolud podszedł nieco chwiejnie do demona.
- Ha! To co nam powiesz? Hę?!

Demon spojrzał z przestrachem na topór Khogira. Khogir spojrzał z niesmakiem na twarz demona, bowiem również ten czar prysł.
- Nie jestem złym impem! Musicie mi uwierzyć! Nie jestem jak moi bracia! Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie ta twarz! Mieszkałem kiedyś wśród ludzi! Mieli piękny sad! Dali mi skrzypce… o! - stwór uniósł swój skarb, by go lepiej zaprezentować - Ja dobry imp! Dawali mi sfermentowane owoce, a ja grałem na ich zabawach! Tak! Dobry imp!

Zarumieniona od emocji i wysiłku Yolanda w pierwszej chwili nie dostrzegła nagłej zmiany w fizjonomii grajka. Wachlując się wdzięcznie rączką, obserwowała jak łoś wytrąca prędkość krakołomnego tańca na łopatach, by w końcu w pokazowy sposób wylądować na boku z szeroko rozkraczonymi nogami.
- Brawo! Brawo Miętko! - Zachwycona półelfka, poczęła energicznie klaskać, zachwycona talentem swojego wierzchowca.
- Zed! Jak Sune kocham co ty robisz tej brzydkiej i biednej pokrace!?! Nie wolno się znęcać nad słabszymi! - Rudowłosa podskoczyła do mężczyzn z bacikiem w ręce, gdy tylko dostrzegła co ci robili biednemu skrzypkowi. - Puszczaj ty okrutniku zbereźny! - Pokraśniała ze złości, zaczęła machać rękoma nad głową, jakby miała ochotę prać każdego kto się napatoczy na trasę uderzenia końskiego poganiacza.

- Zbereźny?- Nie zrozumiał Zed. - Czemu? To wy przecież tańczycie tak zapamiętale, że nie wiadomo czy na polanie nie przybędzie mieszkańców. A tak w ogóle może ktoś by mi pomógł? To bydle ma strasznie śliskie uszy i nie utrzymam go sam zbyt długo. No i jak to nie wolno się znęcać nad słabszymi? Przecie silniejsi sobie nie pozwolą…

- Brzydkiej? - zaskomlał imp - Tak, brzydki, ale nie zawsze taki był! Demonica obiecała, że odwróci krzywdę, jak tylko wykonam zadanie. Nie moja wina, że beczki skradłem! - imp umilkł i nieco poruszony zaraz wybuchnął - To wasze beczki skradłem! To wy mieszkacie na Przeklętej Polanie! Pomożecie mi? Tylko cicho! Cicho! Nie wymawiajcie jej imienia, bo się tu zjawi!

- CYC… - Yolanda pokraśniała cała na twarzy, zdzielając Zeda przez hełm. -CYCOLINAAAA! - zapiała opluwając się niemalże. W migdałowych oczach, zapłonęły prawdziwe ognie bojowe. Kapłanka wyprostowała się, rosnąc w oczach. - ZABIJE! Gdzie ona jest??!! Gadaj co wiesz pokrako przebrzydła, ale już!

- Cycolina? Inaczej kazała na siebie mówić. Wszystko zaczęło się od jastrzębia. Ćwiczyłem właśnie pod jabłonią nową melodię. Taką wesołą. Wieczorem Alina wychodziła za mąż… ouć!... - imp spojrzał błagalnie na wciąż trzymającego go za ucho Zeda, nic jednak nie mógł na to poradzić - ...zleciał na gałąź, a był olbrzymi! Chciałem go poczęstować podgniłym jabłkiem, takim nie za bardzo, ale też nie za mało, w sam raz. Wyobrażacie to sobie? On tylko popatrzył się i odleciał! Potem widziałem go jeszcze za oknem na weselu. Jak Alina i Adam zniknęli tośmy w końcuśmy i my posnęli. Nad ranem, czuję że ktoś mnie kopie. Wykopali mnie za drzwi prosto w kałuże. Podnoszę się i patrzę i nie poznaję siebie. Paskudny! Wtedy ją spotkałem, alem nie wiedział jeszcze, że to przez nią! “Ci niewdzięcznicy nie zasługują na twoje umiejętności” powiedziała i zabrała mnie do tej jaskini. Ktoś ważył już tu alkohol. Myślę sobie, nie będzie tak źle... Obiecała, że mi pomoże odzyskać twarz, jak tylko zdobędę dla niej jakieś zapiski. Miałem skraść beczki i ją zawołać jak się zjawicie, ale ja już jej nie wierzę! To wszystko jej wina. Nie Cycoliny znaczy, inaczej ma na imię!

Słuchając tej ckliwej historyjki Zedem targały sprzeczne uczucia. Z jednej strony prawie ulewało mu się od płaczliwych opowieści dziwoląga, z drugiej, na wzmiankę o pędzeniu alkoholu w tym miejscu poczuł pewien niepokój. Skąd to dziwadło wiedziało o pędzeniu, skoro był pewien, że kiedy wraz z Bimbruszem uwarzyli tu kilka nowych, magicznych nalewek na pewno nikogo poza nimi tu nie było. Nawet Khogir nic o tym nie wiedział.. Więc jakim sposobem wiedziało o tym to bydle uszate?! Z obrzydzeniem spoglądał na szpetny pysk i ledwo mógł utrzymać obślizgłe ucho (chyba budził się w nim rasista). To wszystko, było jednak niczym, w porównaniu z nowiną o jastrzębiu i pewnych zapiskach. W tym momencie w mózgu Zeda, a przynajmniej w miejscu gdzie go miał, zaskoczyły zapadki odpowiedzialne za kojarzenie faktów. Zrozumiał nagle, czyj to jastrząb i o jakie zapiski chodzi. Zrozumiał też, jak bardzo ma przerąbane, gdyż kartki z dziennika nosił w krzaki, gdzie używał ich nie do końca zgodnie z przeznaczeniem i poza tymi gdzie były przepisy na nalewki zostało ich niezbyt wiele. Czy to możliwe, że cycata demonica, sukkub, to była ona? Wróciła? Ale przecież ona nie miała takich cycków (właściwie, to nie miała żadnych). No i czego chce? Tego dziennika? Na cholerę jej? Zemsty? - Przecież nie oni ją dziabnęli mieczem... Chyba, że wszyscy pozostali już nie żyją a oni są ostatni?
Ucho osiągnęło kres swojej wytrzymałości, jeszcze chwila i zostałoby w ręku Zeda.
-Ma na imię Eillif - powiedział tak nienaturalnie spokojnym głosem, że zabrzmiało to jakby wrzasnął - Nie wiem czego chce, ale czuję, że nam się to nie spodoba. Nie zabrała beczek, żeby je wychlać, tylko, żeby nas zwabić. Bierzmy je, póki jej nie ma i wracajmy na polanę - musimy się lepiej przygotować.

 
Rewik jest offline