Moritz poszedł do Króla Ropucha, żeby się napić. Kiedy miał już nieźle w czubie zaczął snuć opowieści i przechwałki niczym stary wilk morski. Opowiadał o upiorach czających się w mrocznych zakątkach Lasu, przerysowując nieźle każde wypowiedziane zdanie. Sam żeglarz stawiał się w jak najlepszym świetle. Dumnie prezentował zdobyte w walce z upiorem rany. Oczywiście nie zaatakował go żaden dyniogłowy. To nie brzmiało groźnie.
-Smokogłowy! - Wrzasnął Moritz naśladując ryk bestii.
-Smokogłowy przyparł nas do muru w ruinach zapomnianego miasta w sercu puszczy! - Żywiołowo gestykulując prezentował cięcia i pchnięcia, które wykonywał w walce z bestią.
Tajemne grobowce, kurhany, paskudnie uśmierceni członkowie zaginionej ekspedycji. Moritz recytował jednym tchem, ku uciesze gawiedzi częstującej go napitkiem. |