Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2017, 10:18   #8
Paszczakor
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny


Scena 7 - “Cycelina, czyli demon Eillif”





Jakkolwiek dobry byłby to plan, niestety nie miał żadnych szans na powodzenie. Beczek nigdzie nie było widać, natomiast dokładnie przed nimi powietrze zafalowało jak w upalny dzień. Jednocześnie zrobiło się jeszcze zimniej, niż zwykle w takiej jaskini. Zed zdążył tylko pomyśleć, że byłyby tu doskonałe warunki do przechowywania alkoholi i właściwie to śmieszne, że beczki tu trafiły. Atmosfera zgęstniała jak kisiel. Tfu! Skąd te skojarzenia? Co on tak ostatnio o żarciu? Pewnie przez tą nową...
Więc atmosfera zgęstniała jak melasa i to taka, z której można zrobić spirytus. Wszechogarniający wszystkich niepokój przeradzał się dość szybko w strach. Ten z kolei nieubłaganie w coś, co wyglądało na przerażenie. Byłoby to zrozumiałe, w końcu nadchodził demon, mimo wszystko jednak Zed pomyślał, że nie powinien aż tak bardzo reagować na wizytę cycatej lali. To znaczy nie w ten sposób co teraz, czyli przerażeniem. W inny sposób też właściwie nie powinien. Może ćwierć wieku temu, ale nie teraz. Teraz powinien wykazać uprzejme zainteresowanie, no i zapewne pochwalić te partie ciała od których demonica otrzymała przydomek. Tymczasem trząsł się już, jak w delirium i wyglądało, że trzęsą się też wszyscy obecni. Najbardziej panikował uszaty grajek, ale mimo to, całkiem przytomnie skoczył nagle w stronę portalu i jak to z portalami bywa zniknął w nim.
-Gdzie? Stój bydlaku! - Oburzenie niecnym występkiem uszatego trochę otrzeźwiło Zeda. To musiała być jakaś magia - dlatego tak się bali. Mimo wszystko skok w portal, był całkiem niezłym pomysłem. Na pewno lepszym niż walka bez odpowiedniego przygotowania, albo ucieczka ciasnymi korytarzami.
-W NOGI! - Ryknął - Uciekajmy portalem! - dodał za chwilę, widząc jak Khogir opacznie odbierając Zedową zachętę przymierza się do zadania straszliwego ciosu w dolne kończyny nie do końca zmaterializowanej demonicy. Całkiem fajne kończyny, co zauważył mimo powagi sytuacji. Miała na nich takie śmieszne majtasy. Niby majtki, a jednak spodnie!

-Kobiety i Łosie pierwsze! - Zed właśnie odkrył w sobie organizatora. Ucapił łosia za jedną z łopat, jedną z szynek (jeden udziec) i korzystając z pomocy magicznego pasa wepchnął go w portal. Kiedy ten zniknął, już wyciągał rękę, żeby ucapić Yolę za jedną z szynek i wepchnąć w portal, ale przypomniał sobie namiętne tango, będące jej i Khogira udziałem. Pomyślał, że krasnolud może sam zechce partnerkę ratować. Drobnymi kroczkami dotruchtał do portalu, skinął uprzejmie głową pozostałym i dał jeszcze jeden krok i zniknął.
-Tylko nie siedźcie tu za długo, nie wiem, czy wiecie, ale nadchodzi demonica - odkrywczo powiedziała surrealistycznie wyglądająca, jakby zawieszona w powietrzu głowa Zeda, którą wystawił z powrotem po tej stronie jeszcze zanim pojawił się wraz z nią z tamtej.

Khogir zastygł z uniesionym toporem. Niby zadanie proste, ale informacje sprzeczne. Miał jednak czas na ocenę sytuacji, bowiem chuda baba, jak każda baba długo się szykowała do wyjścia. Wtargnięcie do tego świata zajęło jej akurat tyle ile potrzebowałby Baryła na zorientowanie się w sytuacji, a Khogir był znacznie cwańszy od Baryły, oj tak! Pamiętał o potrawce Yoli. Kto inny by zapomniał, ale nie on. On pamiętał. Chybcikiem pobiegłszy po słoiczek, jeszcze zdążył “ubezpieczyć” odwrót towarzyszy. W zasadzie nie rozumiał czemu uciekają… Nawet jeśli faktycznie to była ta Eillif.

~ Mufse przyznać, że ta potrafka ci się udaha~ powiedział do Yoli Khogir zaganiając Baryłę do portalu i zajadając się przy tym zawartością słoiczka. Niechętnie wszedł zaraz za nim akurat, gdy po jaskini rozległ się w ryk wściekłej demonicy, którą faktycznie niegdyś zwano Eillif.
Gdy tylko Yolanda spostrzegła materializujące się nogi demonicy, jej twarz zrobiła się równie czerwona co jej włosy… na głowie, żeby nie było!
Jak to tak, do czorta, jakiś podrzędny demon może mieć tak zgrabne uda?! A ten tyłek? Pewnie sztucznie nadmuchany… uuu ale spodniomajtki fajne. Kapłanka na chwilę pochyliła się by przyjrzeć się ornamentom, gdy tymczasem Cycolina w końcu pojawiła się w swojej pełnej krasie.
- ONE NIE MAJĄ PRAWA BYTU! - wypaliła wściekle sunitka, wprost w biust nowo przybyłej, po chwili prostując się niczym struna. - CYCKI! WISZĄCE DYN-DAAAŁY! Ooo i do tego jakie jędrne… - Taka zniewaga wobec płaskiej półelfki, wymagała poważnych środków.
Po pierwsze Yola za wszelką cenę musiała dowiedzieć się jaką dietę stosowała Cycata, może piła dużo mleka? Po drugie… jako kapłan, musi usunąć zło z tego świata, więęęc jak już tylko się dowie jak wyhodować podobne balony, szybko ukaże plugastwo swoim wspaniałym, końskim BATEM!
Ale zanim to…
- Chłopcy nie patrzcie na nią! Bo się jeszcze zgorszycie! - Zakrywając swoim ciałem i tarczą, miejsce w którym jak mniemała stali, już dawno zniknięci w portalu mężczyźni, popatrzyła hardo na przeciwniczkę w rozmiarówce.

Jak to zwykle w takich momentach bywa, gdy mówisz “nie patrz”, gapiów przybywa. Khogir ponownie pojawił się po tej stronie portalu, a kiedy tylko oswobodził każdą kończynę z tego magicznego paskudztwa i do końca spożył ostatni kęs potrawki, splunął do środka, nie do końca zdając sobie sprawę, że może napluć na któregoś z towarzyszy po tamtej stronie.
- Tfu! Hersidurt portale i inne plugastwa! Yola! Ha! No co ty?! Nie wygłupiaj się! Chodź!

Nieruchome powietrze w jaskini wirowało wokół materializującej się demonicy niosąc zapach siarki. Wichura wzmagała się coraz bardziej, czyniąc coraz głośniejszy, świszczący huk.

Khogir ciężkimi krokami zbliżał się by złapać Yolę w pół. Idąc pod wiatr, wyglądał jakby walczył o każdy krok, jakby wbijał swe umięśnione nogi niczym wspinacz haki w powierzchnię lodowca, jakby walczył o każdy centymetr w zabójczym pojedynku z napierającym nań bykiem, ale tak naprawdę, po prostu tak chodził. Przynajmniej kiedy nie do końca był trzeźwy.

- Yola! - stojący obok kapłanki krasnolud starał się przekrzyczeć huk zmąconego powietrza - Szybciej! ...bo ci ślimaki buty zjedzą!

Nie czekając dłużej na reakcję napalonej (na walkę) kapłanki, Khogir chwycił ją wpół i przerzucił przez swe ramię, niczym jakąś osobliwą wierzbową kłodę wierzgającą witkami i ruszył w stronę portalu.
- Puszczoj mnie zboczeńcu jeden! - Yolanda była tak nakręcona, że już nie rozpoznawała z kim i dlaczego ma walczyć. Przewieszona przez ramię krasnoluda, chłostała go bacikiem po tyłku, wierzgając nogami, jak gdyby od tego całego pedałowania w powietrzu, zależeć miały losy światów.
 

Ostatnio edytowane przez Paszczakor : 07-02-2017 o 18:01.
Paszczakor jest offline