Igor słuchał co wszyscy mają do powiedzenia, a kiedy Róża wręczyła mu numer telefony puścił jej oczko. Tak się zdobywało namiary. Ot, prostota była w cenie. Z kolei zaczepki weterynarzyka zignorował. W końcu zgodził się z jego propozycją, to znaczy by spotkanie odbyło się dnia jutrzejszego, a z jego propozycji wieczorem. Widać, albo lekarzyk przerobił jedną wiewiórkę za dużo, albo chciał się droczyć. Tylko, że on nie grał do tej samej brami co on.
- Przemyślcie gospodarze moją propozycję. Dobrze wykorzystany Mastigos ma swoje zalety, a zawiązanie współpracy z Zakonami może wyjść nam na dobre.
Dokończył nalewkę i odstawił szklankę. Potem posłał wszystkim drapieżny uśmiech zadowolenia. Może nie było to idealne rozwiązanie, ale ofiara została zwietrzona i już był na jej tropie. Teraz mu się nie wywinie.
- Dwadzieścia dziewięć. Osiemnasta, nie spóźnij się. - powiedział do Franki po czym zwrócił się Babci Kwiatek - Mogę liczyć na drobną pomoc z samego rana? Moje terytorium dawno nie widziało pomocnej dłoni.
Po uzyskaniu odpowiedzi od kobiety zamierzał pożegnać się z towarzystwem i udać się na spoczynek. Miał tak wiele planów, że wiedział, że nie wyrobi się w jeden dzień, a co dopiero w dwa tygodnie... Tak czy inaczej, nie miał jak narzekać na nudę.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |