Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2017, 09:30   #28
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Kolejne dni, czy raczej noce, nie przyniosły niczego nowego, mimo iż Martin najwyraźniej dostał jakąś reprymendę od góry. Choć nie łamał wprost zasad gier, robił jednak wszystko żeby je naginać - często kosztem innych żołnierzy Ankh. Tym samym Sophie czuła się coraz bardziej wyobcowana. Nawet kiedy sama przychodziła na stołówkę w porze śniadania czy obiadu, zazwyczaj jadała samotnie, podczas gdy członkowie innych zespołów niejednokrotnie łączyli stoliki, umilając sobie czas pogawędkami.

Sophie na tyle na ile mogła starała się hamować zapędy Martina, zazwyczaj uniemożliwiały jej to spontaniczność wampira i to, że nie była w stanie po prostu przewidzieć co planuje. Traktowała to jako szkołę, jak pracować z takimi bestiami i z pokorą znosiła skutki jego zachowania. Co by się nie działo wyznawała zasadę, że swoich się nie zostawia” i trzymała stronę partnera, o ile tylko jego zachowanie nie zagrażało życiu i zdrowiu pozostałych.

Podczas posiłków już po pierwszym dniu nauczyła się siadać z boku, zazwyczaj brała z sobą notatki z wykładów i poświęcała ten czas na to by choć odrobinę się douczyć. Często samotnie, spacerując po zamku miała nadzieję, że gdzieś trafi na coś w stylu “jak zapanować nad wampirem w weekend”.

Czas wolny spędzała podobnie. Ćwicząc, spacerując, czasem wybierając się na, krótkie przebieżki. Jedyną osobą, z która rozmawiała, nie licząc wymiany złośliwości z Martinem, był Edgar - rudzielec wydawał się zawsze chętny do rozmowy. To on wyjaśnił też Sophie, że zespoły same robiły sobie naszywki. Podobno szefowa organizacji miała skrzynkę z tymi, należącymi do członków Ankh, którzy odeszli. A dzięki indywidualnemu charakterowi każdej pary, nawet jeśli potem pojawił się zespół o tym samym numerze - zmieniał wygląd naszywek. To samo w przypadku utraty partnera - wtedy choć kod wywoławczy zespołu pozostawał niezmieniony, jeden z członków przeważnie nosił dwie naszywki - starego typu i nowego. Mimo tych rozmów widziała, jak wszystko co wypracował Andre zanika, jak ponownie zamyka się w sobie.

Co do treningów… dawała z siebie wszystko. Obserwowała innych, patrzyła kto w czym jest najlepszy i starała się zrozumieć czemu. To samo podczas manewrów, to że Martin zatruwał innym życie, nie zabraniało jej obserwować jak inne drużyny sobie radzą i dlaczego rozwiązują tak a nie inaczej problemy. Nawet jeśli pod koniec wywala ją bo fizycznie nikt nie chce z nią pracować, chciała wiedzieć jak najwięcej, rozwinąć się jak najbardziej i choć odrobinę zrozumieć. Wydawało się jednak, że robi postępy - szczególnie, gdy po 3 dniach zaczęto jej podawać fiolki z krwią Rady. Sam Martin podkreślał, że idzie jej lepiej i cały czas proponował swoją krew jako “wzmacniacz”. Na szczęście ograniczał się tylko do propozycji słownych, choć i przy nich potrafił być bardzo sugestywny i czasem odmowa kosztowała Sophie więcej wysiłku niż cały trening.

***

To była sobota - dzień jak co dzień, bo żołnierze Ankh nie mieli w zwyczaju odpoczywać weekendami. Sophie zeszła na śniadanie, niosąc pod pachą notatki na temat bytów, zwanych wróżkami (kto by pomyślał!). Usiadła jak zwykle z boku i zaczęła spokojnie jeść. Miała jednak wrażenie, że coś jest nie tak. Niektórzy żołnierze obserwowali ją ukradkiem. Brakowało też dwóch przystojniaków z 51-R.

Sophie zjadła i odetchnęła ciężko. Odłożyła notatki na bok i podeszła do reszty, wsuwając dłonie do kieszeni.
- Co się wydarzyło? - Spokojnie czekała na odpowiedź. Nie zamierzała się bawić w domysły, przejmować tym co o niej pomyślą. Bo nie myśleli dobrze i o tym już wiedziała. Nie będą chcieli odpowiedzieć mówi się trudno. Byli w wojsku a nie w jakiejś niedzielnej szkółce.

Nikt nie odpowiedział. Zdecydowanie nie czuła się częścią oddziału, nie czuła więzi z tymi ludźmi. A może jednak... Emilia, którą poznała wcześniej jako dość otwartą kobietę, uczyniła gest głową jakby coś wskazywała Sophie. A może gdzieś ją odsyłała?

Sophie zgarnęła swoje rzeczy i dopiła kawę. Powoli ruszyła w stronę tablicy z nazwiskami poległych. Miała podejrzenie, że tam znajdzie drużynę 51-R. Pozostawało jedno pytanie, czemu reszta zerkała na nią, jakby miała na to jakikolwiek wpływ.

A jednak, myliła się, Enrico i Emanuel wciąż byli wśród żywych. O co tu więc chodziło? Nagle usłyszała przeraźliwy krzyk - jakby mieszanina wściekłości i bólu. Dochodził z korytarza, gdzie były pokoje żołnierzy - także jej i Martina.
Sophie rzuciła notatki pod nogi i ruszyła tam biegiem. Starała się rozpoznać osobę, która krzyczała. To jednak nie brzmiało nawet jak człowiek, raczej jak ryk bestii.

Drzwi do apartamentu były otwarte, choć była pewna, że zamykała je na kartę. Sophie wpadła do środka, by zobaczyć, jak spętany łańcuchami Martin wije się w promieniach słońca, które wpadało do jego pokoju przez otwarte okno. Wampir wył opętańczo mimo wepchniętego do gardła knebla, w jego przekrwionych oczach czaiło się szaleństwo. Nic też dziwnego, gdyby nie płowa fryzura, Sophie nie rozpoznałaby go - wijący się, człekokształtny, jakby żywcem obrany ze skóry i teraz śmierdzący spalonym mięsem twór. Aż dziw, że miał w ogóle siłę się poruszać...
Podczas gdy jeden z braci, próbował trzymać wampira nieruchomo, dzięki długiemu prętowi, wbitemu w jego ciało, drugi stał przy otwartym oknie i teraz, widząc Sophie, skierował na nią swoją broń.

- Wycofaj się Lancaster, do ciebie nic nie mamy. - powiedział, celując jednak w jej głowę.
Sophie nie zastanawiała się. Ruszyła na mężczyznę z bronią. Musiała zasłonić to cholerne okno. Enrico nie czekał, wystrzelił, gdy tylko zaczęła się zbliżać z uniesionym pistoletem, choć niecelnie. A może po prostu nie chciał jej zranić? Kula trafiła w udo Sophie, przez co ta zachwiała się. Gdyby nie wampirza krew w organizmie, pewnie by upadło. Tymczasem kobieta chwyciła stolik i rzuciła nim w tego z braci, który celował w nią. Mężczyzna upadł pod naporem przedmiotu.

- Tu wampirza suko! - drugi z braci puścił pręt i sam sięgnął po broń.
Sophie strzeliła celując mu w prawe ramię i nie patrząc na efekt podbiegła do okna i zaciągnęła zasłony. Została tylko niewielka szczelina, przez którą sączyło się światło, którą miała zakryć jednym szarpnięciem materiału, gdy poczuła paraliżujący ból. Mężczyzna, który upadł pod ciężarem stołu, teraz z pełną premedytacja wbił palce w jej ranę postrzałową na nodze. I choć na szczęście z tego co czuła kula przeszła na wylot, ból był obezwładniający. Kobieta upadła głucho na ziemię, choć wciąż trzymała broń w ręce. Sophie puściła w obieg vitae by zaleczyć ranę i kopnęła mężczyznę, którego miała teraz tuż obok zdrowej nogi. Starała się dostać do zasłony i ją zaciągnąć.
Kopniak był celny, ale tylko na tyle, by Enrico oderwał się od nogi i złapał a swój pistolet. Z drugiej strony łóżka Sophie dosłyszała też zdławiony jęk. Mebel całkiem jednak zasłaniał jej widok.

Tak bardzo nie miała ochoty ich zabijać. Oddała kolejny strzał, ponownie celująć w prawą rękę. Przystojniak oberwał i zaklął, jednak on również miał doświadczenie w wykorzystywaniu vitae. Po chwili ujął pistolet w zranioną rękę i wycelował w Sophie. Dziewczyna przetoczyła się, za łóżko, które zasłaniało jej widok i teraz mogło osłonić ją przed strzałem, jednocześnie starając się zobaczyć co dzieje się z Martinem. W trakcie tego ruchu znów oberwała, tym razem w bok. Ból był potworny. Udało jej się schować, ale przed oczami miała ciemne plamy. Nie była też w stanie podnieść się i zobaczyć co dzieje się na łóżku czy z jego drugiego boku. Równie dobrze brat Enrico mógł ją teraz zachodzić z drugiej strony.

Sophie przeklęła cicho, obróciła się i strzeliła na oślep. Czuła jak powoli traci świadomość z powodu upływu krwi. Zmusiła jeszcze swój organizm by zasklepił ranę, ale czuła że jest trochę za późno. Sophie chwyciła leżącą na łóżku pościel i spróbowała się podciągnąć, jednak zabrakło jej sił. Czuła tylko ten zapach krwi. Jej słuch powoli zanikał, aż wszystko rozpłynęło się w czarnej plamie.
 
Aiko jest offline