Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2017, 11:17   #17
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
25 sierpnia 1503



Na północny zachód od Rzymu leży niewielkie jezioro, u brzegu którego sennie przycupnęła wioska Bracciano. Tutaj już nie było gór, ledwie pagórki ciągnące się milami, przyozdobione cyprysami, niekiedy jakąś chatą wieśniaka, który oddawał się ciężkiej pracy na roli. Lacjum, prastare ziemie Rzymu nie należały do najżyźniejszych, gdzież tam było im do wspaniałych kalabryjskich lub kampanijskich pól, na których winnice, czy oliwkowe gaje rosły niczym ciasto na drożdżach.


Orszak signory Contarini przemierzał właśnie takie piękne okolice sunąc ku Bracciano, która miała być przystankiem bezpośrednio przed Rzymem. Zbliżano się do ludniejszych okolic, zaś pora roku wskazywała, że chłopi powinni spędzać bydło do zagród, czy obchodzić pola. Niektórzy także mogli ruszać szlakiem ku Rzymowi, żeby na wielkich bazarach miejskich sprzedać swoje płody. Na trasie nie pojawiali się także pielgrzymi, których powinno być trochę, choć oczywiście większość z nich wybierała szlak nadbrzeżny. Jednak właściwie nie było nikogo. Kiedy wampirzyca przebudziła się wieczorem jej główna przyboczna poinformowała ją właśnie o tym dziwnym fenomenie.
- Signora, nie podoba mi się ta sytuacja. Dojeżdżamy prawie już do samego Bracciano. Powinniśmy spotkać kogoś, tymczasem pustka.

Wampirzyca spojrzała sama swoim bystrym okiem. Daleko w ciemności wyłaniały się zarysy wioski położone co najmniej pół mili dalej, albo prędzej blisko mili. Przed wsią stał człowiek odwrócony tyłem akurat. Jeden człowiek w długim płaszczu, ale więcej ludzi nie było widać. Ponieważ było stosunkowo ciemno, Gilla nie mogła go z takiej odległości dostrzec.
- Gillo przyślij tu proszę Willenę, jestem ciekawa jej spostrzeżeń.
Gdy ghulica odjechała by wykonać polecenie Agnese uśmiechnęła się do faerie - Alessio zerknąłbyś na to swoim bystrym oczkiem?

Alessio zachowywał się bardzo powściągliwie po poprzedniej, szalonej nocy, a Wilenna po prostu trzymała się ojca. Obecnie jednak przyszli obydwoje na polecenie signory. Ghulica musiała im przekazać już, co mają zrobić, ale to wszystko nie było łatwe. Ani jedno ani drugie nie posiadało tak bystrego wzroku nocą, jak wampirzyca. Raczej starali się przeniknąć ową zasłonę mgielną, którą niektórzy nazywali Śnieniem, a która pokrywała rzeczywistość iluzją przeszkadzającą zwykłym śmiertelnikom widzieć prawdziwą postać rzeczy. Wilenna pokręciła przecząco głową.
- Nie dostrzegam nic, ale kiedy pytałam ptaki nocne, były bardzo podniecone.
- Cokolwiek to znaczy
- uśmiechnął się do niej Alessio, ale tak poważnie, bez flirtu czy ironii. - Niewiele wiem o ptakach, lecz czuję jakby wiele krwi, której odblaski pozostawiły jakieś drobniutkie fragmenty na Śnieniu. Nie wygląda to ciekawie, signora. Tutaj była jakaś walka, wcale nie tak dawno, albo …
- … albo
- powtórzyła Wilenna spoglądając ciekawie na faerie.
- … albo czyste mordowanie - dodał faerie.
Wampirzyca uśmiechnęła się.
- Żyjemy w czasach przemian, mordy się zdarzają. Mnie intryguje wisielec, ciekawe czy jest ich tam więcej. Chyba pójdę to sprawdzić. - Nim zdążyli odpowiedzieć Agnese wyskoczyła z karety i pomachała Borso. Gdy ten podjechał sięgnęła do jego wodzy.
- Wezmę twojego konia, niech wszyscy tu zaczekają. - Obejrzała się na wyglądających za nią Willenę i Alessiego. - Wy idziecie ze mną.

Wszyscy ruszyli powoli w stronę wioski. Sama drożyna była dobrze ubita, twarda, ale tuż obok niej szły straszliwe wertepy, pełne dziur oraz kamieni. Piechotą powoli dałoby radę przejść, ale konno, wykluczone, zaś wozem, także nie. Wszelkimi środkami transportu jedyne przez wioskę, dokąd właśnie prowadził trakt. Wampirzyca jechała, pozostali szli bacznie obserwując. Oczywiście pierwsza wszystko dostrzegała Agnese, zaś pozostała dwójka później, ale mniej więcej wszyscy odbierali ten sam widok. Wioska wyglądała jak przeciętna wioska, ot, kilkanaście chałupin, przy czym połowę stanowiły chaty mieszkalne, zaś reszta budynki gospodarskie. Na lewo od strony wsi było potężne jezioro, podobni zawierające najsmaczniejsze ryby okolicy. Przed wioską stał mężczyzna, odwrócony, okryty długim płaszczem. Nie wisiał, choć mogło się to tak z daleka wydawać, bowiem stał niedaleko drzewa, ale on stał. Szkoda, że akurat wiatr wiał w stronę wioski, gdyby było odwrotnie wyczułaby bez problemu krew. Ale jednak kierunek powiewu nie sprzyjał im. Wszyscy w trójkę dotarli do stojącego z tyłu człowieka. Faktycznie nie żył, jednak widać było to dopiero z bliska. Wbito go na niewielki pal oraz tak umieszczono, że od tyłu mógł się wydawać żywy. Agnese poczuła się jak w pułapce, bowiem była to właśnie pułapka. Kiedy podjechała i zaczęła się rozglądać rozległ się świst strzał, albo raczej bełtów. Pierwszy trafił w szyję konia Agnese, który kwicząc poderwał się na tylne nogi. Uratował tym samym swoja właścicielkę, bowiem kolejny bełt przyładował go w klatę tam, gdzie przed chwila znajdowała się Agnese. Podwójnie trafiony zachwiał się tańcząc, aż wreszcie lecąc w pył na twardy grunt traktu

Tymczasem kolejny strzał zarobiła Wilenna. Bełt trafił ją w ramię przebijając całkowicie i teraz sterczał z dwóch stron ręki. Dosyć zabawnie, gdyby nie fakt potężnego bólu, którego nagle dziewczyna doznała. Jej twarz zbladła i wrzasnęła aż, potem jednak spięła wargi rzucając się na ziemię, bowiem kolejna porcja bełtów świsnęła nad nią. Tylko Alessi na początku nic nie dostał, ale przyszła kryska na niego.Nie udało mu się uniknąć ostatniego bełtu w tej serii i niczym klaps pocisk wbił mu się prosto w tyłek, może nie głęboko, ale gdzieś na półtorej, dwa cale na pewno. Najpiękniejszy męski zadek świata został okrutnie sponiewierany. Szczęśliwie jeszcze jakimś odruchem.
- Szivak! - krzyknął poruszając dłonią. Niewątpliwie moc faerie, coś, co sprawiło, iż nagle wszyscy we troje zamigotali niczym całe zestawy lamp, utrudniając przeciwnikom trafienie. Przydało się, bowiem biorąc pod uwagę liczbę bełtów było ich co najmniej połowę tuzina.
 
Kelly jest offline