Wątek: Strefa Junty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2017, 19:46   #9
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Przewoźnik okazał się być niskim, chudym jak szczapa mężczyzną w średnim wieku. Co chwilę rozglądał się nerwowo, poganiając swojego młodego pomocnika, być może syna. Obaj przyszykowali prom, zsuwając go z bali na wodę. Mieli w tym wprawę i radzili sobie we dwóch. I byli w tym pewniejsi, niż najemnicy, popatrujący na nieco zbitych ze sobą desek wpuszczanych na wodę. Prom rzeczywiście był mały i mało imponujący, lecz ostatecznie okazało się, że samochód zmieścił się na nim bez trudu i jeszcze pozostało sporo miejsca dla ludzi. Kontakt Vehy wydobył ukryte wcześniej pod wodą liny i uruchomił wyciągarkę. Ruszyli powoli przez brudną, powolną i szeroką rzekę, otuleni ciemnością. Słychać było tylko cichy szum wody oraz pracę silniczka. Mężczyźni pomagali za pomocą długich tyk, utrzymując odpowiedni kurs.

Byli już mniej więcej w połowie, kiedy Shade dostrzegła zbliżające się od wchodu światło. Motorówka, lub łódź patrolowa. Jej dźwięk dotarł do uszu wszystkich chwilę później. Przewoźnik zrobił się jeszcze bardziej nerwowy i puścił silnik na pełną moc. Była jednak bardzo niewielka szansa, że zdążą na drugi brzeg przed zbliżającą się łodzią.
Shade wyjęła broń z plecaka i schowała ją za pasek kombinezonu:
- Spróbujcie się dogadać, niezależnie od tego do której ze stron należą. - Powiedziała do przewodnika i Desmonda. - Ja zniknę. Gdyby pojawiły się kłopoty, element zaskoczenia zawsze podziała na naszą korzyść.
- Po tej rzece tylko rządowi - powiedział Veha i zbliżył się do przewoźnika, próbując go cicho uspokoić. Lloytz przygotował broń. Czas upływał, zbliżali się do brzegu, a łódź do nich. Po wodzie niósł się dźwięk silnika, zupełnie zagłuszając wyciągarkę ich promu. Wyglądało na to, że tamci ich nie zauważą, podpłynęli na pełnej prędkości, wytracając ją dopiero jak minęli prom. Może to na wezwanie odnośnie wybuchów. Promem szarpnęło, wywołane przez motorówkę fale chlusnęły na nich, wprawiając całość w mocne kołysanie. Co gorsza, zaczęło ich znosić na bok.
- Przecięli linę! - krzyknął Samay, który chyba domyślił się tego po nagłym potoku słów wydobywających się z ust przewoźnika.
Nie było sensu dalej używać kamuflażu, więc Shade pojawiła się ponownie na promie:
- Chyba macie jakieś bosaki na taką ewentualność? - Zapytała głośno bardziej w kierunku przewodnika niż ludzi od promu. - Bosaki albo porządne kije do odpychania się od dna? To chyba tylko kwestia ustabilizowania promu, przecież wyciągarka i tak dociągnie nas do brzegu.
Bosaki to oni mieli i korzystali z nich aktywnie. Crack i Veha również zaczęli pomagać. Zauważyła jednakże, że Samay z trudem utrzymuje poważną minę.
- On klnie, bo będzie musiał jakoś wrócić na drugi brzeg. Właśnie wyzywa nas naprawdę wyszukanymi obelgami, słownik takich nie zawiera!
- Zapłaćmy mu więcej, w końcu to jego źródło dochodu. Jeśli weźmie zachodnie pieniądze mam trochę drobnych na jednej z kart. - Stwierdziła Shade. Zastanawiała się jednocześnie, czy płynąca po wodzie motorówka miała na celu przecięcie lin we wszystkich ewentualnych promach. To byłoby niezłe posunięcie w celu utrudnienia komunikacji pomiędzy oboma brzegami. Z drugiej strony mogli uszkodzić tylko te promy, które działały o tej godzinie. Choć może właśnie o to im chodziło?
- Zapłacę za szkody, ale na pewno mnie zwyzywa na temat pożytku obecnie z pieniędzy - Samay z trudem powstrzymywał rozbawienie, aby przypadkiem nie oberwać bosakiem przez łeb.

Wreszcie przybyli do brzegu, mniej więcej tam gdzie chcieli. Przewoźnik i jego pomagier rozłożyli rampę, umożliwiając wjechanie na grząski, ale łagodny brzeg. Crack zrobił to bez większych trudności i niedługo potem pożegnali się z niezadowolonym przewoźnikiem. Wyglądał na takiego, co był gotów płynąć wpław, aby ponownie zamocować liny. Z drugiej strony mógł tu mieć ukrytą łódkę albo nawet i drugi prom. W tutejszej roślinności ukryć dało się wszystko.
- Jaki plan? - zapytał przewodnik, wyjmując mapę. - Tu zaraz umowna granica stref. Dziwkarze nie byli zbyt dobrym wojskiem, ale na patrol trafimy w końcu na pewno. I będą trzeźwi. Do mojej drogi kilka kilometrów kluczenia tą ścieżyną.
- No to chyba i tak nie mamy wyjścia i musimy nią pojechać - Crack wzruszył ramionami.
- Tak i nie. Możemy wjechać na bardziej uczęszczaną drogę i rżnąć głupa w razie czego - wyszczerzył się przewodnik. - W razie czego tam można uciec i na boki. Tu droga w przód i w tył, albo na piechotę.
- Ok spróbujmy na razie blefu. - Podsumowała Valerie po wysłuchaniu obu mężczyzn. Jedźmy do lepszej drogi i zobaczymy jak nam pójdą rozmowy. Musimy się przyzwyczajać do nowych ról.
- Tylko nie w tym stroju - Veha wskazał na kombinezon Shade, wskakując do samochodu. Lloytz ruszył powoli.
- Nie wykpimy się bez przeszukania wozu, próbując przekraczać granicę po nocy tuż przed wznowieniem działań wojennych.
- Cóż… - Shade zastanowiła się chwilę pukając palcem w policzek. - Może w takim razie zostanę jednak w tym stroju. Dla tych generalskich mamy przepustkę, a nasze wyposażenie i stroje poświadczą, że nie jedziemy tam w celu podziwiania widoków. Co do tych drugich… c'est la vie, będą po prostu mieli pecha, że się na nas natknęli. W takim razie by patroli było mniej jedźmy ścieżyną. Może też lepiej bez świateł na noktowizji.
- Jak nam rozwalą wóz to kamuflaż nic nie da - mruknął Crack, jadąc po nierównej, wąskiej drodze. Wokół mieli gęstą roślinność, z daleka nie byliby widoczni nawet z włączonymi światłami.
- Wybraliście opcję z rajdem terenowym - w głosie Vehy słychać było rozbawienie. Ten człowiek był pogodnie nastawiony do życia, nie ulegało to wątpliwości. - To będziemy rajdować. Shade na pewno lubi sobie poskakać - roześmiał się.
- Ostra jazda to jedna z tych rzeczy, które potrafię docenić. - Kobieta wyraźnie dostosowała się do pogodnego nastroju przewodnika. Jak narazie ta misja zapowiadała się naprawdę ciekawie. Shade była zadowolona, że zdecydowała się na jej przyjęcie. Po ostatnich zleceniach dla Miracle potrafiła cieszyć się nawet drobnymi radościami, które niosło życie najemnika.
- Ciekaw jestem pozostałych - Veha wyszczerzył się do niej.

Crack nic nie mówił, skupiając się na jeździe. Nie zapalał świateł, bazując na noktowizji, co zmuszało go do zwolnienia. Nie chciał ryzykować dopóki nie musieli tego robić. Przez jakiś czas nic się nie działo, ale ich szczęście skończyło się szybko. Przed samochód i po jego bokach, pojawiło się nagle kilkunastu żołnierzy, celujących do nich z karabinów. Nie krzyczeli nic, ale przekaz był jasny, a w nieopancerzonym samochodzie Lloytz nie zamierzał dyskutować. Ci tutaj dodatkowo nie mieli chust, za to przynajmniej część wyposażono w noktowizory. Dwóch z nich zbliżyło się do okien wozu.
- Strefa zamknięta! Dokumenty! - syknął jeden, celując prosto w kierowcę.
Shade nie miała zamiaru dyskutować. Bez słowa wyjęła posiadane przez nich przepustki i wyciągnęła rękę w kierunku tego który nie celował do nich z broni. Żołnierz przekazał to drugiemu, być może dowódcy, który z wykorzystaniem małej latarki sprawdził dokumenty. Oddał je po chwili.
- Wygląda w porządku, ale muszę was ostrzec. Tamci wiedzą, że coś się święci i mogą strzelać bez ostrzeżenia.
- Dziękujemy za ostrzeżenie. - Powiedziała Shade chowając z powrotem papiery, a potem dodała nieoczekiwanie - Myślałam, że to oni coś szykują, skoro poruszają się po drugiej stronie rzeki.
- Po drugiej stronie? - spytał zdziwiony żołnierz. - Nie powinno ich tam być, jeszcze nikt nie zaatakował. Jak już to zwiad. My jesteśmy wysuniętą strażą.
Najwyraźniej ten tutaj dobrze zrozumiał przepustki, jakie posiadali i uprawnienia z nimi związane. Z drugiej strony takie papiery musieli dobrze schować przed wjazdem do drugiej strefy.
- Może i zwiad. - Przytaknęła najemniczka, wsuwając dokumenty we wszytą w kombinezon, wewnętrzną kieszeń na biodrze. - Mieli mapę z zaznaczonymi, waszymi posterunkami, więc przygotowani byli całkiem dobrze.
- Zgłoszę dowództwu - skinął głową, nie wchodząc w dalsze szczegóły, jedynie podstawiając mapę, aby mu pokazali, gdzie. - Ale i tak nie radzę jechać dalej. Samochodem się nie prześliźniecie.
- Cóż, musimy być gotowi na ewentualność spotkania z przeciwnikiem. - Stwierdziła Rusht i uśmiechnęła się krzywo. - Nie pierwszy raz i oby nie ostatni.
- Jak stacjonuje tu w okolicy cała dywizja to może i się przekradniemy, ale na pewno nie wozem - Lloytz odezwał się po angielsku, kiedy żołnierze zasalutowali i zniknęli w gęstej roślinności.
- Wszystkie drogi na pewno kontrolują - dodał Veha. - Jechać na pałę przy granicy to niedobry pomysł. Ściemniać to możemy jak już będziemy po drugiej stronie tej umownej granicy. Bo nawet jak poprowadzę lokalną ścieżką, a oni nie zaczną strzelać od razu, to jak wytłumaczymy im w jaki sposób przekroczyliśmy linię rządowych?
- Samochód jest nam potrzebny, więc nie myślmy o jego porzuceniu. - Powiedziała Shade. - Skoro martwicie się tak tą granicą, to po prostu wysiądę z samochodu i pójdę na piechotę sprawdzić jak to wygląda. Wy poczekacie na mnie i potem zastanowimy się nad najlepszym działaniem, w zależności od pozycji i ilości wrogów.
- To nie jest złe rozwiązanie - zgodził się Lloytz. - Veha, zabierz nas w pobliże granicy jakąś ścieżyną, a Shade ją sprawdzi.
Przewodnik skinął głową. ruszyli dalej, wkrótce skręcając w coś, czego nawet wyposażona w dobry noktowizor Valerie nie uznałaby za przejezdne. Ścieżyna była dla pieszych, ale Samay wiedział co robi. Mieścili się tam. Zatrzymał ich przed niedużą rzeką. Wszędzie dookoła mieli gęstą roślinność, drzewa i podmokły teren.
- Tu niedaleko już będą - powiedział cicho. - Ta ścieżka prowadzi do drogi, droga prawie do rzeki i zawraca, na bardziej otwarty teren, gdzie zaczyna się rajd. To kilka kilometrów, przez które musimy jakoś przejechać.
 
Sekal jest offline