Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2017, 00:36   #20
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Roisin obudziła się w miejscu, w którym w środku nocy padła ze zmęczenia. Przespała kilka godzin, na tyle długo, żeby stracić świadomość swoich ostatnich problemów. Na tyle długo, żeby zapomnieć o głodzie, pragnieniu oraz fatalnych warunkach, w których się znalazła. Po obudzeniu najpierw zauważyła, że jest przemarznięta i mokra od porannej rosy. Powoli wracała jej świadomość, a wraz z nią głód i pragnienie. Odsapnęła zbierając myśli i rozejrzała się po okolicy.


Od razu zauważyła, że oprócz oddalonej kilkadziesiąt metrów ścieżki jest też cel do którego prowadziła. W niewielkiej odległości widać było dachy chałup oraz jakiegoś większego budynku.

'Po co ja tu w ogóle szłam?' zapytała siebie, nie licząc na odpowiedź. 'Dobra, to nie jest tragedia dziewczyno. Żyjesz... Jakoś to będzie.' Wstała powoli i ustaliła plan na najbliższe kilka minut. Najpierw jedzenie i ubranie. Była wyjątkowo stabilna jeśli patrzeć na poprzedni dzień i noce. Nasłuchiwała przez chwilę i w tym momencie dopuściła do siebie głos intuicji, który dzwonił jej w głowie od samego początku. Było potwornie cicho. Ostrożnie rozejrzała się i powoli ruszyła w kierunku siedzib nasłuchując. Zobaczyła wiejskie chaty w okolicy, przy których nikt się nie kręcił. 'Może poszli na ten cały festyn?' Było cicho, ale wszystko inne wyglądało normalnie. Podeszła bliżej i wybrała na cel najbliższą chatę i cicho, ale naturalnie zaczęła się do niej zbliżać. Miała wszystko co potrzebne – w beczce woda, w ogródku warzywa, a na płocie suszyły się całkiem przyzwoite lniane ubrania. Gdyby tylko dało się je szybko wziąć.

Nie widząc oznak ruchu zaczęła sobie poczynać trochę odważniej. - Witam. - powiedziała niezbyt głośno i poczekała na reakcję. Cisza. Dobrała się więc do beczki z deszczówką. Napiła się, aby ugasić pragnienie, a potem umyła twarz, ręce i nie widząc dalszych reakcji zanurzyła się w niej ile się dało zmywając brud z dwóch poprzednich dni. 'Dziwni tu wszyscy jesteście’, mruknęła i zabrała się za ogródek. Kilka marchewek i ogórków, no i jeszcze ta koszula ze spodniami. Nadadzą się.

Gdy tylko skończyła się przebierać wrócił niepokój. To nie mógł być wyłącznie festyn. Nie znała się na wiejskim życiu, ale nikt tak nie zostawia całego gospodarstwa... W tym momencie jej uwagę zwróciły dwa zdarzenia. Kątem oka zauważyła przez okno, że mieszkańcy tego domu nigdzie nie poszli, oni po prostu spali. Wyrwała z miejsca i w momencie znalazła się na drodze do lasu. Drugą rzeczą były wozy cyrkowców. Tych cyrkowców. Tych z którymi spędziła ostatni miesiąc i …
Wpadła w las. Ze zdjętych z siebie łachmanów skleciła szybko prowizoryczny pas, którym przymocowała do ciała nóż i ukryła go pod nieco obszerną koszulą. Następnie przemykając między drzewami ruszyła w stronę karczmy, przy której stały wozy. Budynek był zadbany, piętrowy i sprawiał całkiem przyjemne wrażenie. Obok stała nawet stajnia, podobnie zadbana, z której dochodziło rżenie koni. Nieco dalej, częściowo przez stajnię skryte, stały znajome wozy cyrkowe. Nigdzie jednak nie było widać ich właścicieli. Wszędzie panowała dziwna cisza, jakby ktoś wytłumił wszelkie dźwięki i nawet to rżenie, które docierało do jej uszu brzmiało jakby je słyszała przez watę. Skradała się i widząc, że tu również nie ma żadnych oznak ludzi podeszła do okna i zaglądnęła do środka. W środku ludzi też nie było, a przynajmniej nie było ich widać. Słychać za to było czyjeś kroki tyle że nie z karczmy dobiegające, a zza jej pleców. Odwróciła się gwałtownie, szybkim ruchem wyrywając spod koszuli nóż. I unik w bok, tak na wszelki wypadek.
- Nie lubimy tu złodziei - została poinformowana spokojnym głosem, który wydobył się zza zaciśniętych w wąską linię ust.


Mężczyzna, na oko liczący sobie jakieś dwadzieścia, dwadzieścia parę lat, zatrzymał się w miejscu i przyglądał jej jakby była jakimś ciekawym zjawiskiem. Zjawiskiem, które na dodatek znajdowało się w niewłaściwym miejscu. Sam też nie wyglądał jakby pasował do tego miejsca. prędzej do jakiejś grupy łowczych albo czegoś w tym stylu. Miał przy sobie łuk, obecnie przerzucony przez plecy i miał dwa topory zatknięte za pasem. Wyglądał przy tym na takiego, który wie co robić zarówno z jednym jak i z drugim.
Roisin zacisnęła zęby w grymasie złości lub przerażenia. ‘Zginiesz, kurwa, przed wieczorem jak byle łachudra z lasu będzie cię zachodził od tyłu w biały dzień’ pomyślała. A może był jednak dobry w tym co robił?
- U nas chłopcze, też złodziei nie lubią. Podobnie jak opuszczonych karczm i chłopów śpiących do południa. - Zaczęła się w niego wpatrywać, to bezczelnie, to z zaciekawieniem.
- U nas nikt do południa nie śpi - poinformował ją, z pewnością brzmiącą w głosie. - Szczególnie jak jest święto, więc trochę ci ta dogryzka nie wyszła, malutka - zmierzył ją wzrokiem od stóp po głowę, wzrok swój zatrzymując na jej twarzy.
- Aha, to chyba przed chwilą z lasu wyszedłeś. Zaglądnij do tamtej chałupy, jak nie dość dobrze znasz własnych mieszkańców. - Wskazała ręką chałupę, przy której przed chwilą była. - Idź już. Mam tu sprawę do załatwienia.
- To całkiem jak ja - poinformował ją nadmiernie wesołym głosem, ignorując jej uwagę o śpiącym mieszkańcu wioski podobnie jak zignorował docinek tyczący się lasu. - Skoro tak, to może razem wpadniemy w odwiedziny do karczmarza? Co ty na to, złośnico? - Drażniąc się z nią postąpił krok do przodu jednak nie na tyle blisko by znaleźć się w zasięgu noża, na który co chwilę rzucał kontrolne spojrzenie.
- Nie bój się, na Arenę - dodał, poważniejąc i ponownie spoglądając jej w oczy. - Nie zrobię ci krzywdy. Chcesz to kupię ci śniadanie. Możesz powiedzieć że znalazłem cię w lesie, potwierdzę historyjkę i po zjedzeniu pójdziesz sobie swoją drogą. Wyglądasz jakby ci się przydał porządny posiłek. I kąpiel - dodał, uśmiechając się złośliwie.
Krok do przodu mężczyzny, to krok do tyłu Roisin. Odruchowo. Potem jednak jakby zmieniła zdanie.
- Dobra. - powiedziała mocując z pewnym trudem nóż pod koszulą. - Słuchaj. Nie wyglądasz jakbyś na co dzień bił bezbronne kobiety. Nie potrzebna mi twoja pomoc i łaska, a i tłumaczyć się nie mam z czego. Przyszłam z rodziną na festyn, ale się zgubiłam w lesie. Ot cała historia. Idź już… albo czekaj. Dawaj to śniadanie. - i natychmiast ruszyła do drzwi karczmy - I nie zapomnę ci tej ostatniej uwagi.
- Przeżyję - ni to prychnął, ni się zaśmiał ruszając w ślad za nią. Poruszał się, jak miała już okazję się przekonać, nad wyraz cicho. Całkiem jakby całe życie spędził na niczym innym jak tylko skradaniu. Kto go tam jednak wiedział.
Do drzwi karczmy, które to były otwarte, dotarł w chwilę po niej.
- Trochę tu cicho - mruknął pod nosem, porzucając drażniący ton i brzmiąc na nieco zaniepokojonego. - Nicodon nigdy by nie zostawił tej cholernej karczmy samopas - dodał, wahając się wyraźnie przed przekroczeniem progu.
Zanim skończył mówić ‘cicho’ Roisin stanęła i cofnęła w zacienione miejsce tuż koło drzwi. Nóż miała z powrotem w rękach.
- Dziwnych masz ziomków - mruknęła i zaczęła uważnie rozglądać się po sali. Szukała wszystkiego co nie pasowało do pustej sali w karczmie.
- Ci akurat są całkiem normalni - poinformował ją, samemu sięgając po toporek i z ociąganiem bo z ociąganiem, wchodząc do środka.
W karczmie nie widać było żywej duszy. Nigdzie. Było tam cicho jak makiem zasiał, chociaż czuć było woń jajek i chleba, która docierała od strony wejścia do kuchni, które znajdowało się po prawej stronie szynku. Po przeciwnej jego stronie były schody prowadzące na górę. Był też kominek i to całkiem okazały chociaż na chwilę obecną wygaszony. Stoły stały równo, podobnie jak ławy. Na pierwszy rzut oka miejsce to było czyściutkie że i z podłogi można było jeść, nie tak jak niektóre przybytki w Vilsen.
- Nicodonie! - Zakrzyknął nieznajomy, pewniej zaciskając palce na trzonku swej broni i rzucając szybkie spojrzenie za siebie. - Jak usłyszysz kroki to weź schowaj ten swój nożyk. Nico jest dość drażliwy na punkcie ostrzy w tej swojej budzie.
- To ty tu sobie jedz jajecznicę… - niedokończyła i w sekundzie zerwała się do cichego biegu przez salę. Widziała, że jest pusto i nagła myśl kazała jej sprawdzić, czy coś nie wiadomo na temat cyrkowców. Ruszyła na schody i po wejściu na piętro zatrzymała się rzucając okiem na korytarz i nasłuchując. Cokolwiek się z nimi stało musiała dowiedzieć się pierwsza. Tu wszystko nie było tak jak powinno. Nie znała się na wsi, ale cokolwiek skłoniło tych ludzi do wyjścia na pewno nie był to festyn.
- Poczekaj! - usłyszała jeszcze za sobą ale najwyraźniej facet nie miał zamiaru biec za nią. Na piętrze, podobnie jak w głównej izbie, panowała cisza i spokój. Po obu stronach korytarza miała drzwi. Po prawej trzy, po lewej cztery. Widać pokoje po lewej były mniejsze od tych po prawej. Nie zmieniało to jednak faktu, że nic nie było zza nich słychać. Żadnego szurania, rozmów, skrzypienia… Nic.
Nacisnęła klamkę w najbliższych drzwiach. ‘Wszystko co żyje wydaje jakieś odgłosy. No chyba, że są tu jakieś duchy…’ Zamknięte. Inne jednak były otwarte, ale w środku nie znalazła nic. Ostatni lepiej urządzony pokój zwrócił jej uwagę. ‘No powiedz Ko, że w tej przedziwnej wiosce jest jakiś pokój z ciuchami.’ Jej prośby nie zostały jednak wysłuchane. Pokój był, oczywiście, tyle że pusty i dopiero czekający na to aż go ktoś zajmie. Widocznie właściciel mieszkał gdzie indziej albo też zajmował jeden z zamkniętych pokoi. Biorąc jednak pod uwagę że nikt jej w myszkowaniu nie przeszkadzał, mogła spróbować któreś z nich otworzyć. Jej nieznajomy towarzysz najwyraźniej bowiem postanowił skorzystać z jej rady i wciąż nie dołączył do niej na górze.
- Coraz więcej pytań i żadnych odpowiedzi - mruknęła coraz mocniej zdesperowana. - Miej mnie w swojej opiece. - otworzyła okno w ostatnim pokoju i wspięła się na dach. Chciała spróbować otworzyć okno do zamkniętego pokoju od zewnątrz. Jednak Ko najwyraźniej jej w opiece nie miał, podobnie jak cała reszta bogów, bogiń i bóstw. Otwarcie okna w pokoju udało się jej całkiem zgrabnie, głównie dlatego że nie było jakoś specjalnie zabezpieczone. Widać wieśniacy byli ufniejsi niż mieszkańcy miasta. Gdy jednak chciała się wspiąć na dach, natrafiła na coś miękkiego, co odpowiedziało przeraźliwym wrzaskiem i wbiło zęby w dłoń, którą się podciągnęła by na ów dach dostać. Pełne wściekłości, zielone ślepia na krótką chwilę spotkały się z jej oczami, gdy sierściuch dał szczupaka w dół, o mały włos jej przy tym nie zrzucając. To, że się utrzymała na parapecie zawdzięczała chyba tylko i wyłącznie jakiemuś cudowi albo innej ingerencji sił wyższych. Względnie, co było bardziej prawdopodobne, własnej zwinności. Kocur narobił jednak tyle hałasu, że po chwili dał się słyszeć nawołujący ją głos dobiegający z korytarza.
- Ahrrr. - zagryzła zęby z bólu i zdenerwowania. Wyglądało, że nie uniknie jego pomocy. Odwróciła zadrapaną rękę, schowała ponownie nóż i wyszła na korytarz. - Hej, - zawołała - znasz tego karczmarza? On gdzieś pewnie trzyma klucze do pokoi. Tu się dzieje coś dziwnego, a dziwne sprawy rozwiązuje się otwierając zamknięte drzwi.
- Od dziecka - poinformował ją, wyglądając ciut bledziej niż w chwili, w której zobaczyła go po raz pierwszy. - I właśnie go znalazłem razem z żoną i synem - dodał, odwracając się plecami i zbywając jej pytanie o klucze.
- Odmawiają modlitwy do Tahary? W karczmie nawet na pogrzebach nie jest cicho. Poproś go o te klucze. Mam tu znajomych i pewne sprawy do wyjaśnienia... - słowo ‘znajomych’ powiedziała z dużym naciskiem. Nim jednak skończyła, spojrzała na niego jeszcze raz. Źrenice rozszerzyły się jej jednej chwili. - Oni... są... wszyscy… kurwa… martwi. - złapała się za włosy, a jej głowę wypełniły setki myśli. - Boginie, w co ja się znowu wplątałam?
- Też chciałbym wiedzieć - usłyszała jego głos, który jednak dotarł do niej z dalszej odległości niż poprzednio. Mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał pomagać jej w uporaniu się z faktami tylko zwyczajnie ruszył z powrotem w dół schodów. - Pospiesz się, jajecznica jest jeszcze ciepła - dorzucił głośniej i jakby nigdy nic.
- Człowieku - otrząsnęła się - zabiłeś ich, czy co? - wrzasnęła głośno. Ruszyła za nim w dół schodów. - Często tu macie martwe karczmy i wioski? Idź i jedz. Ja dowiem się chociaż jednej rzeczy - i ruszyła na poszukiwanie kluczy. - Jak ci przez godzinę nie zaszkodzi to też spróbuję. - dodała na koniec.
Przystanął, jednak tak, że mogła swobodnie obok niego przejść i ruszyć w głąb karczmy na swoje poszukiwania. Wodził za nią jednak wzrokiem, chociaż przez dłuższą chwilę nic nie mówił.
- Ta będzie pierwsza - odpowiedział w końcu, głosem twardym i zdecydowanie mniej przyjemnym niż przy pierwszym spotkaniu. - Powiedz mi co widziałaś w wiosce, a powiem ci gdzie są klucze do pokoi.
Wciąż nie odpowiedział jej na pytanie o to, czy zabił właściciela i jego rodzinę. Nie wyglądało też na to by miał iść z powrotem do kuchni i skorzystać z jedzenia. Stał po prostu przy schodach, z dłońmi zwisającymi luźno i wzrokiem wbitym w jedyną poza nim, żyjącą osobę w tym miejscu. Nie sprawiał wrażenia, jakby stanowił zagrożenie, chociaż doświadczenie podpowiadało, że z takimi jak on nigdy nie wiadomo. Powiedział, że znał tych ludzi od dziecka, a wcale nie sprawiał wrażenia przejętego ich śmiercią. Zaniepokojonego, może tak, ale nie przejętego.
- Ach. - minęła go i zabrała się za przeszukiwanie karczmy rozglądając się również ostrożnie za trupami - Nie mówię, że ich zabiłeś, nie wyglądasz mi na takiego. Ale przecież to twoi ludzie, nie robi to na tobie wrażenia? Cała wioska trupów? Posłuchaj - usiadła, nie widząc efektów swojej pracy - nie wiem co tu się dzieje, ale bezpieczniej będzie chyba jakoś się dogadać. Znam tych cyrkowców - w tak niezwykłej sytuacji uznała że zaryzykuje grę w otwarte karty - i chcę się dowiedzieć co im się stało. Pewnie tu spali w tych pokojach. Widziałam też ludzi w tamtych chatach i myślałam że śpią, ale teraz wiem, że to niemożliwe. Pomóż mi dowiedzieć się co jest za tymi drzwiami. Ja pomogę tobie potem. Karczmarzowi i tak już wszystko jedno, kto grzebie w jego rzeczach. - oparła głowę na rękach patrząc w podłogę - Ko się ode mnie odwrócił, a Denara opuściła rybaków. Zemsta bogów, jak nic.
Nie odpowiadał, nadal wpatrując się w nią, jakby nie miał lepszego obiektu dla swoich oczu. W końcu jednak drgnął i podszedł do zajętego przez nią stolika. Tym razem chyba nie starał się zachowywać cicho bo słyszała każdy jego krok, podobnie jak stuk, który trzonki toporów wydały po zderzeniu z ławą.
- Może i zemsta, może nie - powiedział, opierając lewą rękę o stół. - Dobrze, niech będzie po twojemu - dodał, sięgając do kieszeni i wyciągając z niej pęk kluczy, a następnie rzucając w jej kierunku. - Rób co chcesz z tymi pokojami i tym co w nich zastaniesz. Ja sprawdzę jak się mają zwierzęta. Później pójdziemy do wioski. Ci ludzie i ich los nie obchodzą mnie. Chcę tylko sprawdzić co jest grane i jak się mają ci, którzy są w tym zadupiu w miarę normalni. Na szczęście większość z nich trzyma się od tego miejsca z dala i to praktycznie cały czas więc nie, wioska trupów nie robi na mnie wrażenia.
Sądząc po tonie głosu, mówił szczerze. Rodziło się zatem pytanie co w ogóle w tej wiosce jeszcze robił. Sprawiał wrażenie osoby, która nie powinna mieć problemu ze znalezieniem zajęcia w innym miejscu. Czy to zgodnego z literą prawa, czy poza nim. A jednak tkwił w tym nie wiadomo gdzie. Dlaczego?
‘To ci dopiero wyznanie. Tysiąc trupów i jeden, któremu na nich nie zależy. W Vilsen było dokładnie odwrotnie. Trup biedaka, a wkoło niego tysiąc obojętnych.’
- Dzięki. Ja idę na górę, a ty do zwierząt, tak? Potem spotykamy się i poszukamy tych twoich normalnych znajomych. - Nie wiedział, czy ironizuje, czy nie. Gdy szła wyglądała jakby straciła całą energię, a wpatrzone w przestrzeń oczy sugerowały, że dopadło ją wiele myśli równocześnie. Na schodach zatrzymała się, obejrzała za wychodzącym mężczyzną, a potem zacisnęła pięści i zagryzła wargi. 'Ogarniesz się. Już!' Podeszła do drzwi i otworzyła kluczem wiedząc co tam zastanie. Na jednym z łóżek leżał elf wizjoner, który miał ich wszystkich zabrać do nowego lepszego świata. 'Prawie ci się udało' mruknęła do siebie 'ktoś jednak zdecydował inaczej'. Otworzyła drugie drzwi i rzuciła okiem na twarze leżących. W żadnym pokoju nie było mężczyzny, którego najbardziej chciała zobaczyć. Poczuła gwałtowny ścisk w żołądku, a przed oczami pojawiły się jej wirujące mroczki. Potem upadła na kolana, a po twarzy zaczęły jej płynąć łzy.
Po chwili podniosła się powoli i niemal szeptem zaczęła śpiewać. Była to stara i długa pieśń o rozstaniu ludzi, którzy wyruszają za morze i już nigdy nie mają zobaczyć swoich bliskich, swoich domów i swojej ziemi. Pieśń, śpiewana coraz głośniej i coraz spokojniej unosiła się po karczmie, a ona bezszelestnie obszukiwała każdego z leżących i wszystkie zakamarki w pokojach. To co ją interesowało odkładała na korytarzu, a każdego z leżących układała na boku i przykrywała kołdrą. Potem ciągle śpiewając wyniosła do pustego pokoju miskę z wodą i mydło. Rozebrała się, umyła i założyła znalezione u cyrkowców skórzane spodnie, lnianą dopasowaną koszulę oraz skórzaną kurtkę. Wszystko należało do jednej dziewczyny, niewiele większej od niej. Na biodrach zapięła pas z pochwą na nóż i związała włosy w kucyk czarną wstążką. Potem do znalezionego plecaka zapakowała kawałek mydła, proszek do mycia zębów, metalową miseczkę na jedzenie, łyżkę, krzesiwo i hubkę, kilka metrów liny i siedem złotych monet oraz trochę drobniaków. Do plecaka przymocowała koc, zamknęła drzwi na klucz i zeszła na dół. Poruszała się lekkim niemal tanecznym krokiem, ciągle śpiewając kolejne zwrotki ballady. W spiżarce dorzuciła do plecaka dwa pęta kiełbasy, chleb, trochę jabłek i dwie cebule. Wróciła do głównej hali i w ciszy posiliła się jajecznicą z chlebem. Posiłek wyglądał na świeżo zrobiony, ale nie zastanawiała się nad tym szczególnie. Gdy wyszła nieznajomy czekał na nią przed stajnią, oparty o ścianę i strugający nożem kawałek drewna, bez wyraźnego celu.
- Wiem – powiedziała – musiałeś czekać, ale załatwienie twojej sprawy zajmie nam z pewnością znacznie więcej czasu.
 

Ostatnio edytowane przez druidh : 11-02-2017 o 14:02.
druidh jest offline