Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2017, 17:23   #29
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obudziła się nagle, czując jak cudowny smak vitae wypełnia jej usta. Przełknęła posłusznie, rozkoszując się mocą wampirzej krwi. Chciała jeszcze, lecz nie dostała, dlatego otworzyła oczy. Leżała na kozetce w bogato zdobionym pokoju, czy raczej gabinecie.

[MEDIA]http://www.globtroter.pl/zdjecia/francja/b166925_francja_akwitania_pau.jpg[/MEDIA]

Kątem oka Sophie zarejestrowała ruch. Jakiś mężczyzna przyglądał jej się - zapewne ten sam, który podał jej wampirzą krew. Wciąż odzyskując przytomność, dziewczyna podniosła głowę i ze zdziwieniem stwierdziła, że właściciel eleganckiego garnituru jest kobietą.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/3f/54/9e/3f549ef49bc4e2ee8710e36ca94aac35.jpg[/MEDIA]

Kobieta poprawiła okulary na nosie, po czym ruszyła w stronę biurka, umieszczonego w centrum ogromnego pomieszczenia.

- Opowiedz mi, co się wydarzyło w sypialni, Sophie.
- poleciła, nawet się nie odwracając.

Sophie spróbowała się unieść, ale po sekundzie uznała, że może jednak będzie lepiej jak chwilę poleży.
- Drużyna 51-R, w moim mniemaniu, starała się zabić mego partnera, a ja starałam się go ochronić. Niestety skończyło się strzelaniną. - Dziewczyna uważnie obserwowała oddalającą się kobietę. Gdy już poczuła, że czuje się lepiej podniosła się i usiadła na kozetce.
- Dlaczego chcieli go zabić? - zapytała kobieta, siadając za biurkiem i odpalając cygaro.
- Bo jest upierdliwym dupkiem, który regularnie zatruwał im życie. - Sophie uśmiechnęła się. - Jednak nigdy nie robił im krzywdy, więc nie uważam by był to wystarczający powód.

Czuła, że powinna się podnieść, kimkolwiek była ta kobieta, sądząc po miejscu, w którym ja ugoszczono, była kimś ważnym, a przynajmniej ważniejszym niż Sophie. Dziewczyna wzięła głębszy oddech i wstała.

- A ty? - zapytała okularnica, nawet na nią nie patrząc, tylko śledząc dym z cygara - Co zrobiłaś, by tego uniknąć?

Sophie z poważną miną stanęła naprzeciwko, kobiety. Tak jak ją uczono, stała prawie na baczność, patrząc odrobinę powyżej czubka głowy swojej rozmówczyni.
- Starałam się go powstrzymywać i łagodzić sytuację. - Ukuło ją to co miała powiedzieć, ale ukrywanie tego nie miało sensu. - Nie zrobiłam wystarczająco dużo, by temu zapobiec.
Kobieta podniosła na nią wzrok.
- Zabiłaś Enrico. Ostatni strzał okazał się być śmiertelny. - powiedziała beznamiętnie - Ale ocaliłaś partnera. Dzięki tobie uwolnił się i dosłownie zagryzł drugiego z braci.

Sophie nie drgnęła, jej twarz nie zmieniła się. Nie chciała zabijać żadnego z braci, ale co się stało to się nie odstanie. Nie to że zachowali się właściwie i dali jej wybór. Równie dobrze ona też mogła byś teraz zwłokami. Nie poczuła też szczególnej ulgi z związku z tym, że Martin żyje. Był jej partnerem więc go chroniła, to był jej błąd, że w ogóle do tego doszło.

Powoli opuściła wzrok patrząc kobiecie w oczy, czekała na jej werdykt. Ta jednak zajęła się ponownie paleniem cygara i obserwowaniem kłębów dymu. Dopiero po chwili odezwała się.

- Na co zasługujesz teraz, Sophie? - zapytała.
- Karę, gdyby nie moje zaniedbanie nie doszłoby do tego wszystkiego. - Sophie na chwilę także przeniosła wzrok na dym, ale szybko powróciła nim do kobiety.
- Chcesz powiedzieć, że bierzesz odpowiedzialność za decyzje, którą podjęli bracia, atakując wampira czy że bierzesz odpowiedzialność za zachowanie twojego partnera, który z tego co wiem, wobec ciebie również najmilszy nie był?

Nim Sophie zdążyła odpowiedzieć, do pomieszczenia wszedł bez pytania wysoki, czarnowłosy mężczyzna.

- Pani Mario, helikopter czeka. - powiedział.
- Jeszcze chwileczkę. Kończę cygaro. - machnęła ręka kobieta, a mężczyzna nie oponując, oddalił się. Spojrzenie zza okularów znów spoczęło na Sophie.
- Jedyne za co jestem gotowa wziąć odpowiedzialność, to to, że przez moje niewystarczające działania Ankh straciło dwóch dobrych żołnierzy, a inny został narażony na śmierć. Bracia ponieśli już konsekwencje swego czynu, mój partner także. - Sophie nawet nie obejrzała się na mężczyznę, który zajrzał do pomieszczenia. Jej uwaga była całkowicie poświęcona kobiecie.
- To nie byli dobrzy żołnierze, jeśli z powodu byle awersji postanowili zabić spokrewnionego. - powiedziała okularnica - To też rodzaj testu i zdradzę ci że zawsze dopuszczamy do szkolenia kogoś takiego jak Martin. Bo my nie jesteśmy fanami wampirów. To są często zadufane w sobie, pozbawione moralności dupki. - przerwała na moment, zaciągając się cygarem - Byłaś żołnierzem i ochroniarzem. Jak często lubi się swojego szefa czy przywódcę? Prawie nigdy. A jednak nie strzela się mu za to w łeb. To samo dotyczy pijawek. Nie przepadamy za nimi, ale mamy układ z tymi, które nie chcą żyć naszym kosztem, lecz obok nas. Oni się nami żywią, ale też chronią nas. Bo ludzie są głupi. Nawet nie wiesz ile wojen wampiry zażegnały... Ja też ci nie powiem dokładnie. Dużo. I dlatego weszliśmy we współpracę z tymi, które należą do Camarilli. To taka cholerna symbioza, choć pewnie wielu kainitów uważa nas za swoich sługusów. Bo też dajemy się tak traktować. W imię pokoju, w imię wyższych celów. W imię tego, by rozgrywali swoje konflikty z dala od nas i by nie zabijali nas pożywiając się. Tu nie chodzi o bycie super-żołnierzem i picie wampirzej vitae. Tu chodzi o przetrwanie naszego jebanego gatunku, który Sabbat najchętniej sprowadziłby do roli hodowanego bydła na rzeź. Rozumiesz to, Sophie?
- Rozumiem.
- Sophie uważnie przysłuchiwała się kobiecie. Jej zależało na czymś zgoła innym. Na walce na doskonaleniu się, by zrobić krok w przód, a nie w tył. Nie do końca obchodził ją gatunek, który ją porzucił, zgwałcił, starał się zabić. Musiała jednak przyznać, że rozumie jej argumenty. - Jestem tu by pomóc chronić maskarady, gdyż mam świadomość obopólnych korzyści, które ta z sobą niesie. Jakie ty masz wobec mnie plany, Pani?

Kobieta ostatni raz zaciągnęła się cygarem, po czym wrzuciła niedopałek do popielniczki.

- Dziewczyna wydaje mi się gotowa na pierwszą misję. - rzekła, jakby nie mówiła do niej. - Pytanie czy jej partner też się nadaje. Jak sądzisz, Wilhelmie?
- Nada się. Wystarczy, że poczuje prawdziwe zagrożenie.
- Sophie usłyszała głos od strony gablotki. Po chwili z jej cienia wyłoniła się postać mężczyzny.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/88/9b/ef/889bef4baaea973ed6e50a8805cb2df6.jpg[/MEDIA]

Ubrany w garnitur i czerwone lenonki wampir prawdopodobnie był tam przez całą ich rozmowę.

- Zatem dobrze. - przytaknęła kobieta, zmierzając w stronę drzwi. Wampir ruszył za nią. - Do jutrzejszego wieczora masz czas wolny, Sophie, wieczorem lecicie na pierwszą misję. Szczegółowe instrukcje dostaniesz od dowódcy.

Sophie skłoniła się wychodzącej parce i odprowadziła ich wzrokiem. Ktoś inny pewnie odprowadzi ją do strefy, w której powinna przebywać. Jej myśli były już gdzie indziej.

Oberwała przez tego cholernego wampira dwie kulki, a teraz powinna go pewnie obejrzeć… Pozwoliła sobie na grymas.

W drzwiach stanął ten sam szczupły, czarnowłosy mężczyzna, którego widziała wcześniej.

- Czy mogę odprowadzić panią do jej pokoju? - zapytał, kłaniając się uprzejmie.
- Oczywiście. - Sophie ruszyła za nim. - Czy wiadomo jak czuje się mój partner?
- Obawiam się, że dobrze
. - powiedział mężczyzna, nie kryjąc uśmiechu, gdy dotarli pod 113 drzwi - Może nie wygląda najpiękniej, ale wigoru z pewnością mu nie brakuje. Prawdopodobnie zastanie go pani w apartamencie.
- Może mu to odrobinę przytemperuje to ego. Dziękuję.


Mężczyzna skłonił się i odszedł. Sophie weszła do swojego pokoju, który... nic się nie zmienił. Było tu wszystko tak, jak zostawiła. Tylko drzwi do pokoju Martina były zamknięte. Sophie sprawdziła zegarek - 20:45. Wampir powinien więc już dawno wstać.

Kobieta podeszła do drzwi i zapukała. Widziała w jakim stanie był wampir gdy go zostawiła. Dla zachwyconego sobą Martina mógł to być lekki cios. Choć kto tam wie co w głowie miała ta pijawka.

- Mogę wejść kanarku?
- Nie.
- padła krótka odpowiedź. Głos Kainity był jakby wysuszony, chrobotliwy.
- Myślę, że widziałam cię dziś w gorszym stanie. - Oparła czoło o drzwi. Nie miała na to chęci, ani sił. Nie była niańką od rozwydrzonych pijawek. Jednak…. To był jej partner. - Jak chcesz, możesz zgasić światło, ale pogadajmy.
- Bo wyglądam jak spalona grzanka? Daj spokój, jutro będę ładniejszy niż ty kiedykolwiek.
- zaśmiał się Martin - Jestem zajęty po prostu. Mów czego chcesz i spadaj.
Westchnęła ciężko.
- Nie ma za co. Jutro mamy misję, przyjęli cię bo nawet takie gówno jak ty nie utrudni mi zadania. - Obróciła się i ruszyła w stronę łazienki. Wciąż miała na sobie podziurawione rzeczy więc zaczęła je zdejmować przy łóżku.

Choć nasłuchiwała jakiejś riposty, ta nie nadeszła.
Zirytowana zrzuciła z siebie wszystko i zgarnęła coś czystego z szafy. Weszła do łazienki zostawiając otwarte drzwi. To było głupie, ale obawiała się że zaraz znów się ktoś pojawi. Tyle, że jeśli wampir był przytomny, powinien sobie z tym poradzić.

Przejrzała się w lustrze. Na udzie i boku świeciły świeże blizny. Wampirza krew sprawiła, że zagoiły się bardzo szybko, jednak… ona nie była wampirem. Kolejne blizny będą się pojawiać. Zirytowana weszła pod prysznic, by spłukać z siebie ten dzień. Czuła jak narasta w niej złość. Ta cholerna pijawka… zero wdzięczności. Nie to, że oczekiwała jej ratując mu dupę, ale… Zła wyszła spod prysznica i owinęła się ręcznikiem. Andre rozpieścił ją. Dał jej pozór tego, że kogoś obchodzi, że komuś na niej zależy. Tak samo Eliott.

Podeszła do drzwi wampira i wyważyła je kopnięciem. Włożyła w to całą frustrację, która się w niej zebrała, tą krew, którą ją napojono. Złość, której nie miała okazji wyładować na braciach bo byli martwi.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline