Stoicyzm Róży stanowił mało atrakcyjną acz stabilną mieszankę aktorskiego autyzmu Christophera Walkena i niemej wyniosłości Dorothy Dalton. Przetwarzając sobie wszystkie dane, dziewczyna uniosła palce wskazujące na wysokość głowy i zaczęła z wolna masować łuk brwiowy. Nic nie mówiła. Jakoś w połowie drugiego zapętlenia utworu muzycznego prychnęła w irytacji, wyciągnęła rękę i zacisnęła palce wokół drewnianego głośnika na boku pojazdu. Pudło brzdęknęło. Podskoczyło. Poszły też zielonkawe iskry oraz dym w pasującym odcieniu zgnilizny. Kiedy rozluźniła swój chwyt i odeszła na bok, wóz zdobił najnowszy LG SH7B, potwór w dziedzinie jakości dźwięku. Zaawansowane technologicznie puzderko głosiło teraz treść Sweet Child O’Mine autorstwa Guns N’ Roses, która, zdaniem Róży, miała znacznie lepszy wydźwięk niż poprzednie eteryczne zamulanie bębenków z podtekstem pedofilii. - Babciu, może najpierw sobie usiądźmy, dobrze? – odrzekła zbesztana wnuczka i przyklapnęła na jednym z przewróconych pojemni… na kościano białym krześle znajdującym się pod plażowym stolikiem z parasolem, który przecież był tam cały czas! Seniorce wskazała miejsce naprzeciw swojego i poczekała aż ta raczy się usadowić. - A tobie, pokrako, dobrze radzę, lepiej mnie dziś nie prowokuj. Bo skończysz wyglądając gorzej niż pornograficzne kawałki autorstwa Gigera – warknęła ostrzegawczo do lodziarza. Nie wiedziała czy był bytem niezależnym czy dronem myślą nieskalanym, ale, czysto profilaktycznie, wolała wyłożyć przysłowiową kawę na ławę.
Wnuczka nachyliła się do przodu, łącząc palce w pajęczynkę i krzyżując spojrzenia z babcią. Pewne siebie, trochę władcze nastawienie, które przez większość dnia eksponowała dziewczyna zaczęło zdradzać tu i ówdzie strukturalne pęknięcia – ot, drgnięcie powieki, przygryziona waga. Z pozoru nic wielkiego. - A co niby miałam zrobić, hm? Może urządzić pogrzeb, pójść na odczyt i z uśmiechem na twarzy czekać aż ojciec sprzeda Twoje mieszkanie pierwszemu chętnemu i wykopie mnie na bruk? Zrobiłam najlepszy użytek z tego, co miałam w tamtej chwili pod ręką. Przyznam, że trochę improwizowałam rzucając tamto zaklęcie... – przerwała na chwilę, maskując speszenie i gotując się na odrobinę szczerości – za co bardzo ale to przepraszam, babciu! Po prostu nie miałam do tej pory pojęcia, że przez przypadek związałam Cię z ciałem, a moich zdolności widzenia zmarłych używałam praktycznie tylko na cmentarzu…– zaczerwieniona na policzkach młódka spuściła głowę w zawstydzeniu, ale kurek jej emocjonalnej wylewności zakręcono bardzo szybko. Po chwili kolory zbledły, a Róża przywdziała znowu swoją ekspresję żelaznej apatii. Tę pokrytą czarnym aksamitem. Dość ładnie zdobionym. - Źle się z tym czuję, dlatego dostosuję się do Twojej decyzji. Jeśli chcesz, mogę od razu odczynić więź między ciałem i duszą. Dać Ci spocząć. Tylko miej proszę świadomość, że, przez wzgląd na mieszkanie, z Twoją fizyczną formą rozstać się nie mogę – czarnowłosa odchyliła się na krześle, a to dotknęło oparciem murowanej ściany za jej plecami. Licytowanie się o zwłoki kogoś bliskiego w tym ponurym, obszczanym miejscu sprawiło, że odkryła nowe pokłady obrzydzenia względem własnej osoby. - Pomyśleć, że jeszcze niedawno moim największym problemem było to, że ktoś może spróbować mi wcisnąć woreczek oregano. Dorosłość jest do kitu – skwitowała markotnie. |