Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2017, 11:56   #9
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Gdy Cherry podniosła się na łokciach zobaczyła, że leży w pełnym kontenerze na śmieci. Fakt ten potwierdzał nieprzyjemny smród rozkładających się pokarmów i… jakby rzygowin. Pies za nic zrobił sobie uwagi towarzysza jego pani, gdyż z miejsca podjął decyzję o skoku.
- Kuuurwaaaaaaaaa! - wrzasnął i przewrócił się na brzuch z rękami pod sobą. Zwierzę tymczasem stało z psią mordą wyszczerzoną w uśmiechu, jakby zadowolony z własnego dowcipu.
- Weź go naucz, że na pewne miejsca się nie staje, a tym bardziej z nich, kurwa, nie skacze! - rzucił powoli zbierając się do zejścia ze sterty śmieci.
- Przynajmniej wiesz, że nadal masz jaja - parsknęła River, którą ta sytuacja przede wszystkim bawiła. Na współczucie brakło natomiast miejsca. Podobnie jak na wkurwienie, które pewnie by się właśnie ślicznie rozwijało gdyby była trzeźwa. Oto zbawienny skutek odpowiedniego stężenia alkoholu we krwi. Świat wydawał się wtedy kurewsko weselszy niż był w istocie. Nawet zrzut do kontenera ze śmieciami, nie był w stanie tego zmienić.
Także ona zaczęła się zbierać bo jednak leżenie w takim syfie nie było szczególnie przyjemne. Przynajmniej jednak zachowała swoją śliczną buźkę i oszczędziła sobie wizyty u dentysty. Nie mówiąc już o tym, że jej notowania w banku spadłyby dodatkowo gdyby pokazała się na spotkaniu wyglądając jak ofiara przemocy domowej. O ile by się kurwa pokazała.
- Wisisz mi prysznic - poinformowała Nicka. - Tobie też by się przydał. To co… Twoja chata, nie? Trzeba opić wyrwanie się z łapsk Fahrenheit’a.
- Przede wszystkim, to przydałby mi się masaż jaj. Tylko nie, kurwa, tajski - warknął, schodząc z worka na śmieci, który otworzył się, zaś jego zawartość wysypała się na ziemię. Spojrzał na Cherry i na puste butelki, po czym powtórzył czynność.
- Ja tego nie sprzątam. Dobra, zmywamy się stąd - powiedział i ruszył do samochodu.
- Na mnie nie patrz - rzuciła, nadal szczerząc zęby i ruszając w ślad za Nick’iem. Już ona mu sprawi ten masaż niech ją tylko dowiezie w miejsce gdzie znajdzie się prysznic, łóżko, lodówka i może coś do picia. W sumie to przede wszystkim prysznic i coś do picia. I nie myślała tu oczywiście o wodzie…

Gdy dotarli do samochodu, Kastet wskoczył do środka jako pierwszy, układając się wygodnie na kanapie tylnego siedzenia, przez co zajął większą jej część.
- Do domu - fuknął na samochód, zaś wszystkie kontrolki zaświeciły się. Przednie fotele odwróciły się frontem do tylnych i odchyliły umożliwiając osiągnięcie pozycji półleżącej. Szyby przyciemniły się, stając prawie nieprzepuszczalnymi dla światła. Tak zatem wyglądała domyślna pozycja do jazdy na autopilocie dla funkcjonariusza policji. Pojazd ruszył. W tej samej chwili z otworów siedzenia wyleciała chmura formująca się w pasy bezpieczeństwa.
Sanderson jęknął z nieukrywanej przyjemności wyciągnięcia się wygodniena fotelu.
Madison usadowiła się wygodnie na drugim fotelu, podobnie jak jej towarzysz, wydając z siebie jęk zadowolenia. To był wieczór pełen wrażeń, z których całkiem sporą ilość z chęcią by wymazała z pamięci. Nie mając takiej możliwości pod ręką, sięgnęła po to co pod ręką miała. Papierośnica jak zwykle tkwiła w kieszeni bojówek i była w ostatnich godzinach żałośnie rzadko wykorzystywana. Podobnie jak jej towarzyszka, zapalniczka. Rozległ się kolejny jęk, tym razem sprzeciwu, gdy otwierała papierośnicę i wyciągała z niej jedno z owych cudeniek, które tak dobrze radziły sobie z wszelkimi stresami. Nie tak dobrze co prawda jak promile, ale z braku tych drugich pod ręką, a także z ich zdecydowanie zbyt dużej ilości w krwioobiegu, papieros musiał jej chwilowo wystarczyć.
Odpaliła i zaciągnęła się, wypełniając płuca rakotwórczą substancją, a następnie wypuściła z nich śliczny, biały obłoczek, który wypełnił wnętrze samochodu znajomym, lubianym przez nią smrodem.


- Zgaś to, bo mi samochód zasmrodzisz. Przez miesiąc będę to wietrzył - burknął z zamkniętymi oczami.
- Cuchnie lepiej niż ty w tej chwili więc powinieneś mi chyba dziękować - odparła, do pierwszego obłoku dodając drugi. Nie spieszyło jej się do spełnienia prośby policjanta. Poza tym miała rację.
- Kurwa - mruknął niepocieszony. Zaczął czegoś szukać po omacku. Nie chciało mu się nawet otworzyć oczu. Jeździł palcami po suficie jak ślepiec, by w końcu trafić na przycisk. Włączyły się cicho pracujące dmuchawy, po czym jego ręka opadła na nogę River. Otworzył jedno oko i spojrzał nieprzychylnie na swoją kończynę, by ponownie zamknąć je tuż po zsunięciu się z niej. Wymamrotał coś niewyraźnie i odetchnął głęboko.
- Chujowy dzień - odezwał się nieco wyraźniej.
- Co ty nie powiesz - mruknęła, zaciągając się po raz kolejny. Dzień bowiem, bez dwóch zdań był do dupy. No, może nie cały, musiała przyznać, ale ta jego końcówka… Kolejny obłok dymu powędrował pod sufit. Miała wredną ochotę podnieść rękę i wyłączyć mu te dmuchawy. Ot, z czystej satysfakcji oglądania jego wkurwionej facjaty. Po chwili namysłu, krótkiej chwili, zrobiła dokładnie to. Była ciekawa czy będzie mu się chciało ponownie je włączać i czy otworzy oczy, czy też będzie wolał sprawę zignorować. Cóż poradzić, wkurwianie Nicka było w tej chwili jedyną dostępną jej rozrywką. A przynajmniej jedyną, na którą miała ochotę.
- Odjebało ci? - warknął i z jednym otwartym okiem ponownie włączył sprzęt i założył ręce na szerokiej klatce piersiowej.
Roześmiała się zadowolona z efektu swoich działań.
- Chyba za mało wypiłeś bo wciąż wyłazi z ciebie sztywniak - zwróciła mu uwagę, wydmuchując dym w jego stronę. - Wyluzuj wreszcie trochę bo ci żyłka strzeli - poradziła, ponownie układając wygodnie głowę i oddając się przyjemności płynącej z trucia organizmu.
- Kurwa, przestań! - odpuścił pasy, przez co wnętrze zalało czerwone światło, po czym przesiadł się w sąsiedztwo Kasteta i oparł, choć nie tak wygodnie, jak na fotelu, w którym siedział. Chmura pasów pojawiła się prawie natychmiast, zaś światło ostrzegawcze zgasło.
- Beznadziejny z ciebie przypadek, Nick - mruknęła w odpowiedzi, mierząc glinę spojrzeniem spod na wpół przymkniętych powiek. Do tego drażliwy jak osa. Dobrze jednak było wiedzieć, co go wkurwia żeby to przy okazji wykorzystać. Dopisała więc do jego akt wrażliwość na dym z papierosów. Nigdy nie było wiadome co akurat może się przydać, a informacje, nawet te błahe, mogły z czasem nabrać wagi złota. Chociaż wątpiła by ta aż ta zyskała na wartości, to jednak… Zawsze coś.
- Daleko jeszcze? - Zapytała, dopalając. - I gdzie w tym cholernym gracie masz popielniczkę?
- Dwa coma trzy kilometra do celu. Ustawiona domyślna trasa to ekonomiczna. Czy zmienić na najkrótszą? - zapytał kobiecy głos.
- Nie - warknął Sanderson.
- Tak - zaprzeczyła mu River, szczerząc zęby. - Serio? Ekonomiczna? Nick, weź się zlituj, co? Raz się żyje, szkoda czasu na ekonomiczne bzdety.
- Wyobraź sobie, że jak jadę na autopilocie, to zwykle mam ochotę odpocząć lub jestem nietrzeźwy. W obu wypadkach nie chcę słyszeć: “Dzień dobry, panie Sanderson. Ma pan w chuj nowych wiadomości. Czy odtworzyć którąś?”. Przynajmniej mam tu spokój. Zazwyczaj - odparł, po czym skrzywił się i poprawił zawartość spodni. Spojrzał z wyrzutem na psa, ale ponownie zamknął oczy.
Oto dlaczego nigdy nie skończy jako glina, o ile w ogóle była na to jakaś szansa. Chyba by ją szlag trafił jakby miała zacząć zachowywać się jak Nick. Chyba, że to o coś innego chodziło, a do jej zapitego łba chwilowo nie docierało o co. Zdecydowanie bardziej wolała faceta z którym weszła do “Lush” niż tego, z którym ją z klubu wykopano. Tamten był zabawniejszy.
- Dobra, dobra - rzuciła pojednawczo i nawet uniosła dłoń w odpowiednim geście, którego i tak nie zobaczył mając zamknięte oczy. Jako, że nie otrzymała odpowiedzi na swoje pytanie, postanowiła sama zatroszczyć się o popielniczkę uchylając okno i posyłając peta by dołączył do stert śmieci zalegających chodniki. Jeden więcej, jeden mniej, co za różnica?
- Słuchaj, jak ci to przeszkadza to my się z Kastetem zwiniemy. Hoteli nie brak w tym cholernym mieście - zaoferowała, zakładając ręce na kark i wpatrując się w Nick’a.
Przez chwilę wyglądał tak, jakby powstrzymywał cisnącą się do ust odpowiedź, ale w końcu westchnął i spojrzał na Cherry.
- Jak dalej będziesz takie głupoty pierdolić, to pojedziesz w bagażniku. Albo na dachu… Za samochodem. Tak, to dobre miejsce. Zostajesz u mnie póki nie znajdziesz sobie czegoś. Postanowione. Tylko ty nie skaczesz mi po klejnotach, nie srasz i nie szczasz w mieszkaniu. Rozumiemy się? - zwrócił się do psa, który najwyraźniej miał gdzieś przemowę policjanta.
Tak, zdecydowanie nie nadawała się na glinę… Czy ten facet zdawał sobie w ogóle sprawę ile może zająć takie “znalezienie sobie czegoś”? W jej obecnej sytuacji? I to czegoś odpowiadającego jej standardom i potrzebom Kasteta? Boże… Na samą myśl o tym ile ją roboty czekało, szlag ją trafiał. A to były tylko te łatwe do załatwienia sprawy.
- Wyluzuj - tym razem to ona warknęła. Nie, żeby była wściekła na niego. Ot, jej dobry humor właśnie szlag trafił. - I zostaw w spokoju moje psisko. Jest dobrze wychowany - stanęła w obronie wiernego towarzysza.
Nie odpowiedział, ale cisza nie trwała długo.




- Dojechałeś do celu - poinformował ten sam łagodny, kobiecy głos.
- Czas zmierzyć się z rzeczywistością - rzucił Nick, gdy samochód zaparkował, zaś drzwi otworzyły się. Kiedy wysiedli, fotele powróciły na swoje miejsce.
Madison dostrzegła, że dość znacznie oddalili się od centrum. Okolica nie wyglądała zbyt ciekawie.


Ulica, na której zaparkował samochód Nicka była jedyną wyglądającą na mniej więcej główną w zasięgu wzroku. Wiele latarni ulicznych nie świeciło, lecz pełno było bocznych zaułków zbyt wąskich, by wjechać tam samochodem.
Otaczały ich za to niskie, najwyżej pięciopiętrowe budynki z surowej cegły wyglądające trochę jak pustostany, gdyż w oknach nie świeciło się żadne światło. Wyglądało wręcz na to, że są sami w całym kwartale.
Sanderson wszedł w jeden z nich, najbliższy jego autu i zatrzymał się przy drzwiach wyglądających jak wejście do komórki na narzędzia. Podążając za nim dostrzegła całą masę graffiti. Większość o niecenzuralnej treści.
Drzwi odsunęły się ze zgrzytem, a policjant wszedł do środka. Na szczęście dalej było lepiej. Klatka schodowa wyglądała całkiem przeciętnie, choć do luksusów jej wiele brakowało. Niemniej standard był mniej więcej podobny do tej, w której do dziś mieszkała. A raczej do tej sprzed wybuchu.
Oboje stanęli na ruchomej macie, która zawiozła ich na trzecie piętro, łamiąc się w starym stylu na poszczególnych piętrach.
Okazało się, iż mężczyzna mieszka pod numerem 53, które to były nieco podniszczone, lecz i tak były w najlepszym stanie, jakie Cherry widziała na klatce. Jako jedyne nie były pomazane.
Nick otworzył je i wpuścił jako pierwszych River i Kasteta. Sam wszedł na końcu.
- Dzień dobry, panie Sanderson. Ma pan w chuj nowych wiadomości. Czy odtworzyć którąś? - zapytał dom po wejściu.
- Spierdalaj.
- Tak myślałam.

W pomieszczeniu obok coś zachrobotało, zatrzeszczało, by finalnie wydać z siebie trzy krótkie piknięcia. W tym czasie kobieta zauważyła licznik wiadomości oznajmiający, iż są dwie.
- Jeszcze - zawołał Nick. Odgłosy powtórzyły się.
- Witam w domu - powiedział do Madison, odwracając się do niej.


Mieszkanie prezentowało raczej styl minimalistyczny, mocno chaotyczny. Innymi słowy mało mebli, a burdel. Na podłodze leżały jakieś papiery, z czego kilka miało stempel “Tajne”. Najwyraźniej Nick niespecjalnie się tym przejmował.
Gdzieś na stoliku leżały niedojedzone, sflaczałe frytki. Naprzeciw nich znajdowała się nieco staroświecka biblioteczka. Według River mało używana zważając na porządek oraz pewną warstwę kurzu.
Na ścianie, na końcu pomieszczenia, tuż nad sofą dostrzegła malowidło, ponieważ obrazem nazwać to ciężko. Miał on w sobie pewną estetykę, ale to, co przedstawiał było wątpliwie artystyczne. Bardziej pornograficzne. Opalony, umięśniony, nagi facet całował nagą kobietę, podtrzymując mniej więcej w połowie pleców drugą nagą kobietę, wygiętą w łuk. Trzeba dodać, iż ta pierwsza miała rękę między nogami drugiej. Nieopodal jasno świeciła tablica z informacjami na temat gangu Dragon Fire. Nie było ich wiele.
- Zaraz wracam - rzucił Nick i wszedł do kuchni, z której wcześniej dobiegały podejrzane odgłosy. Zajrzała tam. Pomieszczenie przypominało kiszkę. Wąskie, ale długie. I cholernie ciemne. Poczuła jak dłoń mężczyzny wciska jej coś zimnego w rękę, a kiedy spojrzała w dół, zobaczyła szklankę wypełnioną rudym płynem, na którego powierzchni pływały kostki lodu.
Jej towarzysz wyłonił się z podobną, z której pociągnął długi łyk, a następnie skrzywił się lekko.
- No. Tego mi było trzeba.
Trzeba to było zburzyć tą ruderę… River z pewnym niedowierzaniem rozglądała się wokoło od chwili, w której opuścili samochód. Nie żeby dzielnica robiła na niej wrażenie bo bywała już w gorszych, ale fakt że Nick tu mieszkał… No na litość Boską, nie mogli mu aż tak marnie płacić. Najwyraźniej jednak płacili albo też był on zbyt leniwy żeby poszukać czegoś innego. Względnie kasa szła mu na inne cele, o których z chęcią by się dowiedziała. Z pewnością tym celem nie była sztuka, sądząc po tym, co “zdobiło” jego ścianę. Na sprzątaczkę też mu chyba brakowało albo zwyczajnie skąpił. Nosz kurwa, przynajmniej stare żarcie by posprzątał zanim dorobi się nóżek i samo spierdoli. System jednak miał pierwsza klasa. Nie pierwsza w kwestii nowoczesności, a “charakterku”. Będzie musiała postarać się o coś podobnego i to koniecznie. Tyle że może nowszego…
- Wiesz… - zaczęła, wycofując się z mrocznego tunelu, którym najwyraźniej była kuchnia. - Zawsze możesz się u mnie załapać na fuchę… Płacę całkiem dobrze - wyszczerzyła się do gliny w sposób nader wredny. Właśnie znalazła kolejny powód dla którego za żadne skarby świata nie wciśnie się w jego gatki. Nie czekając na jego odpowiedź ruszyła do owej pokrytej kurzem półki z książkami. Kto w dzisiejszych czasach miał w mieszkaniu półkę z książkami? Szkoda miejsca… No, chyba, że się było zdziwaczałym prykiem lubującym w starociach. Wtedy jednak miało się coś takiego, co zwało się miotełką do kurzu. Albo chociaż szmatką. Najlepiej zaś odkurzaczem… O ile lubiło się starocia bo River wolała jednak po prostu zatrudnić firmę która przysyłała droidy sprzątające. Może powinna mu zafundować taką wizytę? No skoro ma tu jakiś czas mieszkać to wręcz musiała to zrobić. Kurwicy dostanie w tym burdelu.
W mieszkaniu była jednak jedna rzecz, która zamiast ją odpychać, wabiła. No, poza systemem zarządzania. Rzeczą tą były leżące na podłodze papiery. “Tajne” działało na nią jak lep na muchy z dawnych czasów. Nic zatem dziwnego, że właśnie w ich kierunku odbiła zwiedzając tą ruderę.
- Twoja rzeczywistość jest do dupy, stary… Serio - oświadczyła Nick’owi pochylając się by zgarnąć pierwszy dokument.
- Wcale nie - zaprzeczył, rozsiadając się na sofie. Cherry natychmiast spojrzała na daty. Wszystko, co leżało było przestarzałe i dawno odtajnione. Jakiś Gary Fisher zamordowany maszynką do mielenia mięsa, Thomas Wood znaleziony z tosterem w wannie i tym podobne. Dostrzegła jednak coś, co łączy te wszystkie dokumenty. Adresy zamieszkania. Włączyła GPS dla potwierdzenia i po chwili go wyłączyła. Wszyscy kiedyś mieszkali w tym rejonie.
- Chociaż fakt, bywam tu trochę zbyt rzadko. Gdybym wczoraj wiedział, że dzisiaj na chacie jebnie ci bomba, to bym urwał się wcześniej i trochę to ogarnął. Właściwie przychodzę tutaj tylko po to, żeby się przespać. To znaczy… Nie zawsze tak jest, tylko w ostatnich… dwóch tygodniach, nie. Jedenaście, dwanaście… chuj z tym. Prawie dwa tygodnie. Więcej roboty niż zwykle - wzruszył ramionami. Kątem oka zobaczyła przy wejściu kij baseballowy i siekierę.
Papiery może i były odtajnione i dawno straciły datę ważności, jednak Madison i tak pozbierała je i zrobiła każdej kartce śliczniutkie zdjęcie. Później zamierzała je dokładnie przejrzeć i pokatalogować. Ale to później…
- Spoko, następnym razem wyślę ci ostrzeżenie o takiej atrakcji - mruknęła, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na siekierze i kiju. Albo facet miał ciekawe zainteresowania którym oddawał się po pracy albo trzymał w domu dowody rzeczowe. Biorąc jednak pod uwagę, że w aktach nie widziała wzmianki o poszkodowanych przez obie te rzeczy… No, chyba że było to jego dodatkowe zabezpieczenie. Tylko po cholerę komuś ze spluwą kij do bejsbola? Nick nagle stał się całkiem interesującą osobą. Mniej więcej w tej chwili, w której dotarło do niej że tak naprawdę jego kartoteka w jej kolekcji jest kurewsko chuda. No cóż, trzeba ją było w takim razie podtuczyć.
Zamiast, co zapewne doradziłaby jej matka, wziąść dupę w troki i znaleźć sobie jednak hotel, ruszyła w stronę sofy, na którą to opadła podobnie jak gospodarz i podobnie jak on wcześniej, upiła nieco spóźniony łyk podarowanego płynu. Jakoś w obecnej chwili nie interesowało jej ani czy szklanka była czysta ani też co w niej pływało. Dopóki kopało było ok.
- Długo już tu mieszkasz? - zapytała, śledząc wzrokiem Kasteta, który nadal i nader wytrwale obwąchiwał kąty mieszkania.
- Tak stąd? To w chuj i jeszcze w pizdu wcześniej. Czasem mieszkam bardziej, a czasem mniej. Jak teraz - odparł popijając kolejne łyki. Wyglądało na to, że wracał mu humor.
- Widziałem jak patrzyłaś ja Jima i Tima - ukrył uśmiech w szklance.
- Każdy ma jakieś zboczenia, Nick. Nie oceniam - odwróciła wzrok od psa i skupiła go na swoim rozmówcy. - Chociaż z chęcią bym zaprosiła mamuśkę - wypaliła, bo sam pomysł wydał się jej wręcz doskonały. - Może wreszcie by się ode mnie odpierdoliła - dodała, unosząc szklaneczkę w toaście i wlewając w gardło to co tam w niej jeszcze zostało.
- Więc… Po cholerę ci te cacka?
Uśmiechnął się nieco szerzej w jej kierunku. W końcu, nie mogąc się pohamować, wyszczerzył się pełnym garniturem zębów.
- Widzisz, tutaj mieszkają różne pojeby. Jedne niegroźne, inne wręcz przeciwnie. Czasem trzeba pokazać, że jest się większym pojebem niż oni. Wtedy jest spokój. Wystarczy od czasu do czasu o sobie przypomnieć i już. A Jim i Tim są do tego celu idealni - roześmiał się cicho do własnych myśli.
- Ten facet w aktach, na którego patrzyłaś, Fisher. Zajebała go moja sąsiadka z naprzeciwka. Facet miał sos pomidorowy zamiast twarzy i części czaszki. Teraz Fisherowa jest niegroźna. Ten maleńki móżdżek zlasował jej się do końca i teraz jest tylko głupia. Któregoś dnia zrobiłem jej wjazd na chatę z Timem - wskazał na siekierę.
- Wiesz, zaczęła mi srać na wycieraczkę, to musiałem jakoś zareagować. Wyobraź sobie, że wychodzisz z domu i widzisz wypiętą, starą dupę, która stawia ci kloca. Tutaj albo się odwiniesz, albo dostaniesz po ryju jeszcze kilka razy. Natomiast z Jimem odwiedziłem Paula Glinsky’ego. Taki lokalny byczek, któremu się wydaje, że pierdnięciem ciężarówkę powali. Wolałem nie czekać na uderzenie z jego strony. Trochę podziałaliśmy z Jimem i Glinsky przestał chojrakować. Facet miał przesrane, bo najpierw pokazałem odznakę. Ale jak już wejdziesz w ten świat, to jest całkiem spoko - pokiwał głową, po czym pociągnął nosem.
- Śmierdzisz. Kto pierwszy do kąpieli? - zapytał.
W miarę jak jego opowieść się rozwijała, uśmiech na ustach River się poszerzał. Kto by pomyślał, że “jej” glina to jednak normalny człowiek. Normalnie, aż się łezka w oku zakręciła, chociaż bardziej z powodu woni która od niego biła.
- Właśnie zdruzgotałeś moje wyobrażenie o twojej osobie, Nick. Chyba będę potrzebować dolewkę, żeby się po takim ciosie pozbierać - uniosła szkło w dość wymownym geście. - Ale masz rację, kąpiel jednak ważniejsza. Jak duża masz tą łazienkę?
Pytanie zadane było z sugestywnym błyskiem w oczach. Pewnie, mogła iść pierwsza tyle że jej się dupy z sofy ruszać nie chciało. Mogła też po nim ale za cholerę nie miała wiary w to, że starczy ciepłej wody. Chyba za dużo naoglądała się starych filmów… Biorąc jednak pod uwagę stan mieszkania, budynku i samej dzielnicy jej obawy miały jednak trochę podstaw. Zostawała więc opcja trzecia. O ile, oczywiście, łazienka Nick’a nie przypominała jego kuchni…
Spojrzał na nią, jakby nie bardzo wiedział czy dobrze rozumie. Wychylił resztę whisky, zaś szklankę odstawił na podłogę.
- Duża to ona nie jest, ale daje radę. Z resztą sama zobacz - wstał i poprowadził w korytarz obok sofy. Tuż po lewej stronie otworzyły się drzwi. Pomieszczenie przypominało kształtem kwadrat. Dwa kroki od wejścia znajdowała się toaleta, a obok niej umywalka. Na przeciwnej ścianie, nieco w głąb stała pralka z pustym brudownikiem po swojej prawej stronie, za to pełną suszarką pod sufitem.
Na samym końcu pomieszczenia znajdowała się wanna z prysznicem zajmująca całą szerokość. Niedaleko od niej, w kierunku umywalki, stały szafki. Rzeczywiście łazienka nie robiła wrażenia ogromnej, choć mogła pomieścić niewielką imprezę.
Łazienka może i nie była najmniejsza jaką w życiu widziała to jednak w porównaniu z tą, w jej mieszkaniu, nie zachęcała aż tak do igraszek jak River miała nadzieję. Miała jednak tą zaletę, że za ścianą nic póki co nie wybuchło, a przynajmniej nic w ciągu ostatnich 24 godzin. Po namyśle stwierdziła, że jednak zrezygnuje z wcześniejszego planu.
- Pierwsza - poinformowała gospodarza i od razu zabrała się do pozbywania cuchnących ciuchów. Nie było sensu przeciągać tego dłużej niż było to konieczne.
Nick odchrząknął nieco zakłopotany, nim Madison zdążyła zdjąć bieliznę.
- Ręczniki są w dolnej szafce. Z ubrań to… bierz co chcesz z suszarki - powiedział, po czym wyszedł, zaś drzwi zasunęły się za nim.
Ręczniki - tak, to była przydatna wiedza. Co do ciuchów to River szczerze wątpiła by Nick miał cokolwiek zdatnego do ubrania. Szczególnie do ubrania w celach udania się do łóżka. Nie zamierzałą go jednak ostrzegać. Jego zakłopotanie było zbyt wielką pokusą by z niej zrezygnować.
Uśmiechając się pod nosem i wesoło pogwizdując dokończyła się rozbierać i włączyła wodę. Czekając aż nabierze odpowiedniej temperatury, sprawdziłą co ma do dyspozycji gdyby jednak zmieniła zdanie i chciała coś na grzbiet włożyć. Z dostępnych ciuchów wybrała jedną, w miarę znośną koszulkę z krótkimi rękawami, która powinna na upartego zasłonić jej tyłek tak do połowy uda. Powinno starczyć, gdyby skusiła się na zachowanie jakiś pozorów przyzwoitości.
Woda w końcu osiągnęła zadowalający ją poziom nagrzania więc nie marnując czasu wlazła do wanny i wystawiła się na jej działanie. Napięcie, wraz z brudem powoli z niej spływało. Plecy prawie nie dawały o sobie znać, chyba że w chwili, w której postanowiła sprawdzić czy boli. Wyjątkowo głupi pomysł… Po tym eksperymencie zostawiła je w spokoju. Wymyła włosy korzystając z szamponu Nicka. Odżywki nigdzie nie widziała więc dopisała ją do listy zakupów, która zaczynała się robić naprawdę długa.
Nie siedziała pod prysznicem długo. Ot, tyle by zmyć z siebie co trzeba włączając w to wspomnienia wybuchu, które zaczęły się jej przewijać przed oczami. Znak, że poziom alkoholu opadł niebezpiecznie i należało coś z tym zrobić. Nie miała ochoty na analizę, na myślenie ani na nic, co byłoby chociażby pobieżnie związane z wydarzeniami wieczora. Plan wciąż pozostawał bez zmian. Ululać się w trupa korzystając z dostępnych środków i odpłynąć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline