prezencja 3 kropa - 5,5,6,3,3,10,5,3 - 9 2 sukcesy - na 1 dzień ten pan jest mój ^^ Chłopina ma słabą wolę, wszystko od 5 w górę jest poprawne. Masz go na miesiąc, hurra
-
Ach pielgrzymki. Czyli jesteś pani tak piękna, jak pobożna - powiedział z nutą słodkiej ironii. -
A może popełniony grzech skłania cię do tego? Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek takiej damie mógł odmówić, jeśli owym grzechem byłoby pożądanie - przysunął się do niej widać zapatrzony w piękne oczy kobiety. -
Proszę, powiedz mi, jak mógłbym ci pomóc, jak usłużyć - wyszeptał namiętnie cały zawładnięty jej urokiem wspomaganym przez Prezencję.
-
Skłoniła mnie do tych wyrzeczeń, śmierć mego męża. Chcę by jego dusza spoczywała w spokoju. - Wampirzyca nalała mężczyźnie wina i podała kielich. -
Pragnę tylko by ktoś mi umilił wieczór. Podróżuję sama i spragniona jestem ciekawego rozmówcy i wiadomości ze świata.
- Czego tylko pani zapragniesz - odsunął się nieco od niej. Widać było, że miał ochotę na coś więcej niźli rozmowę, ale skoro ona teraz nie miała, nie mógłby jej niczego narzucać. -
A wieści ze świata, cóż, od czasu opuszczenia tego padołu przez papieża dzieje się wiele, przynajmniej tutaj w okolicach Rzymu - przyznał wypijając łyk wina oraz uśmiechając się tak miło, jak to tylko mężczyźni poddani Zauroczeniu potrafią czynić.
-
Dużo pracy, dla rycerstwa? Domniemam, że w Rzymie musiało się rozpętać prawdziwe piekło. - Wampirzycę bardzo kusiło by zabawić się z Gonzagą. Wolała jednak najpierw dowiedzieć się co nieco, skoro mężczyzna był chętny do rozmowy.
-
Oj dużo - przyznał -
ta hołota Orsinich i Colonnów przylazła do Rzymu i rozpętało się prawdziwe piekło. Każdy, kto wydał im się Katalończykiem, bo tak nazywają rodaków Aleksandra VI, był dobrym celem. Inni zresztą, którzy się nawinęli również. A ponieważ książę Romanii jest chory, nie miał kto ich powstrzymać. Co prawda kolegium kardynalskie próbuje, ale zobaczymy, jak będzie dalej - skrzywił się Gonzaga.
Agnese oparła się o stół eksponując ukryte pod suknią piersi z uśmiechem przyglądała się Mantuańczykowi.
-
Książe Romani jest chory? - to była informacja, która mogła zmienić wszystko oraz stanowiła wiadomość wyjątkowej wagi.
Gonzaga głośno przełknął ślinę wpatrując się w jej biust ukryty pod suknią.
-
Tak, jest chory. Właściwie razem zachorował z papieżem, choć podejrzewają niekoniecznie chorobę - Agnese zdawała sobie sprawę, że Francesko bez owego obłędu zachwytu nie wspomniałby jej o tym nawet słowem. Pewne rzeczy można było przypuszczać, lecz niekoniecznie mówić. -
Książę jest chory podobno bardzo. Niektóre plotki mówią, że ma się lepiej, inne wprost przeciwnie. To jest jedynie pewne, że zamknął się w Pałacu Watykańskim, zaś Michelotto wraz z strażą broni do niego dostępu.
- To dobrze, że Michelotto tak dba o księcia. - Agnese zaczęła bawić się kielichem Gonzagi raz na jakiś czas dotykają miejsca, w którym przed chwilą spoczywały jego usta. Udawała, że robi to całkowicie nieświadomie. -
Skąd podejrzenie, że to nie choroba? Rzym znany jest ze swoich… jakby to powiedzieć… trudnych warunków do życia.
- No niby, ale wiesz pani, Borgiowie … - widać było, że mężczyzna nie wie, co powiedzieć. Wszyscy jednak orientowali się, jak Borgiowie usuwali niechętnych sobie oponentów. -
Krążą słuchy, że podobno paść ofiarą miał jakiś kardynał, ale ktoś pomylił kielichy - wyszeptał wreszcie. Zaś Michelotto dba o księcia, a jakże, musi, tylko książę stanowi dlań opiekę. Wielu cieszyłoby się, gdyby mogli się pozbyć tego łajdaka … znaczy dzielnego oficera - wymruczał Gonzaga wpatrzony w palce Agnese. Gdyby kobieta spojrzała pod stół, mogłaby bez problemu dostrzec wypukłość na jego spodniach, wyraźnie zaznaczająca się oraz coraz mocniejsza.
-
Ach, proszę się nie krępować. Wszyscy wiemy, że Michelotto ma trudny charakter. - To było stanowczo niedopowiedzenie. Agnese podniosła wzrok na mężczyznę uśmiechając się rozbrajająco. -
Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby chcieć zabić kardynała. Toż to osoby najbliższe Bogu… szczególnie teraz gdy papież zmarł.
- Ee, to było przed jego śmiercią. Podobno właśnie na polecenie papieża, jeśli ktoś wierzy oczywiście. Tak czy siak kardynał nie żyje, papież nie żyje, zaś Cesare jest bardzo chory - odetchnął plotąc rzeczy, które nigdy nie opuściłyby jego ust przy innej sytuacji. -
Pozwól mi zakosztować twych warg, signora - wyszeptał pożądliwie.
Wampirzyca przysunęła swoją twarz, tak że ich usta niemal się spotkały.
-
Który kardynał nie żyje?
- Kardynał Castelli - wyszeptał mężczyzna nazwisko znanego przeciwnika Borgiów. -
Och signora - wyszeptał nie mogąc już wytrzymać tego napięcia wręcz bolesnego. Widać potęga Prezencji zadziałała na niego z maksymalną mocą. -
Jesteś najpiękniejszą z pięknych. Pragnę tylko ciebie, wyjdź za mnie - padł przed nią na kolana strącając wino ze stołu. Wpatrywał się przy tym w jej oblicze, niczym wierny piesek. Przy okazji zapominając, że już jest żonaty z Izabelą d’Este.
Wampirzyca wstała i chwyciła jego twarz w swoje dłonie. Delikatnie gładziła policzki mężczyzny. On zaś usiłował schwytać ustami jej paluszki i ssać je.
-
Mój Francesco, lepiej będzie dla naszej dwójki jeśli skonsumujemy się bez takich przysiąg. - Agnese sięgnęła do stołu i zdjęła z niego jedwabną serwetę. Jednocześnie pozwoliła by jej druga dłoń dotknęła ust mężczyzny. -
Mam jednak warunek, zasłonię ci oczy. - Spojrzała na niego pytająco.
Czy był zawiedziony odmową, któż wie. Ale skoro chciała mu się oddać … wszystko było dobrze, och jak bardzo dobrze.
-
Ach, tylko tyle? - uniósł się dumą, niczym drapieżny sokół. -
Dla ciebie zabiję każdego, zaleję krwią Italską ziemię, jeśli zechcesz udzielić mi swych łask - widać było, że facet jest doprowadzony do obłędu. Drżał, płonął ogniem pożądania, chciał schrupać ją, niczym jagnię. -
Wolałbym patrzeć na twe ciało, lecz jeśli chcesz zawiązać mi oczy, wiąż. Jestem twój, zawsze, niczym szaleniec spragniony cudownego zdroju - poderwał się zrywając długą, ciemnozieloną chustkę. -
Proszę - podał jej -
wiąż, bowiem pragnę cię niczym Samson Dalilę.
Wampirzyca uśmiechnęła się. Nachyliła się i pocałowała mężczyznę. Podczas tego długiego i namiętnego pocałunku zawiązała mu oczy. Jego usta pulsowały. Śmiertelni byli tacy cudowni, tacy pełni krwi. Gdy zacisnęła pewnie supeł z tyłu jego głowy, odsunęła się.
-
Rozbierz się. - Jej szept dotarł do mężczyzny z większej odległości. Sama sięgnęła do sprzączek swej sukni i rozpięła je. Nie była ubrana w pełen dworski strój, bo po wszystkich urazach, ciężko byłoby się jej przebierać. I tak pod grubą, ciężko haftowaną suknią miała jedynie halkę.
Mężczyzna napalony do szpiku kości. Pomimo związanych oczu poradził sobie ze szpadą. Zdjął przez ramię zdobiony rubinami pendent i odrzucił go na bok. Broń z chrzęstem uderzyła o ziemię dalej potem zaś poszły buty. Tu trochę gorzej. Ściągając lewy stanął na jednej nodze i mało się nie wywalił, co wyglądało nieco groteskowo. Udało jednak mu się podeprzeć krzesłem. But poleciał, zaraz za nim drugi. Później zaczął rozpinać haftki bordowego kubraka. Miał szczęście, że męski strój nie jest tak bardzo skomplikowany, jak kobiece kreacje.
-
Jeszcze nigdy nikt signora nie zaproponował mi takich łowów – powiedział cicho, ale jego głos był przesiąknięty napięciem. Gonzaga zrzucał z siebie koronkową koszulę, aksamitne spodnie do pół kolan, rozwiązał wreszcie pończochy śpiesząc się, jakby goniło go stado koni. To ostatnie trochę nie wyszło, poplątał sznurki pończoch, ale rozerwał je odrzucając. Wreszcie pozostał w samych pantalonach, eleganckich, białych, jedwabnych, które zdradzały największe napięcie. Jego penis wypychał materiał męskich majtek niczym kij podpierający namiot. Kijaszek ten wszakże ciągle drżał, unosił się, to opadał zmagając się z kawałkiem materii. Szybko rozwiązał sznurek i ściągnął pludry pozostając kompletnie nago. Rzeczywiście był okazałym mężczyzną, bardzo twardym. Stosunkowo wysokiego wzrostu, miał szeroką klatę, niezwykle owłosioną. Zresztą całe jego ciało składało się z mnóstwa włosów, szczególnie pierś, podbrzusze i nieco krzywe nogi, znak częstego siedzenia na koniu. Jego męskość unosiła się niczym kolejna kończyna. Nie była może specjalnie okazała, ale też nie jakaś wstydliwie mała. Była trochę ciemniejsza, bardziej śniada, niż reszta jego jasnego ciała, z wyraźnie zaznaczonymi sinymi szlakami żył. Teraz naprężona, ozdobiona czerwonym czubem, na którego szczycie można było dostrzec kilka jasnych kropli męskiego soku, czekała na swoją okazję. Uśmiechał się, wyciągał dłonie nie wiedząc gdzie jest jego najwspanialsza pani.