Berthold poszedł za nadbudówkę, aby podczas przemiany w zwierzę nie mieć zbyt wielu widzów. Kapitan był co prawda powiadomiony, ale zabobon drzemał głęboko w duszach prostego ludu i nie wiadomo jak zachowaliby się marynarze, gdyby magister dokonał transformacji na ich oczach. A tak za nadbudówkę wszedł brodaty człowiek, a wyleciał w górę dorodny, połyskujący czernią piór kruk, który nastychmiast poleciał w górę potoku.
Przeleciał około mili, czyli tyle ile, zgodnie z tym co wspominał urzędnik, mogły przepłynąć poszukiwane statki. Bagnisko się skończyło i brzegi strumienia porośnięte były na przemian młodym lasem i podmokłymi łąkami. Żadnej łodzi nie było widać w zasięgu wzroku kruka, a biorąc pod uwagę wysokość na jakiej się znajdował Berthold, było to całkiem sporo. Nie zauważywszy nic podejrzanego, czarodziej wrócił na czekającą na niego łódź, wrócił do swojej ludzkiej postaci i wyszedł zza nadbudówki, przeciągając się. Poinformował pozostałych łowców o wynikach obserwacji i popłynęli dalej w górę rzeki.
Na wodzie spędzili jeszcze kilka godzin i popołudniem zostali poinformowani przez szypra, że zbliżają się do kresu podróży. W zakolu rzeki, w nurt wody wbijały się dwa mola. Na brzegu, otoczona palisadą znajdowała się złożona z kilkunastu drewnianych budynków faktoria Furgenstahl. Przy podeście zacumowane było kilka łodzi i niewielkich statków, a wśród nich galar i dwie małe barki, wokół których krzątali się ludzie.