Marwald był zaskoczony zachowaniem ludzi, chciał tego, ale nie wiedział czy może aż tyle oczekiwać.
Wszyscy byli na kolanach, wszyscy z wyjątkiem trucizny tłumu.
Dla śmieciarza cała sytuacja trwała znacznie dłużej. Dzielił się na to co wszyscy widzieli, ale i to to widział tylko on.
Cytat:
“Cesarz uśmiechnął się ponownie, jego słowa ponownie odbiły się od ścian i rozniosło się echo. - Chodź, pokażę ci coś, to wtedy może ci się rozjaśni, po trzykroć nawet.
Marwald ponownie spojrzał na ścianę, nie było w nim obrazu, a było w nim lustro. “
|
Otrząsnął się ze wizji, wspomnienia, które teraz nabrało całkiem nowego znaczenia i zaczął:
- Ja jako wyższy sługa muszę wziąć sprawy w moje ręce. Bracia, wstańcie, kochani. Nie wasza w tym wina, ale już o tym zacząłem przed pożarem. Mówiłem wtedy o złu wśród nas. - Jeśli więc wiecie o mnie i niemal każdy się ukłonił, dlaczego nie zrobił tego ten co powinien wierzyć najbardziej? - zapytał tłumu, zwracając uwagę na kapłana, który stał zaskoczony obrotem całej sytuacji.
- Bracia czy możecie ich pojmać związać, nie chciałbym aby komukolwiek z nas zrobili krzywdę, a gdy tak stoją są zagrożeniem.
Ludzie powoli powstali, ich wzrok padł na kapłanie i jego czterech ludziach, którzy stali obok niego. Jako jedyni stali, nie ukazując godnego szacunku dla sytuacja jaka miałą w tej chwili miejce. Ludzie zareagowali szybko, łapiąc pięciu mężczyzn i związując.
Marwald obrócił się do osoby, która była pochylona tuż przy nim:
- Czy możesz ściągnąć to z mych rąk? Byłbym bardzo Ci wdzięczny.
Mężczyzna powoli uniósł głowę i wyciągnął sztylet przecinając nim więzy.
- Dziękuję bracie.
Mężczyzna wydawało się jak gdyby chciał coś powiedzieć, zaczynało brzmieć jak prze…
- Nie bracie, tak miało być, to nie Twoja wina, nie musisz nic mówić. Pozwól, że pożycze to. - wziął nóż
Śmieciarz skierował się w kierunku bartnika. Idąc zaczął wypowiadać zaklęcie unoszenia się w powietrzu, chciał ludzi jak najbardziej przekonać do siebie i do tego, że jest tym za kogo go mają. Gdy czar wyszedł postanowił nie od razu oderwać się całkowicie od ziemi lecz po chwili, po rozmowie z bartnikiem. Jego towarzysz był w nienajlepszym stanie, a tak wiele było jeszcze do zrobienia. Marwald nie chciał aby inni wiedzieli, że ten już w tym momencie unosi się nad ziemią tych kilka centymetrów.
Stojąc już przy bartniku pochylił się i zaczął:
- Przyjacielu, jak się trzymasz ? Rzuty
7
10