Mężczyzna, który zaprzątał przynajmniej częściowo głowy co najmniej trójki nie śpiących osób, podrapał się przez sen po brodzie i przewrócił na bok. Jego sen ciężko było zakłócić, o ile nie działo się coś podejrzanego. Dzień wcześniej zastanawiał się, czemu akurat on miał być przyzwoitką księżniczki, ale skoro znał nieco Bontar, zwykle był w stanie działać lepiej niż nieduży oddział gwardii. Na szczęście nigdy nie był zbyt dobry w dworskiej etykiecie i lokalnych gierkach, głównie dlatego że się tym nie przejmował, więc nie musiał rozmyślać o wszystkich implikacjach czy niuansach takiego a nie innego orszaku.
Gdy się wreszcie zwlókł, było nieco po świcie, to i tak była całkiem późnawa pora dla niego ostatnimi czasy. Mimo że inni mogli ją uznawać za nieprzyzwoitą. Część służby i tak już się krzątała. Przeciągnął się z trzaskiem mięśni i spróbował doprowadzić do porządku swoją czuprynę i brodę za pomocą miski zimnej wody i grzebienia. Mógłby się spodziewać, że w tym wieku kości zaczną go powoli łupać nie tylko od spania na gołej ziemi, ale zdawało się, że starość mu w najbliższym czasie nie groziła, prędzej śmierć z głupoty, ale to starał się eliminować z codzienności. Ogrody Tahary były może śliczne, ale jakoś nie paliło mu się do ponownej wizyty.
W miarę przygotowany, włącznie ze świeżą koszulą na grzbiecie, ruszył wreszcie na śniadanie. Jego kiszki donośnym marszem oznajmiały że najwyższa pora i miały do niego pretensje że tyle się zbierał. Pałace i zamki miały jeszcze jedną dobrą rzecz według niego, zazwyczaj całkiem dobrych kucharzy pod ręką i na każde zawołanie. Z wilczym uśmiechem wparadował do sali i zajął miejsce.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |