Santiago przeczuwał kłopoty, jednak postanowił grać rolę nieświadomego podróżnika z dalekich stron nie mającego nic wspólnego ze schizmą w kościele Sigmara - o ile Ósmy Teogonista nie był po prostu jakąś sektą czerpiącą z doktryn głównego kultu Imperium.
Pytany o nocne harce duchów powiedział tyle, ile widział, a że widział niewiele, to dużo tego nie było. Sugerował również, że mogło być to wytworem wyobraźni zmęczonej trudami przeprawy przez las i pobudzonej intrygującym, acz zapewne zupełnie naturalnym zjawiskiem, czyli mgłą.
O swoim udziale w dwukrotnym pokonaniu upiora nie mówił, bo i po cóż zwracać uwagę kapitana na swoją skromną osobę. A nuż uzna go za mocnego w mieczu i zbytnio na oku miał będzie, gdyby przyszło co do czego? Lepiej sprawiać wrażenie nieszkodliwego i, jako nietutejszy, zupełnie niekumatego w tych religijnych zawijasach.
Ciekawy był również, czy po spisaniu ich relacji z wyprawy zostaną puszczeni wolno, czy jednak gościna opata rozpoczęta od nieudolnie maskowanych gróźb kapitana, nie skończy się czasem jakimiś mało przyjemnymi ćwiczeniami. Z przerwami na zebranie myśli w loszku.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |