Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2017, 00:57   #25
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ella i Tytus

Crastinus schylił się, by ponownie zbadać krwawy odcisk dłoni. Wysokie, szerokie wrota zadygotały i odskoczyły na zewnątrz, uderzając go prosto w nos.
Hej, co tu się dzieje? – rozbrzmiał czyjś głos z wnętrza sklepu. – Jeszcze jeden włóczęga śpiący pod mymi drzwiami? Każę cię obić! Wynoś się i daj mi otworzyć!
Drzwi znów zadygotały. Zablokowane kucającym Crastinusem.
Marcus wyskoczył w górę, niczym pierzchający przed myśliwymi zając. Nie zamierzał jednak odpuścić, ktokolwiek stał po drugiej stronie drzwi. Jedną ręką złapał się za pulsujący bólem nos, a drugą chwycił skraj wierzeji i otworzył je na oścież. Szykował się już by uderzyć krótko prawą pięścią, ale w ostatniej chwili powstrzymały go słowa Tytusa.
- Nie jesteśmy włóczęgami, szanowny panie, ale obywatelami Rzymu, którzy mają tutaj swoje sprawy i jeśli byłby jakikolwiek chętny do pomocy, lub wyjaśnień, to być może opłacałoby się to mu - zaczął Tytus. Szczerze powiadając Vasko coraz bardziej był przekonany, że trzeba ruszyć obronę inaczej. Trochę wątpił, że znajdą zabójcę, ale obronić syna dałoby się po prostu sprawiając, iż upadnie oskarżenie. Wiadomo było, że sam syn spędził czas na wsi, więc na pewno osobiście nie dokonał takiego okropnego czynu. Miał świadków. Oskarżenie mogło dotyczyć więc jedynie wynajęcia ludzi. Jakim jednak cudem można coś takiego udowodnić? Ano wyłącznie, jeśli ktoś zezna, że widział, jak mordercy są przekupywani, lub oczywiście mordercy przyznają się wskazując na syna, jako sprawcę. Wystarczyłoby znaleźć kilka osób, które zeznają, że człowiek ten w tym czasie był absolutnie gdzie indziej. Chyba jednak, że przekupione przez przeciwników będą osoby stojące na stanowiskach pretora. Jednak sprawa wydaje się nie tak oczywista. Najlepiej byłoby znaleźć jakieś wątki, które przynajmniej zasugerują innego kogoś. Może obietnica kilku sesterców skusi kogoś do przekazania istotnych informacji.
W krótkiej chwili Crastinus ochłonął nieco i choć nos nadal bolał postanowił nie karać stojącej w progu osoby. Zamiast tego postanowił pociągnąć temat rozpoczęty przez Vasco.
-Mieszkacie tutaj, prawda? Pracujecie też? Pewnie dużo widzicie i wiecie o okolicy? Chcemy zadać tylko kilka pytań. A jak wspomniał mój przyjaciel, możemy się odwdzięczyć.

Marcus stanął w pewnej odległości od pozostałej dwójki uważnie obserwując okolicę. Nie podobał się mu służalczy ton, jaki wobec tego gbura przyjęła pozostała dwójka. Rozumiał dlaczego stwierdzili, że takie zachowanie będzie najlepsze, choć temu człowiekowi należał się raczej kij, niż nagroda. Aquila wyprostował się pozwalając pozostałej dwójce mówić. Jeżeli człowiek ten okaże się oporny, to wtedy wkroczy z metaforycznym “kijem”.
Gdy Crastinus z impetem otworzył drzwi jego oczom ukazał się pomarszczony staruszek, który na widok pięści mężczyzny cofnął się przestraszony.
Ach, to nie włóczędzy. – wymamrotał właściciel, przyglądając się intruzom od stóp do głów – Przepraszam. – mruknął, ale w jego głosie nie było śladu skruchy ani przyjaznego tonu.
- To mój sklep i jest nim, odkąd umarł mój ojciec, co zdarzyło się zapewne przed twoim przyjściem na świat. A przed nim należał do jego ojca. – Zmrużył oczy i popatrzył w jasne niebo, po czym potrząsnął głową, jakby poczuł odrazę do światła dnia i pokuśtykał z powrotem do sklepu.
- Co to za jedni! Klienci! Mówiłam Ci żebyś wcześniej otworzył, ale nie on otwiera kiedy jest gotów! – zakrzyknął ktoś zza lady na końcu pomieszczenia. W długiej izbie panował półmrok i po ostrym, świetle na zewnątrz trzeba było wytężyć wzrok, by dojrzeć cokolwiek. – Kiedy on jest gotów, powiada! Jest gotów, kiedy wreszcie uda mi się wyrzucić go z łoża i ubrać! Kiedy ja jestem gotowa, powinien powiedzieć. Któregoś dnia nie wstanę, tylko będę się wylegiwać jak on. I gdzie wtedy będziemy?
– Starucho, zamknij się
! – krzyknął sklepikarz, potykając się o niski stół. Stojący na nim kosz przewrócił się i po podłodze rozsypały się suszone oliwki.
Przez twarz Crastinusa przeszedł delikatny uśmiech, którym skwitował kłótnię staruszków. Zaraz też ściągnął usta i z poważną miną postąpił kilka kroków za zrzędzącym sklepikarzem.
-Hej, obywatelu! Może pomogę ci zebrać te oliwki, a ty w tym czasie przyniesiesz coś do picia dla mnie i moich towarzyszy? Gorąco dzisiaj jak w kuźniach Wulkana, to się człowiek poci cholernie!- weteran sięgnął do pasa, rozsupłując skórzany mieszek z kilkoma monetami z brązu.
 
Kelly jest offline