Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2017, 06:21   #3
BloodyMarry
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Orryn nie mógł wprost uwierzyć w to co widział. Las w tym piekielnym miejscu wydawał się senną marą. Drzewa, w dodatku owocowe nie miały prawa rosnąć w takiej temperaturze. Ale rosły, a na ich gałęziach uginały się najdziwniejsze owoce, jakie gnom kiedykolwiek widział.

- Anlafie, jesteś genialny! - powiedział głośno czarodziej, przejęty możliwością wyczarowania dżungli pośrodku tego gorącego piekła.

- Trzeba zebrać tyle wody ile się da. Nie od rzeczy byłoby spróbować owoców. Może są jadalne?

- Najwyraźniej bogowie jednak wciąż nam sprzyjają - Rashad spojrzał z pewnym sceptycyzmem na Elcadię, która ukrywała coś przed nimi, ale jej pomoc była użyteczna. Sam został wychowany w kulcie okrutnego Pana Wodnej Śmierci, państwowej religii Viridistanu, ale nie wykraczał poza pozory pobożności ani też nie dołączył jak Amira do herezji mycrańskiej. Było tak wielu bogów, że bezpieczniej było szanować wszystkich bo gniew potrafili wywrzeć straszliwy, lecz miał wrażenie, że śmiertelnicy są dla nich jeno zabawkami, po prawdziwą potęgę trzeba było sięgnąć samemu, ileż było historii o śmiertelnikach którzy sami po boskość sięgali?

- W takim miejscu jakoś nie wierzę w prezenty, które wydają się zbyt piękne żeby były prawdziwe, takie schronienie na pewno przyciąga wiele istot, bądźmy czujni… - nagle Rashad prawie potknął się o jakiś przedmiot, którym okazała się być prymitywnie wykonana gliniana fiolka z jakimś dziwnym czarnym płynem, który wywierał niepokojące wrażenie. Pokazał go Orrynowi w celu wspólnego zbadania, wyglądało to jak krew jakiegoś magicznego stworzenia.

Elcadia zauważywszy dziwną fiolkę z zainteresowaniem podeszła do dwójki mężczyzn. Nie wiedziała czym jest czarny płyn w tajemniczym naczyniu, ale wydał jej się niepokojący. - Mądry panie - zwróciła się z szacunkiem do gnoma - Wiesz może czym jest ten… ten dziwny płyn?

Orryn pokraśniał zadowolony, że ta młoda i ładna kobieta doceniła jego wiedzę i umiejętności, poprawił swoje gogle na nosie i zwyczajowo przesunął szkło powiększające na oko, badając dziwny płyn. Przechylając fiolkę sprawdzał, jak ścieka po ściankach, gęsta niczym maź. Zapach przypominał nieco eter - energię magiczną tworzącą większość magicznych efektów. Konsystencja zaś…

-To krew demona - Orryn starał sobie przypomnieć, do czego takie substancje mogły być użyte. Znalazłby pewnie kilka mocnych, magicznych mikstur. Picie na surowo nie było najmądrzejsze, choć uzyskiwało się pewne moce. - Rzadki składnik alchemiczny. Nie poleca się tego pić….ale jak przypili…

Na słowa Orryna Aasimarka zesztywniała. - Wyrzućcie to… - powiedziała - to nie przyniesie nam nic dobrego…

- Rozumiem twoje obawy pani, ale taki przedmiot może być użyteczny, jak wspomniał Orryn, jako składnik mikstur i zaklęć, bądźmy ostrożni lecz nie wyrzucajmy. - Rashad patrzył się na mroczną ciecz z fascynacją.

- Skoro tak uważacie… - kobieta patrzyła na fiolkę z czarną cieczą z odrazą - ale mówię wam, będziemy żałować, że się tego nie pozbyliśmy - zastanawiała się jak świeża jest owa krew, na samą myśl, że demony, które tak jak ona poszukują fragmentów berła, mogą być gdzieś blisko przeszedł ją dreszcz.

- Dlaczego trzeba to wyrzucić? - Orryn nie odrzucał nigdy rady, choć znaleziona substancja mogła być niewątpliwie przydatna. Może kapłanka miała jakąś wiedzę na temat dziwnego znaleziska.

- Po prostu mam dziwne przeczucie, że nie przyniesie to nic dobrego. Skoro znaleźliśmy krew demona, to skąd wiadomo, że nie znajdziemy i jego, albo co gorsza on nas… - odpowiedziała Elcadia. Nie chciała dodawać, że ma ze sobą przedmiot, który demony chcą znaleźć, przynajmniej jeszcze nie teraz.

Czarodziej, nieprzekonany słowami kapłanki zmarszczył brew, wzruszył ramionami, po czym rozłożył wszystkie potrzebne utensylia do rytuału wykrywania magii. Wzmocnione magią zmysły szybko wychwyciły magiczną aurę przedmiotów niesionych przez awanturników. Schował do kieszeni butelkę z demoniczną krwią i zainteresował się magią bijącą od ozdoby na szyi arystokratki. - Ciekawy amulet czarodziejko - Orryn popatrzył na Amirę przez swoje powiększające szkło.

Amira bez słowa podała mu amulet.

- Same z nim tylko kłopoty - powiedziała.

Orryn zaczął oględziny amuletu, starając się zidentyfikować wpierw wszelkie inskrypcje lub zdobienia, które mogłyby powiedzieć mu coś więcej o pochodzeniu przedmiotu. Następnie odprawił nad nim prosty rytuał poznania, próbując wysondować przedmiot magią.

- Ciekawe… - Orryn oddał kobiecie jej przedmiot.

- Jeśli znasz siebie i swojego wroga, nie musisz się obawiać tego co przyniosą nadchodzące bitwy. Jeśli zaś nie znasz swego wroga, na każde twe zwycięstwo przypadnie także porażka. Nie popadajmy w skrajną paranoję, pozwólmy Orrynowi zbadać krew - powiedział Mawashii, aż się trząsł na samą myśl możliwości przeanalizowania zawartości fiolki. Jeśli im się poszczęści, może będą mieli nawet możliwość zbadać demona?

- Mówisz dość mądrze Mawashii - odparła aasimarka. - Jednak ostrożności nigdy za wiele, widzia… czytałam do czego są zdolne - mówiąc starała nie krzywić się od zapachu mnicha.

- Demony to niezwykle niebezpieczny przeciwnik, lecz my też przecież bezbronni nie jesteśmy - Rashad pogładził rękojeść swojego rapiera z drapieżnym uśmiechem. - Z kapłanką światłości, której powołaniem jest walka z pomiotem Otchłani, nie musimy chyba trząść się ze strachu, czyż nie Elcadio? - Zastanawiał się jaką mocą może dysponować ta młoda kapłanka, najwyraźniej demony wzbudzały w niej lęk.

Dziewczynę zaczęło męczyć ukrywanie swej tajemnicy, prędzej czy później ta grupa odkryje co ukrywa. - A co jeśli, tak teoretycznie… One mogą chcieć mnie znaleźć? - dziewczyna spojrzała na Rashada.

Mawashii wreszcie oderwał swój wzrok od fiolki i zaczął gapić się na Elcadię. Przez jego umysł przemknęło w jednej chwili tysiące myśli. Większość wahała się pomiędzy “Będą z tego kłopoty”, a “Świetnie! Zastawimy pułapkę na demona!”.

- Instynkt jednak mnie nie zawiódł - mnich zbliżył się na odległość kilkudziesięciu centymetrów do Elcadii. - Czym ty w sumie jesteś? Jasna skóra, wysoka, ale charakterystycznych uszu brak… Ciekawa mieszanka krwi ludzkiej i elfiej w najlepszym przypadku. Hm… Co wiesz o tych, którzy cię “mogą” ścigać?

Dziewczyna zagryzła wargę i zaczęła przeszukiwać swoje rzeczy. Po chwili wyciągnęła fragment Siedmioczęsciowego Berła. - Wiem o nich tyle, że szukają tego… i pozostałych jego części. I owszem masz rację, nie jestem człowiekiem, ani elfem, ani nawet pół-elfem. Jestem aasimarem. W połowie jestem człowiekiem… a w połowie aniołem. Zostałam wysłana przez Wietrznych Książąt z Aaqa wraz z moimi towarzyszami w celu odnalezienia fragmentów Siedmioczęściowego Berła zanim zrobią to słudzy Chaosu. Ten fragment znaleźliśmy na wyspie z której Sfinks zesłał nas tutaj. Kiedy biegłam w waszą stronę uciekałam z częścią berła, a moi towarzysze… - łzy napłynęły dziewczynie do oczu - poświęcili się dla sprawy… Dlatego muszę dotrzeć do Planu Żywiołu Powietrza, muszę oddać ten fragment w bezpieczne ręce. A potem szukać następnych, dokończyć to za co moi towarzysze i mój ojciec poświęcili swe życia! - ciągnęła dalej, a po jej twarzy ciekły łzy. - Zrozumcie, nie mogłam wam od razu powiedzieć, nie wiedziałam czy mogę wam ufać… Dalej nie wiem, ale nie dam rady już tego ukrywać. Prędzej czy później, samo by się wydało. - Aasimarka schowała fragment berła z powrotem do swych rzeczy.

Kiedy dziewczyna zaczęła opowiadać o ścigających ją demonach, Rashad zmarszczył brwi, jego spojrzenie które spoczęło na dziewczynie było kalkulujące, gdy ta kontynuując opowieść zalała się łzami, jego wyraz twarzy nieco się rozpogodził. Podał jej liść by mogła oczyścić twarz z łez.

- Dziękuje za zaufanie anielska córo, na pewno nie jesteśmy przyjaciółmi demonów a pewnie Plan Powietrza w tej sytuacji byłby dla nas bardziej gościnny niż Ognia, zakładam że szlachetni Wietrzni Książęta okazali by łaskawość dla tych którzy wspomagali ciebie w tej misji?

Elcadia wzięła liść oferowany przez mężczyznę i otarła łzy: - Dziękuję Rashadzie, jeśli chodzi o łaskę moich zwierzchników to jestem pewna, że za pomoc okazali by wam swą wdzięczność. Odnalezienie i zabezpieczenie Berła jest dla nich najważniejsze. - rozejrzała się po reszcie towarzyszy - Przepraszam, że na początku usiłowałam was oszukać, fakt, faktem i tak nie daliście się nabrać, ale i tak szczerze przepraszam. - Z jednej strony dziewczyna nie wiedziała, czy dobrze zrobiła wyjawiając im całą prawdę, ale z drugiej poczuła ogromną ulgę.

- Nie masz powodu przepraszać, łzy nie przystoją twoim pięknym licom. W takim razie moglibyśmy spróbować odnaleźć drogę na Plan Powietrza, czy masz może jakiś sposób na skontaktowanie się z Wietrznymi Książętami? I czy wiesz coś więcej o tych demonach, które mogą polować na fragment berła, właściwie to czy mógłbym na nie spojrzeć? Chcemy ci pomóc, Elcadio. - Powiedział z emanującym pewnością siebie uśmiechem, patrząc kapłance głęboko w oczy, żałował, że jest znacznie wyższa od niego.

Twarz kapłanki oblała się rumieńcem, dziewczyna nie przywykła do bycia nazywaną piękną, wśród anielic w Celestii była uznawana za wręcz przeciętną. Przez chwilę wahała się z podaniem Rashadowi fragmentu berła, jednak po chwili przełamała się i podała mężczyźnie artefakt. - Tylko ostrożnie… - powiedziała wyciągając dłoń w kierunku magicznego przedmiotu trzymanego przez mężczyznę. Bała się, że ten może go upuścić bądź uszkodzić.

Rashad ostrożnie wziął do ręki fragment berła, jego palce dotykały go niemal pieszczotliwie. Nie udało mu się odnaleźć na Wyspie miecza zwanego Spragnionym ani innych artefaktów Tlan, a tutaj nagle pojawiło się to… - Fascynujące, powiadasz, że to tylko jedna z siedmiu części niezwykle potężnego artefaktu? Czy pojedyncza część ma moc samą w sobie?

Anlaf nie potrafił ukryć swojego zaskoczenia. Patrzył na dżunglę z szeroko otwartymi oczyma. - A ja myślałem, że to tamta wyspa obfituje w niespodzianki. - Powiedział bardziej do siebie niż do towarzyszy. - Katon miałby niezłą zabawę - dodał zwracając się do Mawashiego. - Albo ktoś wpompował w tą roślinność potężną magię, albo to naprawdę szczególne gatunki. Ha! Jak wrócę kiedyś do gaju to opowiem o tym paru starym znajomym. Coś takiego w samym środku domeny ognia... Nie uwierzą mi!

Elcadia zrobiła w kierunku Rashada gest dłonią pokazujący by ten oddał jej już fragment berła, po czym dodała - Tak, jest to tylko jedna z siedmiu części. Każda ma inne właściwości i każda w nieodpowiednich rękach może być niebezpieczna, już nie mówiąc o tym gdyby ktoś nieodpowiedni dostał w swe ręce całość. - dziewczyna powtórzyła wcześniejszy gest - Ekhem… możesz mi już oddać ten artefakt. Co do demonów to dużo by opowiadać. Póki co mogę powiedzieć, że ten który szukał berła na tamtej wyspie to lycosidilith, który podszywał się pod pewnego czarodzieja… czekaj jak mu było? Blackwood? - powiedziała pytając jakby sama siebie.

Amira na dźwięk tego nazwiska podniosła głowę gwałtownym ruchem.
- Podszywał się pod czarodzieja? Mogłabyś powiedzieć nam coś bliżej na ten temat?

- Z tego co wiem, to wyciągnął on od czarodzieja potrzebne mu informację, po czym go zabił i podszył się pod niego. W ten sposób na jakimś statku dostał się na tamtą wyspę poszukując części berła. - wyjaśniła kapłanka. - Mam nadzieję, że nie dostał się tutaj, tak jak my… - mówiąc to miała nadzieję, że jej nowi towarzysze okażą się godni zaufania jakim ich obdarzyła i że dzieląc się z nimi tymi wszystkimi informacjami nie popełnia olbrzymiego błędu.

- Bathasard był potężnym czarodziejem, mającym wielką wiedzę o sferach, był też naszym przewodnikiem w tej wyprawie, ale przy pierwszych problemach pozostawił nas w dżungli… czyżby od początku naszej wyprawy nie żył i podszywał się pod niego ten czart? - Rashad osłupiał słysząc te informacje, zastygł w ponurej zadumie pozwalając Elcadii wziąć od niego fragment berła.

- Znałem go - dodał Orryn. - Mistrz przywoływań. Obstawiam, że przywołał demona, stracił nad nim kontrolę i został zabity - wzruszył ramionami.

- Niestety to bardzo prawdopodobne - stwierdziła aasimarka, chowając zwrócony przez Rashada fragment do swoich rzeczy - a czego wy szukaliście na tamtej paskudnej wyspie? - dziewczyna zdecydowała się urwać temat berła i demonów. - Trochę mało przyjemne miejsce na tropikalne wakacje, czyż nie? - dziewczyna zaśmiała się.

- Nie na wakacje przybyliśmy, tylko na poszukiwanie skarbów utraconego Tlan, by odzyskać dziedzictwo które mnie i Amirze odebrano… szukaliśmy przede wszystkim Spragnionego, legendarnego miecza króla dawnego Tlan, Tecutli-Lelem-Meyela. Natomiast Anlaf i Mawashii należeli do załogi Bellit, niesławnej piratki, też wedle mojej wiedzy skarbów szukali.

- Imię legendarnego Tecutli-Lelem-Meyela jest mi znane, w jego grobowcu wraz z moimi towarzyszami odnaleźliśmy fragment berła - odparła kapłanka lustrując szybko wzrokiem mnicha i druida, na wzmiankę o piratach zaczęła się poważnie zastanawiać czy faktycznie zrobiła dobrze pokazując im część Siedmioczęściowego Berła.

- Jeśli byłaś w samym grobowcu, nie rzuciła ci się w oczy pewna machina…..urządzenie….w każdym razie coś wyglądające na coś takiego… - Orryn wyciągnął z torby swoją mapę, pokazując szkic na jej marginesie.

- Niestety, nie miałam okazji widzieć tego urządzenia - kapłanka wzruszyła ramionami, po czym zwróciła się z powrotem do Rashada - Żadnego miecza także w grobowcu nie było.

- Może to i lepiej - odezwał się mnich, który miał najwidoczniej urazę do przeklętej broni - Po opowieściach można było się tylko domyślać, jaką przerażającą moc miał w sobie skrytą.

Mawashii w zamyśleniu kontemplował nad zaistniałą sytuacją:

- Hm… Aasimar… tak, to by miało sens. Powiadasz więc Elcadio, iż jesteś kapłanką. Czy moc jaką obdarza cię Mitra, pozwala ci zdejmować uroki lub inne, równie nieprzyjemne… efekty? Widzisz, nawet kąpiel nie jest w stanie usunąć zapachu pewnej substancji, z którą miałem przez przypadek okazję wejść w kontakt. Żałuję jednak, że nie zebrałem jej próbki. Mogłaby się przydać Orrynowi, ale nie sądziłem jeszcze wtedy, że ma takie silne działanie…

- Znam jedno zaklęcie, które powinno pomóc, poczekaj chwilę - kapłanka zaczęła recytować zaklęcie mające pozbyć się nieprzyjemnie pachnącego uroku, dręczącego mnicha i nozdrza wszystkich jego towarzyszy. Smród znikł.

Minerva przysłuchiwała się wszystkim rozmowom starając się, mimo wszechogarniającego upału przyswoić wszystkie nowe informacje. Przyglądała się też w milczeniu swoim dłoniom i zbierała myśli. W końcu, złożyła palce na strunach i zaczęła z chicha nucić melodię. Wysuszona skóra jednak nie odmłodniała, nie zniknęła ani jedna zmarszczka.

Amira spojrzała na pół-anielicę zdejmując z szyi medalion:

- Odkąd założyłam ten medalion dotknęła mnie pewna przypadłość, czy mogłabyś robić dla mnie to samo co dla Mawashiiego? - to mówiąc skłoniła się delikatnie.

Elcadia uśmiechnęła się do Amiry - Zrobię co w mojej mocy - odstąpiła od mnicha i podeszła bliżej szlachcianki w celu pozbycia się jej dolegliwości. Słowa modlitwy przerwały niewidzialną więź, jaka łączyła zaklinaczkę z przeklętym amuletem. Amira poczuła się jak feniks powstający z popiołów. Amira w podziękowaniu ofiarowała Elcadii najpiękniejszy ze swoich uśmiechów, po czym powiedziała cichym głosem:

- Jestem twoją dłużniczką, a Al-Maalthirowie zawsze spłacają swe długi.

 

Ostatnio edytowane przez BloodyMarry : 20-02-2017 o 07:19.
BloodyMarry jest offline