Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2017, 15:34   #25
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
28 sierpnia 1503


Orszak signory Contarini wjechał do Rzymu późnym wieczorem. Obserwowały go liczne spojrzenia. To był Rzym. Bogate dzielnice, wręcz kapiące szlachetnym metalem brzęczącym po sakiewkach oraz ubogie, cuchnące niczym pomyje. Takie właśnie było miasto, które skupiało wewnątrz siebie rzeczy piękne, ale znaczną ich część przykrywała warstwa brudu. Patyny stuleci, ale też ohydztwa moralnego, wreszcie czystej głupoty. Wszystkim rządziły koterie wielkich rodów oraz dostojników kościelnych. Moralnością przejmowali się niezwykle mało, mając wiele dzieci, kochanek, nałożnic. Reszta naśladowała zresztą swoich przywódców. Bywali nawet tacy kardynałowie, czy biskupi, którzy zajmowali się przy okazji stręczycielstwem oraz prowadzili szulernie, traktując właściwie to, jako miły dodatek dochodowy. Oczywiście wśród tego amoralnego prowadzenia się istniały także przebłyski przyzwoitości. Bywali osobnicy prawdziwie przejęci uczciwością. Wspominano choćby papieża Mikołaja V, który poza swoim przyrodnim bratem awansowanym na stanowisko kardynalskie, powstrzymał się od nepotyzmu oraz naprawdę starał się działać dla dobra wiernych. Zresztą nawet niektórzy najbardziej niemoralni bogacze, czy kościelni dostojnicy prowadzili dobroczynne instytucje, prowadzili jadłodajnie oraz szpitale, gdzie był przyjęty mógł być każdy względnie czysty biedak.

Kłótliwość niezwykła, mściwość oraz brak hamulców doskonale obrazowały obraz miejscowej szlachty. Ich pałace stanowiły umocnione forty, gdzie chowając się wśród kamiennych blanek obmyślali kolejne intrygi. Szczególnie dotyczyło to Orsinich i Colonnów, którzy nienawidzili się wzajemnie od lat. Aczkolwiek te potężne rodziny miały szereg gałęzi i nawet wewnątrz nich zdarzały się straszliwe tarcia. Przyjaźń stanowiła wyjątek, zdrada codzienność, zamach właściwie standard, zresztą nawet nie uważano morderstwa albo oszustwa za złe, jeśli przyniosło rezultaty. Podobnie wydawał się zachowywać lud, albo przynajmniej jego część, żyjąca niekiedy uczciwym zajęciem, ale częściowo także jałmużną, czy normalnymi rozbojami. Wszystko było dobre, żeby coś zniszczyć, rozwalić, roznieść. Normalna tłuszcza, która wolała papieży niemoralnych od tych lepszych, by móc oplotkowywać ich oraz rozkoszować się bogatymi festiwalami urządzanymi jako pokaz watykańskiej wielkiej potęgi.

Ponoć niemal co dziesiąta mieszkanka miasta zajmowała się nierządem. Czy prawda to? Trudno rzec, ale prostytutki spotykało się na każdym progu. Luksusowe panie do towarzystwa były przeważnie doskonale wykształcone, znały języki starożytne, cytowały wiersze oraz świetnie umiały zabawiać klienta graniem, tańcem, pieśnią. Można było je poznać po bogatych, lecz nieco odkrytych strojach, kiedy podczas spaceru wychodziły prowadząc na smyczy choćby małpkę. Wiele spośród kurtyzan wychodziło po jakimś czasie za mąż rezygnując ze swojej dotychczasowej profesji. Nierządnice stanowiły ekwiwalent dla ubogich. Ich terenem były burdele oraz łaźnie. Najwięcej prostytutek wydawała kraina Emilia, trochę mniej Lombardia oraz Toskania. Bywały jednak również cudzoziemki, Hiszpanki, Francuzki, nawet Greczynki czy Albanki. Podobno działała w interesie nawet jakaś Turczynka, której usługi były wręcz rozrywane. Rzecz oczywista, taki stan rzeczy powodował narodziny mnóstwa bękartów. Jednak nie przejmowano się tym. Posiadanie dzieci nieprawych, albo bycie takowym nie stanowiło jakiejś hańby. Skoro sami następcy świętego Piotra dawali taki przykład, dlaczegóż pozostali nie mieliby iść ich śladem. Potomkowie tacy z nieprawego łoża byli albo po prostu adoptowani przez rodziny, albo nawet bez adopcji wpisywani, jako prawowite dzieci dzięki przekupstwu.

Pałac markiza Alessandro di Colonna znajdował się niedaleko Colosseum. Był rzeczywiście duży, jak wspominał Machiavelli oraz oczywiście umocniony. Agnese Contarini jeszcze spała snem kamiennym, kiedy Gillia wysłała trójkę ludzi do markiza z wiadomością od signory. Wampirzyca wydała owe polecenia jeszcze poprzedniej nocy. Do pałacu ruszył więc Borso wraz z dwójką ludzi. Przy takim zamieszaniu pojedynczy poseł byłby zbyt narażony na niebezpieczeństwo. Borso miał przekazać prosty list z zapytaniem, czy dostojny markiz nie zechciałby przyjąć w gościnę bardzo bogatej oraz wpływowej signory Contarini z Florencji, jednocześnie zaś miał powołać się na Niccolo Machiavellego dając do zrozumienia, że goszczenie tak zacnej damy byłoby dla niego nad wyraz korzystne z różnych powodów. Gdyby markiz odmówił, Borso miał jak najszybciej przybyć, starając się po drodze odnaleźć jakąś odpowiednią karczmę. Jeśli nie, miał zostać oraz oczekiwać przyjazdu swojej pani. Agnese liczyła na to, że Niccolo nie mylił się i markiz rzeczywiście okaże się chętny do współpracy. Oczywiście zawsze też można było go odpowiednio zmiękczyć Prezencją. Inna sprawa, że Agnese nie potrzebowała jej, aby uwieść mężczyzn. Osobiście bowiem była piękna, pełną uroku kobietą, wyróżniającą się elokwencją, inteligencją oraz oczywiście bogactwem. Ponadto odzyskała już dawny wygląd po straszliwej walce. Jednak flirtowanie oraz uwodzenie wymaga nieco czasu, nawet dla takich pań, jak Agnese, stąd Prezencja mogła być przydatna. Okazała się jednak niepotrzebna, bowiem Borso nie wracał.

Wampirzyca jechała w powozie razem z Gillą i Allesio. Próbował ją uwieść, ale kobieta była chyba odporna chwilowo na jego wdzięki, zaś szeregi komplementów wywoływały jedynie grymas na jej ładnej twarzy. Pozwalając by Faerie drażnił się z ghulicą i raczej nie wtrącając się w ten przyjemny gwar. Z zainteresowaniem obserwowała widok na Rzym rozpościerający się z karety, mając świadomość, że zaczyna się dla niej ta trudniejsza część drogi.

Pałac markiza znajdował się obok Koloseum leżącego bezpośrednio przy Forum. Natomiast lekko na zachód swoje ciemne wody toczył prastary Tyber. Idąc kawałek ku północy wzdłuż niego trafiało się na Plac Św. Piotra oraz Zamek Św. Anioła. Niedaleko była Borgo, gdzie rezydował papież oraz cała kuria. Uliczki dystryktu tego były patrolowane najdokładniej, kościoły prezentowały się najlepiej, zaś mieszkańcy należeli do najzamożniejszych. Inną bogatą dzielnicą była Parione pomiędzy placami Navona oraz Campo dei Fiori, gdzie swoje pałace, czy wspaniałe domy mieli patrycjusze rzymscy oraz bogaci kupcy.

Jednak centrum finansowym miasta stała się niewątpliwie Bianchi. Tutaj prowadzili swoje kantory najbogatsi członkowie elity pieniądza. Lichwiarze, spekulanci, kupcy, organizatorzy loterii oraz inni tego typu osobnicy wybrali to miejsce oferując swoje towary oraz usługi. Tutaj odchodził największy hazard, tutaj prowadzono zakłady: kto, kogo oraz kiedy, tutaj można było nabyć najwspanialsze wyroby jubilerskie. Dzielnica bogatych była także wypełniona wszelakiej maści artystami mającymi poważanie oraz najlepszymi kurtyzanami. Znacznie uboższym miejscem była Regola, gdzie mieściło się mnóstwo warsztatów rzemieślniczych, zaś ulice nazywano od prezentowanych profesji: Krawiecka, Szewska, Rymarska, Kapelusznicza. Inną dzielnicą podobnego charakteru było Campo Marzio. Prawdopodobnie właśnie ten dystrykt był zawsze najbardziej zatłoczony oraz ruchliwy, ponieważ pobliska Ripetta, nadtybrzański port, nigdy nie spał. Inną charakterystyczną częścią miasta była Dzielnica Świętego Anioła, przeznaczona dla Narodu Mojżeszowego. Łatwo rozpoznawano mieszkańców tego dystryktu, gdyż każdy spośród nich, bez względu na płeć, miał obowiązek nosić żółty szalik. Najbardziej ubogą natomiast, niebezpieczną dzielnicą było rzecz jasna Zatybrze, na którego wąskich oraz krętych uliczkach można było się zagubić. Strażnicy odwiedzali nieczęsto to miejsce, zaś kręcące się tu oprychy mogły być niebezpieczne dla każdego.

Orszak signory jednak mijał te gorsze miejsca. Jechał od północy główną ulicą, zaś ochrona Agnese dawała do zrozumienia, że nie będzie się patyczkować z nikim. Bandyci, maruderzy, wreszcie obszarpańcy działający na zlecenie rozmaitych frakcji woleli szukał łatwiejszego łupu. Dlatego spokojnie dotarli do pałacu markiza zaraz po tym, jak słońce zaszło zaś signora Contarini podniosła powieki.


Pałac, zwany Pałacem Wenecjańskim należał niegdyś do Pietro Barbo, który potem został papieżem Pawłem II. Później odkupił go ojciec markiza Colonna. Agnese uznała, że rzeczywiście jego wielkość pozwalałaby spokojnie przyjąć taki orszak, jak jej, ponadto byłby stosunkowo łatwy do obrony. Dostrzegała zresztą uzbrojonych ludzi patrzących przez okna oraz na dachu. Nie było ich zbyt wielu, tym niemniej markiz pewnie zmobilizował, kogo tylko mógł. Gdy powozy signory podjechały pod pałac, jego wrota otwarły się, zaś przed nie wyszła dwójka młodych, elegancko ubranych ludzi oraz Borso. Agnese nie znała osobiście wcześniej markiza Colonny, jednak przypuszczała, że młody, dosyć przystojny mężczyzna w bogatej szacie to właśnie on.


Obok niego stała elegancko przyodziana dama, najprawdopodobniej żona.


Tutaj jednak Agnese się pomyliła. Oczywiście ktoś ze służby otworzył jej drzwiczki, zaś Borso podał dłoń, kiedy schodziła po stopniach. Kiedy wysiadła z karety, markiz podszedł do niej, elegancko skłonił się:
- Signora Contarini, niezwykle miło mi gościć panią w moich progach. Nie miałem jeszcze przyjemności poznać cię pani osobiście, ale słyszałem o pani od mojego znajomego signora Machiavellego – zaczął pochylając się oraz całując jej wymuskaną dłoń. Zachowywał się bez zarzutu. Widać było, że cieszy się. Jeśli Niccolo odpowiednio go wyczuł, wizyta signory stanowiłaby dla markiza wręcz niezwykły dar. Po pierwsze wzmacniała liczbę ludzi w pałacu, po wtóre atak na pałac, oznaczałby automatycznie atak na bogatą damę z Florencji, co mogło nieść za sobą istotne reperkusje. - Proszę czuć się signora w moim pałacu, jak u siebie w domu. Służba jest do pani dyspozycji i już zostały przygotowane dla pani oraz pani świty pokoje. Pozwól jeszcze, że przedstawię ci moją siostrę – wskazał kobietę stojąco obok. - Sophia di Colonna.
Stojąca obok dziewczyna nie mająca z pewnością jeszcze dwudziestu lat dygnęła grzecznie.

Wampirzyca uśmiechnęła się do młodzieńca, jak zwykle lubiła robić, swoim najbardziej rozbrajającym uśmiechem.
- Markizie Alessandro di Colonna, tak cieszy mnie, że zgodziłeś się mnie ugościć w swym pałacu. - Uśmiechnęła się do Sophie. - Że zgodziliście się mnie ugościć. Pozwól, że przedstawię ci kilka osób.
Nim zdążył odpowiedzieć wykonała delikatny ruch ręką i zaraz stanęli przy niej Gilla, Borso, Allessio i Kowalski.
- Zaczynając od pań. - wskazała z uśmiechem na ghulicę. - Moja przyboczna, Gilla, zarządza moimi służącymi i troszczy się o moją osobę. Borso szef mojej ochrony. Sir Allessio, towarzysz, który dołączył do nas by pomóc mi załatwić mi moje sprawunki w Rzymie i Kowalski szef najemników, którzy troszczą się o moje bezpieczeństwo.

Markiz oraz jego siostra lekko kłaniali się przy każdej osobie powtarzając nazwisko lub imię oraz mówiąc kilka standardowych komplementów w stylu “miło mi poznać”. Najtrudniej poszło im z Kowalskim, którego nie potrafili dokładnie wymówić, ale mężczyzna chyba nie rozbił sobie z tego wielkiej sprawy. Zaś Alessio wystrzelił swoim oszałamiającym uśmiechem w kierunku panny Sophi, lecz ta, mając pochyloną główkę, chyba nie zauważyła. Alessandro większą uwagę zwrócił natomiast na uzbrojoną Gillę, chyba nie był przyzwyczajony do kobiecych wojowników.
 
Kelly jest offline