Wątek: Forteca [18+]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2017, 21:51   #4
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Forum Reńskie, Mieszkanie Franka

- Pewnie, że idę - odpowiedziała wzruszając przy tym ramionami, jakby potwierdzając oczywistość. - Życzę im powodzenia w przeglądaniu wspomnień każdego manifestanta - uśmiechnęła się złośliwie półgębkiem. - Je*ańce... - syknęła, po czym nabrała powietrza do płuc i spojrzała gdzieś przed siebie. Po chwili wstała z ławki, na której czekała na spóźnialskiego. Przyjrzała się Tomowi, dając tym samym znać, by nieco uspokoił swoją nadgorliwość ruchową i udał się wraz z Madeleine dalej.

- Czego dokładniej u ciebie szukali? - zapytała z lekką drwiną.

Chłopak wzruszył ramionami i z wyrazem boleści na twarzy wstał za znajomą.

- A kto ich tam wie? Pewnie chcieli się dowiedzieć czy kontaktowałem się tam z jakimiś Errorystami. Albo po prostu stwierdzili, że mogłem zauważyć coś istotnego, ale jestem za głupi, żeby to zrozumieć. Blaski i mroki świecznika - wzruszył ramionami.

Madeleine parsknęła cicho, choć z wyrazu twarzy stopniał uśmieszek.

- To oni są za głupi, by zrozumieć przesłanie. A mając tylu ludzi zmarnujemy im tyle czasu, że już powinni zacząć się zastanawiać nad sobą.

Madeleine miała dość zacięte podejście do swoich racji. Jeśli rozmówca miał inne zdanie, ta naciskała coraz bardziej. Jeśli "ostra dyskusja" nie przemawiała nie miała oporów, by użyć siły. Zarząd Alsrein zbliżał się do punktu, w którym użycie siły zaczęło być brane pod uwagę.

- Ściągnę jeszcze parę osób od siebie. Narobimy niezłego dymu... - pokiwała głową z nieco kwaśną miną. Po chwili zastanowienia spojrzała na chłopaka. - Stało się w międzyczasie coś wartego uwagi?

- Nooo… Jeśli już o to pytasz, to… słyszałem, że jednego z naszych podejrzewają o kumplowanie się z errorystycznymi świrami. Chciałem ci powiedzieć o tym trochę później, po manifestacji, ale skoro już zaczęłaś… No i… Zabrali go na przegląd - wzruszył ramionami, lecz jego dłoń niespokojnie bębniła palcami o własne udo, nie zawsze trafiając w sam środek. Niby spacerowali, ale i tak wydało jej się to trochę dziwne.

- Także no… Uważaj na siebie - dodał z lekkim zakłopotaniem, ale nim Mad miała okazję do zastanowienia się nad przyczyną emocji rozmówcy, dostrzegła w oddali leżący na trawie bukiet białych róż. Patrząc na niego kontynuowała wątek.

- Idziemy z nimi na noże... Każdego będą chcieli przejrzeć... To oczywiste... - odpowiedziała bez większego zaangażowania. Wzrokiem obleciała okolicę bukietu szukając właściciela, lub możliwego zaczepiania do jego potencjalnego pochodzenia.
Nikogo takiego jednak nie znalazła.

- Co? Nie, nie. To pokojowa manifestacja. Nie chcę mieć nic wspólnego z działaniami wywrotowymi. Sprzeciwiać się temu to jedno, a walczyć to drugie. Ja się sprzeciwiam, ale nie walczę. Nie, nie, nie. Ja nie walczę. Nie mam nic wspólnego z tymi ekstremistami i nie zamierzam mieć - mówił coraz bardziej zdenerwowany, nie zwracając uwagi na dostrzeżony przez Maddie bukiet.

- Idziemy tylko pokazać swoje niezadowolenie. Pokojowy protest. Bardzo pokojowy… Ty też się w to nie mieszaj. To niebezpieczne… i niemoralne! - ciągnął dalej, przygryzając na przemian jedną i druga wargę. Zakończył jednak mocno i zdecydowanie. A przynajmniej starał się, by tak to wyglądało.

- Tom, do kur*y nędzy - sprzeciwiła się wybielaniu wypowiadanych słów. - Nie wysadzamy ludzi w powietrze, uspokój się. Jakakolwiek ta manifestacja by nie była, i tak zlecą się jak hieny. Nie będę się płaszczyć przed nimi, by łaskawie nie mieszali swojego biznesu w nasze życia. Będę się drzeć na całe gardło, by zwrócić uwagę nieświadomych, po tym zatruję władzy życie, a jak to niczemu nie pomoże to w końcu nakopię jej do dupy. Władza idzie z dołu, nie od góry.

- Nie, nie, nie! Nie chcę tego słyszeć! Żadnego kopania dup! Będziemy się drzeć, będziemy robić wszystko, co niezwiązane z przemocą. Mamy przekonać ludzi, a nie terroryzować. Nie możemy też walczyć z władzami! Nie! Jesteśmy po tej samej stronie i bardzo chętnie udostępnię władzy moje wspomnienia, by ująć tych cholernych ekstremistów! Nie, Mad, nie chcę nic więcej słyszeć o agresji, nie, nie na moim proteście. Nie chcę mieć żadnych problemów. Pokojowa manifestacja tak. Agresywna zdecydowanie nie. Nie, nie, nie! - zaczął się powtarzać w zdenerwowaniu.

- Widzimy się wieczorem. Tylko żadnych rozrób! - zawołał, oddalając się pospiesznie.
Madeleine stanęła w miejscu z kwaśną miną i rozłożonymi lekko dłońmi. Chwila przemyślenia tchnęła niezadowolenie na jej twarzy. Zaciętość nie pozwoliła zostawić tego tematu, jak chciał tego Tom. Jego długie sprawne kroki musiała nadgonić podbiegając. Chwyciła go za kurtkę i tak trzymając stanęła, by ją widział.

- Jakie terroryzować? My terroryzować? Idziemy tam z gołymi rękoma, a oni zawsze pojawiają się z pałami, pancerzami i z tarczami. - Wolną ręką symbolicznie wskazała gdzieś za siebie. - Zamknęli nas w tym mieście, bo sami nie potrafią zapanować nad tym, co stworzyli i wypuścili na świat. Nikt nie może się stąd wydostać. Rozleźli się na ulicach i łamią wszystkie nasze prawa, bo takie mają widzimisię. Tom, jaja sobie robisz...? Pamiętasz w ogóle, co my tu robimy...? Po co...? - wypowiadane słowa nakierowały ją jeszcze gorsze wnioski. Chwila refleksji zmieniła temat. - Czego od ciebie chcieli...? Mieszali ci we łbie...? Mówiłeś o sobie z tym przeglądem?

Tom przestąpił z nogi na nogę. Wziął kilka głębszych oddechów.

- System jest zły. Sensen jest zły. Co ja mówię… To największa porażka w dziejach ludzkości! Ale to nie tłumaczy działań Errorystów, a my i nasz protest nie mamy na nich wpływu. Mogą co najwyżej wpaść w nasze zgromadzenie i zrobić to, co z pozostałymi. Ja nie chcę stać się wariatem, Mad. A ich “bomby” zmieniają ludzi w wariatów, choć o tym się nie mówi. Nie mam zamiaru stawać policji na drodze. Walczę z Sensenem, ale jak stanę się od niego zależny, to gówno zrobię! Niech ich wytępią! Jak robactwo.

Początkowy względny spokój ponownie rozwiewał się z każdym słowem. Odetchnął jeszcze kilka razy.

- Nikt mi nie mieszał w głowie… A może i mieszał. Nie wiem. Nie sądzę. Władze nie mają takiej możliwości, a nie wydaje mi się, żebym sam jeden był na celu Errorystów. W końcu może nawet myślą, że jestem po ich stronie - roześmiał się nerwowo Tom.

- Ty masz pełne gacie... - podsumowała z zawodem Medeleine. Puściła jego kurtkę i robiąc krok w tył krytycznie się mu przyjrzała. - Nie będzie już łatwiej, Tom. Będzie coraz trudniej. Będą nas gnębić i zastraszać. Będą nas próbować zwalczyć, a my będziemy próbować ich zwalczyć. Sprawa skończy się dopiero, gdy jedna ze stron odpuści. Nie będę to ja - pokręciła stanowczo głową. - Ani nie dam się uciszyć.

Waleczny wyraz twarzy trzymał się jeszcze przez chwilę, po czym nieco odpuścił.

- Jesteś najwyżej z nas. Ciągniesz za sobą masę ludzi. Bez ciebie nie będzie większości tych, którzy na ciebie liczą. A tamci chcą byś zrezygnował. Więc... Jeśli się poddałeś... To odpowiedz mi na pytanie, na h*j poświęciłeś temu tyle czasu? Zrezygnuj i nie marnuj naszego.

- Nie mam zamiaru się poddawać, ale w tej chwili to nie policja jest zagrożeniem, więc nie mam zamiaru im przeszkadzać. Potem, jak już wszyscy ekstremiści zostaną złapani, to będziemy mieli kolejny dowód na tragedię, jaką sprowadził na nas De Gaulle. Ale teraz to ci przestępcy są zagrożeniem. Jak oni to wszystko robią? Mają taką technologię, że klękają sprzęty władz! Zresztą… Żadnego użycia siły na moim proteście. Nie ładuj się w nic. Nie chcę cię widzieć ani słyszeć na proteście - dokończył prosząco, choć z całą pewnością nie chodziło mu o to, by się nie zjawiała. Spojrzał na Madeleine jeszcze raz, przestąpił z nogi na nogę, po czym odwrócił się i podjął przerwany marsz. Niedługo po tym ruszyła za nim i Medeleine.

- Więc się uspokój - zakomunikowała popychając go zaczepnie. - I nie wyskakuj z takimi tekstami przy reszcie, bo osobiście spiorę tobie pysk.

Rozmowa ucichła na jakiś czas a dwójka szła przy sobie spoglądając to przed siebie, to na fragmenty Forum Reńskiego.

- A ten Frank, to co za człowiek? - zagaiła bez większego zaangażowania.
Tom pomimo przerwy nie wydawał się wystarczająco uspokojony.

- Frank? To typ, który zapewne by ci się spodobał - uśmiechnął się blado.

- Wiesz, nieco podobny do ciebie. Chciałby jakiś tatuaż. Świeżak, ale charyzmatyczny - westchnął cicho, choć z nerwów oddech drżał nieco. Odchrząknął nagle i spojrzał na Madeleine, jakby coś postanowił.

- Będą mnie prześwietlać po manifestacji. Ja nie chcę niczego wiedzieć, a tym bardziej widzieć. Nie chcę, żeby po mnie trafili do ciebie… bo wiem, że nic nie będziesz robiła i wszelkie podejrzenia będą fałszywe - zakończył dobitnie. Spojrzał znacząco na Mad.

- I h*ja się dowiedzą z twoich wspomnień. Tak samo jak z moich - odpowiedziała równie dobitnie acz zarazem bez przejęcia. - Zmarnują tylko swój czas, a dalej nie będą mieli pewności. Więc zmarnują go więcej szukając u innych... I tak do usranej śmierci, aż w końcu dotrze do nich, by nie szukać ludzi, a naprawić je*aną technologię, nad którą nie panują - dodała sprawnie nie mając już ochoty wracać do tego tematu jak i nie podzielając podenerwowania Toma. - W czym niby podobny do mnie? - wróciła od razu do poprzedniego pytania.

Tom tylko uśmiechnął się, choć tym razem trochę bardziej łobuzersko.

- Zobaczysz - powiedział enigmatycznie.

- Okej... - odpowiedziała unosząc na chwilę brwi i ściągając kąciki ust.

* * *

Rozległ się dzwonek do drzwi. Tom zsunął palec z ekranu dotykowego przed wejściem do mieszkania, które otworzyło się z cichym sykiem.


- Wchodźcie, wchodźcie - zaprosił ich do środka. Pozbawiony koszulki mężczyzna miał sporo miejsca, na której można umieścić nowy tatuaż. Wyjątkiem był jedynie rękaw na prawej ręce, jakby rozpryskujący wokół drobiny czarnego pyłu.

- Napijecie się czegoś zanim przejdziemy do rzeczy? - zapytał, stając w progu kuchni.

Sam lokal przemawiał wyraźniej niż jakiekolwiek słowa. Nie chodziło tu bynajmniej o metraż, swoją drogą nie taki ogromny. Salon, w którym się znajdowali, na jego końcu po lewej stronie drzwi prowadzące, najprawdopodobniej do pokoju, kuchnia tuż po prawej, łazienka na wyciągnięcie ręki po lewej. Drzwi do niej były uchylone, więc przy okazji mogła stwierdzić, iż brak w niej różu i futerek. Ot biała ściana z pojedynczą kabiną, umywalką i toaletą. Nic specjalnego, choć jej wzrok przykuł ręcznik z Prosiaczkiem.

Kuchnia była równie mała. Mieściła się w niej kuchenka, lodówka i kawałek blatu. Do tego unosił się tam intensywny zapach kadzidełek.

To, co jednak zdecydowanie przyćmiewało wszelkie dostrzeżone szczegóły, to obszerny salon, choć trochę zagracony. Wszędzie wisiały plakaty o tematyce jednoznacznie przeciwsensenowej. Inaczej nie dało się odczytać znaku zakazu nałożonego na logo Sensena czy owego loga w ciężkich traperach depczącego jakiegoś wąsatego człowieka z wybałuszonymi oczami i wywalonym jęzorem. Obok nich wisiały kartki ze zdjęciami ludzi i opisami zawierające, najprawdopodobniej, wydrukowane artykuły.

Nieco rozbawiona ręcznikiem spojrzała na Toma z miną, która pragnęła ponownie wyciągnąć od niego komentarz w sprawie nie mieszania się w pewne tematy.

- Dla Toma najlepiej dwa strzały wódki. Mi możesz zrobić drinka - odpowiedziała bez większych problemów w zapoznawaniem nowych ludzi. Zgodnie z zaproszeniem spokojnie udała się do środka i przysiadła w wolnym miejscu.

- To mi się podoba! - dobiegł ją głos z kuchni. Chwilę później słychać było dźwięk szkła obijającego się o siebie.

- Daj spokój, ona żartowała. Dla mnie wody - odezwał się Tom, który usiadł na białej kanapie, która jeszcze nie domagała się prania, ale już dawała ku temu pewne sugestie.

- Gdybym się spodziewał takiego rozpoczęcia, to skoczyłbym wcześniej po zaopatrzenie - jego słowom towarzyszył grzechot kostek lodu o szklankę oraz odgłosy pospiesznego krzątania się.

W końcu Frank wynurzył się z kuchni z dwoma szklankami. Tą z przezroczystym płynem postawił przed Tomem, zaś drugą, zawierającą bordowy napój z pływającymi górami lodowymi oraz słomką, umieścił przed Madeleine. Jej Sensen od razu wyświetlił ostrzeżenie o niskiej temperaturze napoju wahającej się od jedenastu stopni na górze do piętnastu na dole. Już czternastu.

Gospodarz jeszcze na chwilę zniknął, by po chwili pojawić się z własną szklanką z transparentną zawartością. Można byłoby podejrzewać, że jest to woda, gdyby nie fakt, iż tylko czwarta część naczynia była nią wypełniona. Chyba, że resztę wypił wcześniej.

- Do rzeczy. Chodzi o tatuaż. Człowiek bez twarzy. Musi dusić mundurowego z tarczą w kształcie loga Sensena jedną ręką. W powietrzu, oczywiście. O tutaj - wskazał lewą stronę szyi.

Madeleine spojrzała na faceta kładąc rękę na blacie i obejmując lekko chłodzącą się szklankę. Jej konkretny wyraz twarzy ani nie był rozbawiony ani zbyt poważny.

- Ty z tym tak serio-serio? - dopytała się nie uderzając w fanaberię klienta, acz bijąc do motywacji jego wyboru.

- A da się tatuaż na niby? Nie? No właśnie. Erroryści i władze to jedna banda. Jedni i drudzy terroryzują, choć na różne sposoby. Jedni mieszają ci w głowie, a inni zaglądają do niej i czerpią z tego zyski. Wierzysz w to, że podczas przeszukania wspomnienia nie są kopiowane? Bo ja nie… - Frank mówił z coraz większym zaangażowaniem.

- A masz na to jakieś dowody? - westchnął Tom, którego noga chodziła jakby szybciej.

- Rozmawialiśmy już o tym. Mówiłem ci, że~ - odparł Frank, lecz jego wypowiedź przerwał dzwonek do drzwi. Zdziwiona mina gospodarza mówiła, iż niewiele wie o potencjalnych nowych gościach. Kiedy dotarł do drzwi, zaś one otworzyły się, nie było za nimi nikogo.

- A to co? - burknął do siebie i wrócił do gości z bukietem czerwonych róż. Otworzył liścik i spojrzał na oboje.

- Dla ciebie - przekazał kwiaty tatuażystce. Otworzyła bilecik, lecz tam był tylko napis “Madeleine”.

- Któreś z was może mi to wyjaśnić? - zapytał Frank patrząc na dwójkę siedzących, natomiast Tom skupił pytający wzrok na niej. Widać było na jego twarzy coś jeszcze, ale ciężko było zdiagnozować co dokładnie.

Madeleine prychnęła cicho pod nosem, obróciła bilecik w palcach, zrobiła zdziwioną minę i spojrzała na dwójkę. Po chwili wzruszyła ramionami.

- Nie wiem... wstaw sobie do wazonu... czy coś... - sceptycznie skomentowała nie przyznając się do przesyłki.

Odczepiła bilecik i wraz z kwiatami odsunęła wszystko w kierunku Franka. Sama sięgnęła po drinka, który schłodził się do dziewięciu stopni. Wzięła łyk i wróciła do poprzedniego tematu rozmowy.

- Chodzi tobie o Sensena, czy Memorize? - zapytała ściągając wargami pozostałości trunku na ustach. - Dwa osobne logo, dwie odmienne rzeczy.

- Mówię przecież, że Sensen. To jest smycz, bez której Memorize nie istnieje. Ile kosztowałoby takie coś i gdzie miałbym przyjść? - zapytał, niepewnie przejmując kwiaty od Madeleine i położył obok siebie.

- Wielkości tej szklanki, jednokolorowy i z dobrym cieniowaniem to około 75 euro. Najpierw przygotuję tobie szkic. Jak zaakceptujesz, to będziemy robili go u mnie - odpowiedziała. - Jak masz jeszcze jakieś dodatkowe wymagania to teraz - oznajmiła biorąc kolejny łyk.

- Pasuje. Tylko nie chcę, żeby mi wystawał z szyi całkowicie. Bardziej w stylu… płaskorzeźby! - dodał po chwili namysłu.

- Dobra, daj mi jakiś kontakt do siebie - zakomunikowała Madeleine stukając w powietrzu na widzianym tylko przez nią interfejsie. Szklankę z drinkiem trzymałą przy policzku. Po wymianie kiwnęła głową i po chwili spojrzała na Toma.

- Tom wspominał, że zacząłeś dopiero od niedawna - spojrzała na Franka. - Stan wyjątkowy cię przycisnął, czy od zawsze Sensen był tobie wrogiem?

- Nie zawsze - pokręcił głową i uśmiechnął się lekko.

- Długi czas mi się podobało, bo w końcu, co by nie mówić, zabawka dość przydatna i ma sporo ułatwiających życie aplikacji, ale… żeby była jasność, jak dostanę w ryj, mówi się trudno. Najwyżej zabulę i wstawię sobie lepsze zęby, ale kurewsko nie podoba mi się, kiedy ktoś może wleźć mi do łba, zmienić mnie, a ja jeszcze nie będę o tym wiedział. Tak samo nie podoba mi się to, że ktoś może oglądać moje wspomnienia z żoną jak jakiegoś pornosa. Nie mam zamiaru siedzieć na dupie i przyglądać się jak w świetle jebanego prawa odbierają ludziom osobowość. Póki jestem sobą, nie będę siedział bezczynnie, a nawet jak mi ktoś pomiesza we łbie, to będzie musiał się dodatkowo natrudzić, bo będę miał obraz, który sprawi, że nawet jak nie będę wiedział o pomieszaniu, to pozostawi wątpliwości - postukał się po miejscu, w którym miał znajdować się przyszły tatuaż.

Madeleine spojrzała kątem oka na Toma, mając w głowie słowa o podobieństwie do Franka. Nieco tym rozbawiona wzięła kolejny łyk drinka.

- Ja samemu Sensenowi wiele zawdzięczam, bo zrobił dla mnie dużo w życiu prywatnym. Ale to nie w nim tkwi problem, a w Memorize. "With great power comes great responsibility". To oni kompletnie sobie nie radzą z własnym dzieckiem, wpieprzają się tam gdzie wstępu mieć nie powinni i, o dziwo, mają na to przyzwolenie władz. Skalę Sensena mamy taką, a nie inną, więc technologia powinna zostać otwarta, by Memorize stracił monopol. Dlatego właśnie wieczorem zbieramy się pod Centrum Muska. Mam nadzieję, że idziesz - wskazała Franka palcem dłoni trzymającej szkło.

Skinął głową.

- Tak. W zasadzie. Nie radzą sobie, bo nadużywają i pozwalają na nadużycia ich technologii. Ale nawet jak obalisz cały ten gównodół, to jesteś pewna, że pośród wszystkich ludzi, którzy dobiorą się do koryta, żaden nie będzie podobny? Jeśli dasz ludziom władzę, to wielu będzie ją nadużywać. Pewnie znajdzie się trochę uczciwych, ale wierzysz w to, że uczciwi przeważą nad wykorzystującymi i zablokują ich? Ja nie. To, co mamy da się osiągnąć innymi drogami. Musk czy ludzie jego pokroju daliby sobie radę. Mało to jest sposobów na widok w rozszerzonej rzeczywistości? Wiesz, technologia sama w sobie nie jest nic winna, ale staje się bronią w rękach skurwysynów. A ta broń uderza zbyt głęboko. Dlatego przyjdę i będę protestował - powiedział i zamilkł, ale nim ktokolwiek zdążył się odezwać, podjął ponownie.

- Moją matkę erroryści zmusili do zabicia szefa. Namieszali jej w głowie tak, że myślała, że szef zabił mnie, a potem zdetonowali w jej głowie tą swoją bombę. Potem władze zaczęły przeszukiwać pamięć moją i ojca, a że święty to on nie był, to nagromadziło mu się sporo brudu. Wylądował w pierdlu pod Bastylią. Kilka lat później okradziono mnie ze wspomnień chwil z żoną. Dowiedziałem się przypadkiem, kiedy zaczepił mnie dealer, który chciał mi je sprzedać. Gdyby nie to, w życiu bym się nie dowiedział - mówił, starając się brzmieć tak, jakby nic go to nie obchodziło, lecz niespecjalnie mu to wychodziło.

- O kur*a... - wytchnęła z wrażenia opuszczając rękę ze szklanką na blat. Trwała tak przez chwilę z lekko uniesionymi brwiami nie wiedząc, jak podejść do relacji. Atmosfera nieco stężała, a Madleine w końcu zrezygnowała z niej prostolinijnie milknąc. Jej przygody nijak mogły się odnieść do tego, czym oberwało się Frankowi. Nagle gorzka prawda stała się całkowitym wyjaśnieniem motywów faceta... Nie takiej historii się spodziewała.

- Nic to, życie toczy się dalej, a my musimy zrobić co trzeba. A przynajmniej spróbować. Słyszałem, że w mieście jest córka Muska. Może jest po naszej stronie, choćby po to, żeby tatuśkowi interesy szły lepiej. A może nie… W każdym razie wieczorem z pewnością się zobaczymy. Jeśli się odnajdziemy - schował się na chwilę za trzymanym w dłoni szkłem.

Madeleine przesunęła wzrok mętnej miny na Toma, by zobaczyć jak on przyjął to wszystko. Dostrzegła, że patrzy na Franka, lecz więcej niż jego twarz mówiła jej nieruchoma noga swego towarzysza. Był albo wyjątkowo spokojny, albo go zamurowało. Pokiwała głową i dokończyła trunek.

- Dzięki za drinka. Jeśli się nie zobaczymy, to za jakiś czas podrzucę tobie szkic - podsumowała nieco przybita.

Towarzystwo opuściło mieszkanie Franka w tej samej atmosferze. Pożegnania były oszczędne a dwójka znajomych milczała do samego zjechania na parter i wyjścia na ulicę.

- Ja pier*olę... - wyzionęła Madeleine zrzucając z siebie ciężar atmosfery. - Wiedziałeś o tym? - zwróciła się do Toma.

- Nie... - odpowiedział niezbyt zainteresowany rozwijaniem tematu, który był mu bardzo nie na rękę. - Po prostu nie chcę rozróby, jak mówiłem...

- Tom... Posłuchaj mnie, do kur*y nędzy. - Madeleine przybrała nieco siły w głosie i ostrzegawczo wyciągnęłą do niego palec. - Robimy to nie tylko dla siebie, czy dla innych, którzy mają to gdzieś. Robimy to przede wszystkim dla osób takich jak Frank. Rozumiesz? Jeśli my nie damy rady, to takich historii będzie więcej. Nie ma kur*a opcji.

Palec kobiety wylądował na klatce piersiowej znajomego. Jej mina na chwilę zrobiła się groźna, choć po lekkim pchnięciu faceta palcem odpuściła. Zrobiła krok w tył zmieniając też temat myśli.

- Będę zbierać do siebie paru swoich. Razem pójdziemy na manifestacje. Jak chcesz możesz wpaść - zakomunikowała neutralnie.

Tom pokiwał chętnie głową.

- W sumie nie pomyślałem, ale mogę wpaść - odpowiedział po czym poklepał się po udach w swojej ruchowej nadgorliwości. - Dobra, to ten. To ja spadam. Do wieczora.

Madeleine kiwnęła głową wybierając już kontakt do jednego ze swoich znajomych.
 
Proxy jest offline