Wątek: Forteca [18+]
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2017, 22:40   #5
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Dom stał na obrzeżu wioski. Na jego ścianach widać było ugryzienia zębów czasu, który zaznaczył swą obecność także na dachu, pokrytym starymi dachówkami. Niewielki ganek pomalowano niedawno na biało, dzięki czemu wybijał się z szarego tła i przyciągał wzrok, podobnie jak robiła to otaczająca dom zieleń. Tej zaś z pewnością nie brakowało. Była wszędzie. Na ścianach, w ogrodzie, za oknem gdzie jaśniejsze odcienie łąk przechodziły w ciemny las. Było cicho i spokojnie. Zbyt cicho i spokojnie. Czuć było wyczekiwanie i ono to widniało na twarzach zebranych przed gankiem. Liz spoglądała na nie. Ojciec z matką, jak zwykle stojący blisko siebie. Musiał być jeden z tych dobrych dni, bo jego ramię otaczało jej pas, a głowa Victorii spoczywała na jego barku. Obok stali bracia Elizabeth. Ris jak zwykle naburmuszony, Chris pogodnie uśmiechnięty. I ona… Tylko że coś było nie tak. Liz czuła to. Przede wszystkim nie było mowy by wszyscy tak stali i nikt nie rzucał mięsem. Poza tym byli młodsi niż ostatnim razem gdy ich widziała, za to ona czuła się dokładnie taka jaką była. Co tu robiła? Po co miałaby wracać do domu?
Lecz zanim znalazła odpowiedź na to pytanie, spojrzenia wszystkich, jakby kierowane przez czyjś nakaz, jednocześnie zwróciły się ku niebu na południowym wschodzie. Poczuła jak oddech zamiera jej w piersi. Niebo i ziemia płonęły. Dosłownie. Ogień zbliżał się do niej, krok po kroku, w zwolnionym tempie, a ona nie była w stanie się ruszyć. Nie chciała się ruszyć. Patrzyła, jak świat który znała, który ją otaczał, płonie.


Otworzyła oczy. Pokój pogrążony był w delikatnym półmroku, który świadczył o tym, że Nat wstał. Pustka u jej boku potwierdziła tą tezę. Szybkie spojrzenie na zegarek poinformowało ją, że było dopiero parę minut po północy. Po co wstał o tej godzinie? Nie miała pojęcia. Zawinęła się w pościel i podjęła próbę ponownego pogrążenia się we śnie, miała z tym jednak problemy bowiem ten najwyraźniej nie zamierzał przyjść. Czuła jak gardło jej płonie, wysuszone na wiór. Porzuciła więc dalsze próby i podniosła się do pozycji siedzącej. Przeczesała palcami włosy i w końcu podjęła ostateczną decyzję, stawiając stopy na podłodze. Musiała się czegoś napić. Zwykle tak było po tym śnie, który chyba mogła nazwać koszmarem ale póki co się na to nie zdecydowała. W koszmarach człowiek powinien się chyba bać, a ona przecież strachu nie czuła.
Zdejmując z wieszaka szlafrok, zastanawiała się dlaczego znowu się jej to przyśniło. Minął już jakiś czas od ostatniego snu, w którym wszystko kończyło się w płomieniach. Czy to z powodu nerwów znowu ją odwiedził? Pewnie Michael szybko znalazłby na to pytanie odpowiedź gdyby oczywiście zwierzyła mu się ze swojego nie-koszmaru.

Nat’a znalazła w salonie, patrzącego na panoramę Alsrain. Właściwie to nie patrzącego, a po prostu stojącego przed oknem. Nie przeszkadzała mu w rozmowie chociaż była ciekawa z kim się łączy. Zamiast jednak podejść do niego, ruszyła w stronę kuchni. Wyjęła z szafki szklankę i podstawiła pod dyspozytor wody. Ustawiła temperaturę na chłodną, po czym odczekała te kilka sekund, jakie zajęło wypełnienie naczynia krystalicznie czystą wodą, po czym wyjęła ją i upiła pierwszy, drobny łyczek. Miała nadzieję, że drapanie w gardle to tylko efekt wysuszenia, a nie zapowiedź choroby. Nie zdziwiłaby się jednak gdyby jej nadzieje były płonne. Zawsze udawało się jej podłapać jakiegoś wirusa gdy zaczynała się czymś ostro denerwować. Po otwarciu “Słodkich rozkoszy” wylądowała w łóżku na dwa tygodnie. Ot tak, bez wyraźnej przyczyny za to z całkowicie zajętym gardłem i dreszczami. Bez gorączki jednak, co według Michaela świadczyło o tym, że jest to sposób jej organizmu na radzenie sobie ze stresem i cała choroba jest tylko i wyłącznie wytworem jej umysłu, na który zareagowało ciało. Z drugiej jednak strony, brat Nat’a od zawsze twierdził, że umysł góruje nad ciałem i gdyby znaleźć sposób można by dzięki tej sile zmusić organizm do dosłownie wszystkiego. Liz jednak podchodziła do tego tematu nieco sceptycznie. Nie negowała co prawda tego twierdzenia, jednak dawała mu znacznie węższe ramy niż robił to Mike.

- Halo… Jest tu kto? Ziemia do Liz, zgłoś się - usłyszała mniej więcej w tym samym momencie, w którym dłoń Nat’a znalazła się przed jej oczami. - No wreszcie, już myślałem że cię straciliśmy - dodał, gdy przeniosła na niego spojrzenie.
- Zamyśliłam się - stwierdziła, co zabrzmiało jednocześnie przepraszająco i obronnie. Po prawdzie to zwyczajnie odpłynęła w odmęty wspomnień, zasłyszanych informacji i opinii. Nie zauważyła nawet gdy Nat skończył rozmawiać i do niej podszedł. Może po prostu była zmęczona?
- Hej… Nie znikaj mi znowu. Sprawiasz, że zaczynam się o ciebie martwić - w głosie mężczyzny brzmiały nuty wyrzutu ale i troski. Liz nie była jednak w stanie stwierdzić które dominowały.
- Interesy? - zapytała, próbując zmienić temat.
- Nie - pokręcił głową, o dziwo łapiąc się na ten niezbyt wyrafinowany chwyt. - Mike dzwonił. Były jakieś zamieszki przy Centrum Naukowym. Znowu Erroryści. Mike obawia się, jak to wpłynie na miasto. Już teraz ma nawał roboty na głowie, dzwonił w przerwie między pacjentami - mówił, samemu także nalewając sobie wody i uzupełniając pustą szklankę Liz. kiedy ją wypiła? Nie wiedziała.
- Jakby już teraz nie było nerwowo - stwierdziła z westchnięciem. - Mogę się założyć, że Mad tam była. Jul pewnie też. Michael nie słyszał nic o jakiś aresztowaniach?
Miała nadzieję, że niczego takiego nie było. Jakoś nie miała ochoty na wycieczkę w środku nocy, po to by wyciągać kuzynkę i pracownicę z aresztu.
- Podobno jakieś były ale nie podano szczegółów - odpowiedział, przyciągając ją do siebie. - Nie martw się o nie, nic im nie jest. Nawet jeżeli je zatrzymali to przecież nic się nie stanie jak poczekają do rana, prawda? - Pocałował ją w czubek głowy, schodząc zaraz nieco niżej, by wyszeptać jej do ucha - Chodź, wracajmy do łóżka.
Propozycja była niezwykle kusząca, podobnie jak kuszący był dotyk ust na jej policzku, zmierzających leniwie, acz sukcesywnie do jej warg. Gdy tak się zachowywał ciężko mu było czegokolwiek odmówić.


W jakiś czas później, Liz nie chciało się już sprawdzać godziny, nadal nie była w stanie zasnąć. Nat odpłynął, a ona wpatrywała się w częściowo zasłonięte okno. Czuła jego ciepłe ciało przy swoim. Jej głowa spoczywała na jego piersi, a ręka obejmowała go tak, jak on obejmował ją przez sen. Nie mogła jednak uspokoić myśli i dołączyć do niego. Zanim usnął wspomniał też coś o wystąpieniu Jacoba Smart’a, polityka który aktywnie i w bardzo ostry sposób potępiał Errorystów i wszystkich, którzy ich wspierają. Wspominał podobno o zaostrzeniu kontroli, cięższych karach i sankcjach. Liz nie przepadała ani za Smart’em, ani za Errorystami. Dla jej wygody psychicznej mogliby nie istnieć, podobnie jak mógłby nie istnieć Sensen. Nat oczywiście się z tym nie zgadzał. On i Michael byli osobami lubiącymi wszelkie nowinki techniczne, wszelkie dodatki, wszystko to co przybliżało ich do wyobrażeń przyszłości ukazanych w książkach, filmach i magazynach pseudo i naukowych. Elizabeth z kolei z chęcią cofnęłaby się nieco w czasie. Była to jedna z tych rzeczy, z którymi nie do końca się z Nat’em zgadzali. Fakt, nie miałby nic przeciwko wyprawie na kraniec świata czy na bezludną wyspę, miała jednak wrażenie, że coś takiego by go nie uszczęśliwiło w takim stopniu, jak ją.
Co by teraz dała za znalezienie się na takiej właśnie wyspie, z dala od kłopotów tego świata. Oczywiście marzenie to było kompletnie pozbawione racji bytu. Co bowiem by zrobiła z Tim’em i Sarą? No i wątpiła by bezludne wyspy miały pod ręką w pełni wyposażone i bezpieczne sale położnicze.
Westchnęła i cicho poleciła by okno zostało całkiem zasłonięte dzięki czemu sypialnia pogrążyła się w ciemności. Po krótkiej chwili owa ciemność zyskała miliardy jasnych punkcików układających się w spiralę.


Otoczona przez gwiazdy i planety, przymknęła w końcu oczy licząc na to, że kolejny sen przyniesie jej spokój i odpoczynek, którego potrzebowała.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline