Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2017, 23:09   #510
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Dobrze było przestać być Mówcą. Mówca zawsze budził się sam, otoczony przez upiory, popiół, mgłę i chłód od którego nie szło rozgrzać dłoni. Zawsze pozostawały lodowato zimne, skostniałe. Obcy element dotykający obu światów, którym przedzierała granicę i zyskiwała szanse kroczenia wśród popiołu. Mówca trwał w zawieszeniu, rozdarty. Miał siebie, Duchy, czasem żywych, ale bardziej skupiał się na umarłych. Sen nigdy nie przynosił mu ukojenia ani odpoczynku. Był kolejnym etapem czuwania, możliwością nawiązania kontaktu. Oczekiwaniem za zbłąkane dusze aby móc z nimi porozmawiać, uspokoić. Zasięgnąć porady. Zagłębić w przeszłości niosącej ze sobą tylko mróz, pustkę i samotność. Życie widmem życia.
Emi mimo raptem kilkunastu minut pożegnania z jawą, obudziła się wypoczęta jak dawno nie miała okazji. Wczepiona w drugiego człowieka, z poruszającą się miarowo klatką piersiową pod policzkiem i ramionami ciasno oplatającymi jej pas. Zmęczenie nadal obciążało jej głowę, ale myśli miała czyste i spokojne, a ręce…

Z niedowierzaniem zacisnęła i rozkurczyła palce, dotknęła jedną dłonią drugiej i nadal czułą to samo. Zamiast dziesięciu sopli lodu przyczepionych do śródręcza, miała normalne ręce. Pustka w piersi też zmalała. Wiecznie rozogniona, jątrząca się rana zaczęła się zabliźniać. Powoli, dopiero tworzyła strupy przy poszarpanych krawędziach, jeszcze sporo musiało upłynąć nim pozostawi po sobie bliznę, ale proces się rozpoczął.

Sturlała się z Pete’a, siadając obok niego i słuchając. Nie przeszkadzała, udawała Ducha i dziwiła się coraz bardziej. Jakoś do tej pory widziała w pykającej balonówy najemniczce średnio ważny element. Przypatrywała się jej pod kątem kłopotów jakie mogła sprawić tym swoim karabinem. Znajomości też nie zaczęły za ciekawie, a ich rozmowy ograniczyły się do bluzgów i szydery. Szamanka zabrała jej też karabin, kosę i gnata jako łupy wojenne, potem zlewała i tylko uprawiała podśmiechujki gdy białasowaty złamas nakręcał temat “foczy co na niego leci”. Napiła się porządnie gdy butelka trafiła do niej i wydoiła ćwierć tego co jeszcze przelewało się wewnątrz szkła, a potem podała je Boomer. Żywej która chciała założyć rodzinę, znaleźć własne miejsce i przestać uciekać. Wciąż na plecach czuła senną marę. Pocałunek pary Pazurów, ich smutek, osamotnienie. Emily skądś to znała, przed tym chronił ją Opiekun. Tyle że on nie żył, oni jeszcze tak.

“Każdy z nas ma swoją rolę do odegrania, dziecko” - Głos zachrobotał tuż przy jej uchu, a ona zmrużyła oczy. - “Różnimy się, wiele nas dzieli i dopiero Śmierć zrównuje nas do jednego poziomu. Kiedyś.”

“Sami tworzymy podziały” - pomyślała słuchając jak Nix w pierwszej chwili wylewa niechęć i brak zaufania do ludzi w skórach: Plamy, Paula, Hektora. Pokręciła głową, podwijając kolana pod brodę.

- “Ciężko teraz o zaufanie, nie wymagaj za wiele” - upomnienie przeszło dreszczem od ramion w kierunku łokci aż po końcówki palców - “Stawiając na wadze pilnujemy, aby szale z naszymi bliskimi pozostawały w lepszej pozycji…”

Nożowniczka przytaknęła dyskretnie, posyłając oczy ku rozmazanej sylwetce na granicy widoczności. Tym razem stała przed maska furgonetki, przypatrując się im przez wybitą szybę. Widok szybko zasłoniła twarz Pazura, odciągając wargami uwagę w stronę świata ludzi. Oddała delikatna pieszczotę, uśmiechając się czule kiedy ich twarze się rozdzieliły. Pociągnęła go żeby znowu usiadł.
- Przecież ci obiecałam, że tam będę… we śnie. Pięść ojca, twarde deski podłogi… ogłoszenie naboru i radość. Że coś się zmieni. Szkolenie, długie samotne warty w święta. Ból, smutek i rosnącą w trzewiach pustkę. Nikt nie napisze… wtedy, teraz ja będę pisać. To też obiecałam. Już nie jesteś sam. - podniosła rękę i przyłożyła ją do jego policzka - Ciebie i ją… tego kaprala. Przyłapał… wstyd, lęk. To też przeszłość… płonące ciała, umierający Noah. Widziałeś go, trzymałeś w ramionach i patrzyłeś jak przestaje oddychać. Odszedłeś stamtąd, oglądając się na płomienie tylko raz. Śmierć, ogień. Popiół, kości i Duchy. Nie było do czego wracać., teraz jesteś ty. To nie sen, tylko… przeszłość. Chciałam ci powiedzieć, ale nie umiałam… mogłam pokazać. Tak jest… łatwiej, nie umiem o tym mówić. Teraz wiesz, byłeś. Widziałeś i czułeś… dając coś również coś bierzemy. Pokazując siebie, patrzymy… na to samo, tyle że nie swoje. Dzielenie snów nie jest przenośnią. Dlatego ludzie się mnie boją. - opuściła rękę i uciekła oczami w dół.
- Runnerzy nie dbają tylko o Runnerów, przynajmniej nie ci. Nie Paul, nie Brzytewka i nie Hektor. - odetchnęła i odezwała się do Boomer - Jak coś ci nawijała to nie żeby wykorzystać i coś ugrać, nie jest taka. To dobry dzieciak… i też nie czaję wszystkiego co nawija - uśmiechnęła się blado i niepewnie, pierwszy raz do tej konkretnej żywej - Sorry za to na dachu, chujowo wyszło. Nie jestem dobra w gadkach z żywymi, chciałam cię sprowokować żebyś się ruszyła i na mnie skupiła uwagę. Nic do ciebie nie mam, jesteś naprawdę niezła. Rozwaliłabyś mnie tam, gdybym weszła sama, ale to nie był mój czas - wzruszyła ramionami, uśmiech zniknął - Paul nie jest palantem i nie chce cię tylko przelecieć. Inaczej by się tak nie spuszczał nad tą durną kurtką. Kurwa no nie szło nie zauważyć, że ją ma i nie szło przegapić od kogo. Nawijał o tym i mu się morda cieszyła jak szczeniakowi. Jak nie ma obok tego drugiego złamasa jest spoko, ogarnięty i idzie z nim normalnie pogadać. Rozjebał dla ciebie Pike’a, jednego z naszych. Żeby ci z dupy nie zrobili jesieni średniowiecza. Trząsł się jebany jakby go prądem pieścili i wyrywał byle z tobą mieć kontakt i całą współpracę brał na siebie, żeby tamten drugi złamas przypadkiem nie zaczął się wpierdalać. Na moje oko to wbrew temu co ciągle powtarza, on leci na ciebie - parsknęła, przenosząc uwagę na Nixa - Nie jest palantem, myślisz że kto urobił Guido i podpowiedział jak cię uratować? Nie wiedziałam co robić, miałam w rękawie nóż a szef stał blisko… ale jakby dostał po gardle to zajebaliby wszystkich… chciałam go wkurzyć, żeby odwrócić jego uwagę. Jakby się wyładował na mnie, to może tobie by darował... ale Paul zaczął gadać, gapić się na mnie i na ciebie. Dał wskazówkę tak jasną jak tylko mógł. Nie jest typowym gangerosem do rozwałki, taki by olał sprawę. Hektor podłapał temat, potem się wydarłam… i tak jakoś poleciało. Nie jest palantem… ani Hektor, ani Guido… ani Brzytewka. Ani ja, a teraz też ze mnie Runner. Jak trzeba coś wykombinować to pogadajcie z rudą, niech urobi starego. Albo sama coś wykombinuje. Boomer nie stanie się tu krzywda. Tobie też - zakończyła wypowiedź patrząc na podłogę.

Pete wydawał się zaskoczony słowami Emi gdy mówiła o śnie. Z twarzy szamanka mogła wywnioskować, że pewnie o tym chciał jej opowiedzieć gdy już prawie wstawał by wyjść z samochodu ale jej dłoń i słowa zatrzymały go jeszcze na chwilę. Znów siedzieli obok siebie. Usiadł po turecku na rozłożonym na podłodze śpiworze tuż za Emily tak, że czuła za sobą jego obecność a jego ramiona oplotły ją i przytuliły do siebie. Przez dłuższą chwilę jednak milczał gdy Otero mówiła i milczał dłuższą chwilę gdy skończyła. Sądząc po wyrazie twarzy zastanawiał się nad jej słowami.

- Spoko. Wiem, że wtedy chciałaś mnie sprowokować. Tam na dachu. - pierwsza jednak odezwała się Boomer. Popatrzyła na w większości już pustą butelkę i pociągnęła z niej łyk czy dwa. Odstawiła ją od ust i chwilę wpatrywała się w trzymany, szklany przedmiot. - Byłam sama dlatego mnie załatwiliście. Normalnie Nix albo ktoś by mnie ubezpieczał. - wzruszyła ramionami najemniczka wskazując butelką na siedzącego na podłodze mężczyznę obejmującego kobietę w czerni.

- No może… - mruknął w końcu zamyślonym głosem Nix odgarniając policzkiem czarne włosy jakie oddzielały jego policzek od policzka Emily. - Może i nie jest takim zwykłym palantem. - burknął w końcu niechętnie Pazur myśląc pewnie o Paulu. - Ale mnie wkurza. I pewnie ja wkurzam jego. Ich obydwu. Tego Guido też. Wszystkich. - burknął wyznając niezbyt chętnie powody swoich obaw i niechęci do Paul’a, Hektora i reszty Runnerów.

- To też śniłaś ten sen? To ty to jakoś zrobiłaś? - spytał szeptem zbliżając usta do jej ucha. - No mi się właśnie śniło to samo co mówisz. Byłem tam. Widziałem to, to wszystko. Czułem to. - głos mimo, że cichy wydawał się być pod wrażeniem głębi, powagi i wyjątkowości tego snu. - Miałaś kogoś. Rodzinę. Dziecko. I oni… - mówił jakby przed oczami znów stawały mu sceny ze snu. Głos mu się urwał i przemówiły ramiona i ręce przytulając ją mocniej w geście otuchy i wsparcia. - Przykro mi, Emi. Mówiłaś wcześniej ale nie sądziłem, że… nie wiedziałem… Tak mi przykro - Nix chyba niezbyt wiedział co i jak dalej powiedzieć. Szukał chwilę słów które można powiedzieć ale nie znalazł. Pocałował w końcu jej policzek po czym jej i jego twarz przylgnęły do siebie. Przez chwilę siedzieli tak nieruchomo niosąc sobie siłę, otuchę, wsparcie i nadzieję samą swoją bliskością. Nie byli już w końcu sami na tym świecie.

- Ej. Myślisz, że on mnie lubi? - Boomer albo udawała, że nie zauważa szeptów pary siedzącej na podłodze albo zajęta winem i własnymi myślami nie zwracała na to uwagi. - Myślisz, że on na mnie leci? - spytała ostrożnie wręcz zafascynowana samym pomysłem, że taka relacja w ogóle komuś przyszła do głowy. - I ten… Jak mam do ciebie mówić? - zapytała po chwili jakby na koniec przypomniała sobie, że mają z szamanką nie do końca uregulowaną tą sprawę.

Cichy szyderczy głosik w głowie szamanki rechotał w najlepsze, ubawiony setnie całą sceną, a ona gdyby nie przytrzymujące w miejscu ręce pewnie uciekłaby, albo się wycofała, wracając do zwyczajowego cynizmu trupa. Ale siedziała, czerpiąc siłę i korzystając pełnymi garściami ze wsparcia, trzymając się życia mimo problemów i niepewności. Pete był taki… normalny. Normalny facet, żołnierz. Znał wojskowy styl życia, Pustkowia i prozę życia codziennego. Nie wierzył w bajki, twardo stąpał po ziemi, a ona?
“No dalej, na co czekasz? Powiedz mu, no dalej. Zobaczysz, zaraz sobie przypomni, że zostawił na gazie garnek z zupą i spierdoli w podskokach… byle dalej od świra” - jadowity szept wypełnił czaszkę, kości na ubraniu poruszały się w rytm słów, jakby się z nimi zgadzały.

-“Szaleniec.”

-“To żywy…”

-“Spłoniesz dziwko!”

-“Obłąkana.”

-“Świr.”

-“Plugastwo.”

-“... nie potrzebujesz go…”


Do pierwszego szeptu doszedł drugi, potem trzeci i czwarty. Mówiły jednocześnie, szepcząc, krzycząc i zawodząc boleśnie. Starcy, kobiety, mężczyźni, dzieci. Słyszała warkot psów, szydercze krakanie i kolejne szepty.

-“Nawiedzona.”

- “Będziesz skwierczeć!”

-“Nie uwierzy.”

- “... masz nas…”

-“Wyśmieje.”

-“Wariatka.”

- “... należysz do nas...”


Głosy robiły się coraz głośniejsze, zagłuszając całą resztę. Były tylko one, ich słowa, racje i porady. Życie przemijało, zataczało koło. Od śmierci nie było ucieczki, każdego czekał koniec, ale może…

- “Idiotka!”

- “Zabije cię.”

- “Zostawi.”

- “... my cię nie zostawimy…”

- “Uciekaj!”

-“Wiedźma.”

- “Spalić ją!”

-“Odmieniec.”

- “... nigdy nie zostawimy…”

- “Żałosne ścierwo.”

- “Więc gniew we mnie wezbrał mocny.”
- w chaos wdarł się spokojny, opanowany głos Opiekuna, chłód wyparł ciepło, a na twarz spadły pierwsze płatki popiołu. Wnętrze furgonetki zniknęło w gęstej mgle, czarne włosy zaczął szarpać lodowaty wicher. Stali tam, ustawili się w kręgu, górując nad klęczącym mówcą. Mrok czarniejszy od nocy falował, wypluwając pokrzywione, groteskowe twarze, splątane nierozerwalnie w jedną, wyjącą masę, pośród której odcinał się jeden głos. -” I krzyknąłem: ptaku nocny! Niech cię znów na zrąb piekielny, grom niezlękłych niesie burz. Zwiń te skrzydła co się ścielą, nad posągu cichą bielą. Zdejm mi z serca dziób twój ptasi, co jak ostry razi nóż!” - mówił coraz donośniej, zagłuszając pozostałych. Widmowe, sękate ręce wylądowały na ramionach żywej, paląc ciało do kości. Wrzasnęła, gdy ból pozbawił ją wzroku.
- “Niechaj kłamny byt twój zgaśnie, jak przebrzmiałych echo baśni, snem śmiertelnych cicho zaśnij! W bezpamietnych toni mórz.” - cierpienie sięgnęło zenitu, krzyk przeszedł w bulgotanie. Ciało zamarzało, od ramion do szyi i brzucha. Wicher zamarł, kłótnia zamarła. Wciąż tam stali, patrzyli i oceniali. Szeptali do siebie coś, czego nie potrafiła zrozumieć. Sensu słów, bo przekaz był jasny. Radzili, dyskutowali. Trybunał sędziów o wielu twarzach, zatopiony w zamieci szarych płatków nie większych od łzy.

- Precz ode mnie! W kraj daleki! Odejdź stąd, lub zgiń na wieki! - rzężenie wydostało się ze zdławionego zimnem gardła, mącąc powietrze mgiełką skroplonego oddechu. Wściekłe dźwięki, gorący sprzeciw. Jeszcze miała czas, tam, po tamtej stronie. Swoje życie, którego nie mogli jej zabrać. Znała swój los, wiedziała czego się od niej wymaga. Nie zostawiała ich, nie porzucała. Wciąż będzie dla nich. Słuchać, robić za ich głos.
Ciemność zafalowała, zapanowała cisza. Nawet wiatr ucichł.

- “Śliczny.”

- “Żołdak.”

- “Nixon.”

- “Peter.”

- “Pazur.”

- “Plakatowy chłopiec.”

- ”Nix.”

- “Durny kurw!”

- “Pete…”


Jedna szansa, może ucieknie… i co z tego? Miał do tego prawo, nie musiał godzić się na szaleństwo. Coś, czego nie rozumiał. Czego ludzie się bali. Jedna szansa, Emily nie chciała niczego więcej.
-”Nie ma zbyt wiele czasu. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a niewidzialna ręka je przekreśla” - Opiekun cofnął dłonie, wstał. Zostawił trzęsącą się skorupę leżącą w pyle. - “Nie mamy wtedy żadnego wyboru.”


- Kiedyś… ale nie teraz. Jeszcze… jest czas. Nigdy… nie chciałam… niczego dla siebie. Nie prosiłam… o nic - kobieta odważyła się podnieść wzrok, ale podniesienie głowy było już za ciężkie - Proszę… nie o wybór. Jedną szansę… tylko o to.

Cienie naradzały się, patrzyły na siebie, a ona leżała w popiele, czekając na werdykt.

- ”Ewentualność?”

- “Perspektywa.”

- “Prawdopodobieństwo.”

- “Sposobność.”

- “Głupota!”

- “Bzdura.”

- “Szansa...”


Czas stał w miejscu i tylko ich dyskusje pozwalały się zorientować, że jeszcze nie zamarzła. Świdrowały mrokiem, przewiercały duszę. Rozkładały na kawałki i każdy analizowały. Zastanawiały się, myślały. W końcu przez trybunał przeszedł impuls, twarze zwróciły się ku kobiecie. Niechętne, czujne, oceniające.

- “Nic się nie zmienia.”

- “Zadanie.”

- “Potrzebujemy głosu.”

- “Ostatni raz, szmato!”

- “Potrzebujesz nas.”

- “Słuchasz.”

- “Żyjesz.”

- “Nadzieja…”

- “Obowiązki.”

- “Nie uciekniesz.”

- “Pamiętaj!”

- “Nie schowasz się.”

- “Zawsze będziemy.”

- “Żywi…”


Ostatnie stwierdzenie ociekające niechęcią ale i tęsknotą - tłumioną, schowaną za maskami pogardy. Szarpnięcie w okolicach pępka, uderzenie o podłogę furgonetki. Hałas odnóży robaków, cichy pomruk chodzącego ogrzewania i para dyskutujących Pazurów.
Szept przy uchu, niepewny. Sondował, czy nie robi go w balona, nie ściemnia z nawiedzonymi gadkami.
Peter…

Ból powoli mijał, tak samo jak strach. W miejscu strachu pojawiła się ulga. Ciało za plecami wlewało w zmarzniętą skorupę ożywcze pokłady energii. Trzęsła się, blada jak trup i skostniała jakby spędziła na dworze kwadrans bez ubrania, chociaż jeszcze chwilę temu temperaturą ciała dorównywała Pazurowi. Obróciła się, żeby znaleźć się bokiem do niego i rozpaczliwie przycisnęła do jego piersi, zaplatając za plecami trzęsące się, sztywne dłonie.
- Najgorszym więzieniem jest przeszłość. Kto ją kontroluje, ma władzę nad przyszłością - wyszeptała, a gula podjechała jej pod samo gardło. Zaraz ją odtrąci, stężeje. Ucieknie… chwyci za broń, zacznie ścigać, albo co gorsza odejdzie nie oglądając się za siebie. Była problemem, a tych miał dość własnych, ale może… ten jeden raz.
- Jeden sen, dwie dusze. Mówcy… potrafię wchodzić do snów. Widzę cienie, umarłych. Mówią do mnie, muszę słuchać… czegoś chcą. Pokazują… jak przeszli. Im więcej śmierci, tym są silniejsi. Tutaj co krok… pokazali co działo się w zimie. Bestie prowadzące bestie o psich pyskach. Chłód, wojnę… agonię. Strach… tylko to znają. to pamiętają. Tym się dzielą. Dają chłód i wiedzę, zabierają ciepło i życie. Karmią się nim, bo tylko dzieki niemu mogą choć na chwilę poczuć… to co stracili. Taki jest układ, zasady… nie można ich zmienić. - zatrzęsła się, przyciskając czoło do ramienia najemnika. Może ostatni raz - Na posterunku, kiedy niosłam Briana… cierpiał, ale chciał wrócić. Jego duch, do ciała. Przywiązałam go do siebie, żeby… żeby jadł. Zbierał siłę. Widziałam jego dom, matkę i siostrę. Daltona… wiem co lubi, co go denerwuje. Pomogłam mu się obudzić, ale za wszystko jest cena. We śnie… byłeś ze mną, widziałeś co jest po drugiej stronie. Popiół… i cienie. Tym jestem. Rozmawiam ze zmarłymi, widzę ich. Słyszę. Zrozumiem jeżeli… jeżeli… - przełknęła ślinę prostując plecy i z drżącą niekontrolowanie szczęką popatrzyła prosto w ciemnoniebieskie oczy tuż przed sobą - Oddam ci kartkę jeśli chcesz, nie będę pisać. Wciągać w szaleństwo. Zrozumiem… jeśli zechcesz odejść i się nie zbliżać więcej. Zrozumiem… naprawdę… nic mi nie będzie. Zniknę - opuściła głowę, wskazując brodą Boomer - Nie jestem jak ona.. ona jest żywa. Normalna. Ludzka. Zasługujesz na szczęście, spokój. Rodzinę… twoją. Żebyś… już nie musiał być sam w święta. Ciepło, kogoś normalnego, nie wiedźmę - urwała, zacisnęła szczęki i pięści. Wypuściła powietrze i już głośno, w miarę opanowanym głosem odpowiedzieć kobiecie w mundurze.
- No ba że leci, lubi i mu się podobasz. Dobra dupa z ciebie i ogarnięta, to czemu miało by być inaczej? - posłała jej szeroki wyszczerz, niepasujący do bladości, dreszczy i umęczonych, podkrążonych oczu - San Marino. Albo Czacha… albo wymyśl coś jak chcesz.

- Co ty mówisz Emi? Weź przestań, nie po to ci dawałem kartkę byś mi ją teraz oddawała. - sapnął Nix zwijając śpiwór tak by okryć skuloną w sobie kobietę. Wydawał się jednak być dość zdezorientowany i słowami i stanem w jakim nagle bez ostrzeżenia znalazła się trzymana kobieta. Boomer siedziała obok i gdy szamanka mówiła często zerkała to na nią to na trzymającego ją Nix’a niepewne jak zareagować. Wydawała się tak samo speszona i zdezorientowana jak Pazur który był bliżej Mówcy. Pete nie przerywał jej słów choć sądząc po wyrazie twarzy była to dla niego nowość na którą niezbyt wiedział jak zareagować czy powiedzieć. Nie puszczał jej jednak i Emily czuła jak jego ciało wydaje się coraz żywsze i gorętsze w miarę jak jej ciało słabło wypełnione chłodem z innego świata. Pazur żywiej zareagował dopiero na jej ostatnie słowa.
- Okey. Więc masz eee… - mężczyzna urwał gdy szukał odpowiednich słów przy okazji pomagając sobie dłonią mieląc nią powietrze w chaotycznym geście jakby szukał tam czegoś. Trzymał ją jednak nadal kołysząc i ją i siebie w ledwo wyczuwalnym, spokojnym rytmie. - Noo… Takie wizje. Sny. Tak? - spytał próbując sobie poukładać to co mówiła Emi.
- Okey, okey. - pokiwał głową i wolna dłoń wylądowała mu na skroni gdy podrapał się pomagając sobie w znalezieniu odpowiedniej reakcji czy słów. - I widzisz umarłych ludzi tak? Okey to chyba… Niezbyt zdrowe. I chyba smutne. - zastanawiał się nad tym co powiedziała i co to znaczy i co sam ma powiedzieć i myśleć o tym wszystkim. Boomer łyknęła znowu z butelki nie wtrącając się w te dywagacje i zostawiając to Nix’owi.
- Dobra Emi, to nieważne. - powiedział po chwili jakby sobie zdołał w końcu poukładać co i jak. Pomachał przecząco dłonią jakby odganiał czy zaprzeczał coś czy czemuś ale nie była pewna czy to jej słowom, swoim myślom czy jeszcze czemuś innemu. Przekręcił ją nieco tak, że teraz była do niego nieco bokiem i mogli sobie spojrzeć w twarz.
- Słuchaj Emi to nieważne. - powtórzył patrząc na nią skupionym wzrokiem jakby się chciał upewnić czy dociera do niej co mówi. - Okey masz jakiś dar. Talent. Czy coś. Tak sądzę. Jeśli dobrze zrozumiałem. Nie wiem jak to robisz. Ale widziałem ten sen. No to nie był zwykły sen. Nie wiem co jest grane Emi ale to nieważne. Słuchaj chcę byś miała tą kartkę. I fajnie jakbyś kiedyś wysłała. Fajnie by było dostać od ciebie taką kartkę. Tam gdzieś w bazie czy gdzie tam będę. I te piwo mieliśmy razem wypić. To jest ważne Emi. A reszta no jakoś się ułoży. - starał się chyba jakoś przejść dalej z tym o czym mówiła czarnowłosa kobieta na którą patrzył i trzymał w objęciach. Przez chwilę błądził chaotycznie oczami po jej twarzy i znów chyba nie zalazł kolejnych słów. Schylił się więc i zetknął swoje wargi z jej ustami. Emily czuła jak jego żywy, gorący dech, siła, witalność przenikają jej zmarznięte nagle wargi i dalej, rozchodzą się kręgami po jej ciele. Tym razem całował ją troskliwie i delikatnie niosąc otuchę i ukojenie.
- Ale… Ale to cię niszczy, Emi. - powiedział odchylając włosy z jej twarzy gdy nie wiedział znów co powiedzieć dalej.

- No. Trochę straszne. - mruknęła cicho Boomer patrząc nadal nieco niepewnie na parę siedzącą na podłodze opatuloną śpiworem. - Ale nie przesadzaj. I tak cię wszyscy lubią. Bardziej niż mnie. Jesteś fajna i w ogóle. - wyburczała jeszcze najemniczka a gdy mówiła o lubieniu przez innych wzrok zawiesił jej się na Nixie. - A mogę ci mówić Emily? Ja jestem Emma. Trochę podobnie. No wiesz chociaż tak jak będziemy sami, nie mówię, że zawsze. - spytała ostrożnie na koniec.

Będzie dobrze, ułoży się. Jakoś kiedy on to mówił, nie dało się nie uwierzyć. Nie uciekł, nie odsunął się. Pokazywał, że się nie boi, nie dał odczuć niechęci. Mielił w głowie, próbował ułożyć, dopasować do znanych schematów… i ciągle był. Chciał być. Oddawał coś, czego sam niewiele miał przez ciągłą wielogodzinną rozróbę, a szamanka chłonęła to jak gąbka. Pasożyt żerujący na ciele silniejszego żywiciela. Duch obcujący z Żywym.
- Talent… rodzinna klątwa. Wizje, sny… smutne… i niezdrowe - uśmiechnęła się blado i parsknęła. - Macie jaja. Zwykle to jest ten moment, kiedy wykonuje się taktyczny odwrót. - sapnęła, skrzywiła się i wróciła do powagi i twarzy Petera - O tym mówiłam. Nie ma nic za darmo, trzeba zapłacić. Można z tym… idzie się przyzwyczaić. Was niszczy walka, mnie… dar. Każdy ma swoją klątwę, daninę krwi do przekazania. Tego się nie ominie, ani nie wyłączy… ale to tamten świat. Jest ten drugi. I żywi… obiecuję nie będę lewitować, mówić wieloma głosami, albo poruszać przedmiotami. Będzie… będzie dobrze. Ułoży się… jest dobrze jak jesteś obok. Chcę żebyś był, nie odchodził. Brzytewka powiedziała, że nauczy mnie pisać. Chyba się jej pomysł spodobał, nie robiła problemów, nie śmiała się. Będą listy - tym razem to ona go pocałowała, bo nie umiała słowami podziękować.
- No… trochę straszne - zaśmiała się pod nosem i popatrzyła na Boomer. Wyciągnęła rękę w standardowym geście powitania, zaciskając zimne paluchy wokół cieplejszego ciała - Siema Emma, jasne. Emily. Któryś leszcz coś ci nagadał, albo patrzył krzywo? Powiedz który, zaraz kurwia usadzimy i mu odejdzie ochota na fikanie - wyszczerzyła się. Szczerze i wesoło. Z ulgą. Mówili do niej, siedzieli… po tym co im nagadała.

- Rany, ale jesteś zimna. - najemniczka uniosła w zdziwieniu brwi gdy poczuła chłód dłoni na swojej dłoni. - Poczekaj chwilę. - powiedziała i zaczęła grzebać w jakiś pojemnikach i schowkach.
- Nie spoko nikt mi nic nie powiedział. No tylko ja nie umiem być taka fajna jak ty albo Alice. Was to jakoś tak każdy lubi. Tak po prostu. Ja tak nie umiem. - powiedziała wyjmując i ponownie wkładając jakieś klamoty i czasem ogarniając się od biegającego robactwa. Nix też był chyba zaciekawiony czego ona tam szuka ale nie ingerował nijak w te poszukiwania.

- Daj spokój Boomer. Nie słyszałaś, że cyckom jest lżej? Ciebie to ci dwaj nawet chyba lubią choćby za to no a widzisz ja nie mam z nimi tak łatwo. - najemnik spróbował trochę rozładować napięcie i chyba z Boomer mu się trochę się poprawił bo parsknęła rozbawiona anatomiczną uwagą. - A ty Emi się nie przejmuj. Jakoś to ogarniemy. Nie zostawimy cię. Ja cię nie zostawię. Z listami się nie przejmuj. Coś tam wyślesz, taśmę czy zdjęcie i cokolwiek to będzie dobrze. Nie przejmuj się tym - powiedział w końcu tym weselszym tonem choć oczyma patrzył na nią poważnie i uważnie. Wcześniej gdy mówiła o cenie i losie zasępiony kiwał głową. Każdy z nich coś miał do spłacenia i płacił nawet jeśli inaczej i za co. Cena u obydwojga wydawała się wysoka a ryzyko ogromne. Im dalej w przyszłość, im więcej małych niebezpieczeństw kumulowało się w coraz wyższy próg tym ciemniej wyglądała ta przyszłość. Więc na razie uśmiechnął się trzymając ją w objęciach i patrzył na nią ciesząc się chwilą.

- Masz. Weź to. To ogrzewacz chemiczny. My też takie mamy. Ten jest zapasowy. Jeden wkład starcza na parę godzin. Wiesz tak akurat na nocną wartę czy długi patrol. - powiedziała Boomer wracając z metalicznym pojemnikiem wielkości małej, metalowej piersiówki ze sznurkiem do zawieszenia na szyi. Tym razem Boomer uklękła przy nich i podała Emily ten metalowy przedmiot pykając balonówą. Ale też jakoś tak radośniej i pogodniej to zabrzmiało a Emma zdołała nawet nieśmiało się uśmiechnąć co na jej zazwyczaj smutnej i poważnej twarzy było dość rzadkim grymasem.

- Ale bajer, nigdy czegoś takiego nie miałam. Ja jebie… dzięki Emmo - nożowniczka przyjęła metalowe pudełko i obróciła je w dłoniach, uśmiechając się speszona. Szybko zawiesiła prezent na szyi, okręciła się płaszczem i dodatkowo śpiworem. Zrobiło się jej dziwnie błogo nie tylko ze względu na grzejące przyjemnie ognisko na piersi, ale i ze względu na troskę obojga, ich nawijki. Że niby żywi ją lubili? Już nie mogła ich straszyć? Trochę szkoda, ale tak było o wiele lepiej.
- Z tą dwójką złamasów nikt nie ma lekko - zrobiła smutną minę i westchnęła przesadnie boleśnie, a potem się roześmiała, szturchając faceta łokciem w żebra - Mają ból dupy, że cię laski bronią, wstawiają się i lubią. Masz parę par cycków, a nie tam jedne przyczepione na klacie. Patrz ostatnio… Emma osłaniała cię z dachu, my nawijałyśmy do szefa. Coś tam próbowałam… a wiesz jak Brzytewka ma z gadaniem - wyciągnęła rękę spod koca i “kłapnęła” kilka razy bardzo szybko palcami imitując poruszającą się błyskawicznie szczękę
- No i ładnie gada jak się jej chce… a chciało. Nam trzem zależało. Taka magia zagrożonych, ślicznych gatunków plakatowych - wzruszyła ramionami i opuściła wzrok zajmują się obserwacją łażących po podłodze robaków - Ej Emma… co ty taka negatywna do siebie? No bez jaj, ja tu mam monopol na czarnowidzenie, wieszczenie i zapowiadanie nieszczęść. Gadam z trupami, rzucam klątwami, dzwonię łańcuchami i na dokładkę idzie na mnie chłodzić driny w lecie. Zimna suka, te sprawy. - mrugnęła do Boomer - I co nie umiesz jak umiesz i dajesz się lubić? Że nie celujesz w nawijkach, co z tego? Coś umiesz, czegoś nie umiesz. Lej na wady, skup na zaletach i z nich zrób swoje atuty. No kurwa obczaj to - rozłożyła szeroko ręce, odrzucając śpiwór przez co mobilny cmentarz na jej ubraniu zrobił się widoczny i raczej miłych skojarzeń nie przywoływał
- Skoro to da się lubić, to to - wskazała ją palcem i pociągnęła za mankiet wojskowej kurtki - Też się da. Ważne co pod spodem. Będą cię cisnąć, będą obśmiewać, grozić, bo ludzie to szydercze kurwie, ale nie wszyscy. Będą też ci normalni. Pierwszych olej, drudzy się liczą… nie umiem czytać i pisać. Nie zrobię listu, liter na papierze - westchnęła, a śpiwór wrócił na jej ramiona, warknęła ze złością. Pokręciła głową, prychnęła i oparła się o Petera, któremu analfabetyzm nie robił za powód do gnębienia kogokolwiek.
- Tak wyszło, nie nauczyłam sie. Ciągle było coś innego do roboty i nauki. Walka, skradanie, wspinanie, noże, gnaty, karabiny, wytrychy. Zdobywać żarcie, pilnować osady i wypatrywać zagrożenia. Przetrwać. Mieliśmy maszynki na przedpolu i mutantów w okolicy. No… ważniejsze rzeczy. Potem już były Duchy i nie szło się skupić kiedy tak ciągle gadały, okazji brakowało bo to siara wylecieć otwarcie że jest się głąb i nieuk, a jeszcze jak ścigają to w jednym miejscu się długo nie siedzi. Ludzie zaczynają gadać, potem komuś zdechnie krowa, albo dzieciak wpadnie do studni, lub miejscowy męt skręci po pijaku kark wytaczając się nawalony jak szpadel z baru i biorą cię na pierwszy cel. No kurwa twoja wina. Boś odmieniec, czarownica i do pieca za zsyłanie pecha. Ludzie boją się tego, czego nie rozumieją, ich problem. Mam dużo noży - parsknęła złym śmiechem - Ale zwykle spierdalasz zanim się zacznie rozróba. Trzęsą ci się kolana, ale zgrywasz cwaniaka co ma w dupie negatywy i tak cię widzą. Grunt to mieć swoje miejsce. Da się tu żyć. Cheb wygląda nieszczególnie, ale porządku tu pilnuje Dalton. Trochę z nim pogadałam… no najpierw mu nawrzucałam od durnych chujów, a potem dopiero pogadaliśmy - podrapała się po nosie i poprawiła ogrzewacz - Wywaliłam otwarcie kim jestem, że chcę kurtkę Runnerów. Widział co robiłam z Brianem. Ale nadal jak się skończy cyrk z kutrami idziemy się napić wspólnie - pokręciła głową ciągle nie mogąc uwierzyć w podobne rozwiązanie.
- Lenin opowiadał dużo o Guido i jego ekipie. Nie są rzeźnikami walącymi ołowiem do tego co zobaczą i co się rusza. Czarne owce psują każde stado. Szef trzyma ich za mordy, nie pozwala na samowolki. Nie jest okrutny. - spojrzała na Nixa jakimś takim poważnym wzrokiem - Teraz jesteś swój. Nie ruszą cię jak im nie wylecisz z otwartym wyzwaniem. Guido nie każe cię zdjąć z cichacza, albo nagle nie wypali ci w głowę z przyłożenia. Jakby nic nie zrobił przed garażem, to znaczy, że nawet swojej kobiety nie umie obronić i można go rolować, a to szef. No a szefa nie można, bo potem ktoś podłapie pomysł że jak raz się udało to uda i drugi. I się robią roszady. Gang nie wojsko, tu sam stopień nie gwarantuje dowództwa, trzeba o nie walczyć. Tobie też nic nie zrobi, jesteś swoja, sama słyszałaś Paula. - odwróciła się do baloniary.

- Jest na zwykłą benzynę jak zwykły zippiacz. Ci się skończy i nalejesz to znów pochodzi. W zimie można w rękawiczki wsadzić by łapy tak nie marzły albo w buty jak mokre to trochę szybciej schną - Nix też był chyba zadowolony z pomysłu na prezent na jaki wpadła Boomer i dodał swoje doświadczenia z użytkowania tego gadżetu. A Boomer czy właściwie Emma wydawała się być zadowolona czy nawet szczęśliwa z reakcji obdarowanej kobiety, że tak trafiła z tym podarkiem.

Ciemnowłosa najemniczka uśmiechnęła się słysząc jak Emily mówi z dystansem i do niej o sobie i do niej o niej samej. Wyglądało na to, że Pazur z karabinem poczuła się trochę chociaż na tą chwilę pewniej słysząc jak już druga osoba pod rząd tak ją zachwala. A wcześniej jeszcze Alice też psów na niej nie wieszała.
- No tak chyba masz rację. Tylko ja nigdy nie wiem co powiedzieć. To robię te balony. Dlatego u nas Nix zawsze gada. Albo szef. Znaczy wcześniej jak był naszym szefem. - dorzuciła trochę jakby się tłumacząc czy chcąc wyjaśnić skąd taka rezerwa w jej zachowaniu.

- Nikt nie jest doskonały. Nawet szef. - wskazał kciukiem gdzieś za rozbite okno mężczyzna w czarnej czapce. W końcu zdjął ją ukazując krótkie, ciemnobrązowe włosy obcięte na typową wojskową modłę. Czapką przejechał po włosach jak grzebieniem i chwilę bawił się podrzucając ją w dłoni. Drugą znów wtulił w siebie Emily gdy ta przylgnęła do niego ponownie wspominając o swoich kłopotach ze słowem pisanym. - Wszystkim nam czegoś brakuje. Ty Boomer masz kłopoty z gadaniem i jesteś nieśmiała. Ty Emi no masz dość nietypowe zdolności które no można reagować różnie. Ja zostałem dowódcą a nawet w końcu Pazurem i nagle cholernie zaczęło mi to ciążyć. Dotąd wykonywałem rozkazy i jakoś to szło. A teraz no jakoś tak nagle zrobiło się wszystko bardziej na poważnie. - przyznał w końcu Pazur wpatrzony w podrzucany kawałek czarnego materiału. Boomer posłuchała, pokiwała głową chyba zgadzając się z taką oceną sytuacji.
- No ale jak szef mówił, najtrudniej zmienić samego siebie. Możemy zostać i nic z tym nie robić albo coś zrobić. Ty Boomer możesz spróbować jakoś się przełamać. No chociaż trochę i z kimś. Ty Emi nie wiem co z tymi twoimi możliwościami możesz zrobić. Słabo to ogarniam, nie spotkałem się wcześniej z czymś takim. Ale z listem no wiesz, nic na siłę ale coś możesz spróbować. Ja spróbuję z tym oficerowaniem. W sumie nie mam wyjścia teraz. - Nix podrzucił czapkę nieco wyżej i zgarnął ją zwinnym ruchem dłoni. - A z listem Emi nie tripuj się. U nas kiedyś w oddziale był taki chłopak. Dzikus w sumie. Nic nie czaił z tego pisania i u niego też w domu nie. Ale jednak dostawał listy z domu co jakiś czas. Przysyłali mu na papierze odciśnięte dłonie. Wiesz jakaś farba czy co oni tam mieli. Jak były wszystkie to znaczy, że jakoś jest ok. Strasznie się tym jarał jak dostał taką kartkę z tymi rękami. Pokazywał mi jedną nawet i ja widziałem same dłonie ale on tam widział więcej. Wiesz tłumaczył mnie czyja jest która i w ogóle. No tak to właśnie było. - Pazur powiedział jakąś historyjkę ze swojej przeszłości i Boomer znów pokiwała głową jakby też kojarzyła o czym mówi.
- A jak ci ktoś z czymś wyskoczy czy co to daj znać. Będzie się ciebie czepiał to zobaczymy czy będzie miał jaj nas też się czepiać. - uśmiechnął się i wskazał na siebie i Boomer na co ta też się uśmiechnęła i pokiwała głową.

- No. Jak coś to mów. - Boomer kiwnęła głową odzywając się sama z siebie i pykając balonówą na podbicie wypowiedzi. - Wiesz, ten znaczek to sporo ludzi rozpoznaje. - klepnęła się w ramię na jedną z naszywek na kurtce jaką nosiła i ona, i Nix, i Rewers. Wyglądała jak tarcza przecięta śladem trzech pazurów.
- A z Nixem to właściwie masz rację. - dodała nagle jakby po zastanowieniu i najemnik uniósł brwi pytająco nie spodziewając się chyba takiego nawiązania. Miłośniczka balonówek dokończyła więc swoją myśl. - No tam na zewnątrz to właściwie Emily cię wybroniła. Jakby nie powiedziała… No to co powiedziała to nie wiem co by było. Wyglądało groźnie. Ja bym pewnie strzelała jakby poszło na noże. Alice też wstawiła się za tobą. Więc właściwie same dziewczyny cię wybroniły. Z tymi Bliźniakami nie wiem bo nie słyszałam wszystkiego co mówiliście. - Boomer przyznała w końcu coś podobnego do żartu czy uwagi na co Pete pokręcił głową ale też chyba dostrzegał ironię czy zabawność sytuacji bo się jednak uśmiechnął choć trochę.

- Ekstra. Podporucznik Pazurów Peter Nixon wybroniony od śmierci i marnego końca przez kobiety. Na pewno dają za to awanse i medale w bazie. - zabrzmiało jak skarga ale tak podkoloryzowana, że Boomer roześmiała się szczerze jak z dobrego kawału. Po chwili drugi Pazur też się w końcu roześmiał.

- A wybroniony przez Pazura i dwóch gangerów?
- nożowniczka wyszczerzyła się niewinnie - Chcesz medal to ci wystrugam, będzie śliczny. Jak z plakatu.

- Słuchajcie dziewczyny ale z tym, że ja miałbym fikać czy nie jak to oni mówią nie do końca zależy ode mnie. Teraz myślę, że ten Guido i reszta na razie mi odpuścił. Ale pewnie nie płakałby zbytnio jakby mi się coś przydarzyło. Ale nie w tym rzecz. - zaczął Nix nawiązując do poważniejszego problemu jaki dostrzegł. - Ja rozumiem go z tym ich szacunem i porządkiem w bandzie. Dlatego dałem mu się otłuc. By mu przeszło. I dlatego nie chciałem byś strzelała Boomer. On ma do mnie żal za porwanie Alice. Rozumiem, że nie mógł mnie pogłaskać po główce za to. Ale ja nie poszedłem po Alice bo mi się nudziło łazić po lesie na tej Wyspie. Poszedłem bo miałem taki rozkaz. A nie ode mnie zależy jakie otrzymuję rozkazy. - wyjaśnił kolejny element a Boomer spojrzała z niezbyt rozumiejącym wzrokiem najpierw na niego potem na Emily potem znów na niego.

- No ale jak? Przecież wcześniej szef nam rozkazywał to poszłeś ale teraz już go nie ma. A my mieliśmy iść na te kutry. A więcej Pazurów tu nie ma. - najemniczka podsumowała niezbyt pewnym głosem to co jej się wydawało, że jest.

- Ale szef nadal tu jest Boomer. I nadal jest najstarszym stopniem Pazurem. Jak przyjdzie i powie, że przejmuje dowodzenie to je przejmie. Jak powie, że mamy wracać na Wyspę albo z Alice jechać do Hope to pojedziemy. No a co zrobi reszta no cóż… - najemnik rozłożył ręce a najemniczka pokręciła głową i zamrugała powiekami.

- No ale jak? Przecież powiedział, że nas puszcza i sam pojedzie z Alice na tą Wyspę. - Boomer nie wydawała się do końca przekonana z tym pomysłem.

- Nie wiem co zrobi. Mówię tylko, że nie wszystko zależy od nas. Dlatego by tego uniknąć wolałbym zawinąć na te kutry a potem no mam nadzieję, że szef będzie już na Wyspie lub w drodze. Ale po hierarchii ma taką możliwość więc mówię wam o tym. - krótko ścięty brunet rozłożył rękę z czapką bo drugą wciąż obejmował Emi. Mówił dość poważnym i ciężkim głosem jakby ta myśl dręczyła go od jakiegoś czasu i szukał sposoby jak tego uniknąć.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline