Gnorsta ogarnęło przerażenie, zwykły zwierzęcy strach, który sprawił, że jego nogi same zaczęły biec, bez jakiejkolwiek ingerencji ze strony głowy. Przed oczyma ciągle miał straszny pysk i poszarzałą skórę Collina, przynajmniej tam, gdzie było ją widać. Najwyraźniej potężna zbroja, którą dzisiaj nosił, nie broniła przed takim czymś. Stał tam jak skamieniały.
- Nie możemy go tam zostawić, cokolwiek się z nim stało, musimy po niego wrócić i go ratować. - Stwierdził rozedrganym głosem Bednarz. Jakkolwiek demoniszcze nie wyglądało w ludzkiej postaci, obecnie napawało go odrazą. Ojciec wszak często mówił, że nieważne jak żona wygląda, a jak gotuje. Młodziak musiał się wreszcie zgodzić z ojcem, co rzadko mu się zdarzało. - Może to ustrzelić, albo coś? - Zasugerował, starając się uspokoić oszalałe serce.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |