Czarodziej podszedł dostojnym krokiem do domniemanego właściciela. Witaj, człowiecze. Z chęcią zjadłbym... Bardzo krwistą wątróbkę... - powiedział, obnażając swoje wydłużone, ostre zęby, pamiątkę z dzieciństwa - A z chęcią napiję się piwa... I to dobrego, ciemnego. I przy ognisku, jeśli można.
Po chwili podszedł do kominka, i usiadł jak najbliżej niego, oczekując swojego zamówionego posiłku. Gapił się jak zahipnotyzowany w ogień. Końcówka jego kostura rozjarzyła się jeszcze większym płomieniem, gładząc łagodnie skórę czarodzieja, ale nie wyrządzając mu szkody. |