Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2017, 14:35   #29
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wkrótce jednak wszyscy się najedli i podziękowawszy wyszli do siebie, służba zaś zabrała resztę niedojedzonych potraw. Pozostali jedynie markiz i piękna wampirzyca.
- Chcia … ałaś ze mną rozmawiać, signora - widać było, iż młody markiz nie całkiem umie się odnaleźć przy Agnese. Targały nim solidne emocje, które uwidoczniły się wypiekami na bladym arystokratycznym obliczu.
- Jeśli markiz pozwoli, wystarczy Agnese. - Wampirzyca siedziała w nienaganny sposób. Nie musiała już go bardziej kusić. Wiedziała, że gdy zostali sami, markizowi nie wypada patrzeć na coś innego niż ona. A już swoim strojem zadbała by Alessandro miał na czym zawiesić oko. - Czuję się dziwnie gdy gospodarz domu, w którym pozwolono mi zamieszkać, zwraca się do mnie z tytułami.
- Dobrze Agne … se
- powiedział markiz trochę niepewnie, jednak widać, że bardzo mu się podobała i Agnese i możliwość bezpośredniego zwracania się - ale wobec tego ty także mów mi proszę po imieniu. Dlaczego, dlaczego chciałaś porozmawiać? Wiesz oczywiście, postaram się zaspokoić twoją ciekawość jak najlepiej wiem, a potem, potem sam pozwolę sobie zapytać o coś jeszcze - dodał patrząc się gdzieś na boczną ścianę. - Czy jesteś zadowolona ze swoich pokoi? Nie są to pałace florenckie, które, jak słyszałem, wręcz ociekają elegancją - wydawał się zaniepokojony, że jego gościna nie stoi na odpowiednim poziomie.
- Ah, pokoje są wspaniałe i bardzo przestronne. Przyznam, że cieszy mnie ich skromność. - Agnese znów zaczęła się bawić krzyżem na swojej piersi. Ten drobny ruch znów skupił na niej uwagę markiza. - Czuję, że dużo lepiej będę w stanie poddać się w nich swoim dziennym medytacjom. Nie zdradziłam jeszcze tego, ale postanowiłam, w czasie mej pielgrzymki spędzać czas za dnia w samotności i zamknięciu.

Udała zatroskaną.
- Mam nadzieję, że nie będzie to zbyt wielki kłopotem... Alessandro. - Wymówiła jego imię powoli, delektując się każdą kolejną sylabą. Troszkę tak jakby smakowała dobre wino. Jej dłoń powoli puściła krzyż, by przesunąć się po jej piersi i spotkać z drugą spoczywającą na jej łonie.

Piersi … łono … piersi … łono … piersi … łono … Faktycznie, wampirzyca działała na niego niczym wyborowe wino. Markiz postawił na moment oczy w słup, ale naprawdę musiał mieć mocne podstawy etykiety oraz przyzwoitości, gdyż opanował się względnie szybko. Agnese domyślała się, jak bardzo podniecające myśli związane z jej osobą przemykały mu, mimo nich jednak zdołał zapanować nad sobą. Mówił jednak wolniej trochę chcąc panować nad sensem swoich wypowiedzi.
- Droga … - zaczął, ale pohamował się przed słowami niezgodnymi z zasadami etykiety - … cokolwiek robisz nie jest jakimkolwiek kłopotem. Słowo. Czuj się jak wewnątrz swojego domostwa. Cieszę się, że komnaty przypadły ci do gustu A gne se – ponownie wypowiedział imię wampirzycy z przerwami. Jednak był zdenerwowany, chociaż bardzo starał się ukrywać. - Zaś co do twojego postanowienia. Rozumiem oraz będę strażnikiem, żeby nikt ci w czasie twoich modlitw oraz czuwań nie przeszkadzał. Rozumiem, że potrzebujesz wyciszenia się oraz spojrzenia wewnątrz siebie. Nikt nie dostanie się do ciebie w tym czasie i nikt z mojej służby, czy mojej rodziny nie będzie ci przeszkadzał bez twego pozwolenia. Przywiozłaś sporą gromadkę dzieci, Agnese – tym razem wyszło mu dobrze – dbasz o potomstwo służby, że nie rozdzielasz ich od rodziców. Przyznaję szczerze, bardzo szlachetne postępowanie.

Wampirzyca założyła nogę na nogę, pozornie odcinając się, tak naprawdę sprawiając, że część jej łydki została odsłonięta. Łydki która znalazła się bardzo blisko nóg markiza. Na chwilę przygryzła palec, naprawdę się zastanawiając. Zapomniała o tych dzieciakach.
- To nie się dzieci mojej służby. Zabraliśmy je ze spalonej wioski. - Uśmiechnęła się do mężczyzny powoli wysuwając palec z ust. - Przyznam, że nie do końca wiem co z nimi począć.
- No tak
– przygryzł wargi Colonna i jakoś odruchowo także włożył swój palec do ust, najpierw płytko na długość paznokcia, potem głębiej. Jednak zorientował się co robi, wyrwał go szybko pokrywając nerwowym chrząknięciem zawstydzenie. Dlatego skupił się na dzieciach próbując myśleć logicznie. – Ciągła wojna. Dzieci … jesteś wobec tego bardzo miłosierną osobą. Większości osób pewnie nawet do głowy by nie przyszło, żeby zaopiekować się nimi. Hm, rozumiem, że skoro przyjechały z tobą, nie mają rodzin. Mogłabyś albo oddać je do ochronki prowadzonej przez Kościół. Muszę przyznać, że bez względu na to, jakimi draniami są niektórzy księża, to akurat działa dobrze oraz pomaga wielu ludziom. Jednak tak czy siak później musieliby je opuścić. Dlatego mam inne rozwiązanie, jeśli chcesz. Skoro one są ze wsi, pewnie się najszybciej odnalazłyby właśnie tam. Mam majątek ziemski na wschód od Rzymu. Niechaj pozostaną tutaj kilka dni, odkarmią się, uspokoją, zaś potem wysłałbym je tam oddając pod opiekę zarządcy. Będzie dbał o nie oraz przydzieli jakieś prace. Obecnie wiele rodzin straciło potomstwo … pewnie więc niejedno z nich miałoby nawet szansę na adopcję. Co ty na to?
Agnese podniosła się i skłoniła lekko, pozwalając Allesandro zajrzeć w swój dekolt.
- Bardzo bym chciała by mogły wrócić na wieś, tam gdzie będą czuły się jak u siebie. Byłoby to dla mnie wielką pomocą gdyby mogły zamieszkać w twoim majątku. - Uśmiechnęła się do mężczyzny prostując się powoli. Markiz miał teraz jej biust mniej więcej na wysokości swojego wzroku. - Nie wiem jak się ci odwdzięczę.
- Wobec tego zdecydowane
- uśmiechnął się - cieszę się, że mogłem pooo … móc - właśnie podniósł wzrok na jej piersi i przyszpiliło go. Odetchnął głęboko parę raz i zaczął mówić. - Chciałem pozostawić to na koniec tej rozmowy, ale nie mogę czekać dłużej - markiz padł na kolana przed Agnese. - Wiem, że nie zasługuję na tak wspaniałą kobietę, jak ty, ale byłbym najszczęśliwszym z ludzi, gdybyś jednak obdarzyła mnie swoją łaską. Agnese, czy wyjdziesz za mnie?
Wampirzyca chwyciła jego twarz w swoje dłonie. Czuła satysfakcję, upolowała kolejną cudowną duszyczkę.
- Alessandro przybyłam tu by modlić się za duszę zmarłego męża. - Uśmiechnęła się do klęczącego przed nią mężczyzny. Był taki młody, byłby takim wspaniałym ghulem. - Obiecuję, że gdy tylko zakończę swój post odpowiem na twą propozycję. - Nachyliła się tak, że ich usta niemal się spotkały.
- Może poświęćmy ten czas by poznać się dogłębnie. - Ostatnie słowa wymówiła tak, że ich wargi ocierały się o siebie.
A tymczasem ten drań, zamiast ucałować je, skłonił się jeszcze mocniej oraz złożył pocałunek, ale na dłoni wampirzycy. Chyba był zresztą zawstydzony, kiedy ich twarze znalazły się tak blisko, choć po prawdzie wpatrywał się w jej drżące usteczka pełen cudownych, młodzieńczych pragnień.
- O nic więcej nie mógłbym cię prosić, Agnes - mówił bardzo gorączkowo. - Wybacz, nie widząc ciemnych szat, myślałem, że pomimo postu, nie podlegasz już żałobie. Wiem doskonale, że moje niespodziewane oświadczyny mogły cię zaszokować, ale tylko dlatego postąpiłem tak niezgodnie z etykietą, że twój urok uderzył mnie niczym blask słońca. Wyobraziłem sobie nas razem, przytulonych, wpatrujących się w piękno poranka. Po prostu nie mogłem odłożyć oświadczyn. Mam nadzieję, że kiedy będziesz, Agnese, myśleć o mnie, nie weźmiesz mi za złe tej szybkości. Natomiast poznanie się? - uśmiechnął się. - Oczywiście, bardzo bym chciał. Możemy chodzić na spacery, na bale, na przejażdżki, rozmawiać ze sobą, tańczyć - mówił rozradowany. Cóż chłopak naprawdę chciał postępować przyzwoicie.

Wampirzyca uśmiechnęła się pozwalając sobie na szczery, szeroki uśmiech. Alessandro był cudowny, taki niewinny. Tak jak Willenę, miała ochotę pobawić się nim trochę. Nachyliła się i ucałowała jego czoło. Było to czułe, ale bardziej matczyne niż przypominające zachowanie kochanki.
- Och Alessandro, jeśli tylko będziesz chciał poświęcić dla mnie swoje noce z przyjemnością pójdę z tobą na przejażdżkę, na spacer… - nachyliła się do jego ucha - ...na bal… - pozwoliła by jej usta musnęły jego ucho. - zatańczę.
Chwilę delektowała się rozgrzanym oddechem markiza na swym dekolcie, po czym wyprostowała się i wysunęła dłoń by pomóc mu wstać.
- Signora Contarini - powiedział oficjalnie tak naprawę nie wiedząc, czy ma się cieszyć, czy załamać. Chyba nigdy się wcześniej nie oświadczał, więc nie przyszło mu na myśl, że mogą istnieć inne odpowiedzi poza “tak” lub “nie” - dziękuję ci za pozostawienie mi nadziei oraz będzie mi bardzo miło towarzyszyć ci, kiedy tylko to będzie możliwe - chyba robił trochę dobrą minę do złej gry. Niewątpliwie zauroczony wyobrażał sobie, że Agnese odpowie mu pozytywnie, potem zaś będzie wielki ślub oraz tuzin dzieciaków. Jednak naprawdę powoli się opanował. - Pewnie macie we Florencji własne źródła informacji, ale jeśli chciałabyś czegoś się dowiedzieć, służę? - nie był w ciemię bity oraz domyślał się, że signora łączyła kwestie religijne ze sprawami politycznymi.

Wampirzyca zaczekała, aż mężczyzna się podniesie i delikatnie przesunęła palcem po jego ustach, jakby zdejmując jakiś okruch. Mężczyzna zadrżał. Będzie go rozpalać do czerwoności. Była tak ciekawa kiedy cnotliwy markiz się złamie.
- Agnese… to już ustaliliśmy. - Uśmiechnęła się i opuściła dłoń pozwalając by ta zsunęła się po jego twarzy, szyi, torsie. - Czy znalazłby się jakiś salon, w którym moglibyśmy się wygodnie rozsiąść? Podróż zraziła mnie do krzeseł… na jakiś czas. Chętnie wypytałabym jeszcze o kilka rzeczy, skoro noc jeszcze tak młoda.
- Proszę wybaczyć, Agnese
- skoczył markiz na nogi przerażony wręcz - oczywiście, co ze mnie za gospodarz, iż nie domyśliłem się, że jesteś zmęczona. wobec tego, wybacz, przed wygodą najwspanialszej damy i, miejmy nadzieję, mojej przyszłej żony, nawet ciekawość musi ustąpić. Pozwól, że odprowadzę cię do twoich komnat, a jutro spróbuję zaplanować specjalne spotkanie.
Wampirzyca chwyciła go pod ramię przytulając do niego swoją pierś, co sprawiło, że Alessandro musiał się podtrzymać krzesła, żeby nie upaść z wrażenia.
- Jutro prawdopodobnie będę musiała wypełnić kilka obowiązków w Rzymie, będę wobec tego prosić byś jeszcze poświęcił mi dziś chwilę na rozmowę. - Uśmiechnęła się ciepło. Pozwoliła jednak by dało się od niej wyczuć niewielkie zakłopotanie, jakby obawiała się, że niepokoi markiza. - Czy opowiesz mi po drodze do moich komnat co nieco?
- Dobrze Agnese, myślę, że chwila nie zaszkodzi, ale naprawdę tylko chwila
- zastrzegł się mocno. Widać niepokoił się o nią. - Najlepiej, tak jak mówisz, po drodze.

Agnese uśmiechnęła się jakby mężczyzna sprawił jej właśnie prezent i ścisnęła mocniej jego ramię, powodując tym samym, że krzyż znacznie uniósł się na jędrnych piersiach. Wyraźnie dostrzegła wtedy w jego oczach straszliwe zakłopotanie połączone z młodzieńczym pożądaniem oraz oczywiście prawie prawdziwą miłością, bowiem pewnie zapewnioną dzięki Prezencji.
- Cudownie. - Mrugnęła do niego. - Możemy troszkę przejść się po pałacu… będę lepiej spać.
- Hm, wobec tego proponuję, wyjdźmy na chwilę na wewnętrzny dziedziniec, potem zaś naprawdę ruszymy do ciebie. Wybacz Agnes, nie chcę żebyś się zamęczyła wizytą u mnie
- podał jej ramię.
- Brzmi doskonale. - Gdy mężczyzna ruszył, na chwilę uniosła się na palcach by szepnąć mu do ucha. - Potrzeba wiele więcej by mnie zmęczyć, Alessandro. - Smakowała jego imię, wymawiając je powoli. Odsunęła się lekko, nadal trzymając go za ramię i dała się prowadzić mężczyźnie.
- Nawet jeśli, nie mogę pozwolić ci zaryzykować - odpowiedział dżentelmeńsko. Widać było jednak, że bardzo podoba mu się wspólne pójście pod ramię oraz że po prostu cieszy się jej obecnością.

Dziedziniec zamku był chyba najpiękniejszą jego częścią. Architektura odpowiadała współczesnej modzie. Równe rzędy półkoliście sklepionych łuków wspartych na kolumnach na piętrze i filara na parterze, odpowiadały temu co Agnese widywała we Florencji. Wampirzyca z przyjemnością przyglądała się drobnym korynckim liściom głowic filarów, które tak bardzo przypominały jej to co miała w swym florenckim pałacu. Alessandro poprowadził Agnese jednak nie na płytę dziedzińca, ale po prostu wyszli na piętro. Marmurowe stopnie, wykonane z popularnego w Rzymie, niezbyt wyszukanego jasnego kamienia, sprawiały przytulne wrażenie. Z tego samego materiału wykonano inspirowane kolumnami tralki i poręcz, po której wampirzyca z przyjemnością przejechała swoimi delikatnymi palcami. Mimo braku przepychu, pałac był zadbany i nawet ten kamień przypominał bardziej doskonałą ceramikę niźli detal architektoniczny.


Kolumny piętra były już smuklejsze, jednak konsekwentnie powtarzały rytm filarów na parterze. Wampirzyca podniosła wzrok obserwując zwoje kolumn inspirowanych dorobkiem greckiej architektury jońskiej.
- Jak Rzym znosi zamieszanie związane ze zbliżającym się konklawe?
Jej głos przełamał ciszę, która zapanowała między nimi. Na chwilę odwróciła wzrok od architektury by skupić go na profilu Alessandro. Markiz tymczasem rzeczywiście rozglądał się dumnie, widać arkadowy dziedziniec pałacu otoczony krużgankami stanowił jego ulubioną część budowli. Jednak pytanie Agnese wyrwało go z lekkiego zamyślenia.
- Jak znosi? - skrzywił się. - Jak zwykle źle. Sama wiesz, jak bywa. Najgorsze zaś w tym wszystkim jest to, że panuje ogólny bałagan. Książę Romanii chory, część kardynałów nie dojechała, zresztą niby jak mieli to zrobić. - Gdy mówił wampirzyca oderwała się od jego ręki i przysiadła na murze na którym stały kolumny. Mimo grubych sukien czuła ciepło jakie biło od kamienia, po tym jak cały dzień grzany był wspaniałym włoskim słońcem. Wyciągnęła dłoń w stronę Alessandro, zapraszając by do niej dołączył, co uczynił z uśmiechem.- Przypuszczalnie więc zdecydują ci, co zostaną - mówił dalej. - Przy czym, to pogłoska, ale podobno kardynałowie niektórzy chcą przewlec początek wyborów. Jeszcze inni mówią, że rodziny rzymskie będą miały największy wpływ na nowy wybór. Ponieważ papież Aleksander był Hiszpanem, to teraz mnóstwo osób próbuje się dorobić na rabowaniu mieszkańców Iberii pod jakimkolwiek pozorem. Czyli wielki młyn. To właściwie tyle. Codziennie docierają kolejne plotki.
Wampirzyca oparła się głową o jego ramię, słuchając jego głosu. Mimo jego stroju czuła pulsowanie jego krwi, mocno bicie serca gdy się zbliżała. Alessandro był taki uroczo niewinny. Będzie musiała podziękować Machiavellemu za doradzenie gospodarza. Zapowiadał się jej bardzo przyjemny pobyt w Rzymie. Ostrożnie wsunęła dłoń w jego dłoń i chwilę rozważając jego słowa gładziła jego palce. Czuła, że biedny markiz nie ma gdzie się podziać na zasadzie: i chce i obawia się, że nie wypada. Póki co zwyciężała ciągle ta druga opcja grzecznego szlachcica.
- Ilu kardynałów można się spodziewać na konklawe?
- 35, 36. Gdzieś tak, może ze dwóch więcej, jeśli zdążą dotrzeć, ale wątpię. Nie ma co się łudzić, będzie starcie pomiędzy opcją francuską, hiszpańską oraz włoską. Nie wiem, kto akurat będzie ostatecznie górą. Ponadto wojska francuskie i hiszpańskie chociaż nie stoją bezpośrednio w Rzymie, jednak ich cień sięga daleko. Pamiętasz pewnie groźby choćby poprzedniego króla Francji dotyczące papieża. Trudno rzec
- uniósł dłoń przekręcając ją lekko gestem niewiedzy.
 
Kelly jest offline