Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2017, 15:11   #7
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
- Podobno dom jest tam gdzie serce - odpowiedziała Lif, upijając łyk wody i kończąc resztki chleba. Było to jedyne co zjadła, chociaż stół uginał się od potraw i wszystko nie dość, że smakowało wyśmienicie to podobnie też wyglądało i pachniało.

Wkrótce życzenie Origi spełniło się. No bo ileż można siedzieć nad jednym posiłkiem? Królestwo potrzebowało swej władczyni, rady i niekiedy nawet i królewskiego małżonka. To, że jedna z księżniczek opuszczała pałac, nie dawało wystarczającego powodu do tego, by wszystko inne zostało odłożone na bok. Były listy do przeczytania, dokumenty do podpisania, spory do rozstrzygnięcia. No i były ostatnie przygotowania, które należało poczynić, nim królewska latorośl opuści bezpieczne gniazdko i wyfrunie na szerokie morza polityki. A przynajmniej tak na sprawę zapatrywali się członkowie rady.

Origa udała się z powrotem do swych komnat, gdzie czekały już na nią służki, gotowe by pomóc księżniczce w ubieraniu. Kufry pełne strojnych szat już zostały wysłane na statek, teraz zaś pewnie były przenoszone na “Wiedźmę”. Nie znaczyło to jednak, że Oridze dane będzie przejechać ulicami miasta w codziennym stroju. Nie, o tym wszak mowy nie było. Lud miał ją bowiem ujrzeć taką, jaką chcieli ją widzieć członkowie dworu. Miała mieć na sobie wyszukaną i piekielnie ciężką suknię, zdobną perłami i brylantami. Na głowie miała mieć swój diadem, również ozdobiony szlachetnymi kamieniami, które lśnić miały w słońcu, rzucając blask na jej postać. Na ramiona narzucono jej pelerynę z białego jedwabiu, wyszywaną na brzegach srebrną nicią. Na nogi zaś nałożono delikatne trzewiki, podobnie jak suknia, zdobione perłami. Ubiór ten znacznie różnił się od tego co dziewczyna zwykle nosiła, i trzeba było dodać iż był wyjątkowo niewygodny, chociaż bez wątpienia podkreślał jej na wpół anielską urodę.

W przeciwieństwie do niej, Litworowi nikt ubioru narzucać nie zamierzał. Nawet jednak i jemu obiło się o uszy jak to niby bohater królestwa powinien wyglądać. Najwyraźniej, wedle niezbyt dyskretnie wypowiadanych zdań, winien on mieć na sobie srebrną zbroję, która powinna zakrywać go od stóp po szyję. Głowa winna być odkryta, co by każdy mógł jego twarz ujrzeć, powinien jednak posiadać hełm, co by nie sprawiał wrażenia zbyt biednego by takowy posiadać. Na jego ramionach winien pysznić się płaszcz podbity futrem białych norek, a najlepiej żeby przy tym zdobił go srebrny haft. No i bez względu na to czy wolał on władać włócznią czy łukiem, winien mieć przy pasie miecz, skryty w zdobnej szlachetnymi kamieniami pochwie. No i, tego wszak nie można było zapomnieć, dosiadać on powinien białego wierzchowca, który także powinien zbroję posiadać, najlepiej taką by pasowała do tej, którą dosiadający go mężczyzna miałby na sobie. Wbrew jednak nadziejom dworzan i członków rady, na Litworze nie dało się wymusić by podążał grzecznie ścieżkami, które mu chcieli narzucić. W związku z tym dygnitarzom pozostało jedynie rzucanie uwag i spojrzeń. Ukradkowych oczywiście, bo przecież nikt oficjalnie potępiać istoty pokroju Litwora, nie miał zamiaru.


Tuż przed południem, uroczysty orszak królewski pojawił się w porcie. Na czele jechała gwardia na swych białych rumakach, za nimi jechała odsłonięta kareta, w której siedziała para królewska. W kolejnej jechała trójka potomstwa z Litworem podążającym na swym białym rumaku, prezencie od Merinsela, chociaż bez wątpienia rada maczała w tym swe palce. Za dwiema karetami podążały kolejne, wioząc członków owej rady i co ważniejszych dygnitarzy wraz z małżonkami i, w niektórych przypadkach, także potomkami. Orszak zamykała, tak jak i rozpoczynała, gwardia królewska. Tłumy zebrane na ulicy wiwatowały pozdrawiając swą władczynię i jej rodzinę. Ciekawskie spojrzenia wbijane były niczym miecze, w tych, którzy stali na szczycie drabiny. Nikt nie chciał przegapić okazji by znaleźć się w ich blasku. Tym bardziej, że podobno i słynny Litwor miał im towarzyszyć, a wszak każdy balladę o upadku nekromantki znał.

“Wiedźma” już na nich czekała. Trap był opuszczony, ruch przy statku minimalny. Widać wszystko co zrobione być miało, zostało zrobione. Na ich spotkanie zszedł niemłody już mężczyzna, którego Litwor po raz pierwszy na swe oczy widział.


- Witam i zapraszam - skłonił się lekko i wskazał dłonią pokład, uśmiechając się przy tym półgębkiem, co wcale zaufania do niego nie budziło. - Kapitan Mir Tores, do usług - dorzucił, prostując się i kładąc dłoń na rękojeści szabli, którą to miał do pasa przypiętą.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline